Dawno,
dawno temu dziwiłam się rozpaczy ludzi, którzy zostali uznani za zdrowych.
Wydawało mi się bowiem wówczas, że chyba dobrze jest dowiedzieć się, że nic poważnego
człowiekowi nie dolega.
Ponieważ jednak rzecz nie działa się w odległej galaktyce, lecz na polskiej ziemi, po niedługim
czasie nie tylko przestałam się dziwić, ale i zaczęłam szczerze kibicować
wszystkim próbującym udowodnić, że są ludzkimi wrakami.
Stan ten trwa nadal; najbardziej
cieszę się zaś, gdy razem z nimi odkryję, że są chorzy psychicznie, mają ciężką
postać padaczki lub też dotknęła ich ślepota.
Powyższe
nie świadczy bynajmniej o moim zezwierzęceniu, lecz wyłącznie o dobrej znajomości
krajowego rynku pracy. Na tym bowiem liczą się wyłącznie ciężko chorzy,
najlepiej niezdolni z tego powodu do samodzielnej egzystencji.
W
internecie pełno jest ogłoszeń podobnych do tego zacytowanego niżej:
Zatrudnimy
na pełen etat osobę na stanowisko kierowca, pracownik rozlewni gazu i stacji
LPG.
Osoba zatrudniona na tym stanowisku będzie odpowiedzialna za dostawy towaru do wyznaczonych miejsc, napełnianie butli, tankowanie aut, ewidencję sprzedaży.
Wymagania:
• Przynajmniej podstawowa znajomość obsługi komputera,
• Umiejętność organizacji czasu pracy,
• Prawo jazdy kat B, doświadczenie w prowadzeniu samochodów,
• Wysoka motywacja do pracy,
• Mile widziane osoby z umiarkowanym lub znacznym stopniem niepełnosprawności.
Osoba zatrudniona na tym stanowisku będzie odpowiedzialna za dostawy towaru do wyznaczonych miejsc, napełnianie butli, tankowanie aut, ewidencję sprzedaży.
Wymagania:
• Przynajmniej podstawowa znajomość obsługi komputera,
• Umiejętność organizacji czasu pracy,
• Prawo jazdy kat B, doświadczenie w prowadzeniu samochodów,
• Wysoka motywacja do pracy,
• Mile widziane osoby z umiarkowanym lub znacznym stopniem niepełnosprawności.
Gwoli
wyjaśnienia: zgodnie z definicją ustawową, do znacznego stopnia
niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu,
niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej i
wymagającą, w celu pełnienia ról społecznych, stałej lub długotrwałej opieki i
pomocy innych osób w związku z niezdolnością do samodzielnej egzystencji.
Z
kolei do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną
sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w
warunkach pracy chronionej lub wymagającą czasowej albo częściowej pomocy
innych osób w celu pełnienia ról społecznych.
Bardziej
istotne jest jednak to, że za każdą taką osobę PFRON płaci pracodawcy 1800 zł –
jeśli zatrudniona osoba jest niepełnosprawna w stopniu znacznym lub też 1125 zł
w związku z zatrudnieniem pracownika o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności.
Kwoty te mogą zostać podwyższone o 600 zł, jeśli niepełnosprawność jest
spowodowana m.in. chorobą psychiczną, epilepsją czy utratą wzroku. Zatrudnienie
osoby tylko lekko niepełnosprawnej jawi się więc w tym kontekście jako zupełnie
nieopłacalne – PFRON płaci bowiem za nią tylko 450 zł. O zdrowych nie warto
nawet wspominać. Bycie zdrowym kandydatem na pracownika to w Polsce prawdziwe nieszczęście.
Bez
znaczenia jest przy tym to, że być może, obiektywnie rzecz biorąc, osoba niezdolna do samodzielnej
egzystencji nie jest najlepszym kandydatem do pracy przy przewożeniu i
napełnianiu butli z gazem. Pracodawca jest bowiem z pewnością dobrze
ubezpieczony od ewentualnych następstw nieszczęśliwych wypadków, a już w trakcie
sprzątania po wybuchu będzie mógł przebierać w kandydatach na
następcę świętej pamięci niepełnosprawnego nr 1.
Dawno,
dawno temu, tj. na początku tego wieku, gdy zaczynałam zajmować się polskim
rynkiem pracy w praktyce, dziwiłam się bardzo wielu rzeczom i zjawiskom. Teraz,
blisko dwie dekady później, jestem mądrzejsza o tyle, że wiem, że nie istnieje
takie świństwo, którego polski pracodawca nie byłby gotów popełnić. Jedyne co
mnie jeszcze niekiedy dziwi, to brak śladów jakiejkolwiek refleksji u osób
traktujących podwładnych jak podludzi. Ale pomału przywykam i do tego.
Zbiór reportaży o pracy „Urobieni”
to historie osób pracujących w Polsce, zanotowane bez zdziwienia przez Marka Szymaniaka. W kolejnych rozdziałach swojej książki w zasadzie beznamiętnie prowadzi on czytelnika przez kolejne historie ze świata
polskiej pracy. Szereg osób: kobiet i mężczyzn, młodych
i starszych, podzieliło się z nim swoimi, zazwyczaj nader gorzkimi, doświadczeniami. Poruszone zostaną tematy przekształceń polskiego
rynku pracy, wypaczeń w systemie zatrudniania osób niepełnosprawnych, pracy w
oparciu o tzw. umowy śmieciowe, zatrudniania pomocy domowych, sytuacji pracujących w Polsce Ukraińców. Mowa też będzie o systemach sprzedaży bezpośredniej, molestowaniu seksualnym w pracy, emigracji
zarobkowej, korporacjach, problemie braku czasu wolnego od pracy,
marginalizacji związków zawodowych. Wreszcie, w ostatnim rozdziale, niczym
chusteczka podana dla otarcia łez, pojawi się też głos tych, którym się udało.
Z całym szacunkiem, ale
nic nowego, nie tylko dla kogoś, kto jak ja, wysłuchał i wysłuchuje nadal setek
takich historii, ale i dla większości potencjalnych czytelników tego zbioru. Z
dużą dozą prawdopodobieństwa można bowiem założyć, że po książkę wydaną przez
Wydawnictwo Czarne, napisaną przez autora, który dotychczas publikował wyłącznie
w mediach kojarzonych z jedną stroną obecnej sceny publicznej w Polsce (TVN24,
Gazeta Wyborcza, Newsweek), sięgną raczej tylko czytelnicy o określonych
poglądach, którzy o wszystkich omawianych przez Szymaniaka problemach już czytali, właśnie na łamach przywołanych mediów. Nie sposób też nie zauważyć, że wezmą ją do ręki tylko ci, którzy w
ogóle czytają cokolwiek innego niż raporty giełdowe. Krąg zainteresowanych
wydaje się więc być nader wąski.
Autor nie udaje zresztą, że odkrywa Amerykę; każdy rozdział kończy swego rodzaju podsumowaniem czy wyjaśnieniem,
obficie korzystając (co uczciwie wyjaśnia w obszernej bibliografii) z szeregu artykułów
publikowanych na łamach papierowych czy internetowych wydań…, tak, głównie
Gazety Wyborczej i TVN24. Podpiera się także często poglądami nieco starszego
kolegi, Rafała Wosia, który jednak od lat konsekwentnie podąża własną drogą i
którego zakres poszukiwań znacznie wykracza poza dobrze mu znane, bezpieczne miejsca.
Nie piszę tego bynajmniej,
by z gruntu krytykować Marka Szymaniaka. Przeciwnie, doceniam, że napisał przyzwoite reportaże,
wykonał solidną pracę, powściągnął naturalne w przypadku takich tematów skłonności
do grania na tanich sentymentalnych nutach i w ogóle wydaje się być bardzo
przejęty. Z całym jednak szacunkiem, ale to za mało.
Nie
widzę szans, by ta książka zapoczątkowała jakiś przełom w myśleniu o pracy w
Polsce. Aby otworzyła komukolwiek oczy. Ci, którzy kiedyś nie wiedzieli,
dowiedzieli się już dawno. Jeśli chcieli, zrobili z tej wiedzy
użytek. Albo po prostu przyjęli do wiadomości, tak jak przyjmą do wiadomości istnienie
tej książki. Przeczytają, może i nawet wzruszą się lub oburzą, po czym odłożą
na półkę.
Pozostali
pozostaną przy swoich poglądach. Chociażby takich, jakie wyłożył w ostatnim
numerze „Dużego Formatu” (dodatku do – a jakże! – Gazety Wyborczej) człowiek sukcesu,
milioner, Bogusław Filipiak.
„Dziś na rynku pracy nie
ma żadnego wyzysku pracowników. (…) Dziś to pracownik jest panem i nie da się
wyzyskiwać. I wcale nie mówię o informatykach czy menedżerach po Harvardzie.
Myślę o hydraulikach, stolarzach, cieślach, itd. Zresztą o wszystkich ludziach,
którym chce się pracować.
Jeżeli masz ochotę
pracować, możesz pojechać do Niemiec zbierać szparagi i zarabiać dobre
pieniądze. Czy jesteś wyzyskiwany? Nie. Zarabiasz dużo więcej niż w Polsce
Jeśli chcesz pracować, możesz w Szwajcarii za dobre pieniądze kosić trawę. Czy
jesteś wyzyskiwany? Nie.(…)
A
co z pensjami nauczycieli, pielęgniarek czy ratowników medycznych?
Powtarzam: każdy, kto
nie jest zadowolony ze swojej pensji, za granicą może zarobić więcej.
Pewnie
zaraz pan nas przekona, że pani sprzątajaca też może dyktować warunki
pracodawcy?
A jak?! Pani sprzątająca
też nie da się wyzyskiwać, bo jak w Polsce będzie dostawała grosze, to wyjedzie
za granicę. (…)
Szwajcarzy
nie wpuszczą pracownika z Polski.
Na 90 dni można przyjechać
do pracy.
I
co ma zrobić ta kobieta po 90 dniach?
To niech jedzie do
Anglii czy Niemiec. Tam też dobrze zarobi.
Dla
pana to takie łatwe. Spakować się i wyjechać. A jak ktoś tu ma rodzinę, dzieci?
Wolałby w Polsce godnie zarabiać i z rodziną mieszkać?
Ja tylko mówię, że
pracownicy mają wybór. Chcą zarobić więcej, mogą wyjechać. Pasuje im to, co
jest, mogą zostać w kraju.”
Cyniczny
czy arogancki? Może jedno i drugie, a może żadne z nich. Nie wiem czy pan
Filipiak cokolwiek czyta. Jeśli jednak sięgnie po „Urobionych”, nie wątpię, że nic z nich nie
zrozumie. Bo nie chce rozumieć. A to tacy jak on dyktują dzisiaj warunki na rynku pracy.
Tak
więc, szanowny autorze, panie Marku Szymaniaku, mam dla pana złą wiadomość. Chyba urobił się pan
bez sensu.
Marek Szymaniak „Urobieni.
Reportaże o pracy.” Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.
Dziś pracownik jest panem
– z Januszem Filipiakiem rozmawiają Leszek Kostrzewski i Piotr Mączyński. „Duży
Format”, 20.08.2018 r., nr 32/1297.
Chyba wstrzymam się z komentowaniem do czasu gdy zaczniesz opisywać książki lekkie i przyjemne :P
OdpowiedzUsuńObawiam się, że to może nieco potrwać. Do tego czasu, jak rozumiem, wszyscy będą stąd wiać?:(
Usuń@Bazyl, koleżanka ostatnio próbowała lekkiej i przyjemnej lektury i nic dobrego z tego nie wyszło :D
UsuńI teraz nie wiem: pozytywny to komentarz czy wręcz przeciwnie?
UsuńBardzo pozytywny :)
UsuńJednakowoż słabo osadzony w wątku jakby. Ja natomiast jestem dziś silnie osadzona tematycznie, bo urobionam po pachy, mimo że na urlopie. Idę zalec martwym bykiem.
UsuńOdpoczywaj sobie więc :)
UsuńNie muszę dodawać, że będę czytać kolejną strrrasznie poważną książkę? Tematycznie pasowałaby wprawdzie "Kuba i ogromna brzoskwinia", ale na szczęście nie mam pod ręką:P
UsuńSkoro musisz poważne, to czytaj poważne nie możemy Ci zabronić :D
UsuńJa się po prostuję boję, że jak zacznę komentować takich np. Urobionych, to mi się narzekactwo włączy level max i popłynę z opowieścią jak to mi źle. A obiecywałem sobie ograniczać, bo to ni cholery nic nie daje. O!, weekend był fajny. Półmaraton przebiegłem. Internetowa znajoma darła się do mnie zza barierek (pozdrawiam Martę z Książek mojej siostry). Znajomy z okolicy dogonił zaraz za startem i zamienił kilka słów życząc powodzenia. Takie chwile chcę zapamiętywać, a nie że zaraz był poniedziałek i do domu dotarłem po 21 :P
UsuńBazyl: To w sumie dobre podejście. Ja za dużo marudzę, wiem to od pewnego czasu. Ale i tak nie mogę się powstrzymać:P Patrz kolejny post!:D
UsuńNo i brawo, brawo! Półmaraton, panie, to już cuś!
Ja porzuciłam sportowe ambicje od czasu, gdy w czasie pewnych zawodów zostałam, na 9 kilometrze, wyprzedzona przez dziarską siedemdziesięciolatkę (na oko). To nie na moje nerwy!
Piotr: Sytuacja zmieniła się o tyle, że z braku czasu przestałam czytać cokolwiek. Jak żyć?
Jak żyć? może chodzić wcześniej spać? Zawsze to jakaś korzyść dla organizmu :D
UsuńOstatnio wstaję o 5. To o której mam chodzić spać, ratunku!
UsuńW naszym wieku to te osiem godzin snu należałoby zaliczyć :D
UsuńW pełni się zgadzam. Nawet z "naszym wiekiem":P
UsuńJak nic, muszę zatrudnić służbę...
Pociesz się, że za 20 lat będziemy potrzebowali ze dwie godziny snu mniej :D Po zatrudnieniu służby daj znać, jak Ci się żyje w charakterze pani na włościach :P
UsuńZa 20 lat, to ja nie będę miała dzieci na stanie. Istnienia ewentualnych wnuków, których trzeba będzie gdzieś dowozić i skądś odbierać, nie zamierzam przyjąć do wiadomości!
UsuńŻeby zatrudnić służbę, muszę najpierw znacząco powiększyć przychody. Póki co, nie zanosi się:(
Przyrost naturalny spada, instytucja wnuków może popaść w zapomnienie :)
UsuńNo jak spada, jak dzięki 500+ rośnie? Kolega telewizji nie ogląda?
UsuńRośnie? To muszę córkom powiedzieć, że żadnych wnuczków nie bawię :P
UsuńJa tam bym jeszcze zadbała o zwrotne potwierdzenie odbioru...
UsuńNa piśmie wezmę, na piśmie!
UsuńI słusznie. Najlepiej w obecności notariusza, żeby potem nie było potrzeby robienia ekspertyzy grafologicznej!
UsuńSkoro tak radzisz, znaczy wiesz, co mówisz :D
UsuńWidywałam w swoim życiu nie tylko procesy pracownicze... Te, w których sądzi się rodzina z rodziną są zresztą dużo bardziej atrakcyjne, w każdym razie dla kogoś z zewnątrz, kto przywykł nie dziwić się niczemu.
UsuńDobra, jutro notariusz :P
Usuń@momarta Ja nie mam ambicji sportowych i dziarscy 70latkowie mnie nie ruszają. Co najwyżej podbijam sobie bębenek zostającymi z tyłu 20latkami :P A do zmniejszenia ilości narzekania próbuję dorzucić jeszcze ograniczenia w krytykowaniu (szczególnie dzieci) oraz ocenianiu innych. Jak na razie rezultaty średnie łamane przez mizerne :P
Usuń@ZwL 8 godzin?! To kiedy miałbym niby czytać i oglądać? :)
No wiesz, ja zszedłem do 5,5 godz. snu, to 2,5 godz. do przodu :P
UsuńBierzmy przykład z Napoleona! Ponoć :P
UsuńNapoleon to chyba akurat krytykował innych, że tak nieśmiało napomknę:P
UsuńA to nie wiem. Ja o spaniu. Ponoć sypiał mało, ale uzupełniał 15minutowymi drzemkami w najmniej spodziewanych sytuacjach :)
UsuńZupełnie jak mój profesor (z czasów studiów) od historii Polski! Niestety, przez to ma wiedza historyczna pełna jest luk, gdyż profesor, obudziwszy się, w naturalny sposób kontynuował temat od miejsca, w którym powinien był się znajdować, gdyby nie drzemka...
UsuńMyślisz, że Napoleon przerżnął stawkę właśnie przez to? Budził się i wydawało mu się, że bitwa jest już w miejscu które wyśnił? :P
UsuńMyślę, że jest to przełomowa koncepcja, która wreszcie pozwoli wszystkim bonapartofilom na zrozumienie dlaczego. Jak będziesz chciał z przytupem wrócić na historyczne łono, myślę, że powinno się udać:P
UsuńJest plan :D
UsuńNikt się nie spodziewał Bazyla, który znienacka odpowiedział!:P
UsuńMusiałem przetrawić tę, jakże śmiałą, myśl o powrocie na historyczne łono i jeszcze śmielszy pomysł walki z bonapartystami :D I chyba nie mam aż takiej odwagi cywilnej :P
UsuńTraw dalej, traw, nie poddawaj się, bądź waleczny niczym Bonaparte!
Usuń42 yr old Database Administrator II Ernesto Burnett, hailing from Dolbeau-Mistassini enjoys watching movies like Song of the South and role-playing games. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Allroad. sprawdz post po prawej
OdpowiedzUsuń