„Inna dusza” jest
książką, o której swego czasu było głośno (w każdym razie w kręgach osób
czytających).
Łukaszowi Orbitowskiemu
przyznano za nią Paszport „Polityki” 2015. Nagradzający wyjaśnili przy tym, że
jest ona „doskonałym połączeniem powieści
inicjacyjnej, psychologicznej i obyczajowej”. Dodali, że paszport przyznali
„za precyzyjne, poruszające i zapadające
w pamięć studium zła.”
Gdyby „Inna dusza” była zwykłą
powieścią, chyba byłabym nią zachwycona. Chyba, bo nie od początku czytało mi
się ją dobrze; przeciwnie, przez pierwszych 150 stron nieco się męczyłam,
zastanawiając się nawet czy nie porzucić lektury.
Potem jednak było coraz
lepiej. Studium zła, owszem. Poruszające, jak najbardziej. W żadnej mierze nie
płaskie, czarno-białe. Orbitowski próbuje dociec przyczyn, pokazać genezę
zbrodni, nie ukrywając zarazem swojej bezradności. Jest dwóch głównych
bohaterów tej książki, przy czym jeden z nich wydaje się być bardziej predystynowany
do tego, by nisko upaść. Wskazywałyby na to jego uwarunkowania środowiskowe i
rodzinne – ojciec pijak, bezradna i niewydolna wychowawczo i życiowo matka. Jednak
to nie on zabija. Nie w nim żyje „inna dusza”, która każe chwycić mu za nóż i
zabić. Raz, a potem drugi.
Gdyby „Inna dusza” była
powieścią, byłaby to dobra powieść. Pełna szczegółów, samoczytających się
opisów, dzięki którym świat w niej przedstawiony wydaje się być na
wyciągnięcie ręki. Realia lat dziewięćdziesiątych, odbieranych przeze mnie
niemal z tej samej perspektywy, co w przypadku Orbitowskiego (różnica wieku
między nami nie jest znacząca, choć istnieje), wydają się być perfekcyjnie
oddane. Ówczesna Bydgoszcz, w której nigdy zresztą nie byłam (jednak byłam w
tym czasie w kilku innych, równie złych jako bydgoski Fordon, dzielnicach kilku
innych większych miast), zdaje się niezwykle prawdziwa. Żyjący dwadzieścia lat
temu ludzie, ich pragnienia i marzenia, zostali przedstawieni w przekonywujący
sposób.
Jest jednak pewien
problem.
„Inna dusza” nie jest
powieścią. Jest książką „na faktach” (wydaną zresztą w serii o takiej nazwie),
opisującą autentyczne zdarzenia, w autentycznych plenerach, tyle że – drobiazg –
przepuszczonych przez wyobraźnię autora.
W wywiadzie dla portalu Książki WP autor wyjaśniał, że „odległy
pierwowzór mojej postaci, rzecz jasna fikcyjnej, to chłopak z Bydgoszczy, który
bez żadnego powodu zabił dwoje ludzi.”
Taaaa, jasne. Postać
fikcyjna będąca odległym pierwowzorem. A wszelka zbieżność jest najzupełniej
przypadkowa.
Wydawca zresztą zaznacza
na ostatniej stronie książki, odpowiednio małym druczkiem, że wprawdzie „zarys fabuły książki „Inna dusza” jest
oparty na prawdziwych zdarzeniach. Trzeba jednak pamiętać, że tekst nie jest
reportażem, tylko dziełem fikcji literackiej. Nie należy traktować jak
dokumentu. Wypowiedzi i myśli bohaterów, ich charakterystyka, a także opisy
szczegółów miejsc i wydarzeń nie mogą stanowić źródła wiedzy o faktach”.
Wydawałoby się więc, że
wszystko załatwione.
Niestety, nie dla mnie.
Być może jestem starym
ramolem, który nie zna się na Sztuce i Literaturze (koniecznie z wielkiej
litery), ale nie zgadzam się na to, aby ciągle świeże dramaty traktować jako
pożywkę dla wyobraźni twórców i kieszeni wydawców, w jakiejkolwiek branży by
nie działali.
Opisane w „Innej duszy”
morderstwa zdarzyły się naprawdę. Naprawdę zginęło dwoje młodych ludzi, a to
czy zabił ich Jędrek (jak w powieści), czy Jacek (jak w rzeczywistości),
doprawdy ma najmniejsze znaczenie.
Nie widzę przeszkód, by
Łukasz Orbitowski napisał – jeśli tylko najdzie go taka ochota – znakomitą powieść
o tym, jak dochodzi do tego, że młody człowiek z – wydawałoby się – dobrego domu
zabija dwójkę w pewien sposób bliskich mu ludzi. By stworzył całkowicie
fikcyjny świat, całkowicie fikcyjnych bohaterów i całkowicie fikcyjną historię.
Nie widzę przeszkód, by inspirował się przy tym zdarzeniem, które miało miejsce
naprawdę. Czym innym jest jednak inspiracja, a czym innym manipulacja.
Orbitowski jest sprytny.
Wszystko dobrze przemyślał, ma więc gotowe odpowiedzi na moje wątpliwości.
W roku 2015 tak odpowiadał redaktorowi portalu wpolityce.pl:
„- Jednak nawet tworzenie
fikcji na bazie rzeczywistego mordercy i na jego ofiarach jest dość ryzykowne.
Żyją rodziny, z pewnością trafią na ten tekst, a ich emocje odżyją. Były jakieś
obawy z tym faktem związane?
-
Dużo o tym myślałem i myślę dalej. Wydawca chciał organizować spotkanie
autorskie w Bydgoszczy, z zaangażowaniem mediów lokalnych. To miało być duże
wydarzenie. W pierwszym odruchu odmówiłem. Bałem się, że będę musiał komuś w
oczy spojrzeć, ktoś mi w ryj plunie, albo dostanę w kły. Natychmiast zmieniłem
zdanie i pojadę do Bydgoszczy promować „Inną duszę”, jeśli tylko okazja się
trafi. Biorę pełną odpowiedzialność za to, co napisałem. Sprawa w ogóle ma duży
stopień komplikacji. Zmieniłem coś więcej, niż inicjały głównego bohatera,
wymyśliłem mu inną rodzinę, przeniosłem w inną część Bydgoszczy i odjąłem
brata. Ofiary także mieszkają gdzie indziej, nazywają się inaczej, dorzućmy do
tego wymyślonego od podstaw narratora z jego otoczeniem na Jasnej. Momentami
już nie wiem, co wziąłem z akt, co zaś wymyśliłem. Cała ta maskarada jest
nieudolna, uczestnicy wydarzeń z tamtych bez problemu rozpoznają, o co chodzi.
I może być im przykro. Robiłem wszystko, żeby uszanować ich uczucia, ale
dopuszczam możliwość, że zawiodłem. Z drugiej strony, o Jacku B. powstał film
dokumentalny, kilka reportaży, nie jestem więc jedyny. Czy mam prawo pisać?
Oczywiście. Ta historia należy do wszystkich. Czy ktoś urażony ma prawo dać mi
w mordę, fizycznie, z całej siły? Również. Jego prawo jest równorzędnym
względem mojego prawda do pisania. Jestem gotowy. Nie będę się uchylał.”
Kluczowa wydaje mi się
odpowiedź na pytanie o to, czy – jak twierdzi Orbitowski - ta historia faktycznie
należy do wszystkich?
To odpowiedź na pytanie
o to czy w dzisiejszych czasach mamy prawo do prywatności a od innych możemy
oczekiwać elementarnej wrażliwości.
Czy wystarczy „odjąć
brata” i przenieść akcję w inną część miasta, by uznać, że stworzyło się
fikcyjną historię?
Czy jeśli jutro padnę
ofiarą gwałtu, będę mogła liczyć na to, że nie znajdzie się nikt, kto
stwierdzi, że urzekła go moja historia i postanowi – zmieniwszy mój kolor
włosów oraz miejsce zdarzenia z parku na nieuczęszczane pobocze – sprzedać ją
całemu światu? Oczywiście, równocześnie przeprosiwszy za ewentualne urażenie
uczuć moich i mojej rodziny.
Nie kupuję tego.
Podobnie jak nie kupuję wchodzącego
właśnie na ekrany filmu „Amok”. Mam tak od lat i nie sądzę, aby
mogło się to zmienić w przyszłości – swego czasu, zorientowawszy się mniej
więcej w połowie co jest grane, wyszłam z seansu filmu „Dług”.
Jest jednak różnica: nie pójdę na "Amok", bo wiem czym jest. Przeczytałam "Inną duszę", bo myślałam, że jest całkiem czym innym.
Według mnie elementarne
zasady uczciwości wymagają, by poinformować czytelnika o tym, co
bierze do ręki, we wstępie do książki, nie zaś w redakcyjnej stopce.
Wtedy wiedziałabym, że
nie mam do czynienia z książką „na faktach”, lecz niczym z „Faktu”.
Łukasz Orbitowski „Inna
dusza”. Wydawnictwo OD DESKI DO DESKI, Warszawa 2015.
Ale że co niby?! Chcesz powiedzieć, że są jeszcze rzeczy nie na sprzedaż, rzeczy których nie wypada robić, że klasa, że empatia?!
OdpowiedzUsuńTwa przenikliwość zadziwia mnie. Jeśli jeszcze dodasz, że współodczuwasz ze mną (empatia!), będę zupełnie zachwycona:P
UsuńE tam, zaraz empatia. To tylko świadomość, że niektórych rzeczy po prostu się nie robi. Fakt, że w naszych czasach mniej takich rzeczy niż jeszcze w niedalekiej przeszłości a i mniej takich osób, które zwracają na to uwagę. Moja śp. Babcia mówiła: "to z domu, to z domu...".
UsuńZ domu, owszem. Ale czasem też ze szkoły lub od kogoś, kto jest autorytetem. Jak widać, wszystkie te źródła wyschły albo przynajmniej ledwo zipią.
UsuńKsiążkę przeczytałam jakiś czas temu. Nosiłam się z tym postem, bo zastanawiałam się długo czy nie mam świra. Ba! Przeczytałam nawet, czego zazwyczaj nie robię, ileś tam (na pewno co najmniej kilkanaście) jej recenzji na portalach i blogach. Nikomu nie przeszkadzało to, co przeszkadzało mi. Ostatecznie doszłam do wniosku, że może mam świra, może nie nadążam, ale trudno, będę z tym żyć.
Tyle, że świadomość, że normalność staje się dziwowiskiem, jest jakoś tak mało komfortowa.
UsuńMam wrażenie, że po '89 nastąpiło przewartościowanie autorytetów, dzisiaj już przecież nikt nie ma dylematu "być czy mieć", bo odpowiedź na to pytanie jest oczywiste. Tradycyjne autorytety takie jak dom, szkoła, Kościół przegrywają a wygrywają różnej maści celebryci, ze skórą "popisaną" jak mój stary notes bo oferują złudzenie sukcesu i przyjemności. No ale może mam skrzywione spojrzenie, bo skończyłem właśnie czytać "Cząstki elementarne" Houellebecqa :-).
Już Niemen śpiewał (na oko jakieś 50 lat temu), że dziwny jest ten świat, więc chyba nasz brak komfortu jest równie stary jak ten (dziwny) świat. W każdym razie tak się pocieszam.
UsuńAutorytet domu, szkoły i kościoła upada na własne życzenie. Dziś nie wystarczy "po prostu być", trzeba jeszcze na ów autorytet zapracować, co samo w sobie uważam za w pełni słuszne zjawisko. Nie ruszają mnie też wydziarani celebryci (choć manii tatuowania się nie rozumiem) - nawet z tatuażami można mówić i robić mądre rzeczy. Można, ale niewielu z tej możliwości korzysta. Po co się męczyć, nieprawdaż.
Nieustannie podziwiam Twoje samozaparcie w czytaniu tego, co zalicza się do szeroko rozumianego kanonu książek, które "trzeba" znać. "Cząstki elementarne" ciągle przede mną, choć po lekturze "Uległości" przestałam patrzyć na Houellebecqa spod byka.
Ciekawe czy inne książki serii powielają ten schemat?
OdpowiedzUsuńChyba zależy. Książka Wiśniewskiego była wprost reklamowana jako opowieść o zabójstwie Zauchy, a z kolei Klimko-Dobrzaniecki poszedł w pełną literaturę; nawet miałem początkowo pretensję, że miała być seria oparta na aktach i faktach, a ten tu serwuje monolog wewnętrzny.
UsuńTen Wiśniewski to dopiero mnie przeraża na samą myśl o!
UsuńAle z wypowiedzi kolegi, pragnę nadmienić, trudno jest odczytać, czy kolega serię poważa, czy też może niekoniecznie, hę?
Zważywszy, że znam jeden tom, to nie wiem, czy poważam. Ale Preparator jest kawałem literatury. Właśnie zepsułaś mi nieco ochotę na Orbitowskiego, a wcześniej Ania zepsuła mi Chutnik. Więc niekoniecznie się przekonam o wartości serii :P
Usuń"Inna dusza" to też dobrze napisana książka. Może nie "kawał literatury", ale naprawdę coś, czego nie trzeba się wstydzić, a wręcz przeciwnie. Dla dobra ludzkości, która dzięki temu dowie się czy seria jest coś warta, czy też nie, mógłbyś się więc poświęcić - oczywiście, o ile nie przeszkadza Ci to, co przeszkadza mi.
UsuńA czemu Ania "zepsuła" Chutnik?
Ponieważ już kupiłem Orbitowskiego, to go przeczytam. Kiedyś. Nie wiem, czy dla dobra ludzkości, czy po to, żeby mi się 25 zeta nie zmarnowało. Ania o Chutnik wyraziła się z umiarkowanym entuzjazmem po prostu i trochę mi zgasiła entuzjazm, bo chciałem od tej książki zacząć znajomość z autorką.
UsuńI tu po raz kolejny ujawnia się wyższość publicznych bibliotek nad domowymi biblioteczkami: książki z tych pierwszych można czytać za darmo:) Zaoszczędzone dzięki temu 25 pln mogę przeznaczyć na coś innego, ha!
UsuńO tej Chutnik chyba nawet nie słyszałam. O innych słyszałam, ale nie czytałam. Tak czy siak, mam braki:(
Książki z biblioteki mają tę wadę, że trzeba je przeczytać w ciągu miesiąca. A własne mogą sobie poleżeć, nabrać mocy urzędowej i kto wie, może nawet zostać białymi krukami :D
UsuńBraki nadrabiaj, bo seria się ostatnio rozrosła o dwa tytuły, też przestaję nadążać.
Jeśli nie ma kolejki, można prolongować o kolejny miesiąc:P Ale znam ból, właśnie oddałam bez czytania "Magiczne lata", bo kolejka była, a miesiąc okazał się za krótkim terminem.
UsuńBiałych kruków ci u mnie dostatek, kolejnych chyba nie zmieszczę. Właśnie jestem na etapie załamywania rąk nad dziecięcą biblioteczką, w której same białe kruki, jednak dziatwa się zestarzała i nie chce takich rupci dla maluchów trzymać w swoim pokoju. Moje dramatyczne pytanie: "i gdzie ja mam to postawić?!" nie robi na nich żadnego wrażenia.
Tej serii to ja już na pewno dziękuję, bez względu na to o ileż tytułów i autorów się wzbogaci. Bardziej martwi mnie ilość nazwisk literatów wydających gdzie indziej i co innego, których ciągle znam tylko z nazwisk. Taki Szostak na przykład. Albo Papużanka. Bardziej znanych nie wymienię, bo się wstydzę:(
U nas na szczęście chwilowo książki ze Starszej przechodzą na Młodszą, a Młodsza nie da sobie wyperswadować, że może by jednak szmaciane piszczące książeczki gdzieś upchnąć. Znajdź pobliskie przedszkole i spytaj, czy nie chcą książek.
UsuńSzostaka i Papużankę znam tylko z nazwiska, więc doprawdy nie epatuj tu fałszywym wstydem.
Ależ ja nie zamierzam tych książek nikomu oddawać! Zostawię je dla wnuków a w zasadzie dla siebie. Tylko nie wiem gdzie je trzymać. Dopóki dzieci mi się nie wyprowadzą, nie mam szans na specjalny pokój dla nich, niczym u Joanny Olech:(
UsuńSpecjalnie wybrałam takie nazwiska, bo wiem, że nie jestem sama. Gdybym wymieniła kilka innych, których książek nie czytałam, natychmiast wymazałbyś mnie z listy obserwowanych blogerów.
A, dla siebie :P Też się czaję, żeby moim dzieciom odebrać nieco książek. Zrób regalik na półpiętrze.
UsuńWymień te inne nazwiska, to się policytujemy, bo ja nawet Twardocha nie znam.
Półpiętro mnie kusi, bo mam tam idealne miejsce w sam raz na regalik. Poważnie to rozważam, naprawdę.
UsuńTwardocha też nie znam i nie jestem pewna czy chcę poznać, bo nieco mną wstrząsa, ilekroć go słyszę.
Skoro nalegasz, to oddaję strzał samobójczy (dodam, że wielce zachowawczy, bo prawdę wyznam dopiero, gdy ktoś zablokuje Marlowowi dostęp do tych komentarzy:P): Bator.
Wysil się bardziej, też nie znam Bator, możesz odlubić mój blog :D
UsuńTakie półpiętro to skarbnica możliwości, jak bym się nie wahał z regalikowaniem.
I tak wiem, że mnie podpuszczasz, by w białych rękawiczkach zniszczyć konkurencję (czyli mnie:P), ale w sumie co mi tam. I tak za chwilę nie będę miała czasu by pisać cokolwiek, więc tak czy siak odpadam.
UsuńHuelle.
Bardziej się wysil, bardziej. Ja Cię przebiję: Myśliwski.
UsuńPhi! Myśliwskiego nie czytałam bardziej niż Ty, z całą pewnością. Stoi mi od pięciu lat na półce i straszy. Tuż obok Chwina.
UsuńKto to Chwin? Ale Bondy też nie czytałem, i Mroza.
UsuńNo proszę Cię, weź trzymaj jakiś poziom. Chcesz porozmawiać o tym czy któreś z nas czytało Kasię Michalak?
UsuńNo ja czytałem. Sztuk jeden :D Ale mi się nie podobało, okropnie :D A musimy się licytować?
UsuńNie musimy. Ale mi to dobrze robi na intelektualne kompleksy:D
UsuńA nie lepiej nie mieć intelektualnych kompleksów? :D Szczególnie takich, w które się sami wpędzamy?
UsuńO nie. Cały współczesny świat nie ma intelektualnych kompleksów a ja się z nim nie utożsamiam!
UsuńZawsze pod prąd :D
UsuńBez pierdół, bo wyjdę na najbardziej oczytanego z towarzystwa :P Myśliwski, Papużanka, Huelle, Twardoch bardzo wybiórczo, ale jednak :) No i mam za mały spocznik na półpiętrze, żeby tam wepchać regalik. Ale parapet podłużnego okienka daje trochę miejsca. Książek dziecięcych pozbywał się nie będę. Co do bardzo dziecięcych, to są ponadczasowe serie, które chce kupować nawet Starszy, żeby przejrzeć. Pan Brumm czy Krowa Matylda :D
UsuńKurde, nie mam półpiętra, chociaż mam antresolę :D
UsuńBazylu, jak widać, jesteś oczytany i nie musisz się tego wstydzić :P
Żebym coś jeszcze z tego pamiętał i mógł wykorzystać do pisania cholernie merytorycznych komciów na inteligenckich blogach ... :P
UsuńKażdemu, co lubi: jeden ma kompleksy z powodu nieoczytania, drugi z powodu braku półpiętra:)
UsuńBazylu, czuję się zaszczycona Twoim komentarzem:D
A w temacie dziecięcym: idę dziś na spotkanie z Wechterowiczem, ha!
Chyba wolę kompleksy z braku półpiętra :D Ale w ramach walki wlezę na tę antresolę i wymierzę sobie miejsce pod regał, a co :P
UsuńA czemu zaszczycona? Że niby tak rzadko? :P U mnie całe szczęście księgozbiory chłopaków marne, więc się mieszczą na półkach. I dzieciuchowe w ogóle im póki co nie przeszkadzają, a nawet czasem ktoś sięgnie :) Spotkania zazdroszczę. Antresoli również, bo sama nazwa brzmi bardzo nobliwie i przywodzi na myśl posiadłość rzymskiego patrycjusza. Wielce oczytanego :P
UsuńTeraz się będę zastanawiał, czy Rzymianie mieli antresole, a jeśli mieli, to czy potrafili robić schody :D
UsuńW parterówkach raczej ciężko. Sam widzisz, jaki ze mnie oczytaniec :P
UsuńBo nie czytasz o Rzymianach, tylko Myśliwskiego :P
UsuńI tu się mylisz. Na półce jak raz czeka "Rzymianami bendąc" Kneale'a :P
UsuńPS. Ależ się natrudziłem, żeby prawidłowo zapisać tytuł :)
To daj znać, czy jest tam coś o rzymskich antresolach :D
UsuńTo może prędzej Baranowskiego? :P
UsuńAle wszyscy wiedzą, że u Baranowskiego antresole są :P A Kneale to zagadka.
UsuńNa razie czytam Brazos i mam przedziwnie. Książka po pierwszych 50 stronach podoba mi się bardzo. Jest gawęda, jest niewymuszony humor, są barwne postacie (kształtują się), a ja jakoś nie mogę w nią zapaść tak jakbym chciał. Ale że w ogóle mam chyba kryzys czytelniczy, to na razie odpuszczam na rzecz 4tego sezonu "Elementary" :P
UsuńDa Ci Bibliomisiek bobu za takie herezje o Brazos :D
UsuńPrzecież napisałem, że świetna. Proszę nie siać fermentu :D
UsuńAle nie użyłeś magicznych słów "książka życia", "pochłaniająca", "zapierająca dech". Wybrakowany ten entuzjazm :D
UsuńPozwolę sobie nadmienić, wracając do pierwotnego wątku tej dyskusji, że Brazos też nie czytałam. Ba, do teraz nawet nie słyszałam.
UsuńA o antresolce profesorka to sobie chyba dziś poczytam do poduszki. W sam raz na mój dzisiejszy intelektualny stan. Wyżej niż antresolka (może być nawet, że i starożytna) nie podskoczę, nie ma mowy:(
Ja tam sobie powtarzam Zawołajcie położną, to tak a propos stanów intelektualnych :D A antresola wciąż niezagospodarowana.
Usuń"Zawołajcie położną" dla mnie chwilowo za trudne. Tylko dużo obrazków i mało tekstu. Nie muszę rozumieć dowcipów:P
UsuńMoje półpiętro zagospodarowane. Przez płożący się kurz.
W dobrym towarzystwie o kurzu się nie rozmawia, bardzo proszę :P
UsuńWolisz o praniu, które nie ma czasu się nastawić, że o powieszeniu nie wspomnę? To dopiero byłby temat na książkę w serii "na faktach"!:P
UsuńZ praniem z grubsza nadążamy, natomiast wykluczyłbym z rozmowy wzmianki o prasowaniu.
UsuńNapisałabym coś, ale walczę z pustym śmiechem. Prasowanie??? Wyłącznie non-iron!
UsuńCzyli co? Kremplina z ciucholandu?
UsuńNa szczęście jest jeszcze parę innych możliwości. Poza tym, wystarczy przez dwie godziny po naciągnięciu na siebie odzieży nie rzucać się w oczy. Po tym czasie mniej więcej się na człowieku wyprostuje. Oczywiście, jeśli ktoś - jak ja - nie ubiera się w jedwabie:P
UsuńMuszę wypróbować ten sposób. A może owijać się peleryną z nylonu?
UsuńObawiam się, że wtedy możesz mieć problemy z tym, by przemykać korytarzami w sposób niezauważony. A tłum zachwyconych gapiów gotów zedrzeć z Ciebie pelerynę, by zdobyć (i potem przechowywać niczym relikwię) choćby jej strzęp. A wtedy wszystko się rypnie.
UsuńNa moich firmowych korytarzach jest dość pusto, duże szanse, że jednak nikt nic ze mnie nie zedrze :P
UsuńZazdroszczę. U mnie kłębią się żądne krwi i chwytające za peleryny tłumy.
UsuńU nas ci żądni krwi kryją się po gabinecikach :P
UsuńTo tym bardziej powinieneś odpuścić sobie pelerynę.
UsuńNie, tym bardziej mogę ją mieć, bo na korytarzu będę swobodny :D
UsuńTo tym bardziej jej nie potrzebujesz, bo pies z kulawą nogą się nie zainteresuje czy jesteś zmięty, czy też nie?
UsuńAle rozumiem, każdy chłopiec kiedyś chciał być Batmanem:P
Czasem jednak po tym korytarzu przemyka ktoś normalny :P
UsuńKtóry z pewnością, po tym jak spotka tam faceta w nylonowej pelerynie Batmana, dłużej normalny nie będzie. Sprytny plan wykończenia konkurencji, przyznaję. Uknułeś to w zaciszu gabinetu?;)
UsuńNie mam już zacisznego gabinetu. Ale knuć mogę w dowolnych warunkach.
UsuńOj. To rzuca nowe światło na pelerynę. Zwłaszcza jeśli będzie czarna.
UsuńCzarna. I podbita krwistoczerwonym nylonem :D
UsuńEkhm, z wymienionych przez Was znam Papużankę (i bardzo polecam i "Szopkę", i "On", nasze pokolenie znajdzie tam wiele smaczków z dzieciństwa lub wczesnej młodości ;) ), Chwina (dawno temu czytałam "Hanemanna" i też polecam) i Huelle (to dopiero w tym roku, świetne naprawdę "Opowiadania chłodnego morza").
UsuńPozostałych nie znam, niektórych nawet nie zamierzam poznawać i teraz mam zgryz - mogę należeć do Waszego klubu, czy nie ;)
Do tego klubu może należeć każdy, kto odczuwa dyskomfort z powodu niewystarczającego oczytania, spoko:P W dzisiejszych czasach nobilitujący jest już sam fakt odczuwania.
UsuńAle nie polecaj już więcej, proszę. Pogłębiasz moją i tak gigantyczną frustrację (nie dość, że nie czytałam, to jeszcze podobno niezłe, zgrzyt).
Od tygodnia czytam wyłącznie bardzo poważne komentarze i czasopisma prawnicze, w ilościach hurtowych. Jest mi niedobrze. Nikomu nie polecam.
a nie, to ja odczuwam, spoko. A Ty się nie frustruj, tylko jak już je przeczytasz, te poważne nudy ;) , to sobie wakacje zrób, nawet w ogóle (o, zgrozo!) nie czytaj nic :)
UsuńJa tak czasami robię i doszłam już do takiej wprawy, że potrafię to robić tygodniami (no dobra, dwoma max) bez wyrzutów sumienia :)
Wakacje zaczynam w tym roku dopiero za ponad dwa miesiące, ale nie ma mowy, żebym nie czytała. Ja z tych, co z braku innej lektury gotowi są czytać etykiety proszków do prania, inaczej umrą:P
UsuńBrak wyrzutów sumienia, powiadasz. Gratuluję. Od pewnego czasu przypuszczam, że potrzebuję psychoterapii, to teraz możesz zrobić dobry początek i opowiedzieć jak osiąga się taki stan.
A ja wlasnie czytam, fenomenalna pozycja. Pieknie opisane lata 90-te (czas mojej nastoletnosci).
OdpowiedzUsuń