Wśród
namiętnych czytelników książek jest z pewnością wielu introwertyków, którzy do
szczęścia potrzebują wyłącznie książki, kocyka i kubka z gorącą herbatą.
źródło zdjęcia |
Niewątpliwie
wśród czytelników są jednak także ekstrawertycy, którzy czerpią siły witalne z
pobytu wśród ludzi.
źródło zdjęcia |
Miejscem,
w którym w Szczecinie w miniony weekend można było spotkać przedstawicieli obu
tych grup była Książnica Pomorska, w której (choć nie tylko w niej) odbywały się
wydarzenia piątej edycji Festiwalu Czytania – Odkrywcy Wyobraźni.
Formuła
wydarzenia w ciągu tych pięciu lat ulegała zmianie. Pierwotnie miał być on
festiwalem książki słuchanej, obecnie nieco ten pomysł zmodyfikowano – i bardzo
dobrze, w każdym razie moim zdaniem. Nie każdy lubi bowiem gdy ktoś przez
godzinę czyta mu czyjąś książkę, nawet jeśli tym kimś jest Bardzo Znany Aktor lub
inna Bardzo Znana Postać (w tym roku fragmenty różnych książek czytali m.in.
Krystyna Czubówna, Anna Seniuk, Joanna Trzepiecińska, Wiktor Zborowski czy
Krzysztof Kowalewski; niektóre z tych osób czytały w Szczecinie także w czasie
poprzednich edycji).
W
dalszym ciągu (bo pisałam już o tym dwa lata temu) największą wadą tego
wydarzenia jest nadmiar. W czasie minionych trzech dni najlepiej było bowiem
być nieobciążonym żadnymi zobowiązaniami chyżym emerytem. Niestety, póki co
jestem wyłącznie chyża, jednak – jak się okazało – i tak niewystarczająco,
gdyż nie udało mi się wziąć udziału we wszystkich spotkaniach, na które miałam
ochotę (niektóre rozpoczynały się w czasie, gdy poprzednie jeszcze trwały).
Z
drugiej jednak strony, zdobywszy w nieco nietypowych okolicznościach autograf
autora zbioru reportaży, który naprawdę mnie ostatnio poruszył (takie poruszenie przy takiej lekturze zdarzyło mi się po raz pierwszy od dawna), pomyślałam (niestety po fakcie), że czasem lepiej
jest nie próbować spotkać Twórcy. Bo gdy okaże się, że jest on jakoś nie bardzo
sympatyczny, czytelnikowi robi się po prostu smutno, a po co mu to.
To
o czym chciałabym jednak – pozytywnie – napisać, dotyczy tego, że Festiwal Czytania
okazał się być fantastyczną możliwością oderwania się od całej parszywości z
jaką mamy ostatnio wszędzie do czynienia (i nie mam na myśli wyłącznie moich
ostatnich internetowych doświadczeń, a nawet prawie wcale nie je mam na myśli).
Niecodziennie przecież można przebywać w jednym miejscu z takimi
osobami jak Hanna Krall (przebywałam, wielbiąc) czy Zofia Posmysz (niestety,
nie byłam w stanie dotrzeć na dzisiejsze spotkanie).
źródło zdjęcia |
Ponadto, jakżeż rzadko ostatnio trafia się szansa posłuchania pięknego języka,
wolnego nie tylko od błędów gramatycznych czy stylistycznych, ale również od agresji.
Języka pełnego słów wyrażających szacunek wobec rozmówcy czy choćby tylko
słuchacza. Języka inteligentnego, ale nie napuszonego i nadętego. Mądrego ale
zarazem zrozumiałego. W dzisiejszych czasach to doświadczenie, które pomaga i
wzmacnia.
Michał Rusinek w rozmowie z Michałem Ogórkiem źródło zdjęcia |
W
Książnicy spotkałam wiele sympatycznych i życzliwych osób. Niektóre znałam lepiej, inne
mniej, części zaś wcale. Byli tam też tacy, których obecności w tym miejscu i czasie się nie spodziewałam, gdyż zaklasyfikowałam ich (w swojej głowie, nie posiadając żadnych ku temu przesłanek poza własnymi wyobrażeniami) jako tych, którzy nie czytają i nie interesują się "takimi rzeczami". Po raz kolejny dowiedziałam się więc, że nie jestem wolna od uprzedzeń, choć
wydawało mi się, że tak jest.
Tak
więc, pełna niedosytu (nie wzięłam udziału w kilku spotkaniach, na których mi
zależało, jednak po prostu nie mogłam, z takich czy innych względów), z
radością oczekuję kolejnej, przyszłorocznej edycji. Liczę przy tym, że twórcy
festiwalu nadal będą się rozwijać. Może wtedy wpadną na to, że po prostu nie
wypada, aby największym zdjęciem w wydrukowanym i rozdawanym uczestnikom programie było zdjęcie pana marszałka
województwa, czterokrotnie większe niż zdjęcia Hanny Krall, Zofii Posmysz czy
Janusza Głowackiego.
„Zna proporcją, mocium panie” – to też z
literatury. Polecam uwadze.
Potwierdzam, że było.... wyjątkowo! Żal tylko, że ja również nie dotarłam na wszystkie spotkania, na które bym chciała. Jednak sobotnie spotkania i przemiłe towarzystwo będę długo pamiętać :-)
OdpowiedzUsuńNo ba, że tak niezwykle elokwentnie, używając literackiego języka, się wyrażę!:P
UsuńJak dobrze że w tym oceanie beznadziei i głupoty są takie wysepki pokrzepienia Potwierdzam, że czasem lepiej pozostać w nieświadomości. A zdjęcie na afiszu jest pewnie wyrazem podziekowania za dotacje.
OdpowiedzUsuńJa raczej bym to ujęła jako "warunek" dotacji... (nieformalny); Jeżdżąc to tu, to tam zauważyłam, że samorządy czują oddech zbliżających się wyborów - okazuje się, że na festiwale czy rozmaite wydarzenia czują obowiązek zapraszać imiennie, wspierając się własnym zdjęciem, m.in. z bilbordów...
UsuńDobrze, żeby był to wyraz wsparcia dla kultury bez cenzury, także auto...
Zacytuję z BIP-u Książnicy Pomorskiej, czyli organizatora Festiwalu: jest ona instytucją kultury, jednostką organizacyjną samorządu województwa zachodniopomorskiego. Ma przy tym własnego dyrektora, którym nie jest rzecz jasna marszałek województwa. Tak więc klucz polityczny, owszem aktualny.
UsuńNie byłam w ubiegłym roku, a ulotek z lat poprzednich nie zachowałam, więc nie mam pojęcia, czy to tylko w tym roku nastąpiło wzmożenie, czy pan marszałek od zawsze jest człowiekiem wielkiego formatu. Jeśli miało to na mnie podziałać zachęcająco, to niestety pudło.
Jak to nie wypada by zdjęcie wojewody było czterokrotnie większe niż zdjęcie pisarza?! - widzę, że naprawdę nie jesteś wolna od przesądów! :-)
OdpowiedzUsuńNo jasne, że jakby to było zdjęcie wojewody, to nie śmiałabym mieć zastrzeżeń:P A ten samorząd województwa to zwykłe gusła i zabobony, fuj!
Usuń