niedziela, 27 grudnia 2015

"Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy", czyli co się stało z Hanem Solo?

Kiedy pierwszy raz byłam w kinie na Gwiezdnych wojnach (a była to część VI, „Powrót Jedi”), miałam 10 (a może 9, nie pamiętam dokładnie) lat. Wszyscy bohaterowie wydawali mi się taaacy dorośli, a Han Solo na dokładkę jeszcze niezwykle przystojny.

źródło zdjęcia
Kiedy wczoraj byłam w kinie na siódmej części Gwiezdnych wojen, z minuty na minutę popadałam w coraz większą depresję. Okazało się bowiem, że wszyscy bohaterowie są znacznie ode mnie młodsi.
Wszyscy, poza Leią i Hanem Solo. Który niewątpliwie nadal jest przystojny, ale tylko gdy ograniczyć się do kategorii „bardzo starsi panowie”. Leia zaś… Cóż, Leia zmieniła fryzurę i na tym stwierdzeniu poprzestańmy.



Trzydzieści lat temu ani mi, ani żadnemu innemu polskiemu widzowi nie śniły się jeszcze świetlne miecze, kredki, termosy czy śniadaniówki oklejone podobiznami bohaterów Gwiezdnych wojen. Nie było też książek i komiksów o takiej tematyce, a przede wszystkim brak było kilkudziesięciu zestawów klocków Lego Star Wars, dostępnych po wydaniu jedynych kilkuset złotych za sztukę.



Wczoraj siedziałam w kinie razem z moimi dziećmi, dla których Star Wars to przede wszystkim marka. I Starszy, i Młodszy ze zrozumieniem obejrzeli więc serię tematycznych reklam, które mnie doprowadziły do szewskiej pasji. Za oczywiste uznali, że taki film ogląda się wyłącznie w 3D, podczas gdy ja co chwilę ściągałam okrutnie mnie denerwujące okulary. Po powrocie do domu zaś, gdy ja odtwarzałam sobie jeszcze raz w głowie obejrzane przed chwilą obrazy, Młodszy przystąpił do składania znalezionego pod choinką modelu gwiezdnego myśliwca, Starszy natomiast czym prędzej podłączył się do You Tube’a.



Świat się zmienia, a ja, Leia i Harrison Ford się starzejemy. Na szczęście, choć jestem w depresji, to nie na tyle głębokiej, by nie dostrzec, że mimo wszystko po tych trzydziestu latach oni wyglądają znacznie gorzej niż ja. Żałuję tylko, że Yoda umarł już w szóstej części, byłoby mi jeszcze lepiej.

Od roku 1985 nie zmieniło się chyba tylko jedno: zapotrzebowanie na bajki o walce Dobra ze Złem.

„Przebudzenie mocy” to bajka zrobiona bardzo przyzwoicie, w której coś dla siebie znajdą i młodsi, i starsi odbiorcy.

I tylko Hana Solo żal. 

40 komentarzy:

  1. O przepraszam, ściśle rzecz biorąc, Twoje dziecko składało nie zwykłego gwiezdnego myśliwca tylko myśliwca przechwytującego Jedi Inteceptor :-), ja za to miałem chwilę spokoju jak moje zajęło się budową Tie Fightera Sił Specjalnych Najwyższego Porządku. Kino jeszcze przede mną ale specjalnego parcia nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że trafiło na znawcę:P Ja nawet nie próbuję nauczyć się tego odróżniać. Grunt, że wiem, który to Sokół Millenium:)
      U nas na kino było parcie ze strony potomstwa, które czuło się bardzo zawiedzione, że źli rodzice nie pozwolili im obejrzeć filmu już w dniu premiery.

      Usuń
    2. My też z tych złych, bo nad premierę przedłożyliśmy Tanie wtorki, co daje nam podróż za darmo. Zatem jutro stanie się Jasność czy co tam się staje w świecie Jedi. Lego pod choinką nie było, bo ze dwa statki zalegają w wielkiej skrzyni z legowym złomem, więc jak jest ochota, to jestem w stanie wyszukać instrukcję. Ja zaczynałem, tak jak ZwL od Imperium w krakowskim kinie Świt :)

      Usuń
    3. W moim rodzinnym mieście kin już nie ma (były trzy) tak że stadne wyjścia do kina z chłopakami z ulicy to już sprawa pamięci w czystej postaci. Dla mnie kanon to Nowa nadzieja i Imperium kontratakuje a potem Powrót Yedi. Pozostałych części już nie ogarniam i tak naprawdę wcale nie mam na to ochoty.

      Usuń
    4. Niech zgadnę. Wszystkie trzy tylko w wersjach sprzed remasteringu i poprawek? :P

      Usuń
    5. Oczywiście :-) i wówczas wcale nie uważałem by im czegoś brakowało.

      Usuń
    6. Ja byłam swego czasu (też dawno, ale mniej dawno niż na Powrocie Jedi) w kinie na którejś z pierwszych trzech części, w wersji "odświeżonej" i było całkiem przyzwoicie. No, ale ja nie jestem fanatyczną wyznawczynią:)
      Ceny biletów do kina zabijają. My byliśmy - pierwszy raz od chyba zawsze - całą czteroosobową rodziną i bez jakichkolwiek dodatków typu cola czy popcorn zapłaciliśmy prawie 120 złotych. Masakra:( No, ale my do kina mamy 10 minut jazdy, więc mogliśmy poszaleć:P

      Usuń
    7. Pierwszy raz jechałem sam do kina mając jakieś 12 lat. Pekaesem. Z duszą na ramieniu. Na Gremliny, z tego co pamiętam. Udało się i przeżyłem. Cen nie pamiętam, ale to były jakieś groszowe sprawy :)

      Usuń
    8. Na Gremlinach też byłam, w kinie "Bajka", pamiętam jak dziś:) Strasznie się wtedy bałam, więc to niemożliwe, żebym miała wówczas 12 lat. Ty też raczej miałeś mniej, co?

      Usuń
    9. Na wideo to się nazywało Gremlinsy!

      Usuń
    10. Być może. Swoją drogą, z tych wideowych tłumaczeń pamiętam głównie to, że były koszmarne.

      Usuń
    11. Ja tam wtedy nie zwracałem uwagi na tłumaczenia, potem się zepsułem dopiero :P

      Usuń
    12. No tak, ale teraz możesz wybierać wyłącznie wersje z dubbingiem, a wtedy brało się, co było.

      Usuń
    13. Nie narzekam. Tym bardziej że tłumaczenie Dirty Dancing na zgranym wideo było dużo lepsze niż na kupionym później legalnie DVD.

      Usuń
    14. No to mnie akurat nie dziwi. Bo najlepsze było tłumaczenie tytułu, prawda:P

      Usuń
    15. Tłumaczenie tytułu było tylko w wersji kinowej, jakieś dwa lata po tym, jak wszyscy obejrzeli na wideło.

      Usuń
    16. Wszyscy jak wszyscy, ale niech Ci będzie. Ja tam w każdym razie nie miałam potrzeby posiadania tego filmu na płycie DVD.

      Usuń
    17. A ja i owszem. Oraz ścieżkę dźwiękową na CD (pirackim) :P

      Usuń
    18. Swego czasu nie było chyba innych płyt CD niż tylko pirackie. I pamiętam jak dziś nasz pierwszy odtwarzacz CD, który mój tata przywiózł z Berlina Zachodniego:)

      Usuń
  2. Ja zaczynałem od Imperium kontratakuje i do dziś nie wiem, o co w tym wszystkim chodziło :D Na szczęście potomkinie w nosie mają starwarsy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to o co? Żeby jedni dali drugim łupnia, przy okazji widowiskowo rozbłyskując:P
      Ja tam jak miałam 10 lat, miałam już za sobą i Gwiezdne wojny, i Klasztor Shaolin, i Godzillę - wszystkie oglądane z tak samo wielkim ukontentowaniem. Czyżbym była nietypową dziewczynką?

      Usuń
    2. Rozbłyski doceniałem, całą resztę średnio :D
      Klasztor Shaolin również miałem zaliczony, tak samo jak Wielką drakę w chińskiej dzielnicy. Nie wiem, czy nie podobały mi się bardziej od Gwiezdnych wojen :D

      Usuń
    3. Doprawdy, nie rozumiem. Mój osobisty małżonek doceniał np. również Leię. Nie powiem, patrzyłam teraz na niego w kinie z mściwą satysfakcją:P
      Fabuła Klasztoru i Wielkiej draki w zasadzie wiele nie różni się od fabuły Gwiezdnych wojen. Jedni leją drugich, a widzowie się zazdrośnie gapią. Moja znajomość psychologii pozwala mi jednak postawić hipotezę, że cenisz bardziej walki bez użycia niebezpiecznych narzędzi.

      Usuń
    4. Co Wy tam wiecie o życiu! :-) A gdzie Wejście smoka, Gappa, Godzilla kontra Gigan, Godzilla kontra Hedora, Godzilla kontra Mechagodzilla i to w czasach w kinie były co najwyżej irysy w szarej papierowej torbie :-)

      Usuń
    5. Marlow wybacz, ale ja to kino miałem w miejscowym Klubie Rolnika. 21'' TV plus jakieś wideło i stos zajeżdżonych kaset. Ależ człowiek był podjarany jak na słupie zobaczył ogłoszenie z charakterystycznym kadrem. A tytuły? Bożesz! "Żółte oczy goryla", "Karatecy z kanionu Żółtej Rzeki", "Mistrzyni wu - dang". Perełki :D O irysach nikt nie słyszał :D Tam też obejrzałem pierwszego Bonda, nawet nie wiedząc, że to był Bond :D

      Usuń
    6. A Leia to tylko stała i ozdobnie wyglądała, o ile pamiętam. Zdecydowanie nad mroki Imperium przedkładałem jarmarczne kolory filmów kung-fu. I faktycznie, pięść przemawiała do mnie bardziej niż miecz świetlny.

      Usuń
    7. Bazyl, nie narzekaj, ja o widele w szkole tylko słyszałem, a pierwszy film obejrzałem dopiero na studiach. Szczytem marzeń było potrzymać w ręku joystick u kolegi w domu, który był szczęśliwym posiadaczem jakiejś gry podłączonej do telewizora.

      Usuń
    8. U nas był klub osiedlowy Arkona z takimże wyposażeniem jak u Bazyla. A jak w szkole pokazywali na wideło Niekończącą się historię, to bilety były po znajomości tylko :D

      Usuń
    9. To chyba było jakieś osiedle bourgeois, żeby klub osiedlowy posiadał własne video - słyszane to rzeczy?! :-)

      Usuń
    10. Jasne, czerwonej burżuazji, bo Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej "Praga" :D

      Usuń
    11. Zgroza, zgroza...! :-)

      Usuń
    12. Marlow, z tą (tym?) Gappą to chyba przesadziłeś. Pewnie zaraz powiesz, że byłeś w kinie na Tarzanie:P
      A z tymi klubami wideo, to na Pomorzu zamiast nich funkcjonowali marynarze. Z córką jednego się kolegowałam. Akademię Policyjną widziałam w związku z tym jakieś 1000 razy. W zamian za wstęp robiłam jej zadania domowe z matmy:D

      Usuń
    13. Na Gappę się nie dostałem, nie mogłem tego odżałować bo kolega z klasy rozbudził mój apetyt a ja tylko plakat widziałem - dla jasności mówimy o przełomie lat 70/80 a nie roku premiery :-) Mój kontakt z marynarzami w tamtych latach był bardzo pośredni - w hali targowej w Gdyni kupowałem zagraniczne reklamówki, które przywozili całymi stertami :-)

      Usuń
    14. Uf, dobrze, że dodałeś, bo wrzuciłabym Cię do tego samego worka co Harrisona Forda, a tego byś pewnie nie chciał:P
      Reklamówki były cudem objawionym, podobnie jak papierki po czekoladkach lub sztywne, otwierane pudełka po papierosach. W sumie to nie wiem, gdzie się to w Szczecinie kupowało, ale miewałam te cuda w domu:)

      Usuń
    15. Papierki po czekoladkach to nie, ale za to historyjki z gum "donaldówek", pamiętam jak zazdrościłem ekspozycji kartonowych pudełek po papierosach na słomiance i wystawek na szafie z puszek po piwie :-). A dzisiaj na którymś z blogów wyczytałem zadziwienie, że chodziło się do szkoły w soboty - co oni wiedzą ci młodzi, no i Ty oczywiście! :-)

      Usuń
    16. A widzisz, ja się chyba (w drugiej albo i trzeciej klasie) załapałam na jedną roboczą sobotę w miesiącu. Chyba sama wrzucę się do jednego worka z Leią, psiakrew:(

      Usuń
  3. Ja tam się bujałam platonicznie w Indianie Jones! Och! ♥
    Wstyd trochę, ze tak światgna naprzód, a znam tylko jeden odcinek z dzieciństwa. No nic, dla mnie Han Solo będzie zatem ciągle młody :)
    Uściski, Kochana! Niech Ci się wiedzie w 2016, spełniaj się, oddychaj pełną piersią i bądź! Cmok cmok cmok!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indiana Jones czy Han Solo, tak jakby na jedno wychodzi:)
      Odściskuję, choć z pewnym opóźnieniem (przepustka mi się skończyła). 2016 mnie wyjątkowo mierzi, ale obiecuję przetrwać, czego i Tobie życzę!:P

      Usuń
  4. wszystko jest i wygląda wspaniale, jestem zachwycona filmem i efektami! naprawdę dobra robota i rzeczywiście warta tyle milionów dolarów, świat po prostu oszalał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O szaleństwie będzie można mówić dopiero w przypadku osób, które nabędą te kolekcjonerskie monety...
      Osobiście nie polecam.

      Usuń