„W grudniu – powiedziała Katarzyna – zaczynam
się zawsze niepokoić, czy sensownie przeżyję następny rok, czy będę miała dobry
urlop, czy uda mi się być o rok młodszą, czy zrealizuję zimowy program: nauki
francuskiego, intensywnej gimnastyki, wzbudzenia wielkich uczuć. Chciałabym też
wiedzieć, czy nareszcie uda mi się pojechać na wycieczkę do Bułgarii, umalować
włosy, zgubić kilka kilo… Ileż tego! Cóż się dziwić, że człowiek ugina się pod
tym ciężarem.”
Nigdy nie robiłam noworocznych
postanowień. Wystarczy, że od mniej więcej dwudziestu lat cyklicznie, co
poniedziałek, planuję rozpoczęcie odchudzania.
Mimo to, tak samo jak
Katarzyna przed pięćdziesięcioma laty, od pewnego czasu w grudniu zawsze jestem
niespokojna.
Być może to przez to, że
pracodawca zawsze przed świętami każe zrobić mi plan urlopów na następny rok.
A może dlatego, że
podświadomie czuję, że oto już zaraz do mojej metryki zostanie dopisany kolejny
rok?
„Postanowiłam zrobić przegląd swojego dwudziestolecia. Tyle już napisano
relacji na ten temat, a my kończymy rok bez żadnego podsumowania. Jak byś
sformułowała odpowiedź na pytanie o twoje dwudziestolecie?
-
Prościutko – odpowiedziała Dorota. – Wszyscy wiedzą, że najważniejsze są
przemiany. I gdy spojrzę na siebie obiektywnym okiem, zauważam je od razu.
Najpierw, w 1945 roku lubiłam podkreślać na każdym kroku, że jestem kobietą
doświadczoną, uwielbiałam słowo „stara”. Przedwcześnie postarzała, sterana
wojną kobieta. (…) Później weszłam w okres przejściowy, w którym zupełnie nie
byłam pewna swego wieku. Dziś nie mam już żadnych wątpliwości. Jestem nareszcie
bardzo młoda. Prawdziwa dwudziestolatka! Żadnej siwizny – włosy jasnoblond
firmy Londa, usta poziomkowe firmy Cutex, różana cera spod maseczki Ziołolex,
oczy jak gwiazdy, słowiki śpiewają w sercu. Nie dla mnie rozgoryczenie
teen-agersów. Dwudziestolecie trzydziestolatki – to zapowiedź odrodzenia,
dwudziestolecie czterdziestolatki – to nowa młodość połączona z rozsądkiem
dojrzałości.”
No tak, podsumowanie
dwudziestolecia robione u progu roku 1965 niewątpliwie musiało wyglądać
zupełnie inaczej niż to robione obecnie, u progu 1995 roku. Mimo to, wydaje mi
się, że kobieca mentalność nie zmieniła się aż tak bardzo. I dzisiaj, i
dwadzieścia, i pięćdziesiąt lat temu dwudziestolatki usilnie starają się stać
się starszymi niż w rzeczywistości. Zamiast rozkoszować się swoją, jakżeż
szybko przemijającą, świeżością, rozmyślają jak wydać się dojrzalszymi,
bardziej doświadczonymi. Może mam pecha, ale ostatnio spotykam wyłącznie takie
dwudziestolatki, które nadają się wyłącznie do tego, by silnie nimi potrząsnąć,
krzycząc: „Dziewczyno, obudź się! Chwytaj chwilę, zanim ucieknie!”
„-
A jakie mi dasz rady na to nowe życie, które zamierzam rozpocząć?
-
Przede wszystkim, żebyś konserwowała odzyskaną młodość. Nie wystarczy zwalczyć
siwy włos, zmarszczki i nadmierną tuszę, trzeba też zwalczyć pewne
predyspozycje psychiczne, które nazwałabym siwieniem ducha. Na ten rodzaj
siwizny nie ma farb, trzeba z nią walczyć własną bronią. Człowiek siwiejący
duchem zatrzymuje się psychicznie w jakimś roku swego życia, nie idzie naprzód,
wszystko co teraz przymierza do dawnego okresu, wlecze za sobą ogon wspomnień.
Ubrane w te wieczne wspominki stajemy się równie staromodne, jakbyśmy ubrały
się w krynolinę z tiurniurą. Zetrzyjmy więc tamte lata z twarzy – oto makijaż,
który polecam na 1965 rok! (…) Planuj lekcje języków i ćwiczenia gimnastyczne,
i wycieczki, i zabawy, i tysiąc i jeden drobiazgów, zawsze cos z tego wykonasz.”
Nie siwiejmy więc! Kroczmy
pewnym krokiem wciąż naprzód! Planujmy, obiecujmy i marzmy!
Czego wszystkim, razem z
wykopaną z archiwalnej prasy Katarzyną, w Nowym Roku życzę.
Anna Lechicka „Nareszcie
znowu młoda!”. Magazyn ilustrowany „Ty i ja”, nr 12 (56), grudzień 1964.