„Paszczak obudził się
powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś,
kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się
spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem
przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie
dni w życiu Paszczaka.
Schował się więc pod
kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka,
gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku,
wyciągając ręce i nogi, i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie przychodził.
Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomogło. Starał
się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem,
którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko
Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę
dobrze nie wychodzi. W końcu wstał i wciągnął spodnie.
Nie lubił ani ubierać
się, ani rozbierać, bo wtedy miał wrażenie, że dni mijają i nic godnego uwagi
się nie dzieje. A przecież wciąż coś organizował i urządzał, ciągle czymś
dyrygował, od rana do wieczora! Wszędzie dookoła wszyscy wiedli niedbałe,
bezcelowe życie, gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie było coś do ustawienia we
właściwy sposób, i Paszczak wychodził z siebie, żeby uprzytomnić innym, jak
powinni żyć.
Zupełnie jakby nie
chcieli, żeby im było dobrze – martwił się myjąc zęby. Spojrzał na fotografię,
na której był on sam i jego żaglówka w dniu wodowania. Piękne to było zdjęcie,
lecz gdy patrzył na nie, zrobiło mu się jeszcze smutniej. – Powinienem nauczyć
się żeglować – uznał. Tylko że nigdy nie mam czasu…
Nagle przyszło mu na
myśl, że wszystko, co robi, nie jest niczym innym, jak tylko przenoszeniem
rzeczy z jednego miejsca na drugie albo mówieniem, gdzie one powinny stać, i
przez krótką chwilę olśnienia zastanawiał się, co by się stało, gdyby dał temu
spokój.
- Prawdopodobnie nic.
Ktoś innym zająłby się tym wszystkim – rzekł sam do siebie, odkładając
szczoteczkę do zębów do szklanki. Lecz to, co powiedział, zdziwiło go i trochę
nawet przeraziło, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, tak jak to się dzieje,
kiedy zegar wybija północ w noc sylwestrową, i zaraz w następnej sekundzie
pomyślał: „Ale w takim razie musiałbym zacząć żeglować…” I wtedy poczuł się już
tak źle, że musiał usiąść na łóżku.”
Kiedy byłam dzieckiem,
nie lubiłam Muminków.
Nic dziwnego, najwyraźniej
przeczuwałam, że wyrosnę na Paszczaka.
Nie ma mnie ostatnio, bo
walczę z dreszczami.
Tove Jansson „Dolina
Muminków w listopadzie”, przełożyła Teresa Chłapowska. Wydawnictwo „Nasza
Księgarnia”, Warszawa 2005. Cytat pochodzi z rozdziału piątego.
Dreszcze o podłożu wirusowym czy egzystencjalnym? W obu przypadkach życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńJak Paszczak to podłoże egzystencjalne, rzecz jasna. Plus listopad. Plus parę innych rzeczy.
UsuńAle nie martw się (albo i martw) - będę żyła. Tyle, że nie wiem czy i kiedy w internecie.
Zwykły katar u Paszczaka to też tragedia, przy takim nosie? No to spokoju :)
UsuńE tam, katarem Paszczak z pewnością by na pewno od razu odpowiednio zarządził. Nad powrotem spokoju intensywnie pracuję i nawet zaczynam widzieć efekty:)
UsuńKatar egzystencjalny? To się zdarza. To mija. Nieleczone po 7 latach ;)
Usuń(A teraz przemówi przez mię moja blogowa chuć:
uporaj się z życiem, jesienią i wróć ;D)
Ukłony.
Przeczuwałam te 7 lat (brr!) i wdrożyłam leczenie.
Usuń"Uporaj się z życiem" brzmi cokolwiek dwuznacznie, ale zrzucę to na karb kataru. Do rymu nie kichnę, wybacz,bo to niehigieniczne. Idę zażywać, a po otrzymaniu świadectwa zdrowia dam głos, obiecuję:)
Ojej...Odkryłam "Dolinę Muminków w listopadzie" właśnie w tym, tegorocznym listopadzie i stwierdziłam, że powinnam mieć na imię Paszczak, a zacytowany przez Ciebie fragment miałam ochotę wydrukować i powiesić na lodówce...Witaj w krainie Paszczaków!
OdpowiedzUsuńNo nie, do wieszania na lodówce to się nie nadaje, za bardzo dołujące, w każdym razie dla mnie.
UsuńA kraina Paszczaków jest chyba dość gęsto zaludniona:)
Paszczaki wszystkich stron świata, łączcie się! :P
OdpowiedzUsuńNiby tak, bo w kupie siła, ale są takie momenty, w których Paszczak potrzebuje samotności.
UsuńPamiętaj jednak, że : "Są pewne sprawy, o których nie należy myśleć i których nie należy zanadto zgłębiać". Mimo, że ja to też wiem, to dołączam do Twej jesiennej melancholii i dreszczy... trzymaj się ciepło!
OdpowiedzUsuńNie myśleć - jak to prosto powiedzieć, a jak trudno wykonać:( Gdy wreszcie napiszę do Ciebie maila, będzie to niechybny znak, że dreszcze ustąpiły!:P
UsuńListopad ma to do siebie, że kiedyś mija. Czasem nawet szybciej niż byśmy się spodziewali ;-). Serdeczności, i do przeczytania! (za czas jakiś)
OdpowiedzUsuńJak pisał Lec: wszystko mija, nawet najdłuższa żmija.
UsuńMam nadzieję, że coś uda mi się napisać; mam nawet już jakieś pół posta, tylko że nie mam siły go skończyć.
Popieram Eireann oraz Leca. Listopad listopadem, a ja mam wiosenny katar sienny. Tak, że byle do wiosny ;) Uściski!
OdpowiedzUsuńMyślisz, że wiosną katar sobie pójdzie? Bo listopad na pewno. Mi już zresztą nieco lepiej, w każdym razie z punktu widzenia pierwotnej przyczyny mego stanu. Szkoda tylko, że pojawiło się ileś innych problemów. Ot, życie.
UsuńOdściskuję!
Jeśli nie jesteś alergiczna i nie żyjesz w mieście smogu, to jest szansa, że katar odejdzie z listopadem ;) A co do innych problemów, to myślę, że tez się rozwiążą pomyślnie. Czego Ci szczerze życzę! :)
UsuńDzięki, idzie mi nieźle. I z katarem, i z resztą problemów:)
Usuń