Ustalmy fakty
(przy czym załóżmy, że odnoszą się one głównie do dzieci płci męskiej, gdyż na współczesnych
dzieciach płci żeńskiej niestety znam się słabo):
-
dla większości uczniów podstawówek (i nie tylko podstawówek, niestety) szkoła jest
najgłupszym i najnudniejszym miejscem na świecie, choć ma jedną zaletę (patrz
niżej);
-
większość uczniów podstawówek uważa, że w szkole można przetrwać tylko dlatego,
że chodzą do niej także najlepsi kumple, dzięki którym czas tam spędzany (o ile
odpowiednio się go wykorzysta) nie będzie czasem straconym;
-
większość uczniów podstawówek uwielbia historie o glutach, kupach, gaciach i
innych tego rodzaju rzeczach, o których dobrze wychowany dorosły co najwyżej
milczy;
-
większość uczniów podstawówek nie czyta książek, a jeśli już musi to zrobić,
najchętniej sięga po te z dużym drukiem i możliwie największą ilością obrazków.
Gdy
zebrać te wszystkie fakty do (nie bójmy się użyć właściwego słowa) kupy,
okazuje się że ten post to ni mniej, ni więcej tylko robota dla… Kapitana
Majtasa!
Tu parę słów o Kapitanie
Majtasie.
Jest on:
- szybszym niż
strzelająca gumka od majtek,
- silniejszym od
bokserek,
- i umiejącym robić
różne rzeczy (np. przeskakiwać wieżowce) bez rozdzierania sobie gaci w kroku
dorosłym, łysym facetem, ubranym wyłącznie w gacie (majtasy) oraz zrobioną z
byle czego (np. z zasłony) pelerynę.
W rzeczywistości (tzw.
realu) Kapitan Majtas jest wstrętnym i pozbawionym jakichkolwiek ludzkich cech
dyrektorem szkoły podstawowej im. Jeremiego Horwitza. Nosi tupecik, absolutnie
nie ma poczucia humoru, a jego ulubionym zajęciem jest uprzykrzanie życia
uczniom swojej szkoły, a zwłaszcza George’owi Beardowi i Haroldowi Hutchinsowi.
W kolejnych częściach
opowieści o Majtasie, a w Polsce wydano ich dotychczas siedem (i to dawno
temu), schemat jest zawsze ten sam:
- George (to ten po
lewej, ostrzyżony na jeża i w krawacie) i Harold (to ten drugi, w koszulce i z
wielką szopą włosów) robią głupie kawały, wskutek czego ściągają na siebie
szkolne problemy,
- George i Harold rysują
komiks,
w naszym domu Kapitan Majtas zazwyczaj wygląda tak |
- sytuacja się
komplikuje, wobec czego do akcji musi wkroczyć kapitan Majtas,
- następuje seria
niewyobrażalnych zdarzeń z udziałem niezupełnie typowych bohaterów, jak
chociażby krwiożercze klozety, niewiarygodnie nikczemne kucharki z kosmosu, straszna
superkobieta czy zasmarkany cyborg,
- w trosce o dobro
czytelników sceny skrajnej przemocy zawsze umieszczane są – po uprzednim
ostrzeżeniu – w ruchomych obrazkach;
- po czym wszystko
dobrze się kończy. Choć nie wiadomo na jak długo i czy zaraz znów się nie
zacznie.
Kiedy usłyszałam o
Kapitanie Majtasie po raz pierwszy (a było to niedawno), ukradkiem się
skrzywiłam. Gdy wypożyczałam z biblioteki jedną z części i musiałam głośno
poprosić o pomoc w odnalezieniu na półce książki mającej w tytule „inwazję
krwiożerczych klozetów”, mówiłam najcichszym z możliwych szeptów, rozglądając
się trwożnie na boki.
Gdy tylko zaczęłam
wspólną z moimi dziećmi lekturę, wiedziałam że kapitan Majtas będzie odtąd
także i moim bohaterem.
I nie chodzi o to, że
zaśmiewałam się z glutów, śmiesznych imion i nazwisk (bohaterem czwartej części
jest profesor Pupon Pofajdanek) czy innych tego rodzaju tanich, adresowanych do
dziesięciolatków chwytów (choć skłamałabym, gdybym powiedziała, że żaden glut
mnie nie rozśmieszył).
Nie chodzi też o to, że
nie lubię dużo czytać, a najbardziej na świecie lubię komiksy (choć komiksy, owszem, cenię wysoko).
Po prostu lubię
inteligentne historie, w których pozornie nie chodzi o nic (a w każdym razie
nie o nic mądrego), a jednak można z nich wyczytać bardzo wiele, przy okazji
uszczęśliwiając lekturą dzieci.
„Wszyscy nauczyciele
mają już wyrobione zdanie o George’u i Haroldzie.
Ich
wychowawczyni uważa, że cierpią na ZN. Zdaniem szkolnej psycholog przypadłością
jest ZDUN. Natomiast dyrektor szkoły, pan Krupp, powtarza zawsze: „To po prostu
ZŁE dzieci!”.
Ja
jednak sądzę, że naszym bohaterom dolega po prostu ZSSN (Zespół Straszliwej
Szkolnej Nudy).
Są
to naprawdę całkiem mili, sympatyczni i inteligentni chłopcy. Jedyny problem
polega na tym, że szkoła ich potwornie nudzi. Postanowili więc troszeczkę
„ożywić atmosferę”, żeby wszystkim było weselej.”
Nadszedł czas na puentę.
Gdybyż tak Kapitana
Majtasa przeczytali wszyscy, nie tylko ci niemający problemów z darzeniem swych
uczniów szacunkiem, nauczyciele.
Gdybyż zastanowili się
czy przypadkiem ich najgorszym uczniom także nie dolega ZSSN (polecam zwłaszcza wychowawczyni Starszego, od której w ubiegłym tygodniu otrzymałam wiadomość o treści: „Jestem
zaniepokojona! Pani syn dostał jedynkę ze sprawdzianu, a poza tym cały czas
gada na lekcjach!”)
Gdybyż wyciągnęli wnioski z tego, że George i Harold – mimo że są zakałami całej
szkoły – tak naprawdę robią dla innych więcej niż niektóre najgrzeczniejsze na
świecie dzieci, pilnie i bez szemrania wykonujące wszelkie polecenia.
Sądzę, że najgorszym co mogłoby się wówczas stać, byłoby to, że wszyscy - a zwłaszcza uczniowie - byliby po prostu dużo szczęśliwsi.
Dav Pilkey „Kapitan
Majtas. Przerażający plan Profesora Pofajdanka”, „Kapitan Majtas. Szał
strasznej superkobiety”, „Kapitan Majtas. Wielka bitwa z zasmarkanym cyborgiem,
część 1: Noc obrzydliwych glutów z nosa”. Tłumaczenie Piotr Jankowski. Egmont
Polska, Warszawa 2003 i 2004.
PS. Wydawnictwo Egmont,
które (pomijając książki „filmowe”) wykonuje naprawdę dobrą robotę jeśli chodzi
o literaturę dla dzieci, wydało swego czasu pierwsze siedem części historii o
Majtasie. Od tego czasu autor napisał – jeśli się nie mylę – kolejne cztery.
Może nadszedł już czas na wznowienia i kontynuację?
PS.PS. O Majtasie
dowiedziałam się i trzy wyżej wymienione części mogłam przeczytać dzięki
niezawodnej MoWi! Dzięki!
PS.PS.PS. Powodem dla
którego w tym tygodniu nie było historycznego postu z „Przekrojem” jest
całkowity brak czasu. Czasem chciałabym napisać też o jakiejś książce, a
niestety nie jestem ostatnio w stanie pisać częściej niż raz w tygodniu. Upraszam o wybaczenie!