Dawno,
dawno temu „Kubuś Fatalista i jego pan” Denisa Diderota był lekturą w liceum.
Czy jest nią i teraz, nie mam pojęcia, bowiem nie jestem się w stanie rozeznać w
obecnym sposobie tworzenia listy lektur szkolnych.
Pamiętam,
że wówczas zachwyciłam się zarówno Diderotem, jak i Wolterem. Z wypiekami na
twarzy pochłonęłam „Kubusia…” oraz „Kandyda”; o ile jednak do dziś mniej
więcej pamiętałam o czym był „Kubuś…”, o tyle treść „Kandyda” (poza podtytułem
„powiastka filozoficzna”) rozpłynęła się w mrokach mej niepamięci (bo to w
końcu dawno, dawno temu było!).
Dawno
temu, kiedy studiowałam i miałam dużo wolnego czasu (choć wtedy wcale tak nie
uważałam), przeżyłam także etap fascynacji twórczością Milana Kundery.
Przeczytałam na pewno kilka (pięć? sześć?) jego książek, z których do dziś w
mojej głowie nie zostało nic. Nawet jednak wówczas nie wiedziałam, że Kundera napisał
sztukę „Kubuś i jego pan”, będącą hołdem złożonym Diderotowi i - jak pisze Jan Čulik – „zbiorem literackich wariacji,
zainspirowanych przygodami Kubusia Fatalisty, postaci stworzonej przez
Diderota, oraz przygodami Tristana Shandy’ego, opisanymi przez Laurence’a
Sterne’a w jego mistrzowskiej powieści złożonej z szeregu zabawnych dygresji.”
W
szczecińskiej Pleciudze spektakl, będący adaptacją właśnie sztuki Kundery, nie
zaś – jak sądzi większość widzów (a wiem co mówię, bowiem podsłuchałam parę
rozmów) – powieści Diderota, grany jest od czterech lat. W mojej ocenie owego
upływu czasu w ogóle po aktorach nie widać. Jakkolwiek jest w rzeczywistości, widzom
jawią się jako ci, którzy grając, nadal znakomicie się bawią. Nie jest to przy
tym proste, bowiem sztuka (jak informuje z offu tajemniczy Czech) jest
wprawdzie w trzech aktach, jednak musi być grana bez antraktu. Bite dwie
godziny na scenie, to mnóstwo tekstu, to naprawdę ciężka praca fizyczna.
Zachowanie lekkości i świeżości jest w takich warunkach sztuką, która temu
zespołowi znakomicie się udała.
![]() |
źródło zdjęcia |
Po pierwsze, jako prosta i dość świńska opowieść erotyczna. Kubuś (Rafał Hajdukiewicz), jego Pan (Janusz Słomiński – dla mnie król tego spektaklu) oraz – w drugim akcie – Markiza de
źródło zdjęcia |
Po
trzecie, gdy już przyzwyczaimy się do atmosfery spektaklu i opatrzą się nam
sprośności, zaczynamy rozumieć, że autor miał do powiedzenia znacznie więcej.
Tu znów zacytuję Jana Čulika, a potem samego Kunderę, bowiem lepiej niż oni nie
umiem tego ująć:
„Kiedy jednak historia się rozwija, przeradza
się w protest przeciwko beznadziejności świata i ludzkiej kondycji. Żartobliwe
dialogi prowadzone na temat seksu i sztuki snucia opowieści stają się tarczą,
która ma nas bronić przed nieprzyjazną rzeczywistością i przed naszą podróżą
przez życie, której cel zawsze pozostaje nieznany.”
„Życie jest repetycją. Wszystko już było. (…)
a ja się zastanawiam, czy ten, kto napisał w górze to wszystko również sam się
strasznie nie powtarzał, i czy nie wziął nas zatem za durniów…”
Teatr
Lalek „Pleciuga” w Szczecinie, Milan Kundera „Kubuś i jego pan. Hołd w trzech
aktach dla Denisa Diderota”, w tłumaczeniu Marka Bieńczyka.
Reżyseria:
Paweł Aigner, scenografia – Jan Policka, kostiumy – Elżbieta Terlikowska,
muzyka – Jacek Wierzchowski.
Obsada:
Rafał Hajdukiewicz, Janusz Słomiński, Mirosław Kucharski, Grażyna
Nieciecka-Puchalik, Przemysław Żychowski, Edyta Niewińska-Van der Moren.
Inspicjentka
– Marzena Heropolitańska.