Gdybym chciała
zostać bohaterką bestsellerowej powieści dla kobiet, musiałabym:
a) być piękna i młoda, przynajmniej na
początku historii (powiedzmy, że, patrząc retrospektywnie, dałoby się załatwić);
b) łamać męskie serca na prawo i lewo
(zdarzyło się, nie raz, że tak nieskromnie wyznam);
c) mieć silny charakter (ho, ho! co jak
co, ale ten warunek spełniam z naddatkiem);
d) żyć w przełomowych czasach (zdaje się,
niestety, że się udało).
W związku z przejściem
wstępnej selekcji, niniejszym zaczynam (przydałoby się zarobić trochę kasy) od
szkicu, gdyż będąc znakomitą główną bohaterką, postanowiłam napisać bestsellerową, adresowaną do kobiet, autobiografię.
Opiszę
w niej najpierw swoje bajeczne dzieciństwo, dyskretnie akcentując odebrane
staranne i wszechstronne wykształcenie, następnie wstawię pierwszy wątek
dramatyczny (jeszcze się nie zdecydowałam czy będzie to gwałtowny zwrot akcji
jak śmierć ukochanego dziadka i choroba babci-staruszki, zmuszająca mnie do
porzucenia dotychczasowego wygodnego życia i skupienia się na zmianie pieluch i
opatrywaniu odleżyn (główna bohaterka bestsellerowej powieści dla kobiet w
niczym nie prezentuje się lepiej niż w skromnym białym fartuszku, ze znakiem
czerwonego krzyża na piersi!), czy może wzmianka o szeregu drobniejszych
niepowodzeń typu oblany egzamin wstępny na studia i wykrycie przez jednego narzeczonego,
że jednocześnie spotykam się z drugim, co doprowadzi do braku jakiegokolwiek narzeczonego). Potem przyjdzie czas na długi (bo
bestsellerowa powieść dla kobiet musi liczyć sobie najmarniej 450 stron!) opis życiowej
stabilizacji u boku, lub nie u boku, jeszcze się nie zdecydowałam, Ukochanego.
Ukochany jest w tym przypadku figurą kluczową, bez Ukochanego nie ma
bestsellerowej powieści dla kobiet. Ukochany może tkwić u boku, wierny jak pies,
ewentualnie może ranić na wskroś. Ważne jest jednak, by był. Następnie
przyjdzie czas na podkręcenie dramatyzmu. Najlepsza byłaby wojna, ta sprawdza
się znakomicie, jednak zdecydowawszy się na powieść autobiograficzną i nie chcąc
wywoływać wilka z lasu, aczkolwiek las tuż za progiem, poprzestanę może, sama
nie wiem jeszcze na czym. Ważne, by opisać główną bohaterkę na tle
dramatycznych wydarzeń, którym – a jakże! – będzie mogła bohatersko stawić
czoła. Nie złamie jej nikt i nic, zawsze wierna sobie i Ideałom (kto wie, może
jakaś dotacja z któregoś z Narodowych Centrów wpadnie, oni lubią
bohaterów-zawsze-niezłomnych), aż do śmierci. Śmierci nie należy jednakże
opisywać, to zarzyna znoszącą złote jajka kurę.
Ważnym elementem szkicu
jest też tytuł i okładka. Tytuł musi chwytać za serce, niedwuznacznie sugerując
czego można się spodziewać. Nieważne czy ma sens, czy nie, ważne by chwytał. Coś
w stylu „Polska namiętność” albo „Wielki biały romans” (słowa klucz, z myślą o
Centrach Narodowych i ich dotacjach, ach, jaka jestem sprytna!). Do tego mgliste zdjęcie
młodej kobiety, wpatrującej się rozmarzonym spojrzeniem prosto w obiektyw.
Najlepszy byłby słowiański typ urody, najważniejsze jednak, by była młoda, piękna i mglista.
Och, co to będzie za
bestseller!
W ostatnim czasie
przeczytałam dwie, napisane z myślą o czytelnikach płci żeńskiej, książki: „Rosyjską
namiętność” Reyes Monforte i „Białą wilczycę” Theresy Révay.
Po pierwszą sięgnęłam
dlatego, że lubię muzykę Prokofiewa i wydawało mi się, że powieść opowiadająca
historię jego pierwszej żony, Liny, dramatyczną skądinąd i bez koloryzowania, pozwoli
mi spojrzeć na twórczość tego kompozytora z całkiem innej perspektywy.
Po drugą, gdyż koleżanka z pracy od dawna opowiadała jak bardzo znakomita jest to lektura ("koniecznie musisz to przeczytać, kooooniecznie!").
„Rosyjską namiętność”
przeczytałam do końca, bo była ostatnią nieprzeczytaną książką, jaką wzięłam na
urlop i naprawdę nie miałam co czytać. W międzyczasie zasnęłam czterdzieści
razy; czterysta razy parsknęłam, zirytowana, by wreszcie, zmęczona parskaniem,
chichotać tylko nerwowo raz po raz, budząc żywe zainteresowanie
współplażowiczów.
„Siergiej odłączył się od żony, po to by – jak twierdził – przywitać się
z paroma znajomymi. Ale przedtem popatrzył na Linę w szczególny sposób, jak
rzadko kiedy zdarzało mu się wcześniej. Nie wiedziała, czy ma zacząć płakać,
czy wybuchnąć głośnym śmiechem. Nie miała pojęcia, co mogło przemknąć mężowi
przez głowę, że skierował na nią takie spojrzenie. Nie umiała rozstrzygnąć, czy
chciał ją prosić o przebaczenie, czy wszystkiego żałował, czy podziwiał ją za
odwagę stawiania czoła rzeczywistości – czego sam nie umiał – czy też kierował
ku niej całą swoją nienawiść, a spojrzenie było formą pożegnania.”
No ależ doprawdy.
Rozdarcie i niepokój. Bojaźń i drżenie niemalże (mimo wszystko uważam jednak, że Kierkegaardowi lepiej poszło z opracowaniem tego tematu).
Lina Prokofiew źródło zdjęcia |
Lina Prokofiew była
prawdopodobnie niezwykłą kobietą, której życie obfitowało w dramatyczne
zdarzenia. Na kartach „Rosyjskiej namiętności” jest jednak płaska, tak samo jak
konstrukcja każdego zdania w tej książce. Nie wiem co czytał Remigiusz Mróz,
zanim napisał swoje płaskie książki, jest jednak wysoce prawdopodobne, że omawiany
bestseller pani Monforte znalazł się na jego długiej liście. To, że Rosja w czasach
Stalina nie była najlepszym do życia krajem, wie mniej więcej każdy średnio
wykształcony człowiek. Ta lektura niewątpliwie jednak jego wiedzy na ten temat
nie ubogaci. Mimo szerokiego historycznego tła – samograja, całość jest nudna i
jednowymiarowa. Stalin i jego ludzie są źli, Lina Prokofiew – dobra. I piękna,
nie zapominajmy, że piękna. Kropka.
Po drodze pojawia się
też (tak jak w prawdziwym życiu Prokofiewów) szereg innych, znanych z kart historii
postaci: Coco Chanel, Ernest Hemingway, Pablo Picasso. Ja rozumiem, trudno jest
napisać dobrą książkę jednocześnie o wszystkich, jednak, jak się wydaje, da
radę przy odrobinie wysiłku wykroczyć nieco poza notki z Wikipedii?
Dla odmiany „Biała wilczyca”
jest historią wyimaginowanej arystokratki, „białej” Rosjanki (że „białej”,
zostaje kilkakrotnie podkreślone w tekście, nie mam pojęcia po co), Kseni
Ossoliny. Opowieść o jej – a jakże! – dramatycznym życiu zaczyna się w październiku
1917 roku, w Petersburgu, a kończy w roku 1945, gdzieś w Europie (Ksenia jest w
tym czasie we Francji, jej ukochany, pardon, Ukochany, pod Berlinem). Po drodze
trup ściele się gęsto, głód zagląda naszej bohaterce w oczy nie raz, jednak ona
dzielnie stawia czoła wszelkim przeciwnościom losu (czy ktoś choćby przez
chwilę w to wątpił?).
Na okładce wydawca
zachęca nas opowieścią o „wielowątkowej
historii miłosnej”, rozgrywającej się „na
szerokim tle zdarzeń I połowy XX wieku.” Dodaje, że „czytelnik znajdzie tu grozę rosyjskiej rewolucji i luksus paryskiego „wielkiego
świata”, szaloną dekadencję Berlina i narastający koszmar hitleryzmu, piekło
wojny i nadzieję na lepszą przyszłość.” Być może. Niewątpliwie tak. O ile
czytelnik nie oczekuje od książek tego rodzaju niczego więcej niż podania w
przyjemny sposób (styl jest w tym przypadku nieco lepszy od tego prezentowanego
przez panią Monforte) tych samych wiadomości, które przyswoił już w szkole
podstawowej, będzie niewątpliwie zadowolony.
Nie czytałam „Doktora
Żywago” ani „Anny Kareniny”. Bardzo się tego zresztą wstydzę i obiecuję
poprawę. Być może dlatego łudzę się, że o tym samym można napisać lepiej.
Mocniej. Prawdziwiej. W końcu chyba nie bez powodu te książki są nadal czytane,
podczas gdy, jak mniemam, pamięć o paniach Monforte i Révay długo nie przetrwa.
Póki co jednak, czując
się zachęcona (pisać w końcu każdy może, ja, jak mniemam, trochę lepiej niż
trochę gorzej), ruszam cyzelować mój własny autobestseller. Wypatrujcie w
księgarniach, już wkrótce!
Reyes Monforte „Rosyjska
namiętność”, przełożył Zbigniew Zawadzki. Wydawnictwo WAM, Kraków 2017.
Theresa Révay „Biała
wilczyca”, przełożyła Magdalena Kamińska-Maurugeon. Świat Książki, Warszawa
2011.
Yyyyyyyy. Tym nieinteligentnym stęknięciem pozwolę sobie skomentować dobór wakacyjnej lektury. Ale to na pewno skutek upałów (ten dobór, chociaż stęknięcie również). Natomiast Twoją autobiografię pt. Polska biała wilczyca (zauważ, ile symbolicznych znaczeń kryje ten tytuł!) z podtytułem "W miłości żyła prawem wilka!" nabędę w dniu premiery za własne, ciężko zarobione złotówki. Czuj się ostrzeżona!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że zlitowałeś się, widząc ciszę w eterze? (tak, wiem, ciszy nie można zobaczyć)
UsuńAleż doprawdy, czy ja nawet w wakacje muszę czytać mądre książki? Chciałam, naprawdę chciałam poczytać o tym jak to jest, gdy ona kocha jego, on ją też, a potem już nie (albo odwrotnie, bez znaczenia). I gdy wokół wicher i zawierucha, ale ich miłość trwa. Och. Ale popełniłam błąd w wyborze, definitywnie. Mea maxima culpa.
I możesz spokojnie ciułać nawet grosiki, żadne tam złotówki. Do premiery jeszcze bardzo dużo czasu. Cała wieczność:D
Ja nie znam litości, ale dopiero dziś siadłem do kompa i sprawdziłem feedly :P
UsuńNikt nie mówi o czytaniu w wakacje mądrych książek, no litości, ale coś co się nazywa Rosyjska namiętność do białej wilczycy z góry jest skazane na porażkę :) A można czytać Trędowatą, pośmieje się człowiek, popłacze w finale, zębami zgrzytnie na arystokratyczną zgniliznę i nie jest się narażonym na miałkość fabuły :)
No przepraszam, przywołałam okoliczności wyłączające karalność, przestań już się znęcać. Poza tym przypominam, że ja zawsze w wakacje czytam dziwne książki, nie mogłam w tym roku zrobić wyjątku.
UsuńŻeby coś wnieść od siebie ... Yyyyyy. :P
Usuń@Momarta Ja rozumiem, że każdy sąd by Cię uniewinnił i nie zamierzam drążyć. Ale mimo wszystko yyyy :D
UsuńNie wiem w jaki sposób inteligentnie skomentować to co napisaliście, yyyyy.
UsuńO, i teraz znaleźliśmy wspólny język, yyy :D
UsuńPomyślałabym, że mnie obrażasz, ale po dzisiejszym dniu jestem takim trupem, że nie umiem myśleć.
UsuńOch, no gdzieżbym śmiał obrażać :D
UsuńA "Annę Kareninę" czytałeś, hę?
UsuńYyy, nie, ale Wojnę i pokój wysłuchałem. Ksawery Jasieński mi czytał.
UsuńNie liczy się:P
Usuń"Doktor Żywago"?
Film widziałem. Ale za to czytałem Siedemnaście mgnień wiosny :)
UsuńEkhem. A ja czytałam "Opowieść o prawdziwym człowieku". Też Borysa. I też na Pe.
UsuńTeż to czytałem, szalenie romantyczne :P
UsuńNie wiem jak Ty, ale ja płakałam rzewnymi łzami. Znaczy się, romantyczne na wskroś!
UsuńCzytałem z wypiekami, szczególnie jak pożerał jeża :P
UsuńZnaczy się: romans i sensacja?
UsuńTak, arcydzieło uniwersalne :D
UsuńAż przeczytałabym ponownie, zwłaszcza, że stoi gdzieś na półce, w wydaniu z serii Biblioteki Młodych. W sam raz dla mnie:D
UsuńBardzo popieram :)
UsuńŻe niby taka młoda jestem?
UsuńCałkiem niedawno wypomniałaś mi, że jesteś młodsza ode mnie. Akurat, żeby sobie Bibliotekę Młodych czytać :P
UsuńAleż to nie było z urazą! Ja jestem młoda i taka pozostanę. Do ostatniej zmarszczki!:P
UsuńAle póki co, na kolejny wyjazd chyba jednak wezmę Annę Kareninę. Z okładką filmową, niestety.
Okładkę zawsze możesz owinąć w gazetkę z Biedronki :)
UsuńOch nie! Ale mogę nosić ją na plażę w torebce z logo Sephory:P
UsuńA to już jak wolisz :D
UsuńDzięki, łaskawco!
UsuńJestem pod wrażeniem! Naprawdę dałaś radę przeczytać te książki?? Ja zdecydowanie wolę poczekać na Twą autobiografię. Czy mogę liczyć na krótką wzmiankę o mej skromnej osobie na choćby połowie strony? ;-) Mogę wystąpić jako np. dama z pieskiem? Taka do towarzystwa? ;-))))
OdpowiedzUsuńDama z pieskiem będzie większym hitem niż dama z łasiczką! Poświęcę Ci nawet cały rozdział, a nawet dwa: jeden Tobie, drugi pieskowi!
UsuńA to i może kot się załapie?? Już się cieszę! :-))
UsuńTy się tu nie rozkręcaj! To ma być MOJA autobiografia!:P
UsuńUps... trochę się zagolopowałam... Proszę o wybaczenie....;-)
UsuńSzczerze mówiąc, to nie wiem, czego się czepiasz. Tego, że bohaterki były piękne (no tak, niektóre kobiety tak mają) i że miały "ciekawe życie"? Że miały jakieś trudne przejścia oraz ukochanego? No tak, tak przeważnie zdarza się w życiu. Historia dzieje się w ZSRR? No, ale cóż, skoro to jest powieść na faktach i tak NAPRAWDĘ było. To, że Stalin został ukazany jako zły człowiek? Eyy, sorry, on BYŁ złym człowiekiem, trudno cokolwiek dobrego o nim powiedzieć. Wiadomości przyswojone już w szkole podstawowej? Świetnie, jeśli tak jest, ale zdziwię Cię, bo z mojego oglądu wynika, że ludzie nie pamiętają nic z lekcji historii, nawet tego, kto był pierwszym królem Polski. Jeśli te historie są dla Ciebie "nieprawdziwe" to już nie wiem, co mogłoby to być.
OdpowiedzUsuń