Dorośli nie czytują książek
dla dzieci, jeśli nie muszą.
Bo
po cóż przecież mieliby czytywać takie głupie książki dla tych głupiutkich
dzieci, nieprawdaż?
Ciekawe
więc dlaczego od kilku dni mam narastające wrażenie, że zamiast akcji „Cała
Polska czyta dzieciom”, powinno się natychmiast zorganizować akcję „Cała Polska
czyta książki dla dzieci”.
Nina, ośmioletnia bohaterka
książki napisanej przez francuskiego filozofa Oscara Brenifiera „Prawda według
Niny”, po wysłuchaniu bajki o chłopcu, który oszukiwał innych po to, by się z
nich naigrawać, mówi, dialogując z własnym psem:
„-
To dwie zupełnie różne rzeczy: kłamać,
żeby kpić sobie z innych, czy robić to dla własnej obrony. Mimo wszystko to nie
to samo.
- Więc dla ciebie kłamstwo jest rzeczą
normalną.
- Nie, dla mnie obrona jest rzeczą
normalną. Kłamiąc we własnej obronie, nikomu nie robi się nic złego. Za to nie
powinno być kary.
- Uważasz więc, że są różne rodzaje
kłamstwa?
- Tak. Niektóre są poważne, a niektóre
nie. Liczy się głównie intencja.
- Czyli według ciebie są kłamstwa
zupełnie normalne?
- Właśnie tak! Bywają kłamstwa
zupełnie normalne.”
Kiedy
pracownica hipermarketu zostanie przyłapana na wynoszeniu pod bluzka dwóch batoników,
nikt nie przebiera w słowach i wyrazach potępienia. Oczywiste jest przecież, że mamy do czynienia ze zwykłą złodziejką.
Kiedy
jeden minister spotyka się z drugim ministrem w modnej restauracji i przy wykwintnych
potrawach, zapijanych luksusowymi trunkami (czy tylko mi się wydaje, że w pracy
się nie pije?) prowadzi „półprywatne” rozmowy, a następnie płaci za wszystko
służbową kartą kredytową, okazuje się, że to przecież coś zupełnie innego niż
ukraść batonik za 2 złote. I nie, nie, nikomu nawet przez myśl nie przejdzie,
by użyć rzeczownika "złodziej".
„- Mamo, powiedz, co robić, kiedy inni
nie chcą uznać prawdy?
- A ty uważasz, że ją znasz?
- Może nie do końca, ale mogę mówić
rzeczy prawdziwe! Problem pojawia się, kiedy wiem, że coś jest prawdziwe,
podczas gdy inni twierdzą, że tak nie jest.
- No tak, to znaczy, że nie zgadzają
się z tobą: oni znają jakąś inną prawdę.
- Jeśli każdy ma własną prawdę, to
ogólna prawda nic nie znaczy.
- W tym, co mówisz, jest trochę
prawdy. „Prawda” to słowo, którego używa się bez zastanowienia. Każdy rości sobie
prawo do własnej prawdy. Myśli, że ją zna i uważa, że racja jest po jego
stronie.”
Po
pojawieniu się na rynku dwóch książek o tragedii na Broad Peak, pojawiły się
krytyczne głosy na temat każdej z nich.
Jackowi
Hugo-Baderowi jak zwykle, choć tym razem wyjątkowo na szczególnie natarczywe
własne życzenie, zarzucono szereg zmyśleń i przeinaczeń (zrobił to m.in. Jacek Berbeka, link do wywiadu z nim tutaj).
Bartkowi
Dobrochowi, jednemu ze współautorów drugiej z książek, na portalu wspinanie.pl zarzucono nielojalność i
chęć zrobienia kariery na tragedii (link do zamieszczonego tam komentarza zarządu PZA tutaj).
Obaj
zaprzeczają, przedstawiając własne racje. I własną prawdę. Ale każdy, kto tego
chce, i tak wie lepiej. Zna lepszą prawdę.
W
książce Brenifiera, w jednym z rozdziałów, zatytułowanym
„Paradoks”, Nina dialoguje z tatą:
„
– Jeśli ci mówię, że jestem kłamcą, co o
tym myślisz?
- Ech… nic. Mówisz mi, że jesteś
kłamcą.
- Wierzysz mi?
- Jeśli tak mówisz… to musi być
prawda… albo to żart.
- Ale co ja przed chwilą ci
powiedziałem?
- Że jesteś kłamcą.
- Wierzysz kłamcom?
- Nie, bo oni kłamią. Ojej… ale mnie
złapałeś. A więc nie, nie wierzę ci.
- Więc powiedziałem kłamstwo, bo
jestem kłamcą?
- Właśnie tak.
- Jednak jeśli powiem kłamstwo, czy
prawdą jest, że jestem kłamcą?
- Tak, bo kłamiesz.
- Ale jeśli powiedziałem prawdę, czy
jestem kłamcą?
- Tato, za szybko mi to tłumaczysz.
Już niczego nie rozumiem. Jesteś kłamcą – tak czy nie?
(…) – Widzisz, logika nie zawsze funkcjonuje.
Spotyka się czasem w życiu problemy, których nie da się rozwiązać. To są
paradoksy. Nie można zdecydować, co jest prawdziwe, a co fałszywe. Taka sytuacja
wprowadza nas w błąd.”
Jacek
Hugo-Bader dał ostatnio szereg powodów do tego, by uznawać go za kłamcę. W
wywiadzie udzielonym internetowemu dwutygodnikowi (link tutaj) bez cienia zażenowania
przyznał, że w rozmowie jaką przeprowadził z Jackiem Berbeką, namawiając go do tego, by zabrał go na wyprawę poszukiwawczą na Broad Peak, koloryzował i wyolbrzymiał. W tej samej rozmowie,
a także we własnej książce, przyznał się do napisania – własnymi rękami, czy
nie, to bez znaczenia – fałszywego oświadczenia na temat treści wywiadu
udzielonego Mariuszowi Kargulowi. Do tego kilka krótkich fragmentów jego
książki mocno przypomina kilka zdań z wcześniej opublikowanych artykułów
prasowych autorstwa Bartka Dobrocha.
„Jacek
Hugo-Bader popełnił plagiat?” grzmi tytułem najnowszy „Tygodnik Powszechny” (cały tekst można przeczytać tutaj),
prezentując tuż obok zamówioną przez siebie opinię prawną (o jakości opinii
prawnych i o tym, że w ciągu dwóch godzin każdy umiarkowanie zdolny prawnik
napisze dwie różne, ba! krańcowo odmienne, choć równie przekonywujące opinie,
napiszę innym razem). Wielkie litery, wielki tytuł, dużo zamieszania. Prawda
wydaje się być oczywista.
A
może jednak warto byłoby zastanowić się nad tym, czy aby na pewno fakt
dopuszczenia się przez Hugo-Badera kilku (kilkunastu? kilkudziesięciu?)
kłamstw, przeinaczeń, podkolorowań przekreśla wszystko, co chciał swoją książką
przekazać? Wszystko, co przeżył i widział? To także pytanie o to, jak powinna
wyglądać literatura faktu; o to, czy reporter może sam uzupełnić brakujące
szczegóły, czy też musi wiernie trzymać się tego, co zdarzyło się na pewno i
naprawdę. Znacznie lepiej niż ja pisze na ten temat Wojciech Tochman w felietonie zamieszczonym na łamach ostatniego Dużego Formatu. Nawet on jednak
zaznacza, że pisze we własnym imieniu, nie rości sobie prawa do narzucania
innym tego, co powinni robić.
Autorzy
„Tygodnika Powszechnego” być może nie mieli zajęć z filozofii, a może nie
uważali na lekcjach o paradoksie. Ich akcja jest czarno-biała. Narobi mnóstwo
smrodu, być może szereg osób zniechęci do sięgnięcia po tę lub inną książkę
Hugo-Badera. A szkoda, bo lektura "Długiego filmu o miłości" Hugo-Badera wcale nie pozbawia sensu czytania także "Broad Peak. Niebo i piekło" Dobrocha i Wilczyńskiego; przeciwnie,
obie lektury znakomicie się uzupełniają. Emocjonalny i egocentryczny Bader oraz
racjonalni i analizujący Dobroch i Wilczyński. Wysokogórski laik kontra
doświadczony wspinacz oraz syn wspinacza. Spojrzenie z boku oraz od środka, z
kipiącego od emocji namiotu na zboczach Broad Peak. Obie tak samo prawdziwe. Prawdą ich autorów.
Dorośli,
czytajcie książki dla dzieci. Możecie się z nich wiele nauczyć.
Oscar
Brenifier „Prawda według Niny”, ilustracje Ires de Moüy, przekład Maja
Wałachowska-Sobczak. Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010.