Drogi
Panie Krzysztofie Varga!
W
pierwszych słowach mego listu pozdrawiam Pana serdecznie i zapewniam o mej
szczerej sympatii do Pana osoby, wiem że takie pozdrawianie to obciach, ale przez
wzgląd na moją sympatię do Pana proszę mi to wybaczyć. Z pewną taką
nieśmiałością chciałam też nadmienić, że bardzo lubię czytać Pana felietony w
Dużym Formacie, odkąd się tam pojawiły ukoiły nieco mój żal spowodowany
zniknięciem jolek, wprawdzie to zupełnie inna bajka, ale zawsze żal mniejszy.
Gdyby
zapytał mnie Pan, co lubię w Pańskim pisaniu, powiedziałabym, że frazę, dowcip,
sposób patrzenia na rzeczywistość lekko cyniczny, powiedziałabym to oczywiście
wtedy, gdyby mnie Pan zapytał, jednak Pan mnie pewnie nie zapyta, bo skąd mnie,
szeregowego czytelnika.
Kiedy
więc wzięłam do ręki „Nagrobek z lastryko”, nie, nie kupiłam, przepraszam, nie
dałam Panu zarobić, ale wypożyczyłam z biblioteki, więc kiedy go wzięłam i
przeczytałam ekstatyczne recenzje z tyłu okładki, od razu pomyślałam, że będzie
dobrze, bo przecież napisali, że tu spotkały się wszystkie najlepsze cechy Pana
pisarstwa: „szlachetna melancholia, głęboka ironia, stylistyczna dyscyplina”. W
życiu bym tak tego nie ujęła, ale Dariusz Nowacki, który na łamach Gazety pisze
tylko pozytywne recenzje Pana książek, pewnie lepiej się na tym ode mnie zna.
Tak więc, kiedy wzięłam tę książkę do ręki, byłam pełna nadziei i oczekiwań,
zwłaszcza że to miała być powieść futurystyczna, a ja lubię powieści
futurystyczne, bardzo lubię. I powiem Panu nawet, że jakiś czas było dobrze,
czytałam w zachwycie, podziwiając celność Pana spostrzeżeń na temat życia na
początku XXI wieku, wynotowując co trafniejsze uwagi i żałując, że to nie z
mych ust padły. Bo i pomysł miał Pan przedni, powiem Panu, żeby akcję umieścić
w roku 2071 i przedstawić nam czasy, w których teraz żyjemy retrospektywnie, z
pozycji dwóch pokoleń do przodu. To daje właściwy dystans, stwarza pole do
popisu, można wyśmiać to co nam się nie podoba w naszym życiu i zadumać nad
tym, co nas w nim smuci, a zarazem puścić wodze fantazji, tworząc świat, który
być może stworzymy naprawdę, który niekoniecznie będzie nowy i wspaniały. Tak
więc przez pierwsze kilkadziesiąt stron zaśmiewałam się nad samą sobą, czasem
tylko łapiąc się na tym, że te kilka lat które dzieli mój i Pana rok urodzenia,
to jednak dużo. Niby nawet nie dekada, ale to dużo, to zmienia perspektywę,
powiem Panu, rocznik 1968 to jednak nie mój rocznik, może dlatego nie wszystko
rozumiem, może tak, ale z drugiej strony, to trochę ryzykowne pisać dla tak
wąskiego grona odbiorców, może jakieś ostrzeżenie dać na okładce, albo chociaż
legendę w środku, byłoby lepiej, naprawdę. Czytałam więc o Pana rówieśnikach, a
moich prawie rówieśnikach babci Annie i dziadku Pawle i czasem odnajdowałam w
nich siebie, a czasem nie, czytałam o ich córce i zdumiewałam się nieco,
czytałam o ich wnuku, urodzonym w roku 2038 i przestawałam rozumieć cokolwiek,
choć byłam ciekawa do czego to doprowadzi. I powiem Panu, że ja naprawdę lubię
Pana styl, Pana frazę, ale jak się to poczyta dłużej, to męczy nieco, i ja nie
wiem, jak to się stało, ale czytałam Pana książkę wieczorami, bo w dzień nie
mam czasu, i ja bardzo Pana przepraszam, ale co wieczór powtarzało się to samo.
Ja naprawdę dawno nie zasnęłam nad żadną książką, ostatni raz chyba nad
podręcznikiem prawoznawstwa, a tu kilka wieczorów z rzędu to samo, dziub,
dziub. Ale następnego wieczora podnosiłam się jak Feniks z popiołów i znów
próbowałam, naprawdę, niech Pan uwierzy. Ja nie wiem dlaczego tak się działo,
bo przecież i fraza mi się podoba, i dowcip, i cynizm, i złote myśli sobie
notowałam, jak na przykład tę, że „wyuczonym
zawodem mojej matki był zawód co do mnie”, no naprawdę, sam to Pan
wymyślił? I podziwiałam, że opisując w 2007 roku klęskę polskiej reprezentacji
w piłce nożnej podczas mistrzostw świata gdzieś w połowie XXI wieku, w meczu
otwarcia z Botswaną, otarł się Pan o profetyzm, Varga wieszczem, ludzie czy
słyszycie?! Ale to nic nie pomogło, ja bardzo przepraszam, ciągle co wieczór to
samo, dziub i dziub.
Ale
ja się nie poddaję, naprawdę, a już na pewno nie jeśli chodzi o mojego
ulubionego felietonistę, a poza tym Prawdziwi Znawcy Literatury, nie taki byle
ktoś jak ja, którzy w 2008 roku nominowali Pana za tę książkę do nagrody Nike, ba!
wynieśli Pana aż do grona finalistów, nie mogą się mylić, więc powiem Panu co
wymyśliłam, co okazało się zbawienne. Wzięłam Pana książkę do fryzjera
mianowicie. Tak, proszę się nie śmiać, naprawdę, to chyba najlepiej pokazuje
mój nabożny stosunek do Pana, że pomimo iż mogłam spędzić dwie i pół godziny na
lekturze prasy kolorowej, uzupełniając elementarne braki w wiedzy kto z kim i
dlaczego, a kto z kim już nie i co w związku z tym, wzięłam ze sobą właśnie
Pana książkę. Powiem Panu szczerze, że fryzjer to traktował mnie tego dnia
inaczej niż zwykle, pewnie myślał, że to o grobach, a kto normalny czyta o
grobach u fryzjera, ale ja się nie zrażałam, bo dla Pana jestem skłonna do
poświęceń. I kiedy tak siedziałam w oparach amoniaku, to im dłużej siedziałam,
tym bardziej mi się Pana książka podobała, i chichotałam się nawet na tym
fotelu fryzjerskim, i tak teraz myślę, że to może być Pana wina, że z jednej
strony mam trochę krzywo włosy obcięte, bo fryzjer chciał się mnie szybciej
pozbyć, bo się bał wariata, ale nic to, te chwile, kiedy rozumiałam Pana prozę
wszystko mi wynagradzają.
I
tylko mam prośbę na przyszłość. Bo wie Pan, z tą farbą to nie można tak długo
siedzieć, a włosy to ma się tylko jedne i skórę na głowie też. Więc jakby Pan w
przyszłości mógł tak trochę zwięźlej, tak ze 100 stron, góra 150, to ja dam
radę przeczytać przez te dwie godziny, bo ja naprawdę szybko czytam, proszę
Pana.
Mając
powyższe na uwadze, licząc na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby, pozostaję z
szacunkiem i poważaniem,
momarta.
Krzysztof Varga, "Nagrobek z lastryko", wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007.
Droga Redakcjo, ale znaczy co: czytać czy nie czytać? Ja u fryzjera nie mogę, bo mnie okręcają takim ortalionem, więc mógłbym ewentualnie wieczorami, ale wtedy dziub dziub, tak? Tyle że ja nie mam problemów z zasypianiem po znojnym dniu, więc może szkoda na mnie takiego dobrego usypiacza? Pozostaję z szacunkiem, ZWL.
OdpowiedzUsuńDrogi ZWL,
Usuńciężko jest doradzić w tak delikatnej sprawie, ale myślimy że kluczowe dla powodzenia są opary. Jeśli będą opary, lektura powinna zakończyć się sukcesem. Wieczorem, nawet w oparach, nie radzimy czytać.
Do rozważenia pozostaje też drugie rozwiązanie: przeczytać pierwsze 100 stron. Ta wersja nie została jednak przez Redakcję skonsultowana z Pisarzem, wobec czego nie wiemy, czy nie skończy się to ekskomunikowaniem czytającego z grona Najlepszych Blogerów Polskiej Blogosfery, za co Redakcja nie chciałaby brać odpowiedzialności.
W przyszłości zachęcamy także do skorzystania z prowadzonego przez nas kącika porad kulinarnych, towarzyskich i modelarskich.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Redakcja
Droga Redakcjo, czy jako opary może wystąpić dym z palonych liści? Jeśli tak, to odłożę lekturę do czasu rozpoczęcia stosownych prac ogrodowych:) Z kącika kulinarnego, jako też z rad dla młodych rodziców korzystam nieustannie, za co wyrażam Szanownej Redakcji szczerą wdzięczność:)
UsuńZ ukłonami
ZWL
Jasne, jak kobieta każe, to dym z palonych liści nie przeszkadza koledze. A jak człowiek ze szczerego serca z kadzidełkiem ... Chlip :(
UsuńToż to cała kadzielnica była, a ja nienawykły:PP
UsuńDrogi ZWL,
Usuńz liśćmi zalecamy ostrożność i rozwagę, zwłaszcza przy wyborze rodzaju ziela. Przy pracach ogrodowych sugerujemy także konieczność używania odrębnych rękawic, tak aby lektury nadmiernie nie ubłocić.
Grono naszych Redaktorów pracuje dzień i noc, aby zaspokoić wszystkie potrzeby naszych Czytelników, toteż wyrazy wdzięczności przyjmujemy z radością.
Polecamy się niezmiennie do usług,
Redakcja
Szanowna Redakcjo,
UsuńWasza odpowiedź rozwiewa więc obawy Kolegi Bazyla, że będę wolał swąd liści od jego kadzideł - bo nie będę:P Wysiłki Redakcji bardzo doceniam, czekam niecierpliwie na nowe rubryki:)
Z poważaniem
ZWL
I tu redaktorka prywatnie: ja tak myślę, że nadmierne okadzenie to też niedobrze, ale takie jak Bazylowe - subtelne i z umiarem, tylko na zdrowie wyjdzie:)I z tą nienawykłością, to proszę mi tu nie bajdurzyć, bo ostatnio zewsząd kadzą, więc nawet największy skromniś by się nie oparł:)
UsuńWizja czytelników oczekujących w napięciu na stale nowe rubryki lekko mnie przytłacza, ale cóż, któż mówił, że to lekka praca?
Bazyl subtelnie i z umiarem, ale ogólny nadmiar kadzideł szkodzi, zaraz mi sodówka nosem pójdzie i co? Zostanę zmanierowanym celebrytą:)) Natomiast Redakcji życzymy wytrwałości i wielu pomysłów oraz czasu i sił, by je realizować ku uciesze i pożytkowi czytelników:)
UsuńJa rozgłaszam tu i ówdzie, bo wolę żeby naród czytał rzeczy dobre niż papkę pisaną wg najlepszego, szkolnego wzorca na najlepsiejszą recenzję. Z tegoż powodu sam nie życzę sobie rozgłaszania :)
UsuńBycie celebrytą też ma swoje dobre strony - czy Ty wiesz, ile oni czasu spędzają u fryzjera i na masażach? Ile wtedy można przeczytać, o rany!
UsuńMoim zdaniem nie da się czytać, jak leżysz z głową w dziurze łóżka do masażu, a ktoś cię tłucze po plecach. Ewentualnie podczas pedikiuru:) Na celebryckie rozrywki jeszcze mnie nie stać i muszę czytać ukradkiem podczas dobranocki:)
UsuńBazyl: uprasza się o wybaczenie, ale czy mógłbyś przybliżyć na czym polega związek pomiędzy tym, że naród powinien czytać rzeczy dobre i trzeba go odpowiednio nakierowywać, a koniecznością nierozgłaszania wieści o Bazylu? Ja tu widzę sprzeczność i brak logiki, że tak z grubej rury walnę. Bo o to, że przedkładasz prywatę nad dobro Narodu to Cię nie podejrzewam, o nie!
UsuńZWL: w każdej pozycji da się czytać - jak masz dobry wzrok, to podczas masażu książkę kładziesz na podłodze, jak gorszy, zaopatrujesz się w okulary, bądź soczewki. Dla chcącego nic trudnego! A czytanie podczas dobranocki powoduje brak jedności pomiędzy rodzicem a dzieckiem - a jak Cię znienacka zapyta o jakiegoś konika, a Ty nie będziesz wiedział, co odpowiedzieć?!
Ja też widzę sprzeczność w komentarzu Bazyla, ale ja się już z nim nie sprzeczam, bo on ma nade mną liczne przewagi, np. pisze dowcipnie, a poza tym jest duuuuużym chłopcem i trochę strach tak mu się sprzeciwiać. Już tam ponoć szykuje na mnie jakiegoś żuka z kolegami:PP
UsuńDobranocki mają to do siebie, że są powtarzalne, niekiedy po kilkadziesiąt razy i doprawdy wystarczy w miarę uważne obejrzenie dwa razy:P Progenitura przytula ojca w co straszniejszych momentach, to jest integracja rodzinna, i wszystko gra:)
Cel osiągnięty. Zostałem pogłaskany i mogę spocząć na laurach.
UsuńPS. Kochanie, gdybyś przypadkiem tu trafiła, zauważ że laury są przez małe "l" :D
Bazylu, ty niecny prowokatorze!
UsuńA Kochanie - gdyby tu trafiło - uspokajam, że jak dotąd żadnych Laur tu nie było...
ZWL: no nie wiem, ja w podobny sposób oglądam Ciekawskiego Georga, ale jak zbytnio oddalę się myślami, zawsze się gubię, czym wywołuję zgorszenie małoletnich.
Pociesz się, że małoletni też się gubią. Scena ranna. Oglądamy ze Starszym nowego "Pinokia" z MR i zachwycamy się ilustracjami Innocentiego. Młodszy je śniadanie w kuchni, za winklem. Starszy: - Zobacz tato tego rekina! Mała torpeda wypada zza ściany: - Do kina?? Ja też chcę z wami do kina!!!! :D
UsuńScenka rodzajowa cudna. Ja wokół tego "Pinokia" też krążę i krążę, i żydzę strasznie, ale coś czuję, że muszę zgęścić ruchy, bo mi wykupią.
UsuńPodziwiam, że Wy tak rano książeczki sobie spokojnie oglądacie. Wprawdzie podejrzewam, iż wynika to tylko stąd, iż w tym czasie Kochanie i Matka Dzieciom miota się tak samo jak ja, usiłując zrobić wszystko i jeszcze trochę, dzięki czemu Ojciec może na luzie robić inne rzeczy (Ojcowie zawsze uważają, że te poranne rzeczy można zrobić później), ale i tak zazdraszczam bardzo:P
Momarta: a jak można się pogubić w Ciekawskim George'u, doprawdy:PP U nas w szczycie porannego chaosu Najstarsza czyta sobie spokojnie Kleksa, udając, że naciąga rajstopki:)
Usuń@momarta Nie daj się zwieść pozornemu spokojowi naszego poranka. Ominąłem bowiem byłem groźby werbalne, kierowane szczególnie do starszego. Cały cyrk z ubieraniem Młodszego. Pertraktacje żywieniowe (obaj). Lecenie na łeb do sklepu, bo Kitek dziś chciałby wcześniej, ale wczoraj zapomniał powiedzieć. Etc., itd. i w tym guście.
UsuńA "Pinokio" leżał na ławie i akurat wpadł szwendającemu się Bartkowi w łapy. Słowem - scenka miała być sweet i taką po odarciu z prozy życia się stała :) Ale cyt..., bo zdradzam warsztat :)
Bazyl=Wielki Manipulator:DD
UsuńW skrócie - Big Man :)
UsuńCo, nie ukrywajmy, też jest prawdą:P
UsuńTo akurat tak :) Reszta to sieciowa kreacja, z której przy bliższym poznaniu jeno drzazgi lecą :)
UsuńTo się oceni przy bliższym poznaniu:)
UsuńCzyżbyś był orędownikiem I Multigalaktycznego Zlotu Blogerów Książkowych w Pcimiu Górnym? Czy tylko, jak Los zawiedzie mnie w Twoje, a Cię w moje, strony, chcesz się umówić na 0.7 l :P
UsuńNie znoszę intergalaktycznych zlotów:P Ale nasze orbity, że pozostaniemy przy stylistyce kosmicznej, kiedyś się przetną:) Na 0,7 to ja mam za słabą wątrobę, może być piwo:))
UsuńMiło mi, że stworzyłam platformę, na której możecie się swobodnie porozumiewać:) A przy przecięciu Waszych orbit, to ja chciałabym być, bo coś czuję, że będzie się działo!
UsuńZaś co do meritum: Bazylu, z uwagi na Twoje tricki i sztuczki, podchodzę teraz do Ciebie nieufnie, więc nie wiem czy wierzę nowym zeznaniom, nie wiem...
U mnie rano dzieci do lektur się nie garną. Wybierają raczej TV, bo wiedzą, że popołudniu matka nie pozwoli, a rano zdarza się jej niekiedy (po uprzednim przygotowaniu podkładu przez dzieci, oczywiście) potraktować telewizor jako sprzymierzeńca i ostatnią deskę ratunku:(
Już uciekamy z prywatą. I żeby nie zagracać Ci bloga zapraszam na http://carpelibros.glt.pl/, gdzie można uprawiać pierdu, pierdu do woli. A i potaplać się w blogersko książczanym kisielu też :)
Usuń@ZWL Browar też może być, aczkolwiek nie wiem czy filtrowanie 3 litrów bro, to taki rarytas dla wątroby :P
@momarta Bez trików i sztuczek byłbym wołającym na puszczy, a tak jestem w miarę powabną syreną. Tylko proszę mi nie pchać wosku do uszu :)
Bazyl, mnie i dwie butelki wystarczą:P A ponoć piwo dobrze na nerki robi:D
UsuńMomarto: dzięki za udostępnienie platformy:)
A zaniepokojonym małżonkom mówimy, że nie znamy nijakiej Laury, co nie?
PS. Wizja Bazyla jako powabnej syreny mnie przerosła:))
A mówią, że to ja jestem przerośnięty. Już cyt..., bo pan Varga zeszedł nam na mocno daleki plan. :P
UsuńBo jesteś:P Co tam jakiś pisarz, jak się tak przyjemnie o życiu rozmawia:)
UsuńBazylu, i Ty przeciwko mnie?! Ja absolutnie nie mogę na to carpelibros zaglądać, bo polegnę do reszty z ogarnianiem świata wokół mnie. A nawet z godzin przeznaczonych na sen nie da się już nic więcej wykroić, bo jadę na rezerwie:(
UsuńPlatforma mi nie przeszkadza, proszę bardzo, dyskusja rozwija się całkiem interesująco i mało przewidywalnie: było o oparach ziela, teraz o odurzaniu się trunkami - jakie szczęście, że to nie wpis o dziecięcej książeczce:P
A co do syreny - ja też nie dałam rady. Może choć morświn, Bazyl, co?
O matko kochana, późno jest, a mnie się zwoje przegrzewają od tej wizji:P
UsuńMetaforycznie, Moi Drodzy, metaforycznie.
UsuńNawet jeśli metaforycznie, to tylko z morświnem moja wyobraźnia da radę:)
UsuńNawet metaforycznie moja wyobraźnia wysiadła:P
UsuńPodzielam rozpacz jolkową, dotąd nie utuloną, oraz zachwyt felietonowy, jak na razie nieustający. Panie Vargo, bliższe Pana poznanie dopiero przede mną, na półce "Karolina" stoi i jak się kto w stosikowym zlituje to może nawet ją w listopadzie przeczytam. An.
OdpowiedzUsuńJa się co jakiś czas otulam jolkowo, sięgając po przykurzony już mocno stos DF z lat 2008-2009, gdzie są jeszcze nierozwiązane przeze mnie jolki:)
UsuńJak "Karolina" cieńsza niż "Nagrobek", to dasz radę! Ja jako następny planuję "Gulasz z turula", ale muszę trochę odczekać, inaczej będzie źle, tak czuję.
Ja właśnie na "Gulasz" polowałam, a skończyło się niezbyt opasłą "Karoliną". Ja też jeszcze gdzieś ze dwie zachowane jolki mam, ale więcej nie ma, bo przecież wtedy zachłannie się z mamą rzucałyśmy każda na swoją i na wyścigi rozwiązywałyśmy. A co się człowiek słowników nawertował....
UsuńMy w taki sposób rozwiązywałyśmy jolki z koleżanką. Ilość telefonów, jakie do siebie wtedy wykonywałyśmy w ciągu jednego wieczora była kosmiczna:)
UsuńJa też jolkę kojarzę z wertowaniem słowników, a nie z guglaniem (choć wtedy szło znacznie szybciej). U mnie znakomicie sprawdzał się też Kopaliński!
Jakiś czas temu natknęłam się w internecie na stronę twórców tych jolek, którzy oferowali się, że mają ich jeszcze spory zapas i za stosowną opłatą chętnie wyślą. Wysokość owej opłaty była jednak zaporowa: 6 czy 8 zł za małą jolkę.
Aha! Przypomniało mi się, że po zniknięciu jolek pierwszy raz w życiu napisałam list protestacyjny do redakcji!
Jak to się stało, że jury "Press" tu nie dotarło? Ja dotychczas nie zaliczyłem dziub, dziub, nad książką, ale kiedyś zdarzyło mi się "przeczytać" kilkadziesiąt stron w trybie zombie :)
OdpowiedzUsuńTryb zombie też znam, ale kilkadziesiąt stron to jest naprawdę imponujący rezultat, no,no,no! A cóż to za atrakcyjna lektura była?
UsuńA jury "Press" nie dotarło, bo to Vargę i jego styl, a nie mnie by musiało nagradzać, a już przecież nagrodzony tyle razy (i za "Nagrobek" też), że okres karencji wprowadzili:)
Jury pressu kiedys tu dotrze. Na razie - sami podziwiajmę te frazy.
UsuńNiestety tytułu nie pamiętam, ale takie kilkustronicowe zombiowanie zdarza mi się nagminnie. Ot, wczoraj, przy "Sienkiewiczu", też :) Denerwujące jest cofanie i sprawdzanie, gdzie to jego wielce szanowna emulsja, tfu, eminencja, bazylowy Rozumek, przysnął :(
UsuńIza: Frazy rodem z Vargi (tak wiem, epigoni nie są w cenie), bardzo się starałam:)
UsuńBazyl: a bo Ty zawsze musisz czytać ze zrozumieniem? Nie wystarczy "zaliczyć" tak poważną lekturę? Trochę spiszesz z okładki, coś na chybił trafił z końca i tak wszyscy się zachwycą:P
Mi, co gorsza, tryb zombie zdarza się ostatnio nawet przy prasie, co chyba świadczy o postępującej degradacji zwojów mózgowych, względnie wyczerpaniu wolnego miejsca tamże...
To jest tak, że kiedyś, gdzieś tak we wczesnej kredzie albo późnej jurze, nie przeszkadzało mi w lekturze absolutnie nic. Ja właziłem do książki jak, nie przymierzając, Thursday Next i dopiero środki przymusu bezpośredniego przywracały mnie szarej rzeczywistości. A teraz. Skrzat kichnie i już dupa ze skupienia :( SKS jako żywo :)
UsuńJako, że już kilkakrotnie objawiłam ignorancję leksykalną, nie wstydzę się pytać i tym razem: SKS w znaczeniu karabinek, czy raczej zajęcia sportowe?
UsuńRaczej w znaczeniu - Starość, urwał, Starość :P A strzelał ja z kbks :D
UsuńGłowy za ten sks, to nie dam, ale miałam kiedyś takie zajęcia, że mnie o broniach i pociskach uczyli, i był i sks, i kbks, ale może mi się to tylko roi? Ze starości?:P
UsuńBył i taki, i taki. A wracając do meritum, to czy ten "Gulasz z turula", to o Węgrach, bo mi się coś obiło, a i naród chwalił tu i ówdzie.
UsuńDobrze się obiło. Ja wahałam się od czego zacząć, a teraz nie wiem, czy dobrze wybrałam. Zdaje się jednak, z tego co zdążyłam przekartkować w bibliotece, że tam fraza mniej męcząca i jakoś na cieńszą wyglądała, uf!
UsuńTeż sie zastanawiam jak jury pressu momartę mogło ominąć?
UsuńTo się zmieni w przyszłym roku:) Natomiast tytuł blogowego debiutu roku jest pewny i gdybym miał choć odrobinę zdolności, to bym wymalował markerem stosowną bukę na desce:)
UsuńNo przestańcie już, dobra? W tym rozdaniu to Zacofanemu ma pójść sodówka do głowy, a nie mnie! Z dwójką nadętych reszta blogosfery sobie nie poradzi, a jednego jakoś się okiełzna:P
Usuń(Ale TAKĄ bukę, to ja chętnie przyjmę:))
Jak Ty się nadmiesz, to ja już nie będę musiał, proste:P
UsuńO nie, nie! Liczy się kolejność zgłoszeń!:)
UsuńŚwietny tekst! A już się bałam, że wzięłaś Vargę do fryzjera, żeby przyciął fragmenty książki.;)
OdpowiedzUsuńMnie też się długo czytało "Nagrobek", ale satysfakcja była. Te wizje przyszłości, ta zgryźliwość... Lubię Vargę, także tego felietonowego. Czasem leci Pilchem, ale nic to, odpowiada mi jego poczucie humoru/złośliwości.
Podobno "Trociny" czyta się w jeszcze większym znoju, ale chyba nic nie przebije "Karoliny" pod tym względem.;)
Też miałam te skojarzenia z Pilchem - wydaje mi się, że chodzi o sposób konstruowania zdań, owo "frazowanie" właśnie. Uważam jednak, że Varga Pilcha przegania tym właśnie, o czym napisałaś - specyficznym poczuciem humoru i cynizmem. Pilch jest w tym zakresie dla mnie "za miętki":)
UsuńJa jednak nie wiem, czy mam satysfakcję po tej lekturze - serio uważam, że gdyby była krótsza, byłoby dla wszystkich lepiej, a i poziom satysfakcji czytelniczej znacznie by się podniósł. Ba! Czuję wręcz lekkie rozczarowanie - nawet nie rozwojem fabuły (specyficznym dość), ale tym, że zbyt często nie wiedziałam po co i dlaczego. Przez 150 stron pokryłabym to rozczarowanie frazą, a przez ponad 300 się nie dało.
Natomiast po Twoich zachęcających słowach na temat pozostałych pozycji, pozostanę przy swoim zamiarze przeczytania na razie tylko "Gulaszu z turula"...
Pilch "miętki" przy Vardze? Ooo, to muszę spróbować tego ostatniego. Ale najpierw, dla porównania, wciągnę kupiony gdzieś okazyjnie "Dziennik" tego pierwszego.
Usuń@ momarta
UsuńMasz rację, Varga jest bardziej zjadliwy. Myślę, że Pilch z wiekiem po prostu lekko złagodniał, choć dla odmiany coraz częściej w wywiadach zdarza mu się zakląć szpetnie.
Ostatnio jakoś wywiadów z Pilchem nie czytałam, ale nie wiem, czy to o wiek chodzi. Osobiście mam zaległości jeśli chodzi o jego nowsze pozycje, więc bazuję na znajomości tych wcześniejszych, pisanych przez Pilcha Młodszego.Tak, czy siak, też go lubię:))
UsuńBazyl: wciągaj, wciągaj i się potem podziel, bo mi się taka cudna okazja nie trafiła, a wśród moich książkowych pozycji "must have" (za wszelką cenę) ta akurat nie się nie mieści.
Polecam wysłuchanie fragmentów Pilchowych dzienników tu:
Usuńhttp://www.polskieradio.pl/8/195/Artykul/627084,Przyjemnosc-sluchania-Pilcha
A dziękuję, jak się nadarzą sprzyjające okoliczności przyrody, chętnie posłucham!
UsuńAniu nie strasz "Karoliną", bo aż ją pozaprogramowo z półki wezmę:)
UsuńWeź, weź, ja chętnie poczytam co o niej myślisz. A masz w najbliższych planach jakiegoś fryzjera może?
UsuńPo tak obszernych i licznych wypowiedziach mam dylemat- przyznać się, czy się nie przyznać, że pisarza nic nie czytałam, ani tyci tyci. No chyba się przyznam, a co gorsza Plicha czytałam jedynie Pod mocnym aniołem i raczej nie przypadł mi do gustu :( Ale zaraz posłuchać, co tu Ania poleca.
OdpowiedzUsuńŁe krótkie to było i niewiele mi powiedziało na temat Dziennika :(
UsuńJak widzisz, ja do teraz też nic Vargi nie czytałam (poza felietonami), więc nie przejmuj się zbytnio! Jeszcze mi się nie udało odsłuchać Pilcha, więc nie wiem jak jest.
Usuń"Pod mocnym aniołem" jest mocno specyficzne, też przez tematykę, więc ja na Twoim miejscu jeszcze bym spróbowała czego innego.
Z reguły nie zniechęcam się po pierwszym razie, daje drugą, a czasami i trzecią szansę. :)
UsuńJa do trzech chyba jeszcze nigdy nie doszłam, a i do drugiej często mocno muszę się zmuszać.
Usuń