Wysłuchując
mnóstwa ludzkich historii, zaczytując się archiwalnymi życiorysami, podaniami,
prośbami, często myślę, że byłby z nich świetny materiał na powieść.
Czasem
wystarczy niewiele, kilka, rzuconych mimochodem, zdań.
„Zobaczyłem ją pierwszy raz dopiero na pogrzebie. Siedziała na
krześle tuż obok jego trumny, a ja zrozumiałem dlaczego się jej wstydził.
Siedziała tak, a ja myślałem tylko o tym, co on powiedziałby na to, że wszyscy
na nią patrzą i zamiast o nim, myślą tylko o tym jak bardzo ona jest
brzydka.”
Te słowa usłyszałam kilka tygodni temu i od tamtego czasu nie mogę uwolnić się od historii
strasznie brzydkiej kobiety. Tak brzydkiej, że wstydził się jej mąż.
Tak, to
mógłby być początek niesamowitej opowieści.
Wyobrażam
sobie, że dobry dziennikarz ma tak samo. Historie, zebrane w jego głowie przez lata pracy, w pewnym momencie po prostu przestają się tam mieścić.
Martyna
Bunda jest dziennikarką „Polityki”. Jak informuje Wydawnictwo Literackie w zamieszczonej
na swojej stronie internetowej notce biograficznej, reportażem prasowym zajmuje
się od osiemnastego roku życia, a więc od jakichś dwudziestu lat z lekką górką.
To wystarczająco dużo czasu, by z głowy zaczęło jej dymić, a dobywające się
stamtąd głosy domagały się uwolnienia.
Tak
w każdym razie sobie wyobrażam powód napisania przez nią powieści „Nieczułość”.
Gdybym miała opisać „Nieczułość”
jednym tylko przymiotnikiem, użyłabym słowa „esencjonalna”.
Gdybym mogła dorzucić
jeszcze ze dwa inne, napisałabym: „pełnokrwista” i „poruszająca”.
„Nieczułość”, wbrew
swojemu tytułowi, gra na wielu czułych strunach. Chłodny, wyzuty z emocji język,
którym autorka opisuje historię czterech kobiet, Kaszubek, pozwala w należyty
sposób wybrzmieć temu, co kryje się w zanadrzu. Nieczułość jest parawanem,
ścianą, czy raczej murem, pozwalającym odgrodzić się od tego, co rani, co już
zraniło. Czy skutecznie? Czy w ogóle tak można? Może tak, może nie. Czasem tak,
czasem nie.
Rozela żyje z trzema
córkami w postawionym samodzielnie w małej kaszubskiej wiosce, Dziewczej Górze,
ceglanym domu. Córki, Gerta, Truda i Ilda, urodzone jeszcze przed wojną, przeżywają
tam swoje życie, młodość i miłość. To kobiety silne, choć każda z nich jest słaba, każda ze swojego własnego powodu.
Odważne, nie bojące się iść pod prąd, czasem jednak tchórzące. Związane ze sobą
silną więzią, ale nie zawsze potrafiące się zrozumieć. Pozornie nieczułe, bo czasem tak trzeba, a jednak
kochające.
To powieść o miłości, o
związkach z mężczyznami, matką, rodzeństwem, dziećmi, ale także o relacjach, o
świecie budowanym przez kobiety, którym przyszło żyć w trudnych czasach. Które,
żeby przetrwać, musiały przestać czuć.
Nie sposób znaleźć na
kartach tej książki jakiejkolwiek oceny. Tu nie ma bohaterów dobrych i złych.
Są ludzie, prawdziwi, wielowymiarowi. Są ich decyzje, trudne do podjęcia,
czasem niezrozumiałe, często niewłaściwe. Jest też historia, trudna historia trudnych
czasów od lat trzydziestych do schyłku siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Pozornie nieaktualna, a jednak zupełnie współcześnie poruszająca.
Niesamowita jest też plejada pojawiających się bohaterów: pierwszo czy drugoplanowi, każdy z nich tak samo wiarygodny, każdy z własną, często trudną, historią. Autorka pochyla się nad każdym z nich; nikt nie jest płaski, każdy na swój sposób zapada w pamięć i zmusza do stawiania pytań.
Esencjonalna i pełnokrwista, taka jest ta powieść. Zupełnie jak rosół ugotowany przez Rozelę z kury,
która lubiła się bujać w koszu na jabłonce.
Martyna Bunda „Nieczułość”.
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.
Żeś się rozszalała, nadążyć z czytaniem trudno :) To już tak zostanie, oby?
OdpowiedzUsuńToć widzę, żeś nie przeczytał, bo komentarz taki niemerytoryczny:P
UsuńA szaleję, bo nie znam dnia ani godziny, gdy znów pierdyknie. Jeszcze ze dwa posty bym napisała, potem mogę zamilknąć.
Ja też czasem mogę być niemerytoryczny, bo co w końcu, kurczę blade :D Pisz pisz, ale może sobie w zapasie zostaw na chwile posuchy :D
UsuńNie żałuję Ci przecież niemerytoryczności, ale podyskutowałabym na poziomie:D
UsuńI nie umiem pisać na zapas. Jak już napiszę, to muszę puścić w świat, inaczej się rozpuknę.
No nie poradzę, jakoś mnie do tej Bundy nie ciągnie, więc na merytorykę nie licz specjalnie :D I nie rozpukuj się, szkoda by było.
UsuńŻałuj, to naprawdę kawał dobrej, mięsistej prozy. Zastanawiałam się czy to książka tylko dla kobiet i doszłam do wniosku, że skoro mi (jako kobiecie) podobał się "Skoruń", to i w tym przypadku powinno się udać.
UsuńDzięki za dobre słowo, robię co mogę:P
Oo, te podziały na męskie i kobiece, fuj. Ale skoro zachęcasz, to przyjrzę się dokładniej.
UsuńWiem, że fuj, wiem:( Co nie zmienia jednak tego, że kobiety i mężczyźni w inny sposób patrzą na świat (co do zasady) i czasem po prostu kobieta nie będzie w stanie zrozumieć tego, co czuje (i widzi) mężczyzna i odwrotnie.
UsuńPrzyjrzyj się, przyjrzyj. Uważam, że warto.
W międzyczasie znalazłam jeszcze entuzjastyczną recenzję Krzysztofa Vargi, może ona Cię jeszcze bardziej zachęci: http://kultura.gazetaprawna.pl/artykuly/1082330,krzysztof-varga-o-nieczulosci-bundy.html
Z Vargą jesteśmy średnio kompatybilni, ale czasem i on ma rację :D
UsuńMyślę, że Varga będzie Ci wdzięczny za to zdanie po przecinku:P
UsuńNie wątpię :) Na przykład w kwestii Akademii Pana Kleksa zgadzamy się w pełni.
UsuńŻe to wielkie dzieło jest?
UsuńUhum. I że nawet gdyby je napisała Wanda Wasilewska, to chwalilibyśmy ją pod niebiosa :)
UsuńNo, Wanda Wasilewska napisała reportaż, który M. Szczygieł wstawił do swojej antologii, więc nie jest to chyba przykład najgorszego z możliwych grafomanów.
UsuńBo np. jestem pewna, że gdyby za napisanie "Akademii..." zabrała się Paulina Świst, albo Marcel Woźniak (przeczytałam, umarłam), to to byłoby całkiem inne dzieło...
Wiem, bardzo mi się zresztą podobałten reportaż. Zdaje się, że jako literatka to ona była dość ceniona nawet. I wypluj to proroctwo, jest moda na pisanie na nowo starych historii i może któreś z nich zapragnie Kleksa uwspółcześnić :P
UsuńI tu dobrze widać siłę stereotypowego myślenia; czasem ciężko podejść bez uprzedzeń do kogoś tak zohydzonego - Szczygieł potrafił i chwała mu za to!:)
UsuńA co już uwspółcześnili, bo w czasie pobytu w pustelni chyba mi umknęło.
Chwała. Za Rodziewiczównę też :D O ile się orientuję, to masakruje się głównie Szekspira, ale YA eksploatują nieustannie Kopciuszka i okolice.
UsuńRodziewiczównę lubiłam i bez niego, ale niech będzie;)
UsuńPisząc o Szekspirze masz na myśli tę serię z Nesbo, Atwood i innymi sławami? Póki co skupuję, nie czytając.
Tę właśnie. Utknąłem w przeróbce Kupca weneckiego i tak tkwię już z rok, kompletnie niestrawne jak dla mnie.
UsuńMoże to wina autora, zresztą kompletnie mi nieznanego? Ja planowałam zacząć od Atwood i jej wersji "Burzy", ale impuls ciągle nie nadszedł. Poza tym nie wiem jak u Ciebie, ale "Kupiec wenecki" nigdy nie był moją ulubioną sztuką Szekspira.
UsuńAutora, bo kompletnie mi to nie leży. A Kupiec wenecki przy tej przeróbce to arcydzieło :D
UsuńTo dobrze, że akurat tego nie kupiłam. Choć mam taką np. Winterson, która z zasady mi nie leży. Dostrzegam brak logiki przy dokonywaniu zakupów książkowych, niestety, nie po raz pierwszy u mnie:(
UsuńPocieszy Cię, jak powiem, że nie jesteś sama z tym problemem?
UsuńCiut, ciut. Ostatnio staram się być bardziej logiczna, ba! dojrzałam nawet do oddania szeregu książek. Cóż, kiedy póki co ograniczyłam się do zniesienia ich do piwnicy...
UsuńHa, ja czasem nawet oddaję do biblioteki, bo na allegro nikt nie chce kupować.
UsuńNa allegro chodzą tylko białe kruki, zaś tych póki co nie chcę się wyzbywać. W Szczecinie w jednym Ekoporcie zrobili miejsce, do którego można oddawać książki (i z którego można je też zabierać za darmo). Boję się tam pojechać, bo wiem, że jeśli zawiozę tam jeden karton, wyjadę z dwoma:(
UsuńJa tam urządziłem taką półeczkę w biurze, różne rzeczy tam schodzą :P
UsuńO, sprytne! Niestety u mnie zaraz byłoby podejrzenie przyjmowania nieodpłatnych korzyści majątkowych (a kto to tam wie, co kryje się między stronami?), więc odpada.
UsuńZałóż regał w szkole albo sklepie na rogu.
UsuńChętnie wezmę łyżkę i zaczerpnę z tego talerza. Czuję, że to może być życiowa przygoda. Dzięki Momarto! :-)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy życiowa, ale na pewno jedna z tych, których się nie żałuje. Polecam się na przyszłość!:)
Usuń