Nie
lubię pająków i mam alergię na książki wydawane przez „Politykę” w serii „Cała
Polska czyta dzieciom”.
Nie
przypuszczam jednak, aby dzięki tej informacji udało się wyjaśnić dlaczego,
dowiedziawszy się, że w serii „Cała Polska czyta dzieciom” ukazała się książka
o pająku, czym prędzej po nią sięgnęłam.
źródło zdjęcia |
„Pajęczyna
Charlotty” nie jest pierwszą książką-klasykiem literatury dziecięcej, o której
istnieniu nie miałam dotąd pojęcia.
Dowiedziałam
się o niej dzięki „Polityce” i jej serii wydawniczej.
Bo
nie jest tak, że uważam, że w tej serii wydawane są złe książki. Przeciwnie,
książki są ok (w obecnej edycji nawet chyba lepsze, bo mniej znane niż w
poprzedniej, a wcale nie mniej wartościowe). Nie mogę znieść tylko ich szaty
graficznej oraz papieru, na którym są drukowane.
Czy
ten egzemplarz „Pajęczyny Charlotty”, który czytaliśmy razem z Młodszym,
z „filmową”, miękką okładką (istnienie filmu też do tej pory umykało
mojej uwadze) i wydrukowany na lekko szmatławym papierze, jest lepszy od tych
firmowanych przez „Politykę”?
Szczerze?
Wątpię.
Uprzedzenia
robią jednak swoje, tak samo w przypadku książek, ludzi, jak i pająków.
![]() |
E.B.White źródło zdjęcia |
O
autorze „Pajęczyny…” nie wiem niczego. Dopiero pisząc tego posta dowiedziałam
się, że to a) mężczyzna (same tylko inicjały E.B., którymi się posługiwał, nie
pozwalały na rozróżnienie płci), który b) napisał jeszcze inną bestsellerową i
zekranizowaną (już po jego śmierci) książkę (Stuart Malutki); c) otrzymał nagrodę Pulitzera.
Po
lekturze książki, którą E.B.White napisał w roku 1952, a więc w czasie gdy
Amerykanie generalnie zachwycali się swoimi perfekcyjnymi żonami, na których
wzór wychowywali swoje córki, wiem też, że widział więcej niż mu współcześni.
„Chodzi mi o Fern – wyjaśniła [pani
Arable, matka Fern, ośmioletniej bohaterki książki] – Spędza stanowczo za dużo czasu w stodole Zuckermanów. To nienormalne. Siedzi
na stołeczku w kącie, obok chlewika i całymi godzinami przygląda się
zwierzętom. Po prostu siedzi i słucha.
Doktor Dorian rozparł się na
krześle i przymknął oczy.
- Czarujące! – powiedział. –
Musi tam być naprawdę miło i cicho. (…)
Pani Arable zaczęła się
wiercić.
- Fern twierdzi, że zwierzęta
rozmawiają ze sobą. Doktorze, wierzy pan, że zwierzęta potrafią mówić?
- Nigdy żadnego nie
słyszałem, ale to niczego nie dowodzi – odparł. – Całkiem możliwe, że jakieś
zwierzę odezwało się do mnie uprzejmie, a ja nie zrozumiałem, o co chodzi, bo
nie zwracałem należytej uwagi. Dzieci lepiej się koncentrują od dorosłych. (…)
- No, to ulżyło mi trochę.
Pańskim zdaniem nie powinnam się o nią martwić?
- Dobrze wygląda? –
odpowiedział pytaniem doktor.
- O, tak.
- Apetyt dopisuje?
- Tak, wiecznie jest głodna.
- Dobrze śpi w nocy?
- Tak.
- No to nie ma powodu do
niepokoju.
- Myśli pan, że ona
kiedykolwiek zacznie myśleć o czym innym niż świnie, owce, gęsi i pająki?
- A ile ma lat?
- Osiem.
- No, zdaje mi się, że zawsze
będzie kochać zwierzęta, ale wątpię, żeby spędziła całe życie w stodole
Zuckermana. (…) [A] jak
się miewa Avery? [starszy brat Fern] – zapytał
[doktor], otwierając szeroko oczy.
- Och, Avery – zachichotała pani
Arable. – Z nim zawsze wszystko w porządku. Dobrał się oczywiście do trującego
bluszczu, pogryzły go osy i pszczoły, a to tego znosi do domu żaby i węże i
łamie wszystko, co mu wpadnie w ręce. Wszystko w normie.”
„Pajęczyna
Charlotty” nie jest jednak książką wywrotową i – tfu! - feministyczną. Kto chce,
znajdzie w niej podobne wyżej przywołanemu smaczki. Kto nie chce, skupi się na
całkiem czym innym.
Na
czym?
W zasadzie na czym tylko zechce.
Obrońcy
życia (tak, tak!) potraktują opowieść o życiu prosiaka Wilbura (równorzędnego z
pajęczycą Charlottą bohatera książki) jako rodzaj amunicji do swoich dział.
![]() |
źródło zdjęcia |
„Dokąd tata idzie z tą siekierą? – zapytała Fern
matki, kiedy nakrywały do śniadania.
- Do chlewu - odparła pani
Arable. – Wczoraj w nocy urodziło się
kilkoro prosiąt.
- No dobrze, ale na co mu
siekiera? – dopytywała się Fern, która miała dopiero osiem lat.
- Widzisz, jedno z prosiąt to
cherlak – powiedziała matka. – Urodziło się małe i słabe, nic z niego nie
będzie. Ojciec postanowił się go pozbyć.
- Pozbyć się go?! – pisnęła Fern.
– To znaczy zabić? Tylko dlatego, że jest mniejsze od innych? (…) Ten prosiak
nic nie może na to poradzić, że się taki urodził, prawda? Gdybym ja urodziła
się mała, to też byś mnie zabił?”
Wegetarianie
wykorzystają okazję, by przekonać młode pokolenia do niejedzenia mięsa.
![]() |
źródło zdjęcia |
„Stara owca weszła do stodoły i zatrzymała
się, żeby zamienić z Wilburem kilka słów.
- Jak się masz! –
powiedziała. – Coś mi się zdaje, że przytyłeś.
- Chyba tak – odparł Wilbur. –
W moim wieku to nie najgorsza rzecz.
- Tak czy inaczej, wcale ci
nie zazdroszczę. Wiesz przecież, po co cię tuczą, prawda? – mówiła stara owca.
- Nie.
- No cóż, nie lubię roznosić
złych wiadomości – powiedziała – ale tuczą cię, bo mają zamiar cię zabić, ot
co.
- Mają zamiar co? – wrzasnął Wilbur.(…)
- Zabić cię. Zrobią z ciebie
wędzony boczek i szynkę – ciągnęła stara owca. – Farmer prawie zawsze zabija
świnie, kiedy tylko zrobi się naprawdę zimno. Działa tu prawdziwa konspiracja,
żeby rozprawić się z tobą przed Bożym Narodzeniem. (…) Jestem już stara i
widziałam ten interes wiele razy. Zawsze to samo, rok po roku. Arable przychodzi
ze swoim kalibrem dwadzieścia dwa, strzela do …
- Przestań! – krzyknął Wilbur.
– Nie chcę umierać! Niech mnie ktoś ratuje! Na pomoc!”
Arachnolodzy
i zoolodzy wykorzystają szansę, by zaszczepić w młodych czytelnikach zainteresowanie
zwierzętami, w tym pająkami.
![]() |
Charlotta we własnej osobie źródło zdjęcia |
„W górnej części drzwi
rozciągała się wielka pajęczyna. U jej szczytu, głową w dół, wisiała szara
pajęczyca wielkości gumy do żucia. Miała osiem nóg i jedną z nich machała
Wilburowi na powitanie. (…)
- Mam na imię Charlotta.
- Charlotta jak? – dopytwał się
Wilbur gorliwie.
- Charlotta A. Cavatica. Ale
mów na mnie po prostu Charlotta.
- Uważam, że jesteś piękna –
powiedział Wilbur.
- No jestem niebrzydka,
trudno temu zaprzeczyć – odparła Charlotta. – Większość pająków prezentuje się
bardzo korzystnie. Nie jestem może tak efektowna jak niektóre, ale ujdę.”
Co zaś znaleźliśmy w niej my: ja i Młodszy?
Na
pewno zachwycającą opowieść o przyjaźni. Wilbur, choć jest prosiakiem, który dla
niektórych znaczy „mniej niż nic”,
rozkwita dopiero wówczas, gdy ma przy boku kogoś, kto w niego wierzy i gotów
jest wiele dla niego zrobić (najpierw jest to ośmioletnia Fern, potem pajęczyca
Charlotta).
Poza
tym cudną historię o spokojnym (w każdym razie dla niektórych) życiu blisko
natury.
„W trawie grały świerszcze. Śpiewały smutną i
monotonną pieśń o końcu lata.
Lato przeminęło i odchodzi –
śpiewały. – Przeminęło, odchodzi, przeminęło, odchodzi. Lato umiera, umiera.
Świerszcze czuły, że trzeba
wszystkim udzielić ostrzeżenia: lato nie może wiecznie trwać. Nawet podczas
najpiękniejszych dni w roku, kiedy lato przemienia się w jesień, świerszcze
roznoszą pogłoski o smutku i zmianie.”
A
że przy okazji doszło do przemiany Młodszego w wegetarianina-buddystę, który
rozmawia z każdym pająkiem, jaki pojawi się w naszym domu?
Cóż,
czytanie miewa skutki uboczne. Na te akurat nie narzekam.
E.B.White
„Pajęczyna Charlotty”. Przełożyła Ryszarda Jaworska, ilustrował Garth Williams.
Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.