Wawel.
Kraków.
Historia. Ojczyzna.
Wzruszenia łza.
Polscy
rodzice, mimo panującego od brzasku nieziemskiego upału, wiodą rankiem na pamiętające
czasy Kraka wzgórze swe niebieskookie i lnianowłose dziatki.
Tu
Zygmunt (dzwon), tam Łokietek (król), w piwnicach Szczerbiec (miecz).
Ach.
Atmosfera
gęstnieje od patriotycznych uniesień. Po twarzy spływa kropla. Postronny
powiedziałby: phi, zwykły pot. Może i pot, phi, ale za to w jakim otoczeniu
utoczon, ha!
źródło zdjęcia |
Podniosłość
chwili zakłóca dźwięk telefonu Starszego. Odbiera.
- Halo? No cześć. Daj spokój, nie mogę grać, na
Wawelu jestem. No, tym w Krakowie. Ty, a na której jesteś teraz arenie? Na dziesiątej? Serio?!”
Prowadzona
przez Starszego rozmowa zakończyła się po dziesięciu minutach. O Wawelu,
Krakowie, historii, ojczyźnie, arrasach, mieczach nie było w niej nic ponad to,
co przytoczyłam powyżej. Tym, co w rzeczywistości zaprzątało uwagę Starszego i
czemu poświęcony był cały prowadzony przez niego dialog z kolegą była wyłącznie
gra Clash Royale.
Gdybym
przed wyjazdem do Krakowa nie przeczytała książki Leszka Talki, po tym zdarzeniu pogrążyłabym
się być może w rozpaczy. Bo jakżeż to – człowiek stara się, dwoi i troi,
rozrywek dostarcza, prowadzi w najważniejsze dla każdego, choćby i
małoletniego, Polaka miejsca, a tu ważniejsza okazuje się byle smartfonowa
gra?! No, zgroza, bo przecież ja w tym wieku, to…
Nastoletnie
dzieci Leszka Talki są nieco starsze od moich dzieci. Różnica wieku jest wystarczająco
duża, by Talko mógł zdążyć zdiagnozować i opisać wiążące się z posiadaniem
dzieci problemy, zanim jeszcze pojawią się one i w moim życiu. Mogę więc uczyć
się na jego błędach (w każdym razie teoretycznie), dobrze się przy tym bawiąc
(styl tego autora idealnie wręcz mi odpowiada; najbardziej chyba podobał mi się drukowany w „Dużym Formacie” cykl felietonów „Ja tu tylko sprawdzam”, ale
biorę w ciemno w zasadzie wszystko inne).
I
owszem, dotychczas wydawało mi się, że jestem fajna. Taka młodzieżowa (nie to co inne mamy). I nadążam. Wiem, co ważne dla współczesnych dzieci, a dzięki
swojej mądrości i życiowemu doświadczeniu umiem to wszystko połączyć w
optymalną całość.
Tym
wszystkim, którzy w tym miejscu prawie umarli śmiechu, zwracam uwagę na użyty
przeze mnie w pierwszym zdaniu poprzedniego akapitu czas. Nie bez powodu
przeszły.
Konieczność jego użycia stała się dla mnie oczywista już po przeczytaniu pierwszej strony Talkowej
książki, na której autor domagał się ode mnie (jako rodzica nastolatka)
udzielenia odpowiedzi na 10 pytań. "Cóż to dla mnie!", pomyślałam. Po czym, przeczytawszy, otarłam pot z czoła
(choć może to i łza rozpaczy była).
„Brałeś udział w lajwiku?
Co to jest headshot?
Ile dałbyś za skina kosy?
Jakie ajtemki są najbardziej
wartościowe?
Co najchętniej odpakowujesz
na wizji?
Po czym poznasz Slender Mana?
Znasz jakieś enczmenty?
Chciałbyś mieć Vaporeona?
Znasz Blowka, ReZigiusza i
Stuu?
Skąd się bierze diaxy?”
Na powyższe pytania udzieliłam dwóch poprawnych odpowiedzi. Dwadzieścia procent.
Siadaj Matka, pała.
Dzieci
urodzone w XXI wieku są inne niż ich dwudziestowieczni rodzice.
źródło zdjęcia |
„Mamo, a jak chodziłaś do szkoły, to jaki
miałaś telefon?” – zapytał mnie ostatnio znienacka Starszy, jak mi się do
tej pory wydawało, niegłupi.
- Taki na korbkę – chciałam złośliwie
odpowiedzieć w pierwszej chwili. Po czym ugryzłam się w język i poinformowałam (zgodnie
z prawdą), że pierwszy telefon komórkowy kupiłam sobie dopiero w podeszłym
wieku 24 lat, i to sama, za własne pieniądze, gdyż jako funkcjonująca już w tym czasie w samodzielnej komórce
społecznej (nie mylić z komórką-telefonem), nie mogłam liczyć na sponsoring ze
strony rodziców. Nie mógł uwierzyć.
Gdyby
przełożyć to na sytuację odwrotną, można by z łatwością wyobrazić sobie, że to ja
zapytałabym Starszego np. o to co to jest pokeball, a on – zamiast udzielić mi
rzeczowej odpowiedzi – prychnąłby z pogardą, po czym przez tydzień opowiadałby
swoim kolegom o tym, jaką idiotką jest jego matka.
Tymczasem w prawdziwym (nie wirtualnym) życiu Starszy jak dotąd zawsze cierpliwie odpowiada na moje nawet najgłupsze (z jego
punktu widzenia) pytania; co więcej, stara się nakłonić mnie, bym zagrała w
którąś gier razem z nim.
serialowy Marco Polo (tylko tu był młody. I przystojny) źródło zdjęcia |
Leszek
Talko rozpoczyna swoją książkę od przywołania postaci Marco Polo, młodego
chłopaka, który siedem wieków temu wyruszył w podróż, w trakcie której
odwiedził i opisał wiele nieznanych dotychczas Europejczykom miejsc i krain. Talko pisze:
„Marco Polo wielu rzeczy, które widział, nie
zrozumiał, inne znał tylko ze słyszenia, ale przynajmniej spróbował je poznać.
My też obawiamy się świata
nastolatków. Drżymy przed ich zwyczajami, uważamy, że przyniosą zgubę i im, a
może i nam.
Tak jak mieszkańcy
średniowiecznych miast drżeli, słuchając o smokach i wielogłowych bestiach
czających się w odległych krainach, tak i my truchlejemy przed
niebezpieczeństwami, w które obfituje świat nastolatków. Najchętniej byśmy im
wszystkiego zabronili.”
Zamiast
zabraniać, Talko mówi: sprawdzam. Co sprawdza? To jasne: to, co kryje się w
tym dziwnym świecie, który codziennie zasysa nasze dzieci.
Z jakim wynikiem? Czasem zaskakującym, a czasem zgodnym z
oczekiwaniami (w każdym razie tymi, które mają zramolali rodzice).
Okazało się, że są w tym świecie miejsca i zdarzenia, które mogą rodzica zaskoczyć. Są też takie, w
których (lub którymi) śmiertelnie się wynudzą. Talko-Polo podczas swojej podróży niekiedy próbował być taki jak jego
dzieci (z różnym skutkiem), a niekiedy od razu sobie odpuszczał.
Jedno
w każdym razie jest pewne.
Leszek
Talko już wie jak jest tam, po drugiej stronie.
Czy
wystarczy przeczytać jego książkę, aby się tego dowiedzieć?
Trochę
tak, trochę nie.
Bo
czy wystarczy przeczytać opowieść jakiegoś podróżnika, aby wiedzieć na pewno jak
jest gdzieś tam daleko, dokąd on zawędrował? Bo czy możemy być pewni, że jego
sposób widzenia tych dziwnych, dalekich krain jest jedynym możliwym, a w
szczególności: zgodnym z naszym sposobem postrzegania świata?
Talko
ujmuje to tak:
„Wejdź na to wirtualne podwórko, wynudź się w
Minecrafcie, obejrzyj lajwika, strzel headshota, ucharakteryzuj się na zombie,
pogadaj z ekipą z Afryki Południowej, rozejrzyj się wieczorem, czy za tobą nie
czai się trzymetrowy facet o białej twarzy (pamiętaj, że nawet jak się nie
czai, to córka może myśleć, że się czai), przestań przez cały czas przynudzać,
żeby zostawić ten komputer i zająć się lekcjami i życiem, bo to też jest życie.”
Wiem,
czasem ciężko to zrozumieć. Moim zdaniem warto jednak chociaż spróbować (choć nikt
nie może obiecać, że będzie lekko).
Ja w każdym razie od wczoraj pobieram u Starszego lekcje gry
w Clash Royale.
Ughrgh.
Leszek
Talko „Nastolatek dla początkujących. Nie daj się wylogować z ich życia.”
Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2017.
Spoko, spoko, nie wątpię, że gdy zajdzie rzeczywiście taka potrzeba Wawel okaże się ważniejszy niż smartfonowa gra. Wynik 20% i tak jest całkiem niezły, mój to 10% ale jakoś nie załamuję rąk, bo staram się na innych polach znaleźć punkty wspólne; byliśmy niedawno w Malborku. Ponieważ już wcześniej słyszałem, że na zamku był "ze sto razy" zabrałem go na zwiedzanie zamku nocą i okazało się, że to jedna z ciekawszych rzeczy jakie przeżył na tych wakacjach, a konkurencja była silna :-).
OdpowiedzUsuńPytanie tylko czy taka potrzeba faktycznie kiedykolwiek zajdzie? Kolejne pogrzeby w kryptach chyba nie są planowane, a poza tym w grę wchodzi chyba tylko chęć poderwania dziewczyny zafascynowanej historią Polski...
UsuńZwiedzanie zamków nocą to chyba popularny ostatnio pomysł. Na Dolnym Śląsku też go stosują; niestety ostatecznie na żaden nie dotarliśmy. Malbork i bez tego wydaje mi się jednak bezkonkurencyjny (w tym roku byłam na zamku Książ, to jakieś nieporozumienie!); nocą pewnie jeszcze zyskuje. Tak czy siak jednak, gratuluję sukcesu!:)
Starsza nie chce się przyznać, w co gra, więc lekcji nie pobiorę :P Natomiast wszystkie objawy zblazowania w obliczu dziedzictwa kultury narodowej i piękna ojczystej natury mamy już przerobione. Dziecka ożywiały się wyłącznie na widok baru, w którym miał być spożywany obiad, oraz budek z lodami. Natomiast dynamicznie z żoną dławimy w sobie pana Hyde'a, choć z drżeniem czekamy na początek roku szkolnego w nowych okolicznościach przyrody.
OdpowiedzUsuń"A kiedy na obiad?", ogłaszam najbardziej denerwującym pytaniem mijających właśnie wakacji :P Co do pytań, to mam sporo odpowiedzi, ale to dlatego, że sporo ciupię w gierce i headshoty, to jeszcze w Quake'u III zaliczałem i jak dziś pamiętam głos, który oznajmiał odstrzelenie wrogowi makówki :D Co do ciekawości świata, nie powiem, jak już się coś zaproponuje, pojadą. Czasem zainteresowanie jest większe (goła babka na wiślanej łasze widziana z pokładu statku podczas rejsu w Kazimierzu), czasem mniejsza ("nudna" droga do kazimierskiego wąwozu - Korzeniowego Dołu), ale jest. Jak tak sięgam pamięcią, to też człowiek czas spędzał na dyrdymałach, a jakoś żyje :D
UsuńU nas absolutnym hitem było "a długo jeszczeeeee?" u Młodszej. Zaczynała w chwili wyjeżdżania za bramę :P
Usuń- Jedziemy na rowery?
Usuń- A na ile kilometrów?
Nie muszę dodawać, że każda odpowiedź od kilometra w górę, była niewłaściwą :)
Twoi są, jak widać, negocjowalni. U nas to wygląda tak: Pojedziesz na rower? Nie! :D
UsuńJak Was poczytałam, to moje dzieci od razu mocno zyskały:P Są jeszcze rzeczy, które ich ruszają (inne niż budki z lodami) - hitem tego roku były kopalnie wszelkiej maści, tudzież cuda natury. W Krakowie też spodobały im się 2 (słownie: dwie) rzeczy: tramwaj wodny i Ogród Lema. Na rowery (w zasadzie) nie trzeba ich specjalnie wyciągać i do piętnastego kilometra nawet nie jęczą (choć zdarzają się wyjątki, ale każdy ma prawo do gorszego dnia). Złoto nie dzieci!:D
UsuńZWL: zmiana wizerunku? Pisać "Panie Piotrze" czy "Piotrusiu Kochany"?:P
A co do Hyde'a nic nie mów. Nie wiem kto odlicza dni do rozpoczęcia roku szkolnego z większym obrzydzeniem: ja czy oni. Zaczęłam nawet doceniać decyzję o przeniesieniu pierwszego września na czwartego. Zawsze to trzy dni szczęścia więcej...
Bazyl: nie mów, że znałeś ReZigiusza? Albo że wiedziałeś o co chodzi z odpakowywaniem na wizji?!
Momarto, krakowski targiem Piotrze Kochany, ok? :D
UsuńMasz faktycznie złote dzieci i nie narzekaj :) Nad morzem najbardziej podobał się seans Minionków i kąpiele oraz obowiązkowy obiad w Ikei po trasie, w górach placki ziemniaczane w bacówce na szczycie. Popkultura i żarcie, kto by pomyślał :D
Ciężko będzie, ale może kiedyś się przemogę:P
UsuńNa sto piąte Minionki nikt nie zaciągnąłby mnie nawet wołami; już poprzednie były nędzne, a te muszą być nędzne po dwakroć. Kąpiele nad morzem - a nie po to tam się jedzie, hę? Teraz Ty czepiasz się potomstwa, doprawdy.
A żarcie mnie w ogóle nie rusza; żyję z facetem, który zanim gdzieś pojedzie, najpierw sprawdza co i gdzie można zjeść dobrego. Nie raz zdarzało nam się dopasowywać marszrutę do lokalizacji miejsca, gdzie mieliśmy zjeść. Co ja mówię, tylko z rzadka zdarzało nam się iść/jechać gdzieś, nie wiedząc gdzie będziemy jedli.
To były moje pierwsze Minionki, ale i tak skupiłem się głównie na ścieżce dźwiękowej. Kąpieli się nie czepiam, absolutnie. Póki siedziały w wodzie, mogłem w spokoju poczytać :D
UsuńO popacz, to moja żona ma identycznie, też obczaja knajpy :D
A Minionki mają jakąś ścieżkę dźwiękową, inną niż te wydawane przez nie potworne dźwięki? Lubię filmy dla dzieci, naprawdę, ale Minionki są wyjątkowo obok mojego gustu.
UsuńAby można było w spokoju poczytać, wystarczy zapewnić dzieciom odpowiednie towarzystwo. Najchętniej złożone z dzieci mających rodziców, którzy nie lubią czytać na plaży. Polecam!:P
Owszem, cały przegląd hitów z lat 80. Do towarzystwa jakoś nie mamy szczęścia, ale poczytać się udało mimo to.
UsuńTonący brzytwy się chwyta. Zamiast Minionków poszlibyście na Majtasa, o!
UsuńW plenerowym kinie dawali tylko Minionki, pola manewru nie było. ALe Majtasa mógłbym nie zdzierżyć.
UsuńObydwoje macie rację co do tych Minionków. Momarta, że nędzne. Piotr, że jedynym jasnym punktem były hity sprzed lat :) Wyjścia na Majtasa stanowczo odmówiłem :D
UsuńA z tym jedzeniem, to może udaje się planowanie w większych miastach, bo wybrane przeze mnie na sobotni obiad, dwie knajpy w Bochni, były zamknięte ze względu na wesela :( Dodam, że wzmianki o tym fakcie nie widziałem na stronach.
Natomiast wracając do meritum, to wczoraj poszedłem za radą Talki i podczas gdy Starszy był przeglądany przez nową okulistkę ja udałem się z Młodszym do parku, gdzie on łowił pokemony, a ja czytałem książkę :)
A! Wiem kto to Rezi. A odpakowywania na wizji nie zaliczałem sobie, choć się domyślam, że chodzi o jutubowe unboksingi wszelkiej maści :P
UsuńNic a nic nie znacie się na dobrych filmach dla dzieci! Co niby nie podoba Wam się w Majtasie?!
UsuńJeśli chodzi o wesela i ich wpływ na człowieka na wakacjach, to załapaliśmy się na dwa takowe w (mocno przereklamowanym) zamku Książ. Zapłaciwszy znaczącą sumę za wstęp i słysząc co chwilę od umiarkowanie uprzejmej obsługi, że "tu nie można, wesele!" oraz "do 12-tej trzeba było zwiedzać!", miałam ochotę coś im zrobić. Nie powiem, gdy kilka gdy potem przeczytałam w prasie, że jeden z gości weselnych tego właśnie dnia zniszczył im zabytkowe drzwi, poczułam coś na kształt złośliwej satysfakcji...
A poza tym, Bazylu, chapeau bas!
Jaka szapoba? To efekt uboczny zajmowania się pierdołami, miast Ważnymi Rzeczami Ludzi Dorosłych :P
UsuńPS. Muszę zapamiętać tę historię z drzwiami, bo za rok weselę się w zabytkowym pałacu :P
Miałaś chyba wyjątkowego pecha do zamku Książ. Ja byłam tam kilka lat temu (bez dzieci ;)), zwiedzałam z przewodnikiem i dobrze wspominam. Zainspirowana opowieściami, przeczytałam nawet jakąś książkę o Daisy, więc naprawdę musiało mi się podobać!
UsuńAgnieszka
Bazyl: planujesz wzorować się na krewkim gościu z Książa? Nie polecam, bo to słono kosztuje.
UsuńA im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że mogłabym całe życie zajmować się wyłącznie pierdołami, ech!
Agnieszka: tragicznie nie było, ale relacja jakości do ceny (zwłaszcza w kontekście przeganiania z części miejsc "bo wesela") jest niewłaściwa. U nas przewodnik nie wchodził w grę, gdyż dwa dni wcześniej mieliśmy traumatyczne przewodnikowe przeżycia i całą rodzinę mdliło na myśl o.
Jak znam życie będzie to impra bez spożywania, bo podróż dość daleka, nocować wolę u siebie, więc tylko samochód wchodzi w grę :) Zresztą ja i po trunkach mało awanturujący się :)
UsuńJestem specjalistą pierdołologii. Choć bez dyplomu :P
Bazylu, ile Ty masz lat, że wolisz nocować u siebie, rany! (Jak dla mnie możliwe są tylko dwie odpowiedzi: albo pięć, albo dziewięćdziesiąt pięć, choć może masz w zanadrzu jakieś tertium)
UsuńBudzenie się na kacu nawet w znanych okolicznościach przyrody jest kłopotliwe, a co dopiero w obcych dekoracjach i ze świadomością, że do domu trzeba jednak dotrzeć :P I wiek nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu wiele rzeczy mogę robić na wyjeździe z prawdziwą przyjemnością, ale nocowanie do nich nie należy. Plasuje się tylko oczko wyżej od korzystania z publicznych toalet. No tak mam i już :)
UsuńTrudno jest zorganizować prawdziwy wyjazd bez nocowania, ale może to tylko ja nienawidzę jeździć samochodem w nocy...
UsuńA argumentu o publicznych toaletach nijak nie umiem odeprzeć:P
Niechęć do obcego łóżka przebija wqrw związany z nocnym podróżowaniem :) I nic nie przebija publicznych toalet, chyba że konieczność skorzystania z tła tła :P
UsuńHm, w Twoim przypadku można już chyba mówić o alienolectofobii:P (Tłumaczenie nader dowolne; pewnie niejeden łacinnik wyrwałby sobie na jego widok wszystkie włosy z głowy...)
UsuńPrzeczytałam tego Talkę na wakacjach i tez postanowiłam odpuścić. Ostatecznie nie mam najgorzej, bo moje córki nie siedzą znowu aż tak długo w smartfonie (młodsza ma zresztą zwykłą starą Nokię, ale już zamówiła sobie "porządnego" smartfona na urodziny lub Gwiazdkę ;)) Śledzą za to różne blogerki i jutuberki, stąd doskonale wiedziałam co to jest lajwik, co się odpakowuje na wizji i kim jest Rezigiusz :) Dobra jestem , co?! ;)
OdpowiedzUsuńCo do wakacji, to cierpliwie znoszą dziedzictwo narodowe, zwiedzanie z przewodnikiem, czy moje wywody na temat styku trzech religii na Podlasiu (inna sprawa, że mało z tego zapamiętują). Za to ja dzielnie znoszę wszelkie aquaparki, jazdy konne i wesołe miasteczka. Taki układ.
Agnieszka
Doprawdy, Agnieszko, jesteś prawie tak dobra jak Bazyl!:P
UsuńJa nie daję rady; młodzieżowy YouTube śmiertelnie mnie nudzi i zaczynam ziewać już w drugiej minucie oglądania. W czwartej dzieci mówią "mamo, to już możesz iść".
Nasze wakacje zazwyczaj odbywały się pod hasłem "tylko bez przewodnika!". Tym razem zrobiliśmy kilka wyjątków, co okazało się (poza dwoma miejscami) baaaaaardzo złym pomysłem. I pewnie, najlepiej gdy można zadowolić każdego uczestnika wycieczki. Kluczem do sukcesu jest pozbycie się przekonania, że musi to zawsze następować w tym samym czasie...
Książka Talki jest rewelacyjna! Dzięki niej zajrzałam do świata moich synów nie marnując godzin przed ekranem komputera. Przyznam, że moje chłopaki z radością i zaciekawieniem słuchały fragmentów czytanych przeze mnie na głos. "Tak, tak.. tak, właśnie jest mamo" - potakiwali. :-)
OdpowiedzUsuńCo do wypraw wakacyjnych to na hasło: "Idziemy na spacer do parku, na rower itp." zwykle pada pytanie: "A po co??"
Ale muszę przyznać, że gdy byliśmy w Toruniu z wielką radością wypatrywali wszystkich ...księgarni i ciągnęli mnie do środka /nie powiem ile książek przytargałam z tej wyprawy../ a gdy zamierzaliśmy wejść do jakiegoś muzeum Starszy wyciągał swój telefon i sprawdzał w internecie OPINIE internautów. "Sprawdzę czy warto, mamo". Tym sposobem nie weszliśmy do DOmu Kopernika ale zaliczyliśmy świetne Muzeum Zabawek :-)))
A co do Majtasa, to ja MoMarto poproszę o osobny post. Niech Majtasowa Moc będzie z Tobą! Ktoś musi wyjaśnić na czym to "majtasowanie" polega, bo nie wszyscy jeszcze wiedzą.
podpisano
Fanka Majtasowej serii i reszta
Dobrze wiesz, że Tyś to sprawiła, żem po Talkę sięgnęła; jeszcze raz dzięki!:)
UsuńA poza tym nie można mieć wszystkiego: moi wprawdzie na świeże powietrze wychodzą, za to na widok księgarni jęczą i wzdychają ("znów będziemy czekać na mamę pół godziny!").
O Majtasie zaś już było. Chyba nie umiem napisać o filmie niczego innego niż o książkach, więc nie będę się powtarzać.
Trochu się zaambarasowałam moim stanem świadomości jako matki. Hm.
OdpowiedzUsuńŻe niby nic nie wiesz i co gorsza nie wiesz, że powinnaś wiedzieć?
UsuńNoooo :) Ale ulżyło mi, bo moje dzieci też większości nie wiedziały :)
UsuńJakieś dziwne te Twoje dzieci, doprawdy. Chcesz się zamienić?:P
Usuńuff, 50% ;) Nie zna życia, kto nie obejrzał pół godziny ciągiem odpakowywania packów FIFA któraś tam ;)
OdpowiedzUsuńRezigiusza też znam, ale bardziej z tv ;), bo był kiedyś w oglądanym przez nas namiętnie wokalnym show.
Na szczęście życie pozakomputerowo-gamingowe też istnieje - z roweru mógłby nie schodzić, od kilku miesięcy pochłania go regularna gra w piłkę nożną, a ostatnio zwiedził ze mną pałac w Wilanowie (i nie marudził!).
Aaa, na Minionkach najnowszych też byłam, ale je jakoś polubiłam (po 100 milionach obejrzeń drugiej części nie pozostało mi nic innego :D ) , a muza rzeczywiście była zacna :) Majtasa odpuściliśmy, być może niesłusznie, ale nie wiem, czy bym zniosła dwie animowanki w miesiącu (mam na nie coraz mniejszą tolerancję ;) )
Nie dobijaj mnie, dobra kobieto. Wychodzi na to, żem zramolała do szczętu.
UsuńAle odpakowywania na wizji oglądać nie będę; są pewne granice matczynej miłości!:P
Majtas jest ok. Tzn. uważam, że książki lepsze niż film (pod koniec nieco się zmęczyłam), ale w porównaniu z Minionkami i tak rewelacja;) Wydawnictwo Jaguar teraz wznawia serię, w przyzwoitych cenach - może skuście się na jedną część i sprawdźcie.
0% o matko :( Spytam jutro córkę ale myślę, że też może być słabo. Starsza nie gra, woli instagram i jutjuba, a młodszy zapomina że telefon gdzieś tam lezy rozładowany. A jak sobie przypomni to gra w jakieś wyścigi. Na wakacje dzieci wydelegowałam do dziadków i z doniesień wynika, że zwiedzali ochoczo Kraków, Pszczynę, kopalnię itp. Pytania o jedzenie u nas też na pierwszym miejscu.
OdpowiedzUsuńCiekawe co Twoja Starsza na tym YT ogląda... Ja co jakiś czas zapuszczam żurawia i za każdym razem szczęka mi opada. Od sasa do lasa, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić (historię też sprawdzam, jeszcze nie czyszczą:P), ale jakoś takie dziwne (i nudne jak diabli!) to wszystko.
Usuń