piątek, 19 października 2018

T.Samojlik "Ambaras", czyli książka narzędziem kampanii


Informacja o tym, że o mandat radnego w najbliższych wyborach zamierza powalczyć wilk - basior Krzepki, zmroziła spin doktorów.
- Z takim wizerunkiem? Kto go w ogóle przyjął do naszej partii? Czy wyście zupełnie powariowali? Nie dość, że przegra, to jeszcze pociągnie nas na dno!” – nerwowo wykrzykiwali. 

ilustracja z książki
T. Samojlika
"To nie jest kraj
dla starych wilków"
Na szczęście znalazł się wśród nich jeden, który podjął wyzwanie. Bo nie oszukujmy się: żeby wypromować kandydata-wilka, i to w okręgu wyborczym zamieszkałym głównie przez rodziny z małymi dziećmi, trzeba wykazać się nie lada hartem ducha i odwagą. Uczynić to z wdziękiem i taktem, skutecznie, ale bez popadania w sentymentalizm i używania tanich chwytów – ho, ho, to misja wręcz niemożliwa (w każdym razie nie dla spin doktorów po politologii i socjologii).

Tomasz Samojlik
źródło zdjęcia
Niewątpliwie tylko Tomasz Samojlik, naukowiec, pracownik Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, zajmujący się zawodowo badaniem historii przyrodniczej Puszczy Białowieskiej, człowiek, który stworzył własną wersję historii o wielbionym przez wielu Wiedźminie (dla niepoznaki nazwanego w tym przypadku Wiedźmunem), mógł odnaleźć się w tej samobójczej misji.

- Książkę? Zwariowałeś? Chcesz napisać o nim książkę? Dziś nikt nie czyta książek, z książkami można się co najwyżej pokazać, bo dobrze wyglądają jako tło!” – wykrzyknęli pozostali spin doktorzy, dowiedziawszy się, jaką metodę promowania kandydata wybrał Samojlik. Następnie szybko wyjaśnili mu, że szanse na jakikolwiek sukces da wyłącznie wykreowanie wilka na wcielenie łagodności; człowieka, pardon, zwierza, który przeszedł ostatnio głęboką przemianę duchową. Ćwiczyli to wszak już wielokrotnie, ostatnio z dobrym skutkiem.

Krzepki powinien zatem przede wszystkim zadeklarować, że przestał zjadać małe zwierzątka, a zaczął preferować przekąski wegańskie (ukłon w stronę elektoratu wielkomiejskiego). Konieczne będzie też zamanifestowanie miłości do dzieci, nieważne, co kandydat w rzeczywistości o nich myśli.
- „Żadna książka, tylko plakaty. Duże zdjęcia: Krzepki w otoczeniu słodkich dzieci i białych puchowych króliczków. Tak, to może być dobra strategia.” – dowodzili najmądrzejsi spin doktorzy.

Tomasz Samojlik wysłuchał tych rad w spokoju, po czym odwrócił się na pięcie, poszedł w puszczę i zrobił swoje.
Po pierwsze, na potrzeby kampanii odświeżył (pardon, zrebrandingował) książkę wydaną już wcześniej. Nowa redakcja, nowe ilustracje i już jest nowe otwarcie.


Sedno historii pozostawił jednak identyczne: oto w pewnym lesie, w pewnej watasze rodzi się troje wilcząt. Ojciec, wilk Krzepki, od początku traktuje je w sposób, który świadczy o tym, że nie zna najnowszych rodzicielskich trendów – tuż po porodzie szufladkuje je, oceniając tylko po pozorach. 
– Te dwa się udały – powiedział w końcu do wadery, czyli wilczycy, wskazując nosem na większe wilczki – ale trzeci jest zupełnie do niczego. Zobacz sama, wygląda jak mysz.”
Co gorsza, Krzepki okazuje się zwolennikiem radykalnych rozwiązań.
„- Powinniśmy go zanieść na mokradła i tam zostawić. Nic z tego nie będzie – stwierdził Krzepki stanowczym tonem.”
Wydawać by się mogło: strzał w stopę. Ha! Nic bardziej mylnego, to tylko głęboki ukłon w stronę wyborców konserwatywnych, preferujących tradycyjny model rodziny, z silnym, niedającym się omamić nowomodnymi trendami, ojcem na czele.
Samojlik nie byłby jednak sobą, gdyby na tym poprzestał. Nie, nie, on sprytnie dopieścił także elektorat kobiecy. Jeśli nawet nie spodoba im się Krzepki, z pewnością przychylnym okiem spojrzą na jego żonę. Wiadomo, dobra żona to skarb. A gdy ma zdolności dyplomatyczne, niewątpliwie będzie potrafiła przekonać męża do wszystkiego. Tak, zdecydowanie przy wyborze radnych należy zwracać uwagę także na ich małżonków.

„Ruda spojrzała basiorowi prosto w oczy.
- Nie jesteśmy ludźmi, żeby tak robić – zawarczała groźnie. – Nigdy się na coś takiego nie zgodzę. (…) Nie wyciągaj wniosków tak szybko. Coś mi mówi, że ten mały wyrośnie na porządnego wilka.
- Akurat. Jakoś w to nie wierzę. Będzie z nim tylko ambaras, zobaczysz – powiedział Krzepki.”
Autor wie jednak także, że do gry wyborczej prędzej czy później trzeba wprowadzić asa. W tym przypadku zgadza się ze spin doktorami: wie, że nic tak dobrze nie ociepla wizerunku kandydata, jak słodkie dzieci, choćby i wilcze. Tytułowy Ambaras, wilcze szczenię, jest zaś niewątpliwie uroczy, choć zarazem, jak się okazuje, jakby, hm, niepełnowilczosprawny (szczegóły w książce). Krzepki, mimo że szorstki w obyciu, może dzięki sprawowaniu opieki nad takim dzieckiem tylko zyskać w oczach wyborców, nie da się ukryć i Samojlik dobrze to wie. Dla pewności dorzuca jednak jeszcze wątek rodziny wielopokoleniowej (poza Krzepkim, jego żoną i licznymi dziećmi (nie, to nie zasługa 500 plus, wilkom te świadczenia nie przysługują) członkiem watahy jest także stary, zasłużony Kulawiec, pełniący aktualnie funkcję kogoś w rodzaju piastuna i mentora) i już. Trafiony, zatopiony.
Ach, gdyby wszystkie kampanie wyborcze planowali tacy ludzie jak Tomasz Samojlik - dysponujący nieskończonymi zasobami inteligentnego poczucia humoru, uniemożliwiającego zapadnięcie na pompatyczność i dydaktyzm. Wolni od uprzedzeń, pełni szacunku, kulturalni. Gdyby plakaty wyborcze były jak ta książka, ich oglądanie byłoby przyjemnością, a dokonanie faktycznego wyboru czystą przyjemnością.

Tymczasem jest jak jest. Smutno raczej. Od północy cisza wyborcza. Doba spokoju.
Lepszej okazji, by przeczytać „Ambarasa”, nie będzie.

Tomasz Samojlik „Ambaras”, ilustracje Elżbieta Wasiuczyńska. Wydawnictwo Agora, Warszawa 2018.

6 komentarzy:

  1. No, po wyborach, to można na spokojnie zacząć komentować :P Czyli pan Tomasz nie tylko w drobnych tekstach dymkowych, ale i w pełnokrwistym pisarstwie dobrym jest? Skoro tak, to leci do koszyczka zakupowego GBP, bo swój budżet jak na razie przetrzebiłem okrutnie. Żeby jednak nie było, m.in. na "Zew padliny" :D
    PS. Po macoszemu potraktowałaś wkład ilustratorki, a ja tak twórczość pani Eli lubię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głosowałeś na wilka czy może owcę? Czarną?:P
      Ja jestem wobec twórczości autora bezkrytyczna, więc może lepiej się nie sugeruj. Ale Zewu jeszcze nie mam, bo aktualnie jestem na dnie finansowego dna:(
      A jeśli chodzi o ilustracje: też bardzo lubię ilustratorkę i tu jest ok, ale (być może z racji bezkrytyczności) wolę wersję pierwotną, z rysunkami autora (kiedyś ściągnęłam w pdf-ie, całkiem na legalu). To nadaje klimat lekturze: w wersji pani Wasiuczyńskiej jest bardziej literacko i artystycznie, w wersji autorskiej - swojsko:P

      Usuń
    2. W nowym zakupie przyszedł właśnie "Ambaras", ale jak szybko przyszedł tak szybko wyszedł i na razie muszę obejść się smakiem :( Mnie troszkę bodzie pewien prymitywizm kreski pana Tomka, ale przyznaję Ci rację, jest swojski :) No i charakterystyczny i w tej chwili rozpoznawalny. I doceniam tym bardziej, że będąc na warsztatach sam próbowałem tworzyć te "proste" postaci i prosto ne było :P
      Ja panią Elę wielbię za ilustracje do Pana Kuleczki i za koty, których całą masę ma pod głową Młodszy, bo któryś z Mikołajów przyniósł mu panielową poduszkę :D

      Usuń
    3. A czy ktoś tu pisze o niewielbieniu Wasiuczyńskich ilustracji? Mi tu po prostu bardziej pasuje rysunek "z jajem", ale rozumiem artystyczne potrzeby wydawcy.
      I dla mnie nie ma prymitywnej kreski. Piszesz do osoby, która do dziś umie co najwyżej narysować domek z płotkiem, a na niebie uśmiechnięte słoneczko:D

      Usuń
    4. Niech zgadnę. I patyczkowatego ludzika? Tyś mi siostrą :)

      Usuń
    5. Od dawna tak twierdzę!:P Dodam jednak uczciwie, jako że okoliczności przyrody temu sprzyjają, że umiem również narysować choinkę!

      Usuń