sobota, 25 sierpnia 2018

M.Szymaniak "Urobieni", czyli reportaże, które spłyną szybciej niż pracowniczy pot


Dawno, dawno temu dziwiłam się rozpaczy ludzi, którzy zostali uznani za zdrowych. Wydawało mi się bowiem wówczas, że chyba dobrze jest dowiedzieć się, że nic poważnego człowiekowi nie dolega.

Ponieważ jednak rzecz nie działa się w odległej galaktyce, lecz na polskiej ziemi, po niedługim czasie nie tylko przestałam się dziwić, ale i zaczęłam szczerze kibicować wszystkim próbującym udowodnić, że są ludzkimi wrakami.
Stan ten trwa nadal; najbardziej cieszę się zaś, gdy razem z nimi odkryję, że są chorzy psychicznie, mają ciężką postać padaczki lub też dotknęła ich ślepota.

Powyższe nie świadczy bynajmniej o moim zezwierzęceniu, lecz wyłącznie o dobrej znajomości krajowego rynku pracy. Na tym bowiem liczą się wyłącznie ciężko chorzy, najlepiej niezdolni z tego powodu do samodzielnej egzystencji.
W internecie pełno jest ogłoszeń podobnych do tego zacytowanego niżej:

Zatrudnimy na pełen etat osobę na stanowisko kierowca, pracownik rozlewni gazu i stacji LPG.

Osoba zatrudniona na tym stanowisku będzie odpowiedzialna za dostawy towaru do wyznaczonych miejsc, napełnianie butli, tankowanie aut, ewidencję sprzedaży.
Wymagania:
• Przynajmniej podstawowa znajomość obsługi komputera,
• Umiejętność organizacji czasu pracy,
• Prawo jazdy kat B, doświadczenie w prowadzeniu samochodów,
• Wysoka motywacja do pracy,
Mile widziane osoby z umiarkowanym lub znacznym stopniem niepełnosprawności.

Gwoli wyjaśnienia: zgodnie z definicją ustawową, do znacznego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej i wymagającą, w celu pełnienia ról społecznych, stałej lub długotrwałej opieki i pomocy innych osób w związku z niezdolnością do samodzielnej egzystencji.
Z kolei do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej lub wymagającą czasowej albo częściowej pomocy innych osób w celu pełnienia ról społecznych.

Bardziej istotne jest jednak to, że za każdą taką osobę PFRON płaci pracodawcy 1800 zł – jeśli zatrudniona osoba jest niepełnosprawna w stopniu znacznym lub też 1125 zł w związku z zatrudnieniem pracownika o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Kwoty te mogą zostać podwyższone o 600 zł, jeśli niepełnosprawność jest spowodowana m.in. chorobą psychiczną, epilepsją czy utratą wzroku. Zatrudnienie osoby tylko lekko niepełnosprawnej jawi się więc w tym kontekście jako zupełnie nieopłacalne – PFRON płaci bowiem za nią tylko 450 zł. O zdrowych nie warto nawet wspominać. Bycie zdrowym kandydatem na pracownika to w Polsce prawdziwe nieszczęście.
Bez znaczenia jest przy tym to, że być może, obiektywnie rzecz biorąc, osoba niezdolna do samodzielnej egzystencji nie jest najlepszym kandydatem do pracy przy przewożeniu i napełnianiu butli z gazem. Pracodawca jest bowiem z pewnością dobrze ubezpieczony od ewentualnych następstw nieszczęśliwych wypadków, a już w trakcie sprzątania po wybuchu  będzie mógł przebierać w kandydatach na następcę świętej pamięci niepełnosprawnego nr 1.

Dawno, dawno temu, tj. na początku tego wieku, gdy zaczynałam zajmować się polskim rynkiem pracy w praktyce, dziwiłam się bardzo wielu rzeczom i zjawiskom. Teraz, blisko dwie dekady później, jestem mądrzejsza o tyle, że wiem, że nie istnieje takie świństwo, którego polski pracodawca nie byłby gotów popełnić. Jedyne co mnie jeszcze niekiedy dziwi, to brak śladów jakiejkolwiek refleksji u osób traktujących podwładnych jak podludzi. Ale pomału przywykam i do tego.


Zbiór reportaży o pracy „Urobieni” to historie osób pracujących w Polsce, zanotowane bez zdziwienia przez Marka Szymaniaka. W kolejnych rozdziałach swojej książki w zasadzie beznamiętnie prowadzi on czytelnika przez kolejne historie ze świata polskiej pracy. Szereg osób: kobiet i mężczyzn, młodych i starszych, podzieliło się z nim swoimi, zazwyczaj nader gorzkimi, doświadczeniami. Poruszone zostaną tematy przekształceń polskiego rynku pracy, wypaczeń w systemie zatrudniania osób niepełnosprawnych, pracy w oparciu o tzw. umowy śmieciowe, zatrudniania pomocy domowych, sytuacji pracujących w Polsce Ukraińców. Mowa też będzie o systemach sprzedaży bezpośredniej, molestowaniu seksualnym w pracy, emigracji zarobkowej, korporacjach, problemie braku czasu wolnego od pracy, marginalizacji związków zawodowych. Wreszcie, w ostatnim rozdziale, niczym chusteczka podana dla otarcia łez, pojawi się też głos tych, którym się udało.

Z całym szacunkiem, ale nic nowego, nie tylko dla kogoś, kto jak ja, wysłuchał i wysłuchuje nadal setek takich historii, ale i dla większości potencjalnych czytelników tego zbioru. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można bowiem założyć, że po książkę wydaną przez Wydawnictwo Czarne, napisaną przez autora, który dotychczas publikował wyłącznie w mediach kojarzonych z jedną stroną obecnej sceny publicznej w Polsce (TVN24, Gazeta Wyborcza, Newsweek), sięgną raczej tylko czytelnicy o określonych poglądach, którzy o wszystkich omawianych przez Szymaniaka problemach już czytali, właśnie na łamach przywołanych mediów. Nie sposób też nie zauważyć, że wezmą ją do ręki tylko ci, którzy w ogóle czytają cokolwiek innego niż raporty giełdowe. Krąg zainteresowanych wydaje się więc być nader wąski.

Autor nie udaje zresztą, że odkrywa Amerykę; każdy rozdział kończy swego rodzaju podsumowaniem czy wyjaśnieniem, obficie korzystając (co uczciwie wyjaśnia w obszernej bibliografii) z szeregu artykułów publikowanych na łamach papierowych czy internetowych wydań…, tak, głównie Gazety Wyborczej i TVN24. Podpiera się także często poglądami nieco starszego kolegi, Rafała Wosia, który jednak od lat konsekwentnie podąża własną drogą i którego zakres poszukiwań znacznie wykracza poza dobrze mu znane, bezpieczne miejsca.

Nie piszę tego bynajmniej, by z gruntu krytykować Marka Szymaniaka. Przeciwnie, doceniam, że napisał przyzwoite reportaże, wykonał solidną pracę, powściągnął naturalne w przypadku takich tematów skłonności do grania na tanich sentymentalnych nutach i w ogóle wydaje się być bardzo przejęty. Z całym jednak szacunkiem, ale to za mało.
Nie widzę szans, by ta książka zapoczątkowała jakiś przełom w myśleniu o pracy w Polsce. Aby otworzyła komukolwiek oczy. Ci, którzy kiedyś nie wiedzieli, dowiedzieli się już dawno. Jeśli chcieli, zrobili z tej wiedzy użytek. Albo po prostu przyjęli do wiadomości, tak jak przyjmą do wiadomości istnienie tej książki. Przeczytają, może i nawet wzruszą się lub oburzą, po czym odłożą na półkę.
Pozostali pozostaną przy swoich poglądach. Chociażby takich, jakie wyłożył w ostatnim numerze „Dużego Formatu” (dodatku do – a jakże! – Gazety Wyborczej) człowiek sukcesu, milioner, Bogusław Filipiak.


„Dziś na rynku pracy nie ma żadnego wyzysku pracowników. (…) Dziś to pracownik jest panem i nie da się wyzyskiwać. I wcale nie mówię o informatykach czy menedżerach po Harvardzie. Myślę o hydraulikach, stolarzach, cieślach, itd. Zresztą o wszystkich ludziach, którym chce się pracować.
Jeżeli masz ochotę pracować, możesz pojechać do Niemiec zbierać szparagi i zarabiać dobre pieniądze. Czy jesteś wyzyskiwany? Nie. Zarabiasz dużo więcej niż w Polsce Jeśli chcesz pracować, możesz w Szwajcarii za dobre pieniądze kosić trawę. Czy jesteś wyzyskiwany? Nie.(…)
A co z pensjami nauczycieli, pielęgniarek czy ratowników medycznych?
Powtarzam: każdy, kto nie jest zadowolony ze swojej pensji, za granicą może zarobić więcej.
Pewnie zaraz pan nas przekona, że pani sprzątajaca też może dyktować warunki pracodawcy?
A jak?! Pani sprzątająca też nie da się wyzyskiwać, bo jak w Polsce będzie dostawała grosze, to wyjedzie za granicę. (…)
Szwajcarzy nie wpuszczą pracownika z Polski.
Na 90 dni można przyjechać do pracy.
I co ma zrobić ta kobieta po 90 dniach?
To niech jedzie do Anglii czy Niemiec. Tam też dobrze zarobi.
Dla pana to takie łatwe. Spakować się i wyjechać. A jak ktoś tu ma rodzinę, dzieci? Wolałby w Polsce godnie zarabiać i z rodziną mieszkać?
Ja tylko mówię, że pracownicy mają wybór. Chcą zarobić więcej, mogą wyjechać. Pasuje im to, co jest, mogą zostać w kraju.”

Cyniczny czy arogancki? Może jedno i drugie, a może żadne z nich. Nie wiem czy pan Filipiak cokolwiek czyta. Jeśli jednak sięgnie po „Urobionych”, nie wątpię, że nic z nich nie zrozumie. Bo nie chce rozumieć. A to tacy jak on dyktują dzisiaj warunki na rynku pracy.
Tak więc, szanowny autorze, panie Marku Szymaniaku, mam dla pana złą wiadomość. Chyba urobił się pan bez sensu.

Marek Szymaniak „Urobieni. Reportaże o pracy.” Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.
Dziś pracownik jest panem – z Januszem Filipiakiem rozmawiają Leszek Kostrzewski i Piotr Mączyński. „Duży Format”, 20.08.2018 r., nr 32/1297.