czwartek, 11 października 2018

H.G.Ginott "Między rodzicami a dziećmi", czyli dziewczętom pod rozwagę w dniu ich święta

Dzięki zupełnemu przypadkowi dowiedziałam się, że 11 października jest – z inicjatywy ONZ – obchodzony jako Międzynarodowy Dzień Dziewczynek, co ma służyć podkreślaniu potrzeb i wyzwań, przed jakimi stają dziewczęta, przy jednoczesnym wspieraniu ich dążenia do korzystania z pełnych, przynależnych im, jako każdemu człowiekowi, praw (mniej więcej).
Pełna wzruszenia, natychmiast pomyślałam o tej książce.


Jej autor, amerykański psycholog Haim G. Ginott, był niewątpliwie bardzo mądrym człowiekiem, choćby z tego powodu, że głosił potrzebę zmiany sposobu patrzenia na relacje z dziećmi, orędując za opieraniem ich na wzajemnym szacunku i godności. Jasne, nie był pod tym względem ani pierwszy, ani jedyny, ale nie ma to żadnego znaczenia. Mądrych ludzi wszak nigdy zbyt wiele.
Na marginesie, to dzięki uczestnictwu w prowadzonych przez Ginotta warsztatach dla rodziców powstały światowe bestsellery dwóch amerykańskich mam: Adele Faber i Elaine Mazlish, które do dziś powinny być moim zdaniem lekturą rozdawaną obowiązkowo na porodówkach na całym świecie.

Bycie mądrym, a nawet bardzo mądrym człowiekiem, jak się jednak okazało, nie stanowi  wystarczającej ochrony przed, no właśnie, sama nie wiem czym.
Głupotą? Mizoginizmem? Ślepotą, powodującą, że wpada się w pułapki stereotypów, mimo że jednocześnie deklaruje się walkę z nimi?

Nie od rzeczy będzie w tym miejscu poczynić zastrzeżenie, że pierwsze wydanie książki „Między rodzicami a dziećmi” ukazało się w USA w roku 1965, a więc z punktu widzenia obyczajowego – bardzo dawno temu. Mam tego pełną świadomość, jednak dostrzegam również, że jeszcze 20 lat temu polski wydawca uważał te idee za na tyle atrakcyjne, by widzieć celowość zaszczepiania ich także na polskim gruncie.

Cóż więc (poza szeregiem naprawdę mądrych rzeczy) doradzał w latach 60-tych ubiegłego wieku wybitny amerykański psycholog?
Otóż, i w tym miejscu zwrócę się bezpośrednio do obchodzących dziś swoje święto dziewcząt, warto, byście dostrzegły, iż w rozdziale 10, zatytułowanym „Rola seksualna i funkcja społeczna” Ginott pisał:

źródło zdjęcia
W wielu społeczeństwach funkcja matki jest dokładniej zdefiniowana niż funkcja ojca. Bycie matką oznacza opiekowanie się dzieckiem, zmienianie pieluszek, kołysanie, obdarzanie miłością, zabawy z dzieckiem, uśmiechanie się do niego, rozmawianie. Potrzeba matczynej opieki jest zdeterminowana biologicznie. Jej brak upośledza psychikę niemowlęcia i małego dziecka, wręcz podcina podstawy jego egzystencji. Funkcja ojca jest mniej zdeterminowana przez naturę, a bardziej przez kulturę. Z punktu widzenia biologii rola ojca zaczyna się i kończy przed narodzinami dziecka. Wszystkie pozostałe funkcje ojcostwa są zdeterminowane społecznie.(…)
W naszym społeczeństwie ojciec jest tytularną rolą rodziny, ale jego rola i status są często niejasne i źle zdefiniowane. Niektóre autorytety twierdzą, że amerykański ojciec jest jednie nieobecnym dostarczycielem dóbr. (…)
W rezultacie matka jest dominującą osobą w rodzinie, często jedyną, która dba o dyscyplinę. Taka pozycja wystawia na szwank odwieczną rolę matki. W dawnych czasach matka reprezentowała miłość i współczucie, podczas gdy ojciec uosabiał dyscyplinę i moralność. Dzieci, szczególnie chłopcy, kształtowali swoje sumienie, czerpiąc przykład głównie z niego. To właśnie wewnętrznie utrwalony obraz ojca chronił ich przed pokusami i ganił za złe postępki. Tym sposobem ojciec stanowił łącznik pomiędzy rodziną a światem.
We współczesnej rodzinie role matki i ojca są rozchwiane. Wiele kobiet pracuje poza domem, „w świecie mężczyzn”, a wielu mężczyzn angażuje się w czynności matczyne, takie jak karmienie, przewijanie czy kąpanie dziecka. Chociaż niektórzy mężczyźni z radością witają te nowe możliwości bliskiego kontaktu z dziećmi, istnieje niebezpieczeństwo, iż koniec końców dziecko będzie miało dwie matki zamiast matki i ojca.”

Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. Zwłaszcza, że mam nieodparte wrażenie, iż niektórzy polscy sędziowie – mężczyźni nadal z upodobaniem czytują Ginotta do poduszki.
Całkiem wszak niedawno, bo w ubiegłym roku, jeden z nich uzasadniał konieczność zasądzenia kobiecie – pracownicy zadośćuczynienia w określonej wysokości, powołując się m.in. na zaistniałe po jej stronie na skutek wypadku przy pracy „ograniczenie w pełnieniu roli żony i matki, tj. niemożności dokonywania prac domowych, zakupów czy też współuczestniczeniu w zabawach ruchowych z dziećmi. (chętni mogą sprawdzić treść wyroku i jego uzasadnienia tutaj).

No ale o co chodzi? – zapyta ktoś. To źle, że sędzia przyznał kobiecie pieniądze? I przecież to sama prawda, co napisał, skoro w Polsce jest jak jest i żaden gender nam tego nie odbierze.

Jasne. Czytajmy jednak, dziewczęta, dalej, szczególnie uważnie podrozdział zatytułowany: „Nauka męskości i kobiecości”.

źródło zdjęcia
Nauka męskości i kobiecości zaczyna się od najmłodszych lat. Jednak nie powinno się zbyt wcześnie zmuszać dzieci do przyjmowania ról przypisanych płciom. W wieku przedszkolnym zarówno chłopcy, jak i dziewczęta lubią bawić się lalkami i organizować zabawę w dom. Jest to zupełnie prawidłowe (…). Chłopcom w wieku przedszkolnym można pozwolić na używanie tych samych zabawek i gier co dziewczynkom. (…)
W latach szkolnych różnice płciowe są podkreślane. Oczekuje się, że dziewczęta i chłopcy będą rozwijać inne zainteresowania, wykazywać odmienne aspiracje. Chłopcy dążą do osiągnięcia prestiżu na polu męskich działań, dziewczęta w kobiecych zajęciach. (…)
Lata szkolne to dobry okres na wzmocnienie więzi ojca z synem, a matki z córką. To czas na wciągnięcie dziewczynek w zajęcia kulinarne i inne prace domowe. Dziewczęta mogą nauczyć się gotować, piec, przygotowywać proste posiłki, a także szyć, robić na drutach, zajmować się domem. Należy z przymrużeniem oka patrzeć na towarzyszącą tym próbom niezręczność i bałagan. Nacisk trzeba położyć na satysfakcję płynącą z prac domowych, a nie na dążenie do doskonałości. To najlepszy okres, aby przekazać córce radość z bycia kobietą, żoną i matką.
Ojcowie również powinni z radością przyjąć gotowość chłopców do nawiązania z nimi bliższego kontaktu, ich pragnienie chodzenia, mówienia i ubierania się jak ojciec. (…) W tych bliskich kontaktach ojciec zaświadcza własnym przykładem, co to znaczy być mężczyzną w rodzinie oraz w społeczeństwie. (…) Towarzysząc ojcu w miejscu pracy czy też obywatelskiej bądź politycznej aktywności, [dzieci] stają się świadome jego zainteresowań i dumy, jaką czerpie z pracy i działalności społecznej.

Och, i mamy rozwiązanie kolejnej zagadki! Jak się okazuje, książkę Ginotta czytają także polskie autorki podręczników dla dzieci!

źródło zdjęcia

I tak, wiem, Ginott miał na myśl całkiem co innego. Podobnie jak autorka podręcznika, która – jak tłumaczy wydawnictwo – „z namysłem odwróciła cechy charakteru dzieci, przełamując stereotypowe postrzeganie dziewczynek i chłopców. Ala jest roztargnioną gadułą i bałaganiarą, ma świetne pomysły i bujną wyobraźnię, natomiast Adam – to pedantyczny, obowiązkowy „wynalazca”, który ma kompletnego bzika na punkcie zegarów. Tak pokrótce możemy przybliżyć kontekst cytowanej wypowiedzi Ali na temat intelektu. W zdaniu „..a chłopakom, jak mówi mój tata, nie uroda jest potrzebna, tylko spryt, siła i intelekt” nie ma sugestii, że dziewczynkom nie jest potrzebny intelekt. Kolejna bohaterka powieści – Pola – „...jest pewna, że w przyszłości zostanie najlepszą pisarką i zdobędzie Nagrodę Nobla”. Ostatecznie okazuje się, że to dziewczynki rozwiązują zagadkę prowadzącą do odkrycia zaginionego skarbu. W całej powieści są one przedstawione jako osoby odważne, inteligentne, wierzące w sukces i dążące do celu.

Nie, no jasne. Bo przecież rola dziewczynek w świecie jest nie do przecenienia, nieprawdaż?

Jeśli jest wśród Was, dziewczęta, jakiś niedowiarek (precz z żeńskimi formami rzeczowników, to wygląda strasznie głupio!), wystarczy, że przeczyta do końca omawiany rozdział książki doktora Ginotta, szczególną uwagę skupiając na podrozdziale pt. „Różne wzory rodzinne”.

źródło zdjęcia
Otóż: „najlepszymi wzorami, z którymi można się identyfikować, są rodzice mający szacunek dla własnej roli przypisanej ich płci oraz wzajemnie dla swych ról.(…)
W niektórych rodzinach dzieci otrzymują przekaz, że przeznaczeniem mężczyzny jest pozostawienie znaku swej obecności na świecie, pozostawienie śladów w czasie obecnym i wieczności. Taka atmosfera podsyca wielkie marzenia o badaniach, odkryciach oraz osiągnięciach w dziedzinie nauki i sztuki. Od kobiet również oczekuje się jakiegoś wkładu w życie społeczne, oprócz zajmowania się rodziną. Taki punkt widzenia może przynieść sukces, o ile ojciec i matka przyjmują z satysfakcją swoje odmienne role, doceniają nawzajem swoją pracę i okazują zainteresowanie swoimi osiągnięciami.
W niektórych domach dzieci otrzymują inny przekaz. Gdy kobieta jest znudzona wychowywaniem dzieci i zajęciami domowymi albo gdy mąż nie docenia złożoności i sztuki bycia żoną i matką, dzieci mają niechętny stosunek do tradycyjnych ról kobiet. Dziewczęta z takich domów czują się zmuszone do współzawodnictwa, do pokonania chłopców, a później mężczyzn w ich własnej grze.
Jeszcze inny przekaz wynoszą dzieci z domów, w których role są odwrócone. Kobieta jest szefem i w słowach, i w czynach. Choć nie zawsze jest jedynym żywicielem, stanowi ostateczną instancję we wszystkich sprawach zasadniczej wagi. Dzieci z takich domów mają niewiele szacunku i podziwu dla mężczyzn.”

I oto zbliżamy się do sedna.

Ponieważ przeznaczeniem większości kobiet jest bycie żoną i matką, ich wykształcenie i prywatne oczekiwania powinny dać i zdolność czerpania głębokiej satysfakcji z pełnienia tych ról. Oczywiście w jednostkowych przypadkach kobiety decydują o wyborze innych ról: mogą zostać mechanikami, astronautami, prowadzić firmę albo zaangażować się w działalność polityczną. Chociaż muszą istnieć warunki społeczne pozwalające kobiecie na znalezienie satysfakcji w różnych rolach zawodowych i politycznych, życie jest łatwiejsze, kiedy większość kobiet i mężczyzn nie angażuje się we wzajemne współzawodnictwo i rywalizację.”

O to, to, to. Drogie dziewczęta, w dniu Waszego święta przeczytajcie jeszcze raz z uwagą ostatnie zdanie, a szczególnie słowa „życie jest łatwiejsze…” Jak myślicie, o czyje życie chodzi?

Jeśli jeszcze się nie domyśliłyście (tak, tak, do tego potrzebny jest intelekt), przypomnę Wam o czym doktor Ginott nauczał w rozdziale szóstym, zatytułowanym „Dzień z życia dziecka”, w podrozdziale: „Powrót ojca”.

źródło zdjęcia
Ojciec, który wraca wieczorem do domu, potrzebuje chwili spokoju, aby skierować swoje myśli, zajęte dotąd potrzebami świata, na inne tory. Nie należy go od progu bombardować gradem narzekań i żądań. Napój, gorący prysznic, codzienna poczta, tygodnik i czas „bez pytań” pomagają stworzyć oazę spokoju, a to znacznie podnosi jakość rodzinnego życia. Dzieci uczą się od najmłodszych lat, że gdy tatuś przychodzi do domu, należy mu dać chwilę spokoju i wytchnienia. Z kolei obiad powinien być porą rozmowy. Jego celem jest dostarczenie nie tylko jedzenie, ale również strawy duchowej. Wystarczy kilka uwag na temat tego, co i jak dziecko je, kilka działań dyscyplinujących, a poza tym pożądane są liczne przykłady staroświeckiej sztuki konwersacji.”

Drogie dziewczęta! W dniu Waszego święta życzę Wam, abyście pamiętały w jakim celu święto to zostało ustanowione. Otóż nigdy, przenigdy nie wolno Wam zapomnieć o tym, że macie dokładnie takie sama prawa jak chłopcy. Nawet gdy ci ostatni, nieważne – wyrośnięci czy nie – będą przekonywać Was, że jest inaczej.

Haim G. Ginott „Między rodzicami a dziećmi”, przełożyła Beata Horosiewicz. Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 1998.


PS. Dziwnym trafem wśród listy osób, którym autor podziękował za pomoc i inspirację przy tworzeniu książki nie ma jego żony, już wówczas matki ich córek. Ciekawe, kto wycierał dziecięce pupy, gdy profesor Ginott w zaciszu gabinetu tworzył swe dzieło…

PS.PS. Opisana książka doktora Ginotta w ostatnich latach jest wznawiana w wersji poprawionej. Poprawek dokonała między innymi żona autora, Alice Ginott, również psycholożka. Nie sprawdzałam, ale jestem niemal stuprocentowo pewna, że w nowych wydaniach brak jest cytowanych przeze mnie fragmentów. Ciekawe dlaczego...

2 komentarze:

  1. Szacunek, że dałaś radę przebrnąć przez tego gniota Ginotta. Ja ledwo przebrnęłam przez wybrane przez Ciebie fragmenty. I w imieniu moich dziewczyn dziękuję za końcową radę - będę im przypominać.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gniot Ginotta" brzmi nieźle:P Ale generalnie to nie jest gniot; do pewnego momentu (mniej więcej do owego szóstego rozdziału) jest tam sporo mądrych rzeczy - z pewnością w latach sześćdziesiątych dla wielu odkrywczych, a wręcz rewolucyjnych - związanych z relacjami z dziećmi. Myślę, że wydanie "poprawione" można by zaryzykować, choć jeśli ktoś zna książki Faber i Mazlish to już chyba niekoniecznie (one są lepsze).

      Usuń