A więc jestem.
Na krótko, a w dodatku nie wiem kiedy
wrócę.
Plany były, jednak
okazało się, że regeneracja zawartości momarty trwa dłużej niż zwykle
(starość?)
Co robię?
Chłonę.
Wypuszczam z siebie.
Chwytam lato.
Zrywam, obieram, duszę, smażę, wekuję.
Sporo piekę.
Przygotowuję się do podróży.
Szykuję niespodzianki dla małoletnich
fanów skoków narciarskich.
Próbuję (bezskutecznie) posprzątać,
wyplewić, uratować.
Czytam i myślę (ale bez przesady).
Przytulam i uśmiecham się. Zabieram na
rowerowe wycieczki.
Robię to wszystko, co składa się na
prawdziwe życie.
Na internet (cudzy i
własny) nie starcza mi czasu, choć tak naprawdę czas przecieka mi przez palce.
Na razie mam to jednak w nosie. Niczego nie muszę.
Dobrego lata!