A więc stało się! Blogowi
stuknął roczek!
Kiedy
rok temu trzęsącą się ręką po raz pierwszy kliknęłam „opublikuj”, nie myślałam,
że sprawy zajdą aż tak daleko.
Miałam
oczywiście jakieś wizje, oczekiwania, ale w zasadzie sprawdziła się tylko
jedna.
Ciągle
dobrze się bawię, a blog pełni w dużej mierze funkcję terapeutyczną, gdyż dzięki
niemu mogę oderwać się od wszystkiego, co na co dzień doszczętnie zżera moje
nerwy.
Poza
tym nic nie jest takie, jak miało być.
Zamiast
kameralnego miejsca w sieci, mam takie, w którym przyjmuje się pokaźne nieraz
stadka gości (oczywiście, mam na uwadze względność przymiotnika „pokaźne” i
odnoszę go jedynie do kategorii blogów książkowych).
Zamiast
grupy złośliwych trolli i hejterów atakuje mnie wyłącznie anglojęzyczna sztuczna
inteligencja, którą jednak daje się bez większych problemów spacyfikować.
Zamiast
uporządkowania czytelniczego życia, mam chaos, rozpacz i gorączkowe próby
upchania gdziekolwiek kolejnych tomów, które czekają na swoją kolej.
To
wszystko jednak, doprawdy, drobiazgi.
Prowadzenie
bloga znacznie poszerzyło bowiem mój świat, którego horyzont wydaje się być
teraz bardziej odległy niż rok temu.
I
nie ma w tym żadnej mojej zasługi, a wyłącznie Wasza. To Wy zwracacie moją uwagę
na wiele ważnych spraw i książek, a czasem po prostu poprawiacie mi humor.
Bardzo
cenię sobie wszystkie nawiązane za sprawą bloga wirtualne znajomości i wiem, że
gdyby nie podjęta rok temu decyzja o jego założeniu, byłabym znacznie uboższa.
Dziękuję!
Ten
wpis publikuję w takiej, a nie innej dacie wyłącznie dzięki zmyślności
bloggera. W rzeczywistości od kilku dni jestem gdzie indziej, w miejscu
gdzie może i jest dostęp do Internetu, ale niespecjalnie mnie on interesuje.
Pobędę tam jeszcze przez parę dni, dlatego też z góry przepraszam za to, że nie będę
na bieżąco odpowiadać na Wasze ewentualne komentarze. Wszystkie braki
zobowiązuję się jednak nadrobić po powrocie!
Napiszę tylko tak trzymać, dopóki daje satysfakcje i spełnia funkcje terapeutyczne wszystko inne jest mniej ważne. A ja cieszę się, że jest takie miejsce, jak to.
OdpowiedzUsuńO tak, role funkcji terapeutycznej i satysfakcji są w tej sztuce pierwszoplanowe! I cieszę się, że Ty się cieszysz, oczywiście:))
UsuńGratuluję wytrwałości! :-)
OdpowiedzUsuń100 lat blogowania!
100 książek w roku do czytania!
100 dni urlopu w roku!
i 100 komentarzy miłych oku! :-)
Pozdrawiam serdecznie znad klawiatury, tu i teraz. Podpisano- MamaAdama we własnej osobie.
Chwilowo na plan pierwszy wysunęłabym te 100 dni urlopu! I tak w tym roku udało mi się wyszarpać jednorazowo wyjątkowo dużo, ale jakby dołożyć do tego jeszcze 75 pełnopłatnych dni byłoby jeszcze bardziej cudownie! Wtedy może i te 100 książek w roku miałoby szansę się ziścić?
UsuńWszystkiego dobrego i wiele radosci z dalszego prowadzenia bloga!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i mam nadzieję, że ilość radości będzie wystarczająca, by stłumić ewentualne napady zwątpienia:)
UsuńBardzo,bardzo lubię czytać Twoje posty, szczerząc się przy tym jak głupia do monitora. Cieszę się, że rok temu założyłaś bloga! :)) Gratuluję pierwszej świeczki! ;)
OdpowiedzUsuńCóż, ten kto nigdy nie wyszczerzył się do monitora, nie zrozumie tego, kto robi to notorycznie. Ja tam Cię rozumiem, choć szczerzę się nad innymi niż swoje postami:) Dziękuję za gratulacje i obiecuję nie ustawać w wysiłkach, by ilość wyszczerzeń na minutę nie spadła poniżej dotychczasowego poziomu!
UsuńNo dobra, a gdzie tort? Karygodne zaniedbanie :P
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to fajnie tu u Ciebie i jeszcze się trochę pogoszczę. I nie martw się, jeszcze trochę i zasłużysz na własnego trolla. Na razie mogę Ci z dobroci serca trochę pohejtować w komciach.
I gratulacje!
Tort? W temperaturach, w jakich odbywały się urodziny (38-40 st. C) to groziłoby zatruciem! Zamiast proponuję schłodzonego arbuza - przywiozłam sztukę o wadzie 11 kilo, więc powinno starczyć dla wszystkich:)
UsuńA za hejtowanie uprzejmie dziękuję, wystarczy że będziesz napędzał mi statystyki dzięki swoim niezwykle dowcipnym i inteligentnym komentarzom, takim jak dotychczasowe:PP
Tort przechowuje się w lodówce i zjada od razu, nic wtedy nie grozi konsumentom:P A arbuza poproszę, szczególnie jeśli nasączyłaś go urodzinowym alkoholem :D
UsuńWyczuwam przekąs w uwadze o moich niezwykle dowcipnych i inteligentnych komentarzach? :P
Arbuza niczym nie nasączałam, ale to karygodne niedopatrzenie można nadrobić:) Z tortami może i jest tak, jak piszesz, ale i tak wolę nie ryzykować skierowanego przeciwko sobie pozwu zbiorowego złożonego przez uczestników imprezy!
UsuńPrzekąsu wyjątkowo nie było, musisz pójść ze swoim wyczuciem do jakiegoś stroiciela!:P
Mam nadzieję, ze nie planujesz już żadnych dłuższych wyjazdów, to moje wyczucie się wyreguluje samo:P
UsuńPlanować, to chętnie bym planowała, ale możliwości brak, niestety. Jedyne planowanie, jakie wchodzi w najbliższym czasie w grę, to jak przeżyć do następnej wypłaty, bo jakby jakaś dziura domowobudżetowa się pojawiła, albo coś...
UsuńZanim wyregulujesz się Ty, najpierw muszę to zrobić ja. Już czuję, że będzie bolało i trochę potrwa!
To a propos regulowania dziury budżetowej zapraszam do mnie, dziś akurat tekst w sam raz na tę okoliczność przyrody :D
UsuńBlogger Cię coś nie lubi, bo uporczywie nie informuje że popełniłeś takowy tekst. Zdaje się, że faktycznie przyjdzie mi poprosić Cię o podesłanie paru przepisów, jak już nam się zupa dziadowska opatrzy:P
UsuńAle widzę, że dotarłaś:) W każdej chwili służę przepisem na zupę z dyni na mleku, parzybrodę i sałatkę z pędów chmielu.
UsuńZaprosiłeś, więc dotarłam:) Zupy z dyni na mleku nie trawię (chyba że kokosowym, na tajski sposób), choć taką na wodzie, z marchewką i ziemniakami, przyprawioną na ostro, wsysam w ilościach hurtowych (jak się zastanowić, to też tanie danie, tyle że nie wiem czy finansowo dociągnę do października?). Parzybroda brzmi jednak nieźle, może się skuszę?
UsuńZupa z dyni budzi kontrowersje w mojej rodzinie, jedni chwalą, inni wręcz przeciwnie, a nikt nie chce ugotować, żebym sam mógł ocenić. Jedząc parzybrodę, dociągniesz do sezonu na dynie na dużym luzie:D
UsuńMnie długo odrzucało, bowiem w mojej rodzinie zgodnie twierdzono, że zupa z dyni to paskudztwo. Dostałam jednak od koleżanki znakomity przepis i poooszło! Koniec sezonu dyniowego to dla mnie czas żałoby:P
UsuńChyba w sezonie zdecydowanie zażądam degustacji, któraś ciotka się poświęci i ugotuje :)
UsuńDaj spokój, ugotowanie tej zupy jest banalnie proste - sam dasz radę, i to bez poświęcania (choć oczywiście, można dorobić stosowną ideologię do pokrojenia w kostkę trzech rodzajów warzyw!),
UsuńNie żartuj, ugotuję garnek i okaże się niezjadliwe - co wtedy? A tak bym spróbował łyżkę lub dwie z cudzego gara.
UsuńMogę zawekować dwie łyżki w słoik po musztardzie i podesłać, znaj dobroć mego serca!:P
UsuńWzruszyłem się, ale nie zawracaj sobie głowy, podsunę pomysł na danie mojej teściowej, niech ufetuje zięcia:P
UsuńTylko pamiętaj, że w takiej sytuacji będziesz musiał się zachwycić, podczas gdy zawartość mojego słoika mógłbyś po prostu spuścić w klozecie:P
UsuńA to nie z moją teściową, mogę dowolnie wybrzydzać:D
UsuńDo czasu. Nie ma takich teściowych, którym kiedyś uśmiech nie pęknie:P
UsuńChwilowo wytrzymuje.
UsuńBo wie, że kiedyś sobie odbije?:P
UsuńJednego ma zięcia, to musi dbać:P
Usuń"Musi" to chyba za dużo powiedziane, co?:P
UsuńNarażać się na niechęć zięcia i psuć szczęście małżeńskie córce? Musi :D
UsuńMądrzy ludzie powiadają, że wszystko jest względne. To więc, co Ty nazywasz "psuciem córce szczęścia małżeńskiego", niektóre teściowe uważają za "ratowanie biednego dziecięcia ze szpon paskudnego drania, zanim sobie całkiem życie zmarnuje":P
UsuńCo z tego, że uwielbiam Cię czytać, skoro gdzieś w głębi mnie siedzi diabełek i judzi, i jad zazdrości wstrzykuje, że lepsza, dowcipniejsza, puenty ładniejsze, a żarty nie tak jak na Śmieciuszku prostackie :P A tu jeszcze nic do picia nie ma, żeby gada zalać. Ech! :) A teraz, wycieńczony tą chwilą szczerości, sięgam głębiej niż bies sięga i wrzucam najszczersze, choć fatalnie zrymowane życzenia:
OdpowiedzUsuńChoć zastrzega sobie perfekcjonizmu brak,
to przesiadywać u Niej lubię tak czy siak.
Niech więc tworzy dekady, stulecia, eony,
żeby strawę duchową miały, takie jak Bazyl, pierony.
I sto laaaaaat! I niech Jej gwiazdkaaaaaaaaa ......
Pieronie, jestem świeżo po 11 godzinach podróży, więc wybacz, ale nie zrymuję.
UsuńW każdym jednak razie, w lodówce posiadam dwa kanisterki każdy po 5 1/6 litra jakiegoś tam risling wprost z madziarskiej piwniczki (kiedyś wiedziałam jaki to rizling, ale zapomniałam, bo madziarski to trudny język jest), więc jakby co, jest czym gada potraktować (sprawdziłam, działa!)/
A diabełka w łeb, bo głupio gada!
Piłem w życiu takie rzeczy, że riesling to dla mnie high class. Swoją drogą to cholernie dziwnie brzmi: riesling z madziarskiej piwniczki :P A gdzie furminty, kadarki, harslevelu i inne tam? :D
UsuńTo wszystko, o czym piszesz pewnie nadal występuje, tylko że w innym regionie. Poprawię się jednak: nie rieslingi, a rizlingi. Np. olaszrizling, rajnal rizling - na upały jak znalazł!
UsuńZ innych rzeczy mieli jednak chyba tylko palinkę - jak dla mnie perfumowane paskudztwo, ale może się nie znam.
Kiedyś miałem sporą tolerancję na wszelkiego rodzaju bełkoty i majonezy, ale lata już nie te i trzeba przestrzegać 11 przykazania :) To już nie te czasy, że "żeby dobrze kopało" było najważniejsze :P
UsuńSporo chyba zależy od klimatu. Gdybym, będąc w domu, zmieściła w takiej samej jednostce czasu takie ilości wina, jakie wlałam w siebie będąc Tam (w planach post ze stosowną dokumentacją fotograficzną), raczej byśmy dziś nie rozmawiali:)
UsuńInna rzecz, że po całonocnej podróży potrzebowałam całego dnia, żeby zacząć jako tako funkcjonować, podczas gdy jeszcze jakieś 10 lat temu, otrzepałabym się tylko i poszła "w miasto":(
Kiedyś było tak, jak mówi puenta starego dowcipu: Rusek wypił litra i poszedł spać, Niemiec wypił litra i poszedł rzygać, a ja wypiłem litra i poszedłem się napić :P Teraz to już nie te litraże, a i dejafter nie ten co kiedyś. Nawet w górach. Aczkolwiek masz rację, że okoliczności wyjazdowe jakby naturalnie wspierają możliwości spożycia :)
UsuńTo było tak bardzo kiedyś, że pamiętam jakby przez mgłę... Ech!
UsuńSto lat! Życzę jak najwięcej przyjemnych okazji do pisania, tych denerwujących (choćby nie wiem jak twórcze były;) - znacznie mniej. Mam nadzieję, że wychylisz dzisiaj lampkę tokaju lub podobnego trunku.;)
OdpowiedzUsuńTokaj za słodki, jak na moje gusta, poza tym byłam w innym regionie. Lampka owszem, była, ale teraz nie pamiętam która to:)
UsuńI oczywiście bardzo dziękuję:)
Wsiego dobrego w blogowym świecie:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)
UsuńGratulacje i życzę kolejnych 99 lat :-)
OdpowiedzUsuńNa szczęście ja nie powstaniec warszawski, któremu ponoć odśpiewano ostatnio "spontanicznie" 100 lat, więc może nie 99, ale w każdym razie innemu "dziesiąt" postaram się podołać!:)
UsuńTrochę się spoźniłam... Ale gratuluję Ci rocznicy i życzę wielu miłych lat blogowania :)
OdpowiedzUsuńPS. Aby pozbyć się ataku anglojęzycznej sztucznej inteligencji, wystarczy wyłączyć opcję anonimowych komentarzy.
Jakie znowu spóźniłam?!:) Bardzo dziękuję za życzenia, co zaś do sztucznej inteligencji, to rzecz jest bardziej skomplikowana, bowiem wyłączenie anonimowych komentarzy eliminuje pewną grupę osób, które może i odzywają się rzadko, jednak zazwyczaj treściwie. Póki co, poprzestanę więc na czyszczeniu skrzynki spamowej:)
UsuńSpóźnione, ale najlepsze życzenia mojej młodszej 'siostrze blogowej' :)
OdpowiedzUsuńObyś jak najdłużej nam tu pisała!
Spóźnione nie są, bowiem wczoraj o tej godzinie, o której Ty zamieszczałaś komentarz, ja kończyłam właśnie spożywać ostatni wakacyjny, niezwykle treściwy posiłek, ani trochę nie myśląc o jakichś tam blogach i internetach!
UsuńZa życzenia dziękuję Ci oczywiście, o starsza siostro:))
I ode mnie życzenia!! Pisz jak najdłużej:)
OdpowiedzUsuńTwoje życzenia działają nawet wstecz! Ostatniego posta pisałam tak długo, że chyba najdłużej ze wszystkich dotychczasowych:( Masz gdzieś może na podorędziu odwrotne zaklęcie?:))
UsuńMomarto kochana! Ogarnąwszy się wreszcie po powrocie spieszę z gratulacjami oraz życzeniami wielu kolejnych rocznic! Jesteś świetna w tym, co robisz; czytam Twoje posty nawet, gdy mnie książka nie interesuje :-). Bloguj nam do końca świata i o jeden dzień dłużej :-D
OdpowiedzUsuńPS. Blog prowadzony z taką klasą nie mógł pozostać kameralny, to po prostu fizycznie niemożliwe...
Droga Eireann! Wytarłszy klawiaturę z łez wzruszenia, którymi zrosiłam ją obficie, czytając Twój komentarz, śpieszę z podziękowaniami za życzenia. Postaram się zrobić wszystko, co w mej mocy, żeby Cię nie zawieść, ale za ten koniec świata nie ręczę:)
UsuńPrzepraszam za opieszałość, ale z całego serca dołączam się do życzących i gratulujących. Trudno uwierzyć, że to dopiero rok, wydaje mi się, że znacznie dłużej! Wielu wspaniałych książek i jak najwięcej radości z blogowania.
OdpowiedzUsuńOpieszałość nieistotna - cieszy mnie niezmiernie, że zreaktywowałaś się:) m.in. właśnie w tym miejscu!
UsuńSerdecznie dziękuję za życzenia. Mi ten rok zleciał jak z bicza strzelił i mam niejasne przeczucia, że z kolejnymi pójdzie jeszcze szybciej...
Momarto, z okazji urodzin twojego bloga zyczę Ci wielu czytelników, pomysłów na kolejne wpisy, wciaz satysfakcji z prowadzenia bloga oraz wielu możliwosci na dalszy rozwój siebie.Bo nazwa bloga to kokieteria, bądź prowokacja- oceniam Cię jako absolutnie doskonałą:-). Podziwam twoją płodność pod wzgledem częstotliwości ukazywania sie nowych wpisów, pomimo pracy zawodowej, rodziny i obowiązków z niej wynikajacych.
OdpowiedzUsuńNie jestem tu od początku, ale od dość dawna by polubić to miejsce. Lubię twoje poczucie humoru, swadę z jaką piszesz. Czytam każdy wpis,czasem z opóźnieniem, ale zawsze.
Uwielbiam twoje przekomarzania w komentarzach z b.zacofanym w lekturze. Spokojnie moglibyscie wydac je w postaci dialogów:-).Są świetne!
Pozdrawiam ciepło i życzę kolejnych dłuuuugich lat blogownia.
Na szczęście blogger nie wymaga jeszcze, by prowadzić bloga będąc podłączonym do kamerki internetowej - wówczas zobaczyłabyś ową tytułową nieperfekcyjność w całej krasie. Tak jak Hołowczyc skarży się na tumany kurzu podczas Hungarian Bay, tak i czytelnicy mojego bloga skarżyliby się na to samo. Do tego przebiegające co i rusz przez ekran pająki...Brr! Nie, lepiej niech zostanie jak jest, dzięki czemu Wy możecie tkwić w iluzji mojej perfekcyjności:))
UsuńA Twój komentarz jest niczym miód na moje bloggerskie serce! Bardzo, bardzo dziękuję za aż tyle miłych słów!:)
PS. I naprawdę czytasz nasze komentarze? Rety, nie wiem co na to ZWL, ale ja czuję się lekko onieśmielona:P
A ja tam już zaczynam kopiować nasze dialogi do oddzielnego pliku z myślą o publikacji:P Momarto, na okładkę będzie potrzebne Twoje zdjęcie w gieźle z prześcieradła z Mleczką, koniecznie :D
UsuńHungarian Baja, nie Bay (i, o proszę, nieperfekcyjna jak ta lala!:P)
UsuńZWL, a przeszedłeś już trudną procedurę uzyskania zgody współtwórcy dialogów na ich publikację?:P
UsuńJeśli zaś faza negocjacji przebiegnie pomyślnie, ze zrobieniem zdjęcia poczekam na koniec października - nasadzę wówczas dynię na głowę i owinę się giezłem, to dopiero będzie okładka przyciągająca czytelników!:D
A czyżbyś w ogóle brała pod uwagę nieudzielenie zgody? Zaprzepaszczenie szansy na bestseller? Na sławę, kasę, autografy i występy w telewizjach śniadaniowych?
UsuńAutografów i bez tego codziennie składam tyle, że więcej nie dam rady, a występ w telewizji śniadaniowej w moim przypadku wiąże się najpierw z koniecznością pokonania 500 km w jedną stronę, następnie zerwania się z łóżka o jakiejś zbrodniczej godzinie i 500 km w drugą stronę - i wszystko po to, by pouśmiechać się głupio przez minutę. O nie, nie, cała przyjemność po Twojej stronie!:P
UsuńJest tam u Ciebie oddział telewizji, o ile go nie zlikwidowali, więc można zrobić połączenie bez męczących dojazdów. Nie marudź:P
UsuńNo, jeśli uważasz że w lokalnym oddziale będą umieli zrobić dyni stosowny makijaż (bardzo nie chciałabym świecić się podczas występów!)...
UsuńMyślę, że zrobią lepszy niż w centrali:P A dynia świeci się głównie wtedy, gdy się w środku świeczkę zapali.
UsuńOj, jak wy, faceci nic nie rozumiecie! A blask mej urody? A jasność mego umysłu? Sądzisz, że powstrzyma je głupia skorupa dyni???:P
UsuńTo żeby zapobiec wydzielaniu takiego blasku wystarczy narzucić na dynię worek po cemencie :P
UsuńDo Twoich licznych talentów trzeba dopisać jeszcze ten w dziedzinie kreowania mody! Paprocki i Brzozowski mogą tylko pozazdrościć inwencji!:P Umieram z ciekawości, jakąż to kreację wymyślisz dla siebie...
UsuńPrzy kobiecie w stroju tak ekstrawaganckim jak prześcieradło i worek po cemencie mężczyzna może jedynie robić za spokojne tło w dystyngowanych czerniach.
UsuńEch, przyznaj się po prostu że spękałeś! Jakiegoś cekinka byś chociaż wrzucił, albo obnażył tors? (pamiętaj, nagość się sprzedaje, a nam podobno zależy na kasie!)
UsuńMogę ewentualnie założyć okulary w jakiejś wypasionej oprawie. Z cekinami:P
UsuńŁadnie wpiszesz się w trend, który - zdaje się - w tym roku obowiązuje na Węgrzech. Przez kilka godzin wydawało mi się tam, że zgubiłam okulary przeciwsłoneczne i zdążyłam wielokrotnie pogrążyć się w otchłani rozpaczy, widząc że nie da rady kupić niczego z mniejszą liczbą cekinów niż 100.
UsuńJeśli odmawiasz obnażania, to podczas spotkań autorskich wal chociaż nagą prawdę, dobre i to!:P
Mogłaś pogrążyć się w wyskubywaniu tych cekinów z plastiku:) Dobra, prawda, sama prawda i tylko prawda:P
UsuńNo przestań! Wprawdzie w gieźle i z dynią na głowie, ale jakąś klasę mam i obskubanych okularów nie założę!:P
UsuńTak sobie myślę, że Laura - o ile to czyta - powinna czuć się usatysfakcjonowana:)) Lauro, especially for you!
I appreciate it!:-)Thanks.
OdpowiedzUsuńPolecamy się na przyszłość. Jesteśmy dostępni także w języku niemieckim i rosyjskim (choć ZWL pewnie zna więcej):)
Usuń