Jakiś
czas temu solennie przyrzekłam samej sobie, że ograniczę ilość kupowanych
książek.
Bo
konieczność wdrożenia programu oszczędnościowego, bo półki nie z gumy, bo czasu
na czytanie jakby coraz mniej, bo szczecińskie biblioteki są fantastycznie
zaopatrzone.
W
zasadzie się udało. O ile kiedyś kupowałam w ciągu roku tyle książek ilu dwustu
statystycznych Polaków razem wziętych w ciągu całego swojego życia, o tyle
teraz mogę się porównywać co najwyżej do pięćdziesięciu statystycznych
obywateli naszego kraju. Jakby nie patrzeć, kupuję cztery razy mniej.
Niestety, dziś
wszystko się rypło.
Byłam
już kiedyś na Kiermaszu Książki Przeczytanej. Bardzo mi się podobało. Tak
bardzo, że postanowiłam trzymać się od niego z daleka. Pojawienie się na nim oznacza bowiem ni mniej, ni więcej tyle, że widmo bankructwa, dotąd
majaczące niewyraźnie gdzieś w oddali, teraz staje tuż obok i czule cię
obejmuje.
źródło zdjęcia |
Zanim
więc odetną mi prąd i dostęp do internetu, zamieszczę poniższe obrazki ku
przestrodze.
Te książki kupiłam, bo moja BohdanoButenkowa kolekcja ciągle jest jeszcze zbyt mało liczna (aktualnie liczy coś koło setki egzemplarzy, rachubę straciłam trzydzieści sztuk temu).
Te – bo nie tracę nadziei, że tak jak napisałam kiedyś o różnych wersjach „Kopciuszka”, uda mi się też napisać o różnych wersjach „Jasia i Małgosi” i „Czerwonego Kapturka”. Na razie zbieram dane.
Te – bo pomyślałam sobie, że Starszy może przeczyta. A jak nie Starszy, to może Młodszy gdy już urośnie...
Te - bo miałam ochotę kupić też jakieś książki dla dorosłych, a te akurat mrugały do mnie kusząco.
Te – bo kto mi zabroni?!
Podaję
komunikat:
Na
Odrze w okolicach Szczecina ubyło 0, przybyło 13.
Ogłaszam alarm książkopowodziowy!
PS. A poza tym było super:)
Bo mrugały. Bo kto mi zabroni. Cudowne argumenty ;-)
OdpowiedzUsuńW znajdowaniu cudownych argumentów dla uzasadnienia dokonania zakupu książek jestem równie dobra jak w znajdowaniu wyśmienitych argumentów dla uzasadnienia dokonania zakupu sukienek:D
UsuńZ tego wynika, że nie tylko twoja biblioteka, ale i garderoba pękają w szwach. Dla mnie niebezpieczeństwo zaczyna się na ulicy Kowalskiej, gdzie mieści się Antykwariat Rejs, gdzie za parę groszy można nabyć takie cudowności, że aż strach ich nie nabyć. Bo to w końcu parę złotych za książkę. Ratuje mnie jedynie chore serce i to, że nie mogę dźwigać, więc zamiast dziesięciu poprzestaję na pięciu pozycjach. :)
OdpowiedzUsuńNiestety, pierwsze zdanie brzmi podejrzanie prawdziwie. Koniecznie muszę natychmiast powiększyć bibliotekę i garderobę!:D
UsuńI wiem jak Ci pomóc: wystarczy jednego dnia kupić w antykwariacie pierwsze 5 książek, a drugiego następne 5!:)
No to mnie przebiłaś! Ja wróciłam z 10 książkami, ale za to sprzedałam 20! :-) Zatem wyszłam na tym całkiem nieźle! Kolejny kiermasz wiosną 2018. Szykuj się! :-))
OdpowiedzUsuńBrawo Ty!
UsuńA wiosną 2018 roku zabarykaduję się w piwnicy. Precz z kiermaszami, które podstępnie wyciągają Ci z portmonetki ostatnie grosiki!
Znajdę Cię! Wyślę SMS z okładką, na której będzie ilustracja B.Butenki :-)
UsuńTo był cios poniżej pasa, wiesz?
UsuńMiałam chrapkę na tego Kapturka! Ale córka mnie powstrzymała, słowami:"Mamo, dużo już mamy książek z dziwnymi ilustracjami". ;) Fakt, trochę mamy. I fakt, że obie córki nie pałają do nich wielką namiętnością, mimo, że: są oczytane, od "nowości" oswajane z książką obrazkową, ciągane na najróżniejsze warsztaty z dizajnu i spotkania autorskie z ilustratorami... Coś nie pykło ;)
OdpowiedzUsuńAgnieszka
A widzisz, jeśli nie próbujesz zastanawiać się nad tym czy książka spodoba się Twoim dzieciom, tylko od razu wiesz, że kupujesz ją sobie, jest dużo łatwiej. W każdym razie na pewno łatwiej wydajesz pieniądze...
UsuńI, uwierz mi, ten Czerwony Kapturek ma bardzo ładne i zupełnie zwyczajne ilustracje. Mam w kolekcji jednego takiego, który zawsze, ilekroć na niego spojrzę, przywołuje na mą twarz grymas bólu:(
Tja, obietnice. Wybieramy się na TK do Krakowa. Ma z nami jechać przyszywana Ciocia (albo my z Nią). Pouczam więc, żeby limit se nałożyć, żeby najlepiej określoną kwotę w gotówce do kieszeni, a karty w domu za kratami ... A Kitek tylko patrzy z boku i głową kiwa :D
OdpowiedzUsuńWiesz, ja tam uważam, że aby udzielać naprawdę dobrych rad, trzeba najpierw samemu doświadczyć tego, o czym się mówi. A zawsze przecież może się okazać, że nasze doświadczenia są jeszcze niepełne i trzeba je uzupełnić, nieprawdaż?:D
UsuńA rad udzielasz naprawdę dobrych. Zwłaszcza te karty za kratami w domu oddalonym co najmniej o 50 kilometrów, bez tego nie da rady. Wiem, bo zdarzyło mi się błąkać się po okolicy w poszukiwaniu bankomatu, podczas gdy odłożone na stoiskach książki czekały i stygły:P
Jeszcze żebym ich sam słuchał :P Jutro pewnie się okaże, że jestem osobą z najbardziej dziurawą kieszenią :D
UsuńNie od dziś wiadomo, że najłatwiej jest udzielać dobrych rad innym, gorzej sobie.
UsuńA za jutro trzymam kciuki! Niech Moc i Rozsądek będą z Tobą:)
Kciuki pomogły :) Co prawda było parę nieplanowanych sztuk, ale przynajmniej od planszówek i komiksów odbiliśmy się bez strat :P Bo jednego Deadpoola za 3 dychy, to nawet nie liczę :D
UsuńTrzy dychy? Phi, czym są trzy dychy wobec zaoszczędzonych trzech stówek?! (najmarniej!)
UsuńBrawo, brawo, brawo!:D
Aaaaaa! (powtarzam się, byłam przed chwilą u "wilczychlektur")
OdpowiedzUsuńaaaaale nie mogę się powstrzymać; te widoki działają mnie w jedną stronę, chcę to zrobić u nas!
(a może usiądę cichutko w kąciku i poczekam aż mi przejdzie - jestem kolejną z łudzących się, że wytrwam w poście, bez kilku(nastu) nowych książek miesięcznie... )
Lubię wzbudzać u ludzi emocje, choćby tylko zdjęciami książek:)
UsuńMoWi ma wprawę i wie jak to się robi; robiła to już czternaście razy i zdaje się, że zamierza kontynuować. Fajna sprawa, jeśli komuś się chce. Wtedy tacy jak ja (którzy nie mają czasu na to, żeby to im się chciało) mogą skorzystać.
A uzależnienie od książek powinno się leczyć, moim skromnym zdaniem. Chociaż może to jakaś mutacja genetyczna, hm...