piątek, 22 lutego 2019

Budzący się rodzice szukają budzących się nauczycieli, czyli głos wołającego na (szczecińskiej) puszczy

Na wczorajszym (21 lutego) spotkaniu BSS Szczecin (i nie tylko) pt. "Rodzice sojusznikami zmiany w edukacji" większość uczestników stanowili... rodzice.
W grupie uczestniczących w spotkaniu nauczycieli (świetnych, otwartych!) większość - jak na moje oko - stanowili ci spoza Szczecina. 


 Pod postem Doroty Trynks (siły sprawczej szczecińskich spotkań) "budzący się rodzice szukają budzących się szkół" (post tutaj), jak dotąd można znaleźć wyłącznie komentarze poszukujących rodziców. Odpowiedzi nauczycieli brak.

Popyt przewyższa podaż. Miałam to na zajęciach z ekonomii.
Cytuję za internetową "Encyklopedią zarządzania": „nadwyżka wartości popytu nad wartością podaży skutkuje zwiększeniem konkurencji wśród konsumentów dóbr, a w rezultacie wzrostem cen. Kiedy ceny rosną, zmniejsza się zapotrzebowanie na dane dobro, co jednocześnie skłania producentów do powiększenia rozmiarów podaży.”

Jak skłonić „producentów” dobrej edukacji do powiększenia rozmiarów podaży, przy jednoczesnym pominięciu etapu wzrostu cen?

Oto jest pytanie.
Hamlecie, Ty ze swoim wysiadasz, przykro mi.

środa, 13 lutego 2019

T.Noah "Nielegalny", czyli śmiech przez łzy


Być może gdybym przeczytała „Nielegalnego” w ubiegłym roku, zaraz po tym gdy ukazał się w Polsce, uważałabym – jak Marcin Meller, który podzielił się swoją opinią na temat tej książki na jej okładce – że to „przezabawna opowieść o koszmarnych czasach”.
Chociaż, po zastanowieniu, prostuję. Nie sądzę, abym użyła przymiotnika „przezabawna”. Noah pisze wprawdzie lekko i żartobliwie, ale nie po to, by czytelnika rozbawić. Raczej, by zmiękczyć swoją, jakżeż gorzką, opowieść o – tu zgodzę się z Mellerem – koszmarnych czasach.


Trevor Noah urodził się w roku 1984, a w książce opisał swoje dzieciństwo w RPA. To wystarczy, by stępić czujność polskiego czytelnika i zasugerować mu, by potraktował tę książkę jako egzotykę (nie dość, że do RPA daleko, to jeszcze wszystko działo się tak dawno temu); kolejną rzecz, którą przeczyta na luzie, ciesząc się, że „nas to nie dotyczy”. 

W Polsce nie mamy obecnie wielokulturowego, wielokolorowego i wielojęzycznego społeczeństwa. Nie istniał u nas nigdy problem apartheidu, ani tego co po nim (a co zdaniem Noaha i wielu innych nie było i nie jest wcale wiele lepsze). Mieliśmy jednak i mamy inne dylematy, których podłoże i skutki są podobne jak w RPA i innych miejscach na świecie.

Wykluczenie. Z tego czy innego powodu – koloru skóry, języka, statusu społecznego i majątkowego, wyglądu, poglądów politycznych czy orientacji seksualnej. Wszystko może okazać się nie takie. Zdecyduje o tym jakaś grupa, do której – z tych lub innych względów – nie będziesz należeć.

Lektura „Nielegalnego” porusza nie tylko ze względu na literacką sprawność autora książki, ale także (a może przede wszystkim) z uwagi na fakt, iż jest to opowieść osoby, która urodziwszy się z nielegalnego związku białego mężczyzny i czarnej kobiety, musiała odnaleźć swoje miejsce w świecie, w którym nie przewidziano przestrzeni dla takich jak ona.
To także opowieść o kobiecej sile, a w szczególności – by znów posłużyć się okładkowym sloganem – hołd złożony matce autora.

matka autora
źródło zdjęcia
Patricia Nombuyiselo to kluczowa postać tej historii, kobieta silna mocą płynącą z jej wnętrza, choć także i z wiary (gdyby „Nielegalny” został zekranizowany, Jezus miałby spore szanse na Oscara za rolę drugoplanową). Choć jej metody wychowawcze wywołują sprzeciw („Co roku zwyciężałem w zawodach w dzień sportu (…) i co roku mama wygrywała rywalizację mam” – pisze Trevor Noah. – „Dlaczego? Bo wiecznie za mną biegała, żeby mi spuścić lanie, a ja wiecznie przed nią uciekałem, żeby tego uniknąć.. Nikt nie biegał tak szybko jak mama i ja. (…) Lubiła też rzucać przedmiotami - wszystkim, co się akurat napatoczyło. Jeżeli to było coś delikatnego, musiałem to złapać i odstawić. Gdyby się zbiło, byłaby to moja wina i dostałbym jeszcze większe lanie.”), to nie sposób nie zgodzić się z jej rozumieniem roli matki, tak opisanym w książce przez jej syna:
 „Mama lubiła powtarzać: „Moim zadaniem jest karmić twoje ciało, twojego ducha i twój umysł.” I tak właśnie robiła.”
I dalej, w innym miejscu: „Mama wychowywała mnie tak, jakby świat stał przede mną otworem. Z perspektywy czasu widzę, że wychowywała mnie jak białe dziecko – nie w sensie kulturowym, ale w sensie wiary w swoje możliwości, wyrażania własnych opinii, przekonania, że moje poglądy, myśli i decyzje są ważne. Powtarzamy ludziom, żeby podążali za swoimi marzeniami, ale człowiek jest w stanie marzyć jedynie o tym, co potrafi sobie wyobrazić, a nasza wyobraźnia, w zależności od tego, skąd się wywodzimy, bywa mocno ograniczona. Marzeniem ludzi dorastających w Soweto był drugi pokój. Marzył nam się podjazd. I to, że może kiedyś na końcu tego podjazdu stanie brama z żelaza. Taki był nasz horyzont. Tymczasem najwyższy szczebel tego, co możliwe, zawsze jest daleko poza zasięgiem naszego wzroku. Matka pokazywała mi te możliwości.”

Siłą „Nielegalnego” jest jego wielopłaszczyznowość. Można w czasie lektury skupiać się na tym, w jaki sposób przedstawione są tam kobiety. Lub mężczyźni, jak kto woli. Można także szczególną uwagę zwracać na kwestie edukacji. Albo religii. Albo na wiele innych spraw, o których tam mowa (rasizm i jego źródła, przemoc domowa, państwo, prawo, cokolwiek sobie wymarzycie). Co jednak ważne, każda z tych czytelniczych dróg prowadzi nie tylko do poszerzenia wiedzy o południowoafrykańskiej rzeczywistości, lecz i do, niestety gorzkich, uniwersalnych konstatacji. Mimo bowiem że główny bohater, „nielegalny” Trevor Noah jest kolorowy, a znaczna część bohaterów jego książki czarna, w postawionych przed nimi lustrach odbijają się nader często białe twarze. Moja na pewno, może też Twoja, a może i sąsiada zza rogu.

Jak wychowujemy nasze dzieci? Czy jak „białe dzieci”, czy może „czarne”, zamknięte w kokonie naszych bojaźni i lęków? Czy pokazujemy im ich możliwości, wspieramy w marzeniach? Czym karmimy ich umysły?
Czy zastanawiamy się jak ulotne i ocenne jest to, co – żyjąc w bezpiecznym świecie – wyznacza nasz status? I jak łatwo to stracić? 

Język niesie ze sobą tożsamość i kulturę, a przynajmniej pewne wyobrażenie o niej. Wspólny język mówi: „Jesteśmy tacy sami”. Bariera językowa mówi: „Jesteśmy różni”. Architekci apartheidu to rozumieli. Obok fizycznej separacji jednym ze sposobów na wzmocnienie podziałów wśród czarnej ludności była separacja językowa. (…) Jeżeli jestem rasistą i spotykam kogoś, kto wygląda inaczej niż ja, różnice językowe wzmacniają moje rasistowskie uprzedzenia: ten człowiek jest inny, mniej inteligentny. Meksykanin, który zamieszkał w Ameryce, może być naukowcem, ale jeśli mówi łamaną angielszczyzną, ludzie powiedzą:
- Ee, nie ufam temu facetowi.
- Ale to naukowiec.
- Kto ich tam wie, co to za meksykańska nauka. Nie ufam i już.

Jakżeż łatwo przychodzi nam zaszufladkowanie mówiących po arabsku i śniadych (2 w 1) uchodźców z Afryki. Wiadomo, nie mogą reprezentować sobą niczego dobrego.
Równie dobrze radzimy sobie również z przybyszami zza wschodniej granicy. Wyglądem wprawdzie nie różnią się od nas, językiem niby również nie za bardzo, ale nie dalej niż po drugim wypowiedzianym przez nich z charakterystycznym zaśpiewem zdaniu, wiemy z kim mamy do czynienia.

„- Mamo, a oni na tej Ukrainie to chyba nie są za mądrzy? Bo strasznie dużo u nich sprzątaczek.” – oznajmiło w ubiegłym miesiącu moje własne dziecko. Które – żeby nie było wątpliwości – nigdy nie widziało ani we własnym domu, ani w domu nikogo z bliskich żadnej sprzątającej Ukrainki. W czasie każdego pobytu w szpitalu spotykało jednak i spotyka salowe mówiące wyłącznie z charakterystycznym zaśpiewem. Słuchało również wielu rozmów na temat pracowników zza wschodniej granicy, w tym w szkole. Wystarczyło, by nasiąknął stereotypowym myśleniem.

I tak doszliśmy do mojego konika. Edukacji. W kontekście roli jaką ma do odegrania także w zakresie zapobiegania wykluczeniom, nie do przecenienia. 

W Niemczech każde dziecko uczy się w szkole o Holokauście. Nie tylko poznaje fakty, ale również genezę i znaczenie tego zjawiska. Dzięki temu młodzi Niemcy wchodzą w dorosłość z odpowiednią wiedzą i poczuciem skruchy. Szkoła brytyjska do pewnego stopnia podobnie traktuje kolonializm. Brytyjskie dzieci poznają historię imperium  z wyczuwalnym między wierszami zastrzeżeniem: „Trochę jednak wstyd, co?”.
W RPA do dziś nie uczy się w ten sposób o potwornościach apartheidu. Nie uczy się u nas krytycznej oceny ani wstydu. Nauka historii wygląda jak w Ameryce, gdzie mówi się dzieciom: „Najpierw było niewolnictwo, potem Jim Crow, potem Martin Luther King i skończyło się.” U nas jest podobnie: „Apartheid był zły. Nelson Mandela wyszedł na wolność. Porozmawiajmy o czym innym.” Garść faktów z pominięciem wymiaru emocjonalnego i moralnego. Tak jakby nauczycielom, nadal w przeważającej części białym, powiedziano: „Róbcie, co chcecie, tylko nie denerwujcie dzieci.”

Człowiek wykształcony jest człowiekiem wolnym, a przynajmniej tęskniącym za wolnością”, napisał Noah w innym miejscu.

Dla moich dzieci nie marzę o niczym innym niż o wolności.

Trevor Noah „Nielegalny”, przełożył Łukasz Witczak. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2018.