Informacja
o tym, że o mandat radnego w najbliższych wyborach zamierza powalczyć wilk - basior
Krzepki, zmroziła spin doktorów.
„-
Z takim wizerunkiem? Kto go w ogóle przyjął do naszej partii? Czy wyście
zupełnie powariowali? Nie dość, że przegra, to jeszcze pociągnie nas na dno!” –
nerwowo wykrzykiwali.
ilustracja z książki T. Samojlika "To nie jest kraj dla starych wilków" |
Na
szczęście znalazł się wśród nich jeden, który podjął wyzwanie. Bo nie oszukujmy
się: żeby wypromować kandydata-wilka, i to w okręgu wyborczym zamieszkałym
głównie przez rodziny z małymi dziećmi, trzeba wykazać się nie lada hartem
ducha i odwagą. Uczynić to z wdziękiem i taktem, skutecznie, ale bez popadania w
sentymentalizm i używania tanich chwytów – ho, ho, to misja wręcz niemożliwa (w
każdym razie nie dla spin doktorów po politologii i socjologii).
Tomasz Samojlik źródło zdjęcia |
Niewątpliwie
tylko Tomasz Samojlik, naukowiec, pracownik Instytutu Biologii Ssaków Polskiej
Akademii Nauk w Białowieży, zajmujący się zawodowo badaniem historii
przyrodniczej Puszczy Białowieskiej, człowiek, który stworzył własną wersję
historii o wielbionym przez wielu Wiedźminie (dla niepoznaki nazwanego w tym
przypadku Wiedźmunem), mógł odnaleźć się w tej samobójczej misji.
„- Książkę? Zwariowałeś?
Chcesz napisać o nim książkę? Dziś nikt nie czyta książek, z książkami można się
co najwyżej pokazać, bo dobrze wyglądają jako tło!” – wykrzyknęli pozostali
spin doktorzy, dowiedziawszy się, jaką metodę promowania kandydata wybrał
Samojlik. Następnie szybko wyjaśnili mu, że szanse na jakikolwiek sukces da
wyłącznie wykreowanie wilka na wcielenie łagodności; człowieka, pardon,
zwierza, który przeszedł ostatnio głęboką przemianę duchową. Ćwiczyli to wszak
już wielokrotnie, ostatnio z dobrym skutkiem.
Krzepki powinien zatem przede
wszystkim zadeklarować, że przestał zjadać małe zwierzątka, a zaczął preferować
przekąski wegańskie (ukłon w stronę elektoratu wielkomiejskiego). Konieczne będzie
też zamanifestowanie miłości do dzieci, nieważne, co kandydat w rzeczywistości
o nich myśli.
- „Żadna książka, tylko
plakaty. Duże zdjęcia: Krzepki w otoczeniu słodkich dzieci i białych puchowych
króliczków. Tak, to może być dobra strategia.” – dowodzili najmądrzejsi spin
doktorzy.
Tomasz Samojlik
wysłuchał tych rad w spokoju, po czym odwrócił się na pięcie, poszedł w puszczę
i zrobił swoje.
Po pierwsze, na potrzeby
kampanii odświeżył (pardon, zrebrandingował) książkę wydaną już wcześniej. Nowa
redakcja, nowe ilustracje i już jest nowe otwarcie.
Sedno
historii pozostawił jednak identyczne: oto w pewnym lesie, w pewnej watasze
rodzi się troje wilcząt. Ojciec, wilk Krzepki, od początku traktuje je w
sposób, który świadczy o tym, że nie zna najnowszych rodzicielskich trendów –
tuż po porodzie szufladkuje je, oceniając tylko po pozorach.
„ – Te dwa się udały – powiedział w końcu do
wadery, czyli wilczycy, wskazując nosem na większe wilczki – ale trzeci jest
zupełnie do niczego. Zobacz sama, wygląda jak mysz.”
Co gorsza, Krzepki
okazuje się zwolennikiem radykalnych rozwiązań.
„-
Powinniśmy go zanieść na mokradła i tam zostawić. Nic z tego nie będzie –
stwierdził Krzepki stanowczym tonem.”
Wydawać by się mogło: strzał w stopę.
Ha! Nic bardziej mylnego, to tylko głęboki ukłon w stronę wyborców
konserwatywnych, preferujących tradycyjny model rodziny, z silnym, niedającym
się omamić nowomodnymi trendami, ojcem na czele.
Samojlik nie byłby jednak
sobą, gdyby na tym poprzestał. Nie, nie, on sprytnie dopieścił także elektorat
kobiecy. Jeśli nawet nie spodoba im się Krzepki, z pewnością przychylnym okiem
spojrzą na jego żonę. Wiadomo, dobra żona to skarb. A gdy ma zdolności dyplomatyczne, niewątpliwie będzie potrafiła przekonać męża do wszystkiego. Tak, zdecydowanie przy
wyborze radnych należy zwracać uwagę także na ich małżonków.
„Ruda
spojrzała basiorowi prosto w oczy.
-
Nie jesteśmy ludźmi, żeby tak robić – zawarczała groźnie. – Nigdy się na coś
takiego nie zgodzę. (…) Nie wyciągaj wniosków tak szybko. Coś mi mówi, że ten
mały wyrośnie na porządnego wilka.
-
Akurat. Jakoś w to nie wierzę. Będzie z nim tylko ambaras, zobaczysz –
powiedział Krzepki.”
Autor wie jednak także, że do gry wyborczej prędzej czy później trzeba wprowadzić asa. W tym przypadku zgadza się ze spin doktorami: wie, że nic tak dobrze nie ociepla
wizerunku kandydata, jak słodkie dzieci, choćby i wilcze. Tytułowy Ambaras, wilcze
szczenię, jest zaś niewątpliwie uroczy, choć zarazem, jak się okazuje, jakby,
hm, niepełnowilczosprawny (szczegóły w książce). Krzepki, mimo że szorstki w
obyciu, może dzięki sprawowaniu opieki nad takim dzieckiem tylko zyskać w oczach wyborców, nie da się ukryć i
Samojlik dobrze to wie. Dla pewności dorzuca jednak jeszcze wątek rodziny wielopokoleniowej
(poza Krzepkim, jego żoną i licznymi dziećmi (nie, to nie zasługa 500 plus,
wilkom te świadczenia nie przysługują) członkiem watahy jest także stary,
zasłużony Kulawiec, pełniący aktualnie funkcję kogoś w rodzaju piastuna i
mentora) i już. Trafiony, zatopiony.
Ach, gdyby wszystkie kampanie wyborcze
planowali tacy ludzie jak Tomasz Samojlik - dysponujący nieskończonymi zasobami
inteligentnego poczucia humoru, uniemożliwiającego zapadnięcie na pompatyczność
i dydaktyzm. Wolni od uprzedzeń, pełni szacunku, kulturalni. Gdyby plakaty
wyborcze były jak ta książka, ich oglądanie byłoby przyjemnością, a dokonanie
faktycznego wyboru czystą przyjemnością.
Tymczasem jest jak jest.
Smutno raczej. Od północy cisza wyborcza. Doba spokoju.
Lepszej okazji, by
przeczytać „Ambarasa”, nie będzie.
Tomasz
Samojlik „Ambaras”, ilustracje Elżbieta Wasiuczyńska. Wydawnictwo Agora, Warszawa
2018.
No, po wyborach, to można na spokojnie zacząć komentować :P Czyli pan Tomasz nie tylko w drobnych tekstach dymkowych, ale i w pełnokrwistym pisarstwie dobrym jest? Skoro tak, to leci do koszyczka zakupowego GBP, bo swój budżet jak na razie przetrzebiłem okrutnie. Żeby jednak nie było, m.in. na "Zew padliny" :D
OdpowiedzUsuńPS. Po macoszemu potraktowałaś wkład ilustratorki, a ja tak twórczość pani Eli lubię :(
Głosowałeś na wilka czy może owcę? Czarną?:P
UsuńJa jestem wobec twórczości autora bezkrytyczna, więc może lepiej się nie sugeruj. Ale Zewu jeszcze nie mam, bo aktualnie jestem na dnie finansowego dna:(
A jeśli chodzi o ilustracje: też bardzo lubię ilustratorkę i tu jest ok, ale (być może z racji bezkrytyczności) wolę wersję pierwotną, z rysunkami autora (kiedyś ściągnęłam w pdf-ie, całkiem na legalu). To nadaje klimat lekturze: w wersji pani Wasiuczyńskiej jest bardziej literacko i artystycznie, w wersji autorskiej - swojsko:P
W nowym zakupie przyszedł właśnie "Ambaras", ale jak szybko przyszedł tak szybko wyszedł i na razie muszę obejść się smakiem :( Mnie troszkę bodzie pewien prymitywizm kreski pana Tomka, ale przyznaję Ci rację, jest swojski :) No i charakterystyczny i w tej chwili rozpoznawalny. I doceniam tym bardziej, że będąc na warsztatach sam próbowałem tworzyć te "proste" postaci i prosto ne było :P
UsuńJa panią Elę wielbię za ilustracje do Pana Kuleczki i za koty, których całą masę ma pod głową Młodszy, bo któryś z Mikołajów przyniósł mu panielową poduszkę :D
A czy ktoś tu pisze o niewielbieniu Wasiuczyńskich ilustracji? Mi tu po prostu bardziej pasuje rysunek "z jajem", ale rozumiem artystyczne potrzeby wydawcy.
UsuńI dla mnie nie ma prymitywnej kreski. Piszesz do osoby, która do dziś umie co najwyżej narysować domek z płotkiem, a na niebie uśmiechnięte słoneczko:D
Niech zgadnę. I patyczkowatego ludzika? Tyś mi siostrą :)
UsuńOd dawna tak twierdzę!:P Dodam jednak uczciwie, jako że okoliczności przyrody temu sprzyjają, że umiem również narysować choinkę!
Usuń