sobota, 16 stycznia 2016

"Przekrój" nr 1084/1966, czyli 50 lat temu (odc. 6)

Oceniając z dzisiejszej perspektywy, okładka „Przekroju” datowanego na 16 stycznia 1966 roku wyglądała raczej przygnębiająco.




Roman Burzyński 50 lat temu z entuzjazmem obfotografował szereg świeżo wybudowanych w stolicy osiedli mieszkaniowych, ja dzisiaj pozwolę sobie zachować bezpieczny dystans. Zwłaszcza, że gdy w czasie ostatniej kilkudniowej wizyty w Warszawie mieszkałam na Powiślu, za każdym razem wysiadając na Moście Poniatowskiego czułam się lekko przygnębiona. Tymczasem 50 lat temu Burzyński z ekstazą pisał: „Z wysokości Mostu Poniatowskiego dzielnica ta wygląda obecnie imponująco. Ta dzielnica zmieniła się w ostatnich dwóch latach w sposób zasadniczy.
Niewątpliwie Burzyński miał rację. Jednak czy była to zmiana na lepsze? Po 50 latach szczerze wątpię.


Na dwóch kolejnych stronach echa podpisanego dwa miesiące wcześniej (18 listopada 1965 roku) listu polskich biskupów, adresowanego do biskupów niemieckich.

W krótkiej wzmiance zatytułowanej „Paszport kardynała” redakcja donosiła:
Jeśli szkodliwa dla interesów państwa działalność obywatela związana była ściśle z jego podróżami zagranicznymi wówczas jest rzeczą logiczną, że władze państwowe w przyszłości odmówią mu wydania paszportu zagranicznego. (…)
61 polskich biskupów wyjeżdżało w ostatnich latach do Rzymu, czasem po kilka razy, by wykonywać swe religijne obowiązki ojców soboru. Kardynał Stefan Wyszyński podróżował nawet z paszportem dyplomatycznym.
Obecnie obywatel Stefan Wyszyński, czołowy sygnatariusz szkodliwego dla interesów państwa dokumentu sporządzonego w Rzymie i wysłanego do biskupów niemieckich, nie otrzymał paszportu na kolejny wyjazd do tego miasta.

Tym, którzy nie zrozumieli, dodatkowych wyjaśnień miał dostarczyć artykuł Mieczysława Kieli „Komu biły dzwony?”, który zaczynał się tak:
30 września 1939 roku hitlerowski Wehrmacht zaczął wkraczać do dymiącej pożarami Warszawy. Wkrótce we wszystkich kościołach III Rzeszy rozległ się głos dzwonów. Biły na chwałę zwycięstwa Hitlera przez pełne 7 dni: codziennie o 12 w południe. Tak w porozumieniu z hitlerowskim ministrem od spraw wyznań Kerrlem niemiecki episkopat katolicki czcił we wszystkich diecezjach finał barbarzyńskiego najazdu na Polskę.

Na wszelki wypadek (gdyby wśród czytelników „Przekroju” znalazły się osoby wyjątkowo tępe) tekst zakończono mocnym akcentem:
W ciężkiej winie za stworzenie i podtrzymywanie w Niemcach stanu ducha, w którym możliwe były hitlerowskie napaście, zabory i mordy, mają swój udział także duszpasterze niemieckich katolików.
Czy wyznali kiedykolwiek tę winę, czy wyrazili żal i skruchę? Czy powiedzieli: odwołujemy słowa naszych wojennych listów pasterskich i apeli, wstydzimy ich się i żałujemy, to był błąd i grzech. Zawiniliśmy i prosimy o przebaczenie.”
Niemieccy duszpasterze nigdy nic takiego nie powiedzieli. To polscy biskupi napisali do nich: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.
W odpowiedzi usłyszeli trochę ogólnikowych frazesów i całkiem konkretne podtrzymanie pretensji do „Heimatrechtu” wobec polskich Ziem Zachodnich. I tę odpowiedź biskupów niemieckich uznali biskupi polscy za pozytywną.”

Na szczęście na kolejnych stronach redakcja nieco spuściła z tonu.
Siostry Rojek (szczerze wyznam, że nie wiem, kto krył się pod tym pseudonimem; braćmi Rojek był sam naczelny, Marian Eile, ale któż był siostrami?) przedstawiły zebrane przez jedną z nich, Rudą, informacje na temat sposobów „zwalczania strasznego zjawiska przyrodniczego zwanego KACEM” (tekst pojawił się, jak wyjaśniła redakcja, „w związku z nadchodzącym okresem karnawałowym”).
I tak, „pewien znany warszawski barman zaleca szklankę piwa na czczo.
Pewien doświadczony kelner zaleca następujący sposób postępowania: Wziąć kawałek lodu (może być z przerębla) natrzeć nim przeguby rąk, tam gdzie pulsuje paskudnie żyła. Następnie natrzeć nasadę karku. Od tego może powstać katar. Ale katar to fraszka w porównaniu z kacem.”
W tym miejscu informacja dla abstynentów: „Ruda próbowała także dowiedzieć się jakie są sposoby na uniknięcie kaca. Wróciła z niczym. Jedynym jest nie picie, a to nie jest sposób, to jest kalectwo..
Ktoś nieśmiało zaproponował wypicie szklaneczki oliwy przed zabawą, ale co to już może być za zabawa po wypiciu szklaneczki oliwy. Jak ma mdlić, to niech przynajmniej mdli po alkoholu.
Ze swojej strony mogę dorzucić jeszcze jedną, sprawdzoną wielekroć w boju, radę: tyle samo wody ile wódki i żadnego chleba!

W dalszej części numeru jeden z „przekrojowych” autorów, Ludwik Jerzy Kern, dzielłi się z czytelnikami swoimi wspomnieniami z morskiej podróży na Daleki Wschód. Posadzony przez kapitana polskiego statku przy jednym stole z pasażerem, z którym nie chciał siedzieć nikt inny, donosił:
Murzyn okazał się bardziej interesujący od całej szóstki Anglików. Był to młody człowiek, bardzo dobrze wykształcony na uniwersytecie w Bejrucie. Można było z nim gadać o wszystkim. Jakiś amerykański wydawca przewodników turystycznych dał mu trochę pieniędzy i polecił napisać przewodnik dla Murzynów po Dalekim Wschodzie. Murzyni w Stanach zaczynają się interesować turystyką, a nie mają dość pieniędzy na to, żeby podróżować według jakichś tam Fodorów czy innych Baedekerów. Trzeba dla nich opracować coś nowego, ale przedtem trzeba to samemu wypróbować. Dlatego Z. nie mieszkał w Hiltonach, lecz w tanich hotelach i z tego też powodu nie płynął z Hong Kongu do Jokohamy jakimś wytwornisiem tylko naszym Florkiem.
Nie było to zresztą jego pierwsze spotkanie z polskim statkiem. Płynął już przedtem – jak oświadczył z dumą – na Dżanek Krasiki. (…) Z tego pobytu na Dżanek Krasiki została w sercu Z. wielka tęsknota za czymś co w pewnym sensie można by uznać za kwintesencję polskości. Po prostu Z. zapałał wtedy wielką miłością. Miłością, jeśli tak można powiedzieć od pierwszego ugryzienia.
Pewnie chcecie wiedzieć w kim się zakochał Z. na pokładzie dziesięciotysięcznika Dżanek Krasiki? Z. zakochał się w polskiej kiełbasie.

I, na zakończenie, jak zwykle doniesienia z rubryki „Czytać czy nie czytać”.
A w propozycjach same niewiadome. W każdym razie dla mnie. 

W dziale „powieść” redakcja polecała m.in. książkę Kornela Filipowicza „Ogród Pana Nietschke”, opisując ją jako „krótką, współczesną, w której bohater, dobrotliwy Niemiec-emeryt żyje sobie spokojnie w domku z ogródkiem, kocha swe kwiatki, lituje się nad zabitymi kosami. Nieoczekiwanie i przypadkowo ukazuje się jego wojenna przeszłość.”

Z kolei w dziale „satyra” wzmianka o nowym tomie felietonów Wiecha „Wątróbka po warszawsku” i cytat z tegoż: „W sporcie ankohol faktycznie zgubna rzecz. Z własnej kaliery to wiem. W swojem czasie posiadałem mistrzostwo w wyścigach z workiem z surowem jajkiem na łyżce w ręku. I co ty powiesz, na strażackiej zabawie wielkanocnej w Starej Miłośnie nie tylko zaplątałem się w worek i rąbnąłem nosem o ziemię, ale żem przystanął na półmetku i wypiłem duszkiem jajko. A dlaczego? Bo koleżki namówili mnie przed startem na sztamajże pieprzówki na fart.

Wreszcie, w dziale „Dla dzieci”, wzmianka o „Zbudź się Ferdynandzie” autorstwa L.J. Kerna, książce reklamowanej jako „cztery nowe liryczne sny prozą uroczego pieska jako telepajęczarza, generała, myśliwego i właściciela parasola. Szczególnie do twarzy było Ferdynandowi Wspaniałemu w mundurze generalskim (piękne ilustracje Kazimierza Mikulskiego). Czytając dzieciom, przyjemność będą mieli i dorośli.”
„Ferdynanda Wspaniałego” kiedyś czytałam; o jego nowych snach nie mam pojęcia. Moje dzieci nie mają pojęcia o Ferdynandzie Wspaniałym. Wstydzić się? 

52 komentarze:

  1. Wstydzić! Starsza kocha Ferdynanda, Młodsza dojrzewa, żeby jej zaaplikować :D Kiełbasa ze statku Dżanek Krasiki przypomniała mi, że nie jadłem śniadania, więc oddalę się godnie w stronę lodówki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sobota rano, a ja się wstydzę. Doprawdy, znam parę lepszych zajęć:(
      Obiecuję nadrobić braki. W Ferdynandzie, bo kiełbas mam na jakiś czas dosyć.

      Usuń
    2. Sama zaczęłaś z tym wstydem, mnie by nie przyszło do głowy kogokolwiek zawstydzać :D Ale skoro sobota, to może znajdziesz chwilę na liryczne sny psa F.?

      Usuń
    3. Nie znajdę, niestety. Po pierwsze, od pewnego czasu funkcjonuję w systemie siedmiodniowego tygodnia pracy i robocze plany na dziś mam niezwykle napięte. Po drugie, hm, zdaje się, że nie mam w domu ani kawałka Ferdynanda:(

      Usuń
    4. Funkcjonuję w tym samym trybie, wiem, o czym mówisz. Ale jak to, ani kawałka Ferdynanda? Nie kupiłaś całej serii Polityki?

      Usuń
    5. (z tupotem wbiega po schodach, po czym z jeszcze większym tupotem wraca, krzycząc) Jesteś genialny!:D Tak bardzo nie lubię tej serii, że omiatam ją wzrokiem na półce i kompletnie nie pamiętałam, że jest tam Ferdynand. Wprawdzie odrzuca mnie gdy tylko biorę którąkolwiek z tych książek do ręki, ale może dla Ferdynanda się przemogę.

      Usuń
  2. Och, wiem, że jestem genialny, wiem :D Za co nie lubisz tej serii? Poza obrazkami, które Ci się nie podobają, o ile pamiętam? Ferdynand ma chyba oryginalne ilustracje, w każdym razie na okładce na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genialny i skromny, och!:P
      Serii nie lubię, bo mnie od niej wzdraga:P Denerwuje mnie forma graficzna, użyty papier, nawet sposób rozmieszczenia tekstu na stronie. A ilustracje owszem, oryginalne, Mikulskiego, ale w tym wydaniu wyglądają jakoś słabo. Aż chyba kupię jakiś prehistoryczny oryginał i porównam, żeby się przekonać czy to tylko mój świr, czy jednak prawda.

      Usuń
    2. Zdiagnozowałaś mnie bez pudła :)
      W oryginale obrazki były kolorowe i nie wiem, co powstrzymało Politykę przed zachowaniem koloru; w innych tomach kolory są. Za skromne 14,99 trudno się spodziewać luksusowej edycji.

      Usuń
    3. Bo ja w ogóle bardzo dobrze diagnozuję. Tylko nie zawsze robię z tej wiedzy dobry użytek.
      Jeśli chodzi o inne tomy, jakoby z kolorami, to nie wiem, które masz na myśli: u mnie nie ma w żadnym (poza okładką). A argument cenowy, wybacz, do mnie nie trafia. Albo robimy coś porządnie, albo wcale. Szkoda tylko, że nie byłam taka mądra jak to wychodziło i kupiłam całość (poza "Zabić drozda").

      Usuń
    4. Przygody Szejtroczka są w kolorze na pewno. A dalej to nie pamiętam i nie chce mi się iść sprawdzać. Zważywszy, że mimo intensywnego czytania żaden tom się jeszcze nie rozpadł, to pozwolę sobie nie zgodzić z twierdzeniem, że zrobili to nieporządnie. Co najwyżej nie trafili we wszystkie gusta ilustracjami. A z mojej działki, to mogli to dać do korekty, bo zostały błędy po skanowaniu.

      Usuń
    5. Faktycznie, nie czytaliśmy, więc nie zapamiętałam. Ale poza Szejtroczkiem chyba nic więcej nie dostąpiło kolorowej łaski. Swoją drogą, to interesujące: tę książkę można było dać w kolorze, a inne nie?
      I czyż nadmiarem szczęścia byłoby dać dzieciom książkę, która nie będzie się rozpadać i która nie będzie odrzucać? I w której nie będzie błędów?

      Usuń
    6. Oj doprawdy. Chcesz bez błędów i w kolorze, kupuj Dwie Siostry :D

      Usuń
    7. To właśnie robię. Seria Mistrzowie Ilustracji nie jest zresztą wstrząsająco droga (jak na ceny książek dla dzieci), ale lektura poszczególnych tytułów sprawia wyłącznie przyjemność. Porównaj sobie jednego i drugiego Poppera.

      Usuń
    8. Pana Poppera nie trawię, więc daruję sobie porównania. Ale owszem Klasycy niedrodzy, szczególnie w przyjemnych promocjach. Swoją drogą, uważam, że to świństwo skupiać się w tytule serii na rysownikach, skoro czasem chodzi o pięć obrazków, jak w Sventonie. A znakomici tłumacze i autorzy zostają w cieniu.

      Usuń
    9. A ja Poppera lubię, w każdym razie lubiłam, gdy czytałam ostatnio.
      A tytuł serii musiał być krótki. Wyobrażasz sobie jak trudno byłoby promować serię pt. "Mistrzowie ilustracji, słowa i tłumaczeń"? Poza tym, skoro wszystko jest na mistrzowskim poziomie, nie żałuj ilustratorom; oni i tak są mniej doceniani niż autorzy tekstów.

      Usuń
    10. Tytuł faktycznie niemarketingowy :D Ja im tam nie żałuje, tym ilustratorom znaczy. Niestety dzieci mi wyrastają z tej serii :(

      Usuń
    11. Dzieci niech sobie wyrastają, ja nie zamierzam:D

      Usuń
    12. Może to jakiś pomysł. Kupieni na wakacje Detektyw Lis i Detektyw Nosek nie znaleźli uznania, chyba sam poczytam.

      Usuń
    13. Ja mam okropne zaległości - tak w kupowaniu, jak i w czytaniu serii. Nie tylko zresztą tej serii. W czym zresztą ja nie mam zaległości, ech:(

      Usuń
    14. Na pewno są tacy, którzy nie mają. Taka Natalia Siwiec na przykład:P

      Usuń
    15. Spędzając tyle czasu na lansie, na pewno ma zaległości w czytaniu.

      Usuń
    16. Nie sądzę, aby ona podzielała Twój pogląd.

      Usuń
    17. Toteż mam. Wierzę, że kto jak kto, ale ona nie ma zaległości w czytaniu:P

      Usuń
    18. Napisałabym, że też byś tak mógł gdybyś się postarał, ale chyba byś jednak nie mógł...

      Usuń
    19. Pomyśl, że duży biust sprawia wiele kłopotów; może to Ci pomoże cieszyć się z tego, który masz:P

      Usuń
    20. Wiem co mówię, utknęłam na początku drogi do stania się NS - kobietą bez zaległości:P

      Usuń
    21. Życzę jak najszybszego zrobienia drugiego kroku :)

      Usuń
    22. Myślałam, że jesteśmy kumplami, a Ty tak źle mi życzysz...

      Usuń
    23. A, nie zauważyłem, że chodzi o dorównanie NS. To zawróć z tej drogi czym prędzej.

      Usuń
    24. Mówię, że utknęłam; ni w jedną, ni w drugą:(

      Usuń
    25. I zamierzasz tak tkwić, pardon, w rozkroku?

      Usuń
    26. Nie, wytyczę nowe trendy, tylko jeszcze nie wymyśliłam jakie.

      Usuń
    27. Myśl szybko, bo to chyba niewygodna pozycja :P

      Usuń
    28. Nie dla mnie, jestem rozciągnięta:)

      Usuń
    29. Wracając do tego co wyżej, to pardą, ale DS też zdarzają się wpadki korektorskie i redakcyjne. Vide TO. Całe szczęście wydawnictwo naprawiło rzecz poprawionym wznowieniem :)

      Usuń
    30. I najlepsi mają prawo do błędów:) "Tonji..." do tej pory nie czytałam - ani z błędami, ani bez nich. W sumie pora jest chyba dobra, tylko skąd tu wziąć czas. I Tonję.

      Usuń
    31. Chętnie bym pomógł, ale też nie mam ani jednego, ani drugiego :P

      Usuń
    32. Tyle Twojego, że chociaż Tonję przeczytałeś. Mi też się kiedyś uda, tak wierzę!:P

      Usuń
    33. Ja może do końca ferii skończę z Młodszym "Jaśki", bo po początkowym zapale utknęliśmy między kartkami :(

      Usuń
    34. W przypadku "Jaśków" utknęłam już na tytule, więc dobrze Cię rozumiem:P

      Usuń
    35. A u nas po rozdziałku, po rozdziałku i jakoś do przodu. Ale chyba muszę wyciągnąć jakiś większy hit :)

      Usuń
    36. Jako nie-fanka Mikołajka mam zerową motywację do czytania kolejnej podobnej książki. Ale większy hit do grupowego czytania też by mi się przydał, bo ostatnio Starszy się znarowił i odłączył od grupy:(

      Usuń
  3. Służę wydaniem "Zbudź się Ferdynandzie" Wyd. Nasza Księgarnia 1985. Zakupiony egzemplarz pochodzi z Kiermaszu Książki Przeczytanej. Jak dotąd nikt w naszym domu jeszcze go nie przeczytał... Ale wierzę, że nadejdzie jeszcze ten dzień. Daj znać, to Ci pożyczę. Ale chyba najpierw przypomnij sobie cz.1 :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, dzięki. Ach, te kiermasze, na które nie mogę dotrzeć! Kopalnia skarbów.

      Usuń
    2. To już zapisz sobie - kolejny 12 marca. sobota. 10-13.

      Usuń
    3. Ok, na razie nie mam tak odległych planów; skupiam się, by nie zapomnieć o jutrze:)

      Usuń