Szczecin i Targi Książki
raczej nie idą z sobą w parze.
Na
szczęście, bo jeśli chodzi o książki jestem kompulsywnym maniakiem, który
najpierw kupi, a dopiero potem pomyśli.
Na
nic przy tym zdają się zabezpieczenia w postaci noszenia niewielkiej ilości
gotówki w portfelu – wszak żyjemy w czasach, kiedy ilość bankomatów w
przeliczeniu na jednego mieszkańca stopniowo przewyższa nawet liczbę
aptek, a i obrót bezgotówkowy ma się coraz lepiej.
Niestety,
dziś zaliczyłam spektakularną klęskę.
Wystarczyło,
że pojechałam na Szczecińskie Spotkania z Książką dla Dzieci i Młodzieży, a w
moim domowym budżecie pokazało się dno.
I
myli się ten, kto sądzi, że jest ono efektem naciągnięcia na zakupy
słabego rodzica przez bezwzględne dzieci. Przeciwnie, dzieci wyraziły łaskawe
zainteresowanie jedną, no, może i drugą pozycją, po czym zgłosiły chęć
odmeldowania z imprezy.
Na szczęście (choć w
kontekście finansowym zdecydowanie na nieszczęście) ja wiem od nich lepiej i
zdążyłam wcześniej zakupić małe co nieco.
Szczególnie
cieszy mnie zakup książek z wydawnictwa Tako, tym bardziej że przemiły pan
(pozdrawiamy!) udzielił nam bardzo przyjemnego rabatu, dorzucając dodatkowo w
gratisie prawdziwą Skrzynkę Potworów, do której zamierzamy wrzucać wszystkie
kolejne części ukazującej się właśnie serii (na razie ukazały się trzy i tyle też mamy).
Mam
wrażenie, że to akurat wydawnictwo robi sobie sporą krzywdę, wydając książki
tak ładnie i starannie. Cena ich pozycji automatycznie przez to rośnie, odstraszając
wielu rodziców od zakupu (nie ukrywam: gdyby nie atrakcyjność dzisiejszej
promocji i ja pewnie nadal nie byłabym w ich posiadaniu). Tymczasem
naprawdę szkoda, bowiem o ile skandynawska literatura dla dzieci ma się u nas
nadspodziewanie dobrze (w czym olbrzymia zasługa wydawnictwa Zakamarki, także
obecnego dziś w Szczecinie), o tyle książki hiszpańskie są w zasadzie nieznane.
Sporo
pieniędzy zostawiłam też na stoisku Eneduerabe, ale nie mogłam się oprzeć,
zobaczywszy że przyjechali z wydanym wreszcie po polsku Gruffalo.
Mam
jednak do wydawnictwa spory żal o to, że tak słabo promuje wydany przez siebie
zbiór wierszy współczesnych autorów, inspirowanych twórczością Juliana Tuwima,
zatytułowany „Tuwimowo”. Gdyby nie dzisiejsze warsztaty, podczas których jedna
z autorek, Barbara Stenka, czytała m.in. kilka wierszy z tej właśnie książeczki,
nie wiem czy dowiedziałabym się o istnieniu takiej pozycji, a już po pobieżnym
przejrzeniu wiem, że byłaby to wielka szkoda!
Dzisiejsze
(i jutrzejsze, tu program) spotkania z pewnością nie odbyłyby się, gdyby nie
zapał i zaangażowanie organizatorek – Moniki Wilczyńskiej i Jolanty Kowalak.
Dobrze,
że są osoby, które chcą poświęcać swój czas i kierować swoją energię na takie
właśnie przedsięwzięcia. Być może nie uczestniczą w nich tłumy, ale chyba już
garstka zadowolonych stanowi wymierną rekompensatę za wysiłek.
Jeśli
więc któryś z podlegających jutrzejszej ewakuacji szczecinian jeszcze nie wie,
gdzie podziać się w czasie zagrożenia, zachęcam – idźcie do „Pleciugi”! Wasze
dzieci, wnuki i pociotki będą Wam za to wdzięczne!