czwartek, 31 sierpnia 2017

E.B.White "Pajęczyna Charlotty", czyli daj się omotać, nie pożałujesz

Nie lubię pająków i mam alergię na książki wydawane przez „Politykę” w serii „Cała Polska czyta dzieciom”.
Nie przypuszczam jednak, aby dzięki tej informacji udało się wyjaśnić dlaczego, dowiedziawszy się, że w serii „Cała Polska czyta dzieciom” ukazała się książka o pająku, czym prędzej po nią sięgnęłam.

źródło zdjęcia

„Pajęczyna Charlotty” nie jest pierwszą książką-klasykiem literatury dziecięcej, o której istnieniu nie miałam dotąd pojęcia.
Dowiedziałam się o niej dzięki „Polityce” i jej serii wydawniczej.
Bo nie jest tak, że uważam, że w tej serii wydawane są złe książki. Przeciwnie, książki są ok (w obecnej edycji nawet chyba lepsze, bo mniej znane niż w poprzedniej, a wcale nie mniej wartościowe). Nie mogę znieść tylko ich szaty graficznej oraz papieru, na którym są drukowane.


Czy ten egzemplarz „Pajęczyny Charlotty”, który czytaliśmy razem z Młodszym, z „filmową”, miękką okładką (istnienie filmu też do tej pory umykało mojej uwadze) i wydrukowany na lekko szmatławym papierze, jest lepszy od tych firmowanych przez „Politykę”?
Szczerze? Wątpię.
Uprzedzenia robią jednak swoje, tak samo w przypadku książek, ludzi, jak i pająków.

E.B.White
źródło zdjęcia

O autorze „Pajęczyny…” nie wiem niczego. Dopiero pisząc tego posta dowiedziałam się, że to a) mężczyzna (same tylko inicjały E.B., którymi się posługiwał, nie pozwalały na rozróżnienie płci), który b) napisał jeszcze inną bestsellerową i zekranizowaną (już po jego śmierci) książkę (Stuart Malutki); c) otrzymał nagrodę Pulitzera.
Po lekturze książki, którą E.B.White napisał w roku 1952, a więc w czasie gdy Amerykanie generalnie zachwycali się swoimi perfekcyjnymi żonami, na których wzór wychowywali swoje córki, wiem też, że widział więcej niż mu współcześni.



Chodzi mi o Fern – wyjaśniła [pani Arable, matka Fern, ośmioletniej bohaterki książki] – Spędza stanowczo za dużo czasu w stodole Zuckermanów. To nienormalne. Siedzi na stołeczku w kącie, obok chlewika i całymi godzinami przygląda się zwierzętom. Po prostu siedzi i słucha.
Doktor Dorian rozparł się na krześle i przymknął oczy.
- Czarujące! – powiedział. – Musi tam być naprawdę miło i cicho. (…)
Pani Arable zaczęła się wiercić.
- Fern twierdzi, że zwierzęta rozmawiają ze sobą. Doktorze, wierzy pan, że zwierzęta potrafią mówić?
- Nigdy żadnego nie słyszałem, ale to niczego nie dowodzi – odparł. – Całkiem możliwe, że jakieś zwierzę odezwało się do mnie uprzejmie, a ja nie zrozumiałem, o co chodzi, bo nie zwracałem należytej uwagi. Dzieci lepiej się koncentrują od dorosłych. (…)
- No, to ulżyło mi trochę. Pańskim zdaniem nie powinnam się o nią martwić?
- Dobrze wygląda? – odpowiedział pytaniem doktor.
- O, tak.
- Apetyt dopisuje?
- Tak, wiecznie jest głodna.
- Dobrze śpi w nocy?
- Tak.
- No to nie ma powodu do niepokoju.
- Myśli pan, że ona kiedykolwiek zacznie myśleć o czym innym niż świnie, owce, gęsi i pająki?
- A ile ma lat?
- Osiem.
- No, zdaje mi się, że zawsze będzie kochać zwierzęta, ale wątpię, żeby spędziła całe życie w stodole Zuckermana. (…) [A] jak się miewa Avery? [starszy brat Fern] – zapytał [doktor], otwierając szeroko oczy.
- Och, Avery – zachichotała pani Arable. – Z nim zawsze wszystko w porządku. Dobrał się oczywiście do trującego bluszczu, pogryzły go osy i pszczoły, a to tego znosi do domu żaby i węże i łamie wszystko, co mu wpadnie w ręce. Wszystko w normie.”

„Pajęczyna Charlotty” nie jest jednak książką wywrotową i – tfu! - feministyczną. Kto chce, znajdzie w niej podobne wyżej przywołanemu smaczki. Kto nie chce, skupi się na całkiem czym innym.
Na czym?
W zasadzie na czym tylko zechce.

Obrońcy życia (tak, tak!) potraktują opowieść o życiu prosiaka Wilbura (równorzędnego z pajęczycą Charlottą bohatera książki) jako rodzaj amunicji do swoich dział.

źródło zdjęcia
Dokąd tata idzie z tą siekierą? – zapytała Fern matki, kiedy nakrywały do śniadania.
- Do chlewu - odparła pani Arable. – Wczoraj w nocy urodziło się kilkoro prosiąt.
- No dobrze, ale na co mu siekiera? – dopytywała się Fern, która miała dopiero osiem lat.
- Widzisz, jedno z prosiąt to cherlak – powiedziała matka. – Urodziło się małe i słabe, nic z niego nie będzie. Ojciec postanowił się go pozbyć.
- Pozbyć się go?! – pisnęła Fern. – To znaczy zabić? Tylko dlatego, że jest mniejsze od innych? (…) Ten prosiak nic nie może na to poradzić, że się taki urodził, prawda? Gdybym ja urodziła się mała, to też byś mnie zabił?”


Wegetarianie wykorzystają okazję, by przekonać młode pokolenia do niejedzenia mięsa.

źródło zdjęcia
Stara owca weszła do stodoły i zatrzymała się, żeby zamienić z Wilburem kilka słów.
- Jak się masz! – powiedziała. – Coś mi się zdaje, że przytyłeś.
- Chyba tak – odparł Wilbur. – W moim wieku to nie najgorsza rzecz.
- Tak czy inaczej, wcale ci nie zazdroszczę. Wiesz przecież, po co cię tuczą, prawda? – mówiła stara owca.
- Nie.
- No cóż, nie lubię roznosić złych wiadomości – powiedziała – ale tuczą cię, bo mają zamiar cię zabić, ot co.
- Mają zamiar co? – wrzasnął Wilbur.(…)
- Zabić cię. Zrobią z ciebie wędzony boczek i szynkę – ciągnęła stara owca. – Farmer prawie zawsze zabija świnie, kiedy tylko zrobi się naprawdę zimno. Działa tu prawdziwa konspiracja, żeby rozprawić się z tobą przed Bożym Narodzeniem. (…) Jestem już stara i widziałam ten interes wiele razy. Zawsze to samo, rok po roku. Arable przychodzi ze swoim kalibrem dwadzieścia dwa, strzela do …
- Przestań! – krzyknął Wilbur. – Nie chcę umierać! Niech mnie ktoś ratuje! Na pomoc!

Arachnolodzy i zoolodzy wykorzystają szansę, by zaszczepić w młodych czytelnikach zainteresowanie zwierzętami, w tym pająkami.

Charlotta we własnej osobie
źródło zdjęcia
„W górnej części drzwi rozciągała się wielka pajęczyna. U jej szczytu, głową w dół, wisiała szara pajęczyca wielkości gumy do żucia. Miała osiem nóg i jedną z nich machała Wilburowi na powitanie. (…)
- Mam na imię Charlotta.
- Charlotta jak? – dopytwał się Wilbur gorliwie.
- Charlotta A. Cavatica. Ale mów na mnie po prostu Charlotta.
- Uważam, że jesteś piękna – powiedział Wilbur.
- No jestem niebrzydka, trudno temu zaprzeczyć – odparła Charlotta. – Większość pająków prezentuje się bardzo korzystnie. Nie jestem może tak efektowna jak niektóre, ale ujdę.”

Co zaś znaleźliśmy w niej my: ja i Młodszy?

Na pewno zachwycającą opowieść o przyjaźni. Wilbur, choć jest prosiakiem, który dla niektórych znaczy „mniej niż nic”, rozkwita dopiero wówczas, gdy ma przy boku kogoś, kto w niego wierzy i gotów jest wiele dla niego zrobić (najpierw jest to ośmioletnia Fern, potem pajęczyca Charlotta).
Poza tym cudną historię o spokojnym (w każdym razie dla niektórych) życiu blisko natury.

W trawie grały świerszcze. Śpiewały smutną i monotonną pieśń o końcu lata.
Lato przeminęło i odchodzi – śpiewały. – Przeminęło, odchodzi, przeminęło, odchodzi. Lato umiera, umiera.
Świerszcze czuły, że trzeba wszystkim udzielić ostrzeżenia: lato nie może wiecznie trwać. Nawet podczas najpiękniejszych dni w roku, kiedy lato przemienia się w jesień, świerszcze roznoszą pogłoski o smutku i zmianie.”

A że przy okazji doszło do przemiany Młodszego w wegetarianina-buddystę, który rozmawia z każdym pająkiem, jaki pojawi się w naszym domu?
Cóż, czytanie miewa skutki uboczne. Na te akurat nie narzekam.

E.B.White „Pajęczyna Charlotty”. Przełożyła Ryszarda Jaworska, ilustrował Garth Williams. Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.

niedziela, 20 sierpnia 2017

L.Talko "Nastolatek dla początkujących", czyli z przewodnikiem po strasznym świecie naszych dzieci

Wawel. Kraków.
Historia. Ojczyzna. Wzruszenia łza.
Polscy rodzice, mimo panującego od brzasku nieziemskiego upału, wiodą rankiem na pamiętające czasy Kraka wzgórze swe niebieskookie i lnianowłose dziatki.

Tu Zygmunt (dzwon), tam Łokietek (król), w piwnicach Szczerbiec (miecz).
Ach.

Atmosfera gęstnieje od patriotycznych uniesień. Po twarzy spływa kropla. Postronny powiedziałby: phi, zwykły pot. Może i pot, phi, ale za to w jakim otoczeniu utoczon, ha!

źródło zdjęcia

Podniosłość chwili zakłóca dźwięk telefonu Starszego. Odbiera.
- Halo? No cześć. Daj spokój, nie mogę grać, na Wawelu jestem. No, tym w Krakowie. Ty, a na której jesteś teraz arenie? Na dziesiątej? Serio?!”
Prowadzona przez Starszego rozmowa zakończyła się po dziesięciu minutach. O Wawelu, Krakowie, historii, ojczyźnie, arrasach, mieczach nie było w niej nic ponad to, co przytoczyłam powyżej. Tym, co w rzeczywistości zaprzątało uwagę Starszego i czemu poświęcony był cały prowadzony przez niego dialog z kolegą była wyłącznie gra Clash Royale.

Gdybym przed wyjazdem do Krakowa nie przeczytała książki Leszka Talki, po tym zdarzeniu pogrążyłabym się być może w rozpaczy. Bo jakżeż to – człowiek stara się, dwoi i troi, rozrywek dostarcza, prowadzi w najważniejsze dla każdego, choćby i małoletniego, Polaka miejsca, a tu ważniejsza okazuje się byle smartfonowa gra?! No, zgroza, bo przecież ja w tym wieku, to…


Nastoletnie dzieci Leszka Talki są nieco starsze od moich dzieci. Różnica wieku jest wystarczająco duża, by Talko mógł zdążyć zdiagnozować i opisać wiążące się z posiadaniem dzieci problemy, zanim jeszcze pojawią się one i w moim życiu. Mogę więc uczyć się na jego błędach (w każdym razie teoretycznie), dobrze się przy tym bawiąc (styl tego autora idealnie wręcz mi odpowiada; najbardziej chyba podobał mi się drukowany w „Dużym Formacie” cykl felietonów „Ja tu tylko sprawdzam”, ale biorę w ciemno w zasadzie wszystko inne).
I owszem, dotychczas wydawało mi się, że jestem fajna. Taka młodzieżowa (nie to co inne mamy). I nadążam. Wiem, co ważne dla współczesnych dzieci, a dzięki swojej mądrości i życiowemu doświadczeniu umiem to wszystko połączyć w optymalną całość.
Tym wszystkim, którzy w tym miejscu prawie umarli śmiechu, zwracam uwagę na użyty przeze mnie w pierwszym zdaniu poprzedniego akapitu czas. Nie bez powodu przeszły.
Konieczność jego użycia stała się dla mnie oczywista już po przeczytaniu pierwszej strony Talkowej książki, na której autor domagał się ode mnie (jako rodzica nastolatka) udzielenia odpowiedzi na 10 pytań. "Cóż to dla mnie!", pomyślałam. Po czym, przeczytawszy, otarłam pot z czoła (choć może to i łza rozpaczy była).
Brałeś udział w lajwiku?
Co to jest headshot?
Ile dałbyś za skina kosy?
Jakie ajtemki są najbardziej wartościowe?
Co najchętniej odpakowujesz na wizji?
Po czym poznasz Slender Mana?
Znasz jakieś enczmenty?
Chciałbyś mieć Vaporeona?
Znasz Blowka, ReZigiusza i Stuu?
Skąd się bierze diaxy?

Na powyższe pytania udzieliłam dwóch poprawnych odpowiedzi. Dwadzieścia procent.
Siadaj Matka, pała. 

Dzieci urodzone w XXI wieku są inne niż ich dwudziestowieczni rodzice.
źródło zdjęcia
Mamo, a jak chodziłaś do szkoły, to jaki miałaś telefon?” – zapytał mnie ostatnio znienacka Starszy, jak mi się do tej pory wydawało, niegłupi.
- Taki na korbkę – chciałam złośliwie odpowiedzieć w pierwszej chwili. Po czym ugryzłam się w język i poinformowałam (zgodnie z prawdą), że pierwszy telefon komórkowy kupiłam sobie dopiero w podeszłym wieku 24 lat, i to sama, za własne pieniądze, gdyż jako funkcjonująca już w tym czasie w samodzielnej komórce społecznej (nie mylić z komórką-telefonem), nie mogłam liczyć na sponsoring ze strony rodziców. Nie mógł uwierzyć.

Gdyby przełożyć to na sytuację odwrotną, można by z łatwością wyobrazić sobie, że to ja zapytałabym Starszego np. o to co to jest pokeball, a on – zamiast udzielić mi rzeczowej odpowiedzi – prychnąłby z pogardą, po czym przez tydzień opowiadałby swoim kolegom o tym, jaką idiotką jest jego matka.
Tymczasem w prawdziwym (nie wirtualnym) życiu Starszy jak dotąd zawsze cierpliwie odpowiada na moje nawet najgłupsze (z jego punktu widzenia) pytania; co więcej, stara się nakłonić mnie, bym zagrała w którąś gier razem z nim.

serialowy Marco Polo
(tylko tu był młody. I przystojny)
źródło zdjęcia
Leszek Talko rozpoczyna swoją książkę od przywołania postaci Marco Polo, młodego chłopaka, który siedem wieków temu wyruszył w podróż, w trakcie której odwiedził i opisał wiele nieznanych dotychczas Europejczykom miejsc i krain. Talko pisze:
Marco Polo wielu rzeczy, które widział, nie zrozumiał, inne znał tylko ze słyszenia, ale przynajmniej spróbował je poznać.
My też obawiamy się świata nastolatków. Drżymy przed ich zwyczajami, uważamy, że przyniosą zgubę i im, a może i nam.
Tak jak mieszkańcy średniowiecznych miast drżeli, słuchając o smokach i wielogłowych bestiach czających się w odległych krainach, tak i my truchlejemy przed niebezpieczeństwami, w które obfituje świat nastolatków. Najchętniej byśmy im wszystkiego zabronili.”

Zamiast zabraniać, Talko mówi: sprawdzam. Co sprawdza? To jasne: to, co kryje się w tym dziwnym świecie, który codziennie zasysa nasze dzieci.
Z jakim wynikiem? Czasem zaskakującym, a czasem zgodnym z oczekiwaniami (w każdym razie tymi, które mają zramolali rodzice).
Okazało się, że są w tym świecie miejsca i zdarzenia, które mogą rodzica zaskoczyć. Są też takie, w których (lub którymi) śmiertelnie się wynudzą. Talko-Polo podczas swojej podróży niekiedy próbował być taki jak jego dzieci (z różnym skutkiem), a niekiedy od razu sobie odpuszczał.

Jedno w każdym razie jest pewne.
Leszek Talko już wie jak jest tam, po drugiej stronie.
Czy wystarczy przeczytać jego książkę, aby się tego dowiedzieć?
Trochę tak, trochę nie.
Bo czy wystarczy przeczytać opowieść jakiegoś podróżnika, aby wiedzieć na pewno jak jest gdzieś tam daleko, dokąd on zawędrował? Bo czy możemy być pewni, że jego sposób widzenia tych dziwnych, dalekich krain jest jedynym możliwym, a w szczególności: zgodnym z naszym sposobem postrzegania świata?

Talko ujmuje to tak:
Wejdź na to wirtualne podwórko, wynudź się w Minecrafcie, obejrzyj lajwika, strzel headshota, ucharakteryzuj się na zombie, pogadaj z ekipą z Afryki Południowej, rozejrzyj się wieczorem, czy za tobą nie czai się trzymetrowy facet o białej twarzy (pamiętaj, że nawet jak się nie czai, to córka może myśleć, że się czai), przestań przez cały czas przynudzać, żeby zostawić ten komputer i zająć się lekcjami i życiem, bo to też jest życie.”

Wiem, czasem ciężko to zrozumieć. Moim zdaniem warto jednak chociaż spróbować (choć nikt nie może obiecać, że będzie lekko).
Ja w każdym razie od wczoraj pobieram u Starszego lekcje gry w Clash Royale.
Ughrgh.

Leszek Talko „Nastolatek dla początkujących. Nie daj się wylogować z ich życia.” Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2017.