Nie
lubię pająków i mam alergię na książki wydawane przez „Politykę” w serii „Cała
Polska czyta dzieciom”.
Nie
przypuszczam jednak, aby dzięki tej informacji udało się wyjaśnić dlaczego,
dowiedziawszy się, że w serii „Cała Polska czyta dzieciom” ukazała się książka
o pająku, czym prędzej po nią sięgnęłam.
źródło zdjęcia |
„Pajęczyna
Charlotty” nie jest pierwszą książką-klasykiem literatury dziecięcej, o której
istnieniu nie miałam dotąd pojęcia.
Dowiedziałam
się o niej dzięki „Polityce” i jej serii wydawniczej.
Bo
nie jest tak, że uważam, że w tej serii wydawane są złe książki. Przeciwnie,
książki są ok (w obecnej edycji nawet chyba lepsze, bo mniej znane niż w
poprzedniej, a wcale nie mniej wartościowe). Nie mogę znieść tylko ich szaty
graficznej oraz papieru, na którym są drukowane.
Czy
ten egzemplarz „Pajęczyny Charlotty”, który czytaliśmy razem z Młodszym,
z „filmową”, miękką okładką (istnienie filmu też do tej pory umykało
mojej uwadze) i wydrukowany na lekko szmatławym papierze, jest lepszy od tych
firmowanych przez „Politykę”?
Szczerze?
Wątpię.
Uprzedzenia
robią jednak swoje, tak samo w przypadku książek, ludzi, jak i pająków.
E.B.White źródło zdjęcia |
O
autorze „Pajęczyny…” nie wiem niczego. Dopiero pisząc tego posta dowiedziałam
się, że to a) mężczyzna (same tylko inicjały E.B., którymi się posługiwał, nie
pozwalały na rozróżnienie płci), który b) napisał jeszcze inną bestsellerową i
zekranizowaną (już po jego śmierci) książkę (Stuart Malutki); c) otrzymał nagrodę Pulitzera.
Po
lekturze książki, którą E.B.White napisał w roku 1952, a więc w czasie gdy
Amerykanie generalnie zachwycali się swoimi perfekcyjnymi żonami, na których
wzór wychowywali swoje córki, wiem też, że widział więcej niż mu współcześni.
„Chodzi mi o Fern – wyjaśniła [pani
Arable, matka Fern, ośmioletniej bohaterki książki] – Spędza stanowczo za dużo czasu w stodole Zuckermanów. To nienormalne. Siedzi
na stołeczku w kącie, obok chlewika i całymi godzinami przygląda się
zwierzętom. Po prostu siedzi i słucha.
Doktor Dorian rozparł się na
krześle i przymknął oczy.
- Czarujące! – powiedział. –
Musi tam być naprawdę miło i cicho. (…)
Pani Arable zaczęła się
wiercić.
- Fern twierdzi, że zwierzęta
rozmawiają ze sobą. Doktorze, wierzy pan, że zwierzęta potrafią mówić?
- Nigdy żadnego nie
słyszałem, ale to niczego nie dowodzi – odparł. – Całkiem możliwe, że jakieś
zwierzę odezwało się do mnie uprzejmie, a ja nie zrozumiałem, o co chodzi, bo
nie zwracałem należytej uwagi. Dzieci lepiej się koncentrują od dorosłych. (…)
- No, to ulżyło mi trochę.
Pańskim zdaniem nie powinnam się o nią martwić?
- Dobrze wygląda? –
odpowiedział pytaniem doktor.
- O, tak.
- Apetyt dopisuje?
- Tak, wiecznie jest głodna.
- Dobrze śpi w nocy?
- Tak.
- No to nie ma powodu do
niepokoju.
- Myśli pan, że ona
kiedykolwiek zacznie myśleć o czym innym niż świnie, owce, gęsi i pająki?
- A ile ma lat?
- Osiem.
- No, zdaje mi się, że zawsze
będzie kochać zwierzęta, ale wątpię, żeby spędziła całe życie w stodole
Zuckermana. (…) [A] jak
się miewa Avery? [starszy brat Fern] – zapytał
[doktor], otwierając szeroko oczy.
- Och, Avery – zachichotała pani
Arable. – Z nim zawsze wszystko w porządku. Dobrał się oczywiście do trującego
bluszczu, pogryzły go osy i pszczoły, a to tego znosi do domu żaby i węże i
łamie wszystko, co mu wpadnie w ręce. Wszystko w normie.”
„Pajęczyna
Charlotty” nie jest jednak książką wywrotową i – tfu! - feministyczną. Kto chce,
znajdzie w niej podobne wyżej przywołanemu smaczki. Kto nie chce, skupi się na
całkiem czym innym.
Na
czym?
W zasadzie na czym tylko zechce.
Obrońcy
życia (tak, tak!) potraktują opowieść o życiu prosiaka Wilbura (równorzędnego z
pajęczycą Charlottą bohatera książki) jako rodzaj amunicji do swoich dział.
źródło zdjęcia |
„Dokąd tata idzie z tą siekierą? – zapytała Fern
matki, kiedy nakrywały do śniadania.
- Do chlewu - odparła pani
Arable. – Wczoraj w nocy urodziło się
kilkoro prosiąt.
- No dobrze, ale na co mu
siekiera? – dopytywała się Fern, która miała dopiero osiem lat.
- Widzisz, jedno z prosiąt to
cherlak – powiedziała matka. – Urodziło się małe i słabe, nic z niego nie
będzie. Ojciec postanowił się go pozbyć.
- Pozbyć się go?! – pisnęła Fern.
– To znaczy zabić? Tylko dlatego, że jest mniejsze od innych? (…) Ten prosiak
nic nie może na to poradzić, że się taki urodził, prawda? Gdybym ja urodziła
się mała, to też byś mnie zabił?”
Wegetarianie
wykorzystają okazję, by przekonać młode pokolenia do niejedzenia mięsa.
źródło zdjęcia |
„Stara owca weszła do stodoły i zatrzymała
się, żeby zamienić z Wilburem kilka słów.
- Jak się masz! –
powiedziała. – Coś mi się zdaje, że przytyłeś.
- Chyba tak – odparł Wilbur. –
W moim wieku to nie najgorsza rzecz.
- Tak czy inaczej, wcale ci
nie zazdroszczę. Wiesz przecież, po co cię tuczą, prawda? – mówiła stara owca.
- Nie.
- No cóż, nie lubię roznosić
złych wiadomości – powiedziała – ale tuczą cię, bo mają zamiar cię zabić, ot
co.
- Mają zamiar co? – wrzasnął Wilbur.(…)
- Zabić cię. Zrobią z ciebie
wędzony boczek i szynkę – ciągnęła stara owca. – Farmer prawie zawsze zabija
świnie, kiedy tylko zrobi się naprawdę zimno. Działa tu prawdziwa konspiracja,
żeby rozprawić się z tobą przed Bożym Narodzeniem. (…) Jestem już stara i
widziałam ten interes wiele razy. Zawsze to samo, rok po roku. Arable przychodzi
ze swoim kalibrem dwadzieścia dwa, strzela do …
- Przestań! – krzyknął Wilbur.
– Nie chcę umierać! Niech mnie ktoś ratuje! Na pomoc!”
Arachnolodzy
i zoolodzy wykorzystają szansę, by zaszczepić w młodych czytelnikach zainteresowanie
zwierzętami, w tym pająkami.
Charlotta we własnej osobie źródło zdjęcia |
„W górnej części drzwi
rozciągała się wielka pajęczyna. U jej szczytu, głową w dół, wisiała szara
pajęczyca wielkości gumy do żucia. Miała osiem nóg i jedną z nich machała
Wilburowi na powitanie. (…)
- Mam na imię Charlotta.
- Charlotta jak? – dopytwał się
Wilbur gorliwie.
- Charlotta A. Cavatica. Ale
mów na mnie po prostu Charlotta.
- Uważam, że jesteś piękna –
powiedział Wilbur.
- No jestem niebrzydka,
trudno temu zaprzeczyć – odparła Charlotta. – Większość pająków prezentuje się
bardzo korzystnie. Nie jestem może tak efektowna jak niektóre, ale ujdę.”
Co zaś znaleźliśmy w niej my: ja i Młodszy?
Na
pewno zachwycającą opowieść o przyjaźni. Wilbur, choć jest prosiakiem, który dla
niektórych znaczy „mniej niż nic”,
rozkwita dopiero wówczas, gdy ma przy boku kogoś, kto w niego wierzy i gotów
jest wiele dla niego zrobić (najpierw jest to ośmioletnia Fern, potem pajęczyca
Charlotta).
Poza
tym cudną historię o spokojnym (w każdym razie dla niektórych) życiu blisko
natury.
„W trawie grały świerszcze. Śpiewały smutną i
monotonną pieśń o końcu lata.
Lato przeminęło i odchodzi –
śpiewały. – Przeminęło, odchodzi, przeminęło, odchodzi. Lato umiera, umiera.
Świerszcze czuły, że trzeba
wszystkim udzielić ostrzeżenia: lato nie może wiecznie trwać. Nawet podczas
najpiękniejszych dni w roku, kiedy lato przemienia się w jesień, świerszcze
roznoszą pogłoski o smutku i zmianie.”
A
że przy okazji doszło do przemiany Młodszego w wegetarianina-buddystę, który
rozmawia z każdym pająkiem, jaki pojawi się w naszym domu?
Cóż,
czytanie miewa skutki uboczne. Na te akurat nie narzekam.
E.B.White
„Pajęczyna Charlotty”. Przełożyła Ryszarda Jaworska, ilustrował Garth Williams.
Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.
Ech, ja kupuję nową serię Polityki i niestety dziecię stawia opór. Muszę sam doczytać Rasmusa i powtórzyć sobie Gelsomina. Bezboleśnie wszedł Generał Ciupinek. Niestety powieść o pająku odpadła w przedbiegach, też muszę sam czytać. Doprawdy wychowałem jakiegoś potwora. Kolejnego.
OdpowiedzUsuńA widzisz, ja nie kupuję (choć zamierzam się złamać z powodu dwóch książek) i dziecię czyta. Może to klucz do sukcesu?
UsuńChociaż takiego na przykład Ciupinka mam w wersji znacznie lepszej (w sensie wizualnym) - ze trzy lata temu próbowałam to czytać ze Starszym i nijak nie szło. Nam obojgu zresztą.
A potwory i pająki powinny dobrze się dogadywać, dziwne.
Ciupinka wchłonęła sama, nie narzekając. A moje dzieci, jak klasyczne dzieci wiejskie, nie znoszą robali :D
UsuńNiech zgadnę: nigdy nie byliście na wakacjach pod namiotem?
UsuńZ dziećmi pod namiotem? To taka wyrafinowana tortura?
UsuńDla Was czy dla dzieci?
UsuńA jak myślisz?
UsuńU nas byłaby dla mnie, przy zachwycie reszty członków rodziny (za młodu naspałam się w namiotach tyle, że nie mam ochoty przypominać sobie jak to jest). Jak jest u Was, nie wiem.
UsuńJeżeli powiem, że po wyjeździe z dziećmi najchętniej wyjechałbym odpocząć do pustelni w Tybecie, to będzie to ułatwieniem?
UsuńNiewielkim.
UsuńJa tam lubię wyjazdy z dziećmi. O ile nie chcą jechać pod namiot:)
Jestem strasznym ojcem, bo najchętniej bym je powysyłał na zorganizowane turnusy :P
UsuńMy w tym roku wysłaliśmy. Wszyscy zadowoleni, nikt nie wyzywał nas od strasznych rodziców:P Nawet od półtora miesiąca próbuję napisać okazjonalnego posta, ale coś słabo mi (jak widać) idzie:(
UsuńSzczęściarze. Nasze protestują na samą wzmiankę :(
UsuńU nas tak było do ubiegłego roku. W tym nastąpiła cudowna przemiana. Dzieci domagają się kolejnych samodzielnych wyjazdów. Najchętniej zaraz, od 4 września:P
UsuńWidać jesteśmy z żoną za mili podczas wspólnych wakacji, trzeba im uprzykrzyć życie, to może będą chciały odciąć pępowinę :P
UsuńWypraszam sobie te podprogowe insynuacje!
UsuńŻe niby coś insynuuję? No gdzieżbym śmiał. Szczęśliwie wychowałaś śmiałych, otwartych młodzieńców żądnych przygód, otwartych na nowe wyzwania.
UsuńO, to, to!:D
UsuńChociaż w przypadku Starszego każdy kolejny wyjazd staje się coraz bardziej ryzykowny. Już po pierwszym ma z pięć nachalnych wielbicielek; co będzie po następnych?!
Hoho, już zacznij fosę dokoła domu kopać :D
UsuńFosę? Weź mnie nie rozśmieszaj! To zdaje się Ty jesteś ojcem córek; nie wiesz jak bardzo młode dziewczęta potrafią być zdeterminowane?
UsuńFosa (pod prądem), za nią pole minowe, a na końcu komandosi z Grom - może wtedy na miejsce dotrze tylko połowa stawki...
Moje chwilowo są zdeterminowane w bardzo wąskich zakresach. Ale fosa faktycznie się nie sprawdza, lepsze są zatyczki do uszu :P
UsuńPostępowyś, chłopie. Ja wolę zapobiegać:P
UsuńNa to najlepsze były wieże na szklanej górze :D
UsuńZauważ, że działo się to w czasach, gdy role były jakby odwrócone. Chociaż, jakbyście wszyscy pozamykali te Wasze córki w szklanych wieżach, byłby spokój:D
UsuńInaczej byś śpiewała, jakby synaczek musiał smoka pokonać albo po rękawiczkę między tygrysy wchodzić.
UsuńOn póki co nigdzie się nie wybiera. A za tygrysa robię ja. Chyba słabo mi to wychodzi, bo ostatnio przez godzinę nie mogłam jednej trzynastolatki z kuchni przepłoszyć (ta próbowała wersji: zaprzyjaźnij się z matką lubego, a dalej to już z górki):P
UsuńByło ją poprosić o rozładowanie zmywarki, moje córki po takiej prośbie od razu znikają :P
UsuńHm. Zmywarka była rozładowana. Przez moich synów. Jak zwykle:D
UsuńWpędzasz mnie we frustrację, idealnie wychowani synowie. Na kolonie jeżdżą, zmywarkę rozładowują. Sprzątają w pokojach??
UsuńSami z siebie? W życiu!
UsuńNo, Młodszy czasem. Ale on chce być prezydentem, względnie premierem lub strażnikiem miejskim, to musi się bardziej przykładać:D
A używasz przekupstwa czy gróźb karalnych?
UsuńPrzekupstwem się brzydzę. I od razu tam karalne:P
UsuńOk, to już wszystko wiem :D
UsuńNo nie wiem. Pragnę bowiem dodać, że aktualnie osiągnęliśmy stan, w którym dzieci dobrowolnie ustaliły co robią i generalnie to robią, czasem tylko narzekając. Nie muszę dodawać, że nie zamierzam prowadzić szczegółowych badań zmierzających do ustalenia na ile jest to spowodowane używaniem przez rodziców gróźb w latach poprzednich? Nie od rzeczy będzie też napomknąć, że lista rzeczy, które robią nie jest przesadnie długa:P
UsuńW każdym przypadku odniosłaś sukces wychowawczy. Ja się cieszę z tego, że Starsza umie zrobić kolację sobie i siostrze, chociaż to tylko grzanki z serem :)
UsuńDzieci umieją tyle, na ile im pozwalamy, mam wrażenie. A ponieważ właśnie obejrzałam plan lekcji Starszego, z którego wynika, że dwa razy w tygodniu ma na 7.10, jestem pewna, że już zaraz będzie umiał zrobić sobie śniadanie:D
UsuńWychodzi z tego, że pozwalamy im nic nie robić. Nie brzmi zachęcająco. Macie już plan? Cywilizacja, u nas wciąż librus pusty. I może dobrze. Za to w bibliotece stosy podręczników. Komentarz Starszej do książki do polskiego: "Sienkiewicz. I Sienkiewicz. Oraz Sienkiewicz. I jeszcze więcej Sienkiewicza".
UsuńCywilizacja, owszem. Na szczęście obca. Liczę na to, że po ośmiu godzinach jednego języka obcego i sześciu drugiego, nowa podstawa programowa (w tym Sienkiewicz (mogło być gorzej: Żeromski!)) będzie Starszemu całkowicie obojętna.
UsuńA podręczników nie mamy.
Myśmy już niepedagogicznie powiedzieli dziecku, że ma przez półtora miesiąca robić dobre wrażenie, szczególnie że mają być nowi nauczyciele, i wyrabiać sobie opinię, a potem ma z głowy. A ja zamierzam sobie zafundować odwyk od librusa.
UsuńOdwyk od dziennika elektronicznego zawsze mile widziany - też planuję:) Możemy potrzymać za siebie wzajemnie kciuki.
UsuńA pierwszą część Twojej wypowiedzi przez grzeczność pominę milczeniem...
Czuję potępienie? :P
UsuńZgrozę raczej. Ale ja mam ostatnio sporo doświadczeń przewartościowujących, nie zwracaj na mnie uwagi:P
UsuńZgrozę z powodu tak demoralizującego podejścia? Obawiam się, że dziecko nie da się zdemoralizować, ona uważa, że skoro wszyscy rwą się do odpowiedzi i aktywności, to ona już nie musi. Więc opinię pewnie sobie wyrobi, acz niekoniecznie taką, jaką sugerował tatuś.
UsuńZłote dziecko; jak podejdzie bliżej, to ją uściskam (obiecuję nie obślinić!):D
UsuńTylko mi potem nie płacz, że Ci jakaś dwunastolatka siedzi w kuchni i nie daje się wygonić :D
UsuńJeśli będzie się zachwycać mną a nie Starszym, nie zamierzam wyganiać:P
UsuńGwarancji Ci nie dam, ale przygotowanie pizzy, frytek, ostatecznie ruskich pierogów zwiększy Twoje szanse :P
UsuńUps. Ruskie mogę skombinować od babci, pizzę zamówić. Frytki stanowczo nie wchodzą w grę. A wegańskiego lecza nie łaska?
UsuńLeczo? Wegańskie? Przegrałaś w przedbiegach, sorry. Warzywa są trujące.
UsuńNo dobra. Zamienię "uściskam" na "skinę głową".
UsuńPS. Jakby pomieszkała ze mną przez miesiąc, wcinałaby marchewkę aż miło:D
Podaj adres, kupię bilet na sobotę :D
UsuńJasne, jeszcze jedno dziecko do rozwożenia od poniedziałku. Taka głupia to ja nie jestem.
UsuńOch, myślę, że przez pierwszy tydzień rozwożenie nie wchodziłoby w grę :P W ramach protestu przeciwko marchewce miałabyś bierne protesty uciskanej ludności :P
UsuńPo pierwszym tygodniu (i tak lajtowym) stanowczo oświadczam: ani jednego dziecka na stanie więcej, nieważne, protestującego biernie czy czynnie!!!
UsuńI pomyśleć, że przez minione dwa miesiące w piątek wieczorem byłam zwykłym człowiekiem. Dziś upiory wróciły. Jeden siedzi właśnie przy kompie i pisze te słowa...
O popacz. A u nas podręczniki rozdali, Zemstę kazali czytać, kartkówkę z czasowników zrobili, a starsze dziecko nawet zaczęło się odzywać ludzkim głosem. Oby jej za szybko nie przeszło :P
UsuńNie ma to jak przypomnieć dzieciom dlaczego tak bardzo nie mogły się doczekać powrotu do szkoły, nieprawdaż?
UsuńU nas lepiej: Starszy był dwa dni na wyjeździe integracyjnym. Żadnych lekcji, żadnych kartkówek, żadnych zadań domowych. Niestety, obawiam się, że od poniedziałku wszystko popsują!
Polonistka nowa, to musi, z przeproszeniem, obsiusiać terytorium i pokazać, kto rządzi.
UsuńCiekawe jak Twoje dziecko zniesie tę "Zemstę". Ok, my też czytaliśmy i chyba też w VII klasie, ale to jednak było, ekhem, ekhem, jakieś 30 lat temu. Jedyną szansę widzę w tym, że na każdej stronie jest stosunkowo mało tekstu:P
UsuńPewnie przeczyta jako jedyna w klasie. Ale zamierzam pokazać jej ekranizację. Niestety Wajdy, a nie Teatru Telewizji.
UsuńA wiesz, że byłam przekonana, że wydano ten spektakl na płycie? A tu faktycznie chyba kicha. Chociaż dla nich to może i Wajda lepszy.
UsuńAle o wrażeniach (z czytania, nie oglądania) i tak donieś!
Chwilowo znacząco rzuciłem egzemplarz (ten sam, który sam czytałem te 30 lat temu) na stolik koło łóżka. A ponieważ nie mam być panem Hyde'em, nie będę się co chwila upierdzał, czy już zaczęłą czytać. Kartkówka z treści za dwa tygodnie dopiero :D Ale jak się czegoś dowiem, to migiem doniosę.
UsuńBędę czekać:)
UsuńAż żal, że nie napisałam żadnego posta o "Zemście" - jak nic klikalność skoczyłaby pod niebiosa:P A i bez tego bez pudła można rozpoznać, że dziatwa wróciła do szkół.
Na pewno będziecie czytać Fredrę, to na świeżo napiszesz :P Nic straconego. Nieustająco próbuję obejrzeć podręcznik do polskiego i historii, ale moje próby są zręcznie blokowane.
UsuńMy zaczęliśmy od lipy i innych fraszek :) Jakaś większa lektura na razie na dalekim horyzoncie. A co u Was wybrała pani polonistka z lektur uzupełniających - u nas "Stary człowiek i morze" i ... "Krzyżaków". "Zemsta" to myślę, że się dzieciom spodobać może, ale co do "Krzyżaków" to mam duże wątpliwości, kto przez to przebrnie ...
UsuńU nas podręczników do polskiego i historii jeszcze nie ma, więc sobie podejrzeć nie mogę (zwłaszcza, że chyba jeden z nich jest wsipu, a ci nie udostępniają na stronie podglądu ;) ). Za to widziałam podręcznik do polskiego GWO i jest na pierwszy rzut oka (spis treści, teksty wybrane, fragmenty komiksów, dobór tekstów do tematów, itp.) niezły, szkoda, że nie u nas ...
Pojęcia nie mam, co poza Zemstą, musiałbym urządzać przesłuchanie trzeciego stopnia z lampą w oczy, a cholernie mi się nie chce :)
Usuńech, się masz ;) Mój syn bez nękania zeszyt z wpisanymi ładnie lekturami pokazał :P
UsuńKochany synuś mamusi :) U nas Balladyna, Stary człowiek i morze, Opowieść wigilijna, 12 prac Herkulesa i coś jeszcze, ale nie zapamiętałem. Chyba Latarnik i kawałki Pana Tadeusza.
Usuńtaa, on po prostu po mamusi grzeczny taki ;)
UsuńU nas Pan Tadeusz to w całości, Latarnik też jest, Dziady II cz., Opowieść wigilijna (to akurat fajnie, może wreszcie przeczytam :P) I właśnie chyba Balladyny brak.
O, Dziady, faktycznie :)
UsuńAch... Chcę! Chcę! Chcę to przeczytać! To jeden z ulubionych filmów, który z chłopakami oglądaliśmy już kilka razy. Mam nadzieję, że Młodszy się wciągnie.. Starszy cóż... ma już własne życie.. Od dwóch dni mieszka poza domem.. Wybrał łono natury... Namiot i działkę u kolegi... :-))
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że stosowny egzemplarz posiadasz nawet w miejscu pracy, a jeśli nie - donoszę, że jest on w naszej ulubionej filii nr 4:)
UsuńFilm chętnie bym obejrzała, ale próby znalezienia legalnego dostępu (innego niż wiążący się z zakupem płyty) na razie spełzły na niczym.
Idzie ochłodzenie, wróżę rychły powrót syna marnotrawnego:)
hmm, chyba przegapiłam, jak była w kiosku. No nic, może trafię później w jakimś koszu w markecie ;)
OdpowiedzUsuńWy macie plan, ZwL ma podręczniki - my jeszcze nic :) Może dostaniemy w poniedziałek jedno i drugie ;)
Książki z tej serii chyba nie trafiają do marketów; poprzednich w każdym razie tam nie widziałam.
UsuńJeśli Cię to pocieszy: Starszy ma plan, owszem, ale podręczników ani kawałka. Osobiście uważam, że może mu to wyjść tylko na zdrowie, ale jego nauczyciele jacyś markotni...
a to ja widziałam i nawet chyba coś dokupowałam z poprzedniej serii, tak mi się wydaje przynajmniej ;)
UsuńMy też już mamy plan (podobno stały), a podręczniki w oszałamiającej ilości dwóch sztuk + trzy ćwiczenia. Też nie do końca się martwię tym brakiem - nauczyciele mogą się wykazać, a ja sobie robię typowanie ;)
U nas czytanie ogólnie leży i kwiczy. To znaczy Starszy jeszcze coś tam zepchnie od wielkiego dzwonu, a Młodszy kończy pierwszy tom Spirit Animals (drugi miesiąc), ale z głośnego czytania zrezygnowałem. I w sumie nie wiem czemu, bo przecież wielce lubiłem. Z frontu pt. "Stosunki z dziećmi", donieść mogę, że Starszy zaczął ze mną biegać, a właściwie, to ja zacząłem biegać za nim :P
OdpowiedzUsuńBrawo, brawo! Ja ćwiczę to w wariancie: "wy biegnijcie, a ja będę za Wami bardzo szybko szła". Zazwyczaj kończy się to tak, że oni robią dystans dwa razy dłuższy, bo po przebiegnięciu kawałka wracają, zobaczyć czemu matka tak się ciągnie:(
UsuńA z czytaniem podobnie, niestety. Chociaż Starszy łyka teraz kolejnych Flanaganów, a ja nie wiem czy cieszyć się z tego powodu bardzo, czy tylko umiarkowanie.
Wczoraj Starszy poznał gorzki smak przetrenowania. Wyjaśniliśmy sobie parę rzeczy i mam nadzieję, że dotarło, że bieganie to nie obowiązek, ani próba zaimponowania ojcu, tylko przyjemność :) Teraz tylko Kitkowi wytłumaczyć, że na 12km biegu, na który ją zapisałem, nie muszę gnać z jęzorem na brodzie, próbując pokonać siebie, ale z chęcią dotrzymam jej towarzystwa :)
UsuńStarszy też coś tam czyta, ale dość chimerycznie i zrywami. Cieszę się umiarkowanie :P
Bardzo,bardzo dobrze zrobił mi Twój post.
OdpowiedzUsuń