czwartek, 22 sierpnia 2019

J.Galiński "Kółko się pani urwało", czyli lektura dla fanów dowcipów o Murzynach

Już wcześniej to podejrzewałam, ale od tych wakacji wiem to na pewno: jeśli blurby, opinia publiczna oraz Michał Nogaś polecają jakąś książkę, ja muszę trzymać się od niej z daleka. Szczególną ostrożność muszę zachować zaś, gdy blurby i opinia publiczna (tym razem redaktora Nogasia w to nie mieszajmy) twierdzą, iż oto mamy do czynienia z książką prześmieszną, dziełem, które sprawi, że czytelnikiem wstrząsać będzie niemożliwy do skontrolowania śmiech.

źródło zdjęcia
Nabrałam się na to już kilka razy wcześniej. Dobrze pamiętam na przykład dzień, w którym zabrałam się za lekturę zachwalanej wszędzie jako przezabawnej „Ostatniej arystokratki”. Pełna nadziei i entuzjazmu, wykonałam wcześniej parę ćwiczeń oddechowych w celu rozluźnienia przepony. Doczytawszy do setnej strony, lekko już spięta z nadmiaru powagi, zaczęłam się lekko niepokoić, podczas gdy moja przepona skurczyła się z nudów. Na szczęście przy dwieście sześćdziesiątej pierwszej stronicy pojawił się cień humoru, co pozwoliło unieść mi do góry w radosnym grymasie lewą brew. Najwyraźniej słońce zbyt krótko opromieniało jednak swym blaskiem pana Evžena Bočka (autora dzieła), gdyż nie tylko humor, ale i jego cień zanikły bezpowrotnie i nigdy więcej się nie pojawiły. Przepona, obrażona, spięła się zaś na amen.

Tym razem miało być jednak inaczej. Lektura lekka, łatwa i przyjemna. Komedia kryminalna w sam raz na wakacje, do tego polskiego autora.


A dzwony ostrzegawcze biły, biły, aż pękły z wysiłku. I wszystko nadaremnie.

Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem, dlaczego pan Jacek Galiński, mężczyzna w kwiecie wieku, chcąc – jak twierdzi w dostępnych w internecie wywiadach – wykreować oryginalnego bohatera, uczynił nim starszą panią, emerytkę. Czy naprawdę nie słyszał bowiem o wymyślonych już wcześniej panie Marple, Agacie Raisin, czy – sięgając po polskie książki – wnikającej starszej pani z powieści Anny Fryczkowskiej albo emerytce Henryce, bohaterce serii książek autorstwa Katarzyny Gurnard?

Dobrze, pal sześć oryginalność, ale czemu kobieta emerytka? Czemu nie mężczyzna emeryt, do diabła? Chętnie poczytałabym o starszym panu, w końcu on też może ciągnąć za sobą kraciasty wózek zakupowy, nieprawdaż?

Jacek Galiński
źródło zdjęcia


Sam autor, indagowany, nie wyjaśnia przyczyn takiego a nie innego wyboru. Podkreśla natomiast (całość rozmowy tutaj): „świadomie zbudowałem bohaterkę na kontrastach. Wierzę, że tak się powinno budować interesujące postacie. Dr House wprowadził w tej kwestii nowe standardy. Urocza i zabawna starsza pani, to według mnie utarty schemat. Same pozytywne cechy w pewnym momencie stają się nudne, mdłe i nieautentyczne. Moja bohaterka zyskuje sympatię dzięki aktywności, sprawczości i kodeksowi moralnemu. Dopóki będę potrafił, będę tworzył ją właśnie w taki sposób.” Przyznaje jednak zarazem, iż nie ma „w ogóle zbyt wielkiego kontaktu ze starszymi osobami. Nie miałem też babci. To postać w 100% fikcyjna, która była przeze mnie tworzona na przestrzeni dłuższego czasu w poprzednich projektach i różnych tekstach. Bezpośrednim pierwowzorem bohaterki jest Karlson z dachu:)”.

Pff… Grunt to dobre samopoczucie.


Zofia Wilkońska, gdyż tak nazywa się wykreowana przez Galińskiego bohaterka, pani, której urwało się tytułowe kółko, jest antypatyczna i chamska. Tak, chamska. Nie „irytująca”, jak pisze się w niektórych recenzjach, ale chamska, obcesowa i bezczelna w sposób nie pozostawiający miejsca na sympatię. Nie lubię chamów, niezależnie od tego czy mają lat 20 czy 75. Samo w sobie nie byłoby to jednak literackim problemem, nie muszę lubić głównego bohatera, by podobała mi się książka, w której występuje. Gorzej jednak, gdy chamski bohater jest zarazem bezdennie głupi.

Przykro mi, nie kupuję narracji o tym, jakoby główna bohaterka tej książki była „sugestywnie stworzoną i dopracowaną przez autora postacią, której psychologiczna wiarygodność oraz przemyślany światopogląd stanowią cechy wyróżniające” (tak: Jarosław Czechowicz, autor bloga Krytycznym okiem, całość tutaj).

Owszem, rozumiem, że starsze panie bywają głupie. Jeśli ktoś całe życie nie był demonem intelektu, raczej na starość mu się nie poprawi. Mnie mamusia (i tatuś, nie zapominajmy o tatusiu) nauczyła jednak, że nieładnie jest śmiać się ze starszych i głupszych od siebie. Niestety, pan Galiński najwyraźniej pobrał inne nauki.

 Wprawdzie słyszałam nieco niepochlebnych opinii o policji, ale mimo to trudno było mi uwierzyć w nieporadność tego starszego posterunkowego, który do mnie przyjechał. Ciekawe, co to oznaczało w ich nomenklaturze? Na starszego nie wyglądał, na posterunkowego też nie. Chyba że posterunkowy to ten, co pisze posty. W klubie seniora mieliśmy szkolenie z pisania postów w internecie. Mnie szło całkiem nieźle. Innym różnie. Nawet udało mi się nawiązać pierwszą znajomość – z jakimś majętnym mieszkańcem Afryki, który potrzebował pomocy w przewiezieniu swojej fortuny do Europy. Niestety prowadząca szkolenie zabroniła mi z nim korespondować. Nazwała go oszustem i szpanerem. Potem szkolenie się skończyło i kontakt nam się urwał.

Leżycie i kwiczycie? Nie? To może scena w taksówce Was ubawi po pachy? Autora ubawiła, do tej pory się śmieje, ilekroć przypomni sobie co napisał.

źródło zdjęcia
Na szczęście tuż obok naszej kamienicy jakiś uczynny taksówkarz pakował do bagażnika wielką walizkę.
- Proszę pana, proszę pana, dokąd pan jedzie? – spytałam.
 - Jestem zajęty.
- Widzę, ale dokąd pan ma kurs, bo chętnie bym się zabrała.
- No nie wiem, musiałaby pani spytać pasażera.
- Na pewno się zgodzi.(…)
Chwyciłam za klamkę tylnych drzwi. W środku siedział czarnoskóry mężczyzna. Ależ on był potężny! (…) Przypominał wielkiego Murzyna, który tak strasznie natłukł naszemu Andrzejkowi Gołocie.
- Hello – powiedziałam, wsiadając. – How do you do?
Ha! Szkoda, że nauczycielka z klubu seniora mnie teraz nie widziała! Musi się pani bardziej przykładać do nauki, mówiła do mnie. No proszę. I kto teraz był mądry, a kto głupi? No kto?
- What are you doing? This is my cab – powiedział zaskoczony.
- Ja pana nie rozumiem, proszę pana – odpowiedziałam, uśmiechając się. – I co mi pan zrobi?
Poklepałam go po ramieniu, żeby się tak nie denerwował. Przesunęłam się w jego kierunku, dając do zrozumienia, żeby zrobił mi trochę miejsca. (…)
Miałam czas przyjrzeć się mojemu współpasażerowi. On zresztą także mi się przyglądał, czym wprawiał mnie w zakłopotanie. Najbardziej fascynowały mnie jego włosy.
- Mogę dotknąć? – spytałam, wskazując na jego czuprynę.
- What? What are you talking about? Are you crazy? – spytał, ponieważ także był mnie ciekaw.
Już mnie przyzwyczaił do swojej pewnej nieśmiałości, więc bez skrępowania wyciągnęłam rękę i delikatnie pomacałam jego zabawne kręcone kędziorki. W rewanżu pokazałam, że może podotykać moje włosy, jeśli chce. W dawnych czasach w telewizji emitowano programy podróżnicze, z których można się było nauczyć podobnych przyjaznych zachowań.

Doprawdy. Buchacha i jeszcze chacha. Wprawdzie liczyłam na to, że na końcu pani Zofia wyjmie tort z białą, koniecznie białą polewą i temu czarnemu Murzynowi przyłoży, ale nie można mieć wszystkiego, bo jeszcze by człowiek pękł ze śmiechu, nieprawdaż.

I tak dalej, i tak w kółko. Pani Zofia, podążając tropem bandyty, który włamał się do jej mieszkania, wpada na trop afery reprywatyzacyjnej. Niezmiennie impertynencka i bezczelna, daje sobie radę w najtrudniejszych okolicznościach, gdyż napotyka, co wydaje się niemożliwe, wyłącznie głupsze od siebie (a może po prostu mniej chamskie?) jednostki. I tak, owszem, po drodze pojawia się parę obiecujących wątków fabularnych, ba! bohaterce przydarza się nawet kilka przebłysków czegoś zwiastującego istnienie inteligencji, jednak autor za każdym razem jest tak samo bezwzględny. Ma być przecież śmiesznie, sama Bonda powiedziała mu, że to co pisze, jest komedią kryminalną, więc, buchacha, natychmiast oblewa wszystko humorem prosto z kanistra, po czym przykłada zapałkę.

Wybuchy śmiechu, rozpuki. Czytasz? Pamiętaj, ta lektura wymaga ofiary.

Jacek Galiński, „Kółko się pani urwało”. Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2019.

37 komentarzy:

  1. Wow, zazdroszczę samozaparcia, bo jak lubię dziarskich staruszków jako bohaterów literackich, tak świat pani Zofii opuściłem po kilkunastu pierwszych zdaniach usłyszanych z jej ust na pierwszych, bodaj dziesięciu, stronach dzieła :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisnęłam zęby, gdyż byłam w trakcie wyjazdu, z limitowaną liczbą książek na podorędziu. Ponadto cały czas liczyłam, że może dalej będzie lepiej. Cóż, nie było.

      Usuń
    2. A ja Ci czasem nie odradzałem "Kółka ..."? Jeśli nie, to wybacz, bo powinienem :D Ale od razu odradzę Ci może książki Marty Matyszczak, które wszystkich wydają się śmieszyć, a mnie jakoś nie. Albo nie, nie odradzam, spróbuj i powiedz co sądzisz :P

      Usuń
    3. Oo, Bazylu, zeznawaj o Matyszczak, bo mnie wciąż kusi, żeby poświęcić dwie dychy i przetestować ten wulkan humoru.

      Usuń
    4. To samo, co u Zofii. Bezceremonialność i zachowania, które jedni nazwą asertywnymi, a ja podobnie jak Momarta pozwolę sobie nazwać chamskimi. Próbowałem jednak, w przeciwieństwie do "Kółka ...", dać szansę prozie pani Marty. Niestety w tomie drugim dobiło mnie cliche polskiego imigranta w Irlandii, oparte na całej masie najgorszych stereotypów i przygodę z Kryminałem pod psem, na tejże części zakończyłem :)

      Usuń
    5. Dzięki, oszczędzam więc dwie dychy na inną okazję :)

      Usuń
    6. A liczyłem na Wasze wspólne z koleżanką, gospodynią tego miejsca, badania terenowe. Bo wiesz, że może być też tak, że wydziwiam. Tego nigdy nie można wykluczyć :D A dwie dychy odłóż na nową Flawię :P

      Usuń
    7. Może jak się będę bardzo nudził na urlopie, a w pensjonacie będzie się przewracał egzemplarz, to poczytam. A Flawia brzmi jak dobry plan :D

      Usuń
    8. O Matyszczak pierwsze słyszę. W mojej bibliotece jednak nie ma, więc na mnie nie liczcie. Tym razem posłucham Bazyla (owszem, pisałeś, że niekoniecznie, ale dzierżyłam już wtedy w dłoni egzemplarz biblioteczny i postanowiłam zaryzykować). Śmiesznych książek na razie mi starczy. A poza tym nie mogę pisać wyłącznie złośliwych postów, o!:P

      Usuń
    9. Ojtam nie możesz, wręcz powinnaś!

      Usuń
    10. Nie mogę, gdyż albowiem usilnie pracuję nad wizerunkiem i osobowością. Postanowiłam mianowicie zostać uroczą i miłą eteryczną blondynką z buzią w ciup:P

      Usuń
    11. Bo taki jest. W niepoważnym świecie trzeba mieć poważne plany.

      Usuń
    12. Każdy kolejny dzień sprawia, że jestem coraz bardziej filozoficzna. Mogę się jeszcze rozpuknąć ewentualnie.

      Usuń
    13. Filozofuj więc, ale się nie rozpukuj.

      Usuń
    14. Wzruszyć się teraz czy nie wzruszyć, oto jest pytanie...

      Usuń
  2. Ja przepraszam, ale Arystokratka do setnej strony bywała zabawna. Potem autor się zapętlił i lepiej dać sobie spokój. O Galińskim tu i ówdzie szeptano, że słaby, ale faktycznie vox populi był innego zdania, jak to obdzielony recenzyjnymi egzemplarzami vox populi. Czy w ramach badań terenowych mogłabyś sprawdzić Martę Matyszczak? Internet trzęsie się ze śmiechu, ale tu i ówdzie co przytomniejsi twierdzą, że jednak kiszka z grochem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja będę bronił "Arystokratki ...", bo jednakowoż przy akcjach z orzechówką pani Cichej śmiechłęm byłem :D Kolejne części troszkę gonią w piętkę i chyba po paru stronach "... na koniu" dałem sobie spokój :)

      Usuń
    2. Ja tam lubię czasem koszarowe dowcipy, osoby bardziej wysublimowane nie zniesą i w tym tkwi problem. Całkiem sporo osób nie zniosło Bocka i ja im się nie dziwię nawet.

      Usuń
    3. Koszarowe dowcipy mnie nie ruszają, o ile są inteligentne. Arystokratka była dla mnie śmieszna mniej więcej tak samo jak książki Shirley Jackson, może ja za bardzo empatyczna jestem?:D
      Potem przeczytałam nawet drugą część, ba! sięgnęłam po "Dziennik kasztelana" (zdecydowanie najlepszy, co nie znaczy, że dobry). Nie mam jednak pojęcia o czym mogą być części kolejne (bodaj dwie, jeśli dobrze pamiętam) i nie zamierzam sprawdzać.

      Usuń
    4. Shirley Jackson nie jest śmieszna, jest przesmutna. Kolejne części Arystokratki są o tym samym, tylko autor z każdym tomem traci na, nie mam lepszego słowa, finezji.

      Usuń
    5. No właśnie. Taka sama jest też dla mnie w wydźwięku Arystokratka (może nieco mniej). Nie pamiętam szczegółów, ale mnie czytanie o dysfunkcyjnej rodzinie jakoś zupełnie nie śmieszy.

      Usuń
    6. U Jackson rodzina nie była dysfunkcyjna, tylko patriarchalna, o ile pamiętam. Co na jedno w sumie wychodzi.

      Usuń
    7. To była amerykańska rodzina z lat czterdziestych albo wczesnych pięćdziesiątych. Tam wtedy to było normalne.

      Agnieszka_azj

      Usuń
    8. Dysfunkcyjna odnosiło się do rodziny głównej bohaterki Arystokratki. Ale i ta u Jackson nie była normalna (mimo że nie odbiegała od ogółu ówczesnych rodzin, istotnie). Już kiedyś o tym dyskutowaliśmy:)

      Usuń
  3. Shirley Jackson mnie śmieszyła, gdy ją czytałam po raz pierwszy będąc nastoletnią jedynaczką z bardzo uporządkowanego domu, bo to co opisywała to był dla mnie kompletny kosmos. Podziwiałam jej wyobraźnię ;-) Potem do niej wróciłam gdzieś na etapie drugiego dziecka i stwierdziłam, że to nie wyobraźnia tylko życie, ale jakoś mniej mi do śmiechu było. Za trzecim razem, mając już trójkę podrośniętą, w ogóle nie rozumiałam, co tam może być śmiesznego. Ale żeby to była rodzina dysfunkcyjna, to nie mogę powiedzieć. Arystokratka śmieszyła trochę, na początku, choć bez przesady. Natomiast starsza pani nie była śmieszna w ogóle, a w dodatku, kiedy poznałam rozwiązanie całej intrygi z kamienicą, zrozumieć nie mogłam, po co to wszystko było ??? W dodatku jej dialogi z porywaczem były kalką z tych, które bohaterka Chmielewskiej prowadziła ze strażnikiem, jak siedziała w tym lochu, z którego sie przy pomocy szydełka wykopała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi nie wyszło z zalogowaniem, ale to powyższe to ja - Agnieszka_azj, blog Mały Pokój z Książkami https://poczytajmi.blog/

      Usuń
    2. W rzeczy samej, pytanie "po co to wszystko?" aż ciśnie się na usta. Autor chyba chciał być trochę bardziej ambitny, stąd wątek reprywatyzacyjny i tych parę filozoficznych wtrętów. Całość jednak zgrzyta i śmierdzi. Co do kalki - być może, całkiem niewykluczone. Dość dawno czytałam tę Chmielewską. Różnica polega jednak na tym (niezależnie od ewentualnej wtórności), że tam Joanna była owszem, zdrowo szurnięta, ale IQ miała w normie. Tu natomiast dialogi są na poziomie - że posłużę się terminem medycznym - debili, przykro mi bardzo.

      Usuń
    3. Pełna zgoda :-) A.

      Usuń
    4. Nudno tu pani:P Przydałby się w charakterze kija do naszego zgodnego mrowiska jakiś wielbiciel pani Zofii - jakoś wszędzie w sieci ich pełno, tylko tutaj brak, ech!

      Usuń
  4. A ja Arystokratkę uwielbiam - płakałam ze śmiechu, najlepsze tomy IMO to pierwszy i czwarty. A tego dzieła nie znam i nie zamierzam poznać. Dzięki za ostrzezenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że opinie na temat Arystokratki są podzielone, niestety nie jest mi dane zaliczać się do grona wielbicieli tego rodzaju dowcipu. Ale nie czytając Galińskiego nic nie stracisz, a wręcz zyskasz - 3 godziny czasu na bardziej sensowną lekturę:)

      Usuń
  5. Ooo, wreszcie ktoś jeszcze, kto się nie uśmiał do łez na Arystokratce. Wypożyczyłam z biblioteki (na szczęście ;) ), bo tak wszyscy zachwalali wszędzie, i jeszcze pani bibliotekarka dając mi ją też ostrzegała,żebym nie czytała w miejscach publicznych. Czasu straconego nikt nie odda, niczego do mojego życia nie wniosła, może ze dwa uśmiechnęłam się pod nosem. "Kółko ..." też mi już prawie wyskakuje z lodówki, dzięki za ostrzeżenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam zatem, że mam jeszcze 2 koleżanki, które także okazały się odporne na Arystokratkowy humor. Jest nas więcej!
      Promocja Kółka istotnie z rozmachem - kółko adoracji autora ma najwyraźniej pokaźny obwód.

      Usuń
  6. O matko, a ja myślałam, że tylko ja jestem taka dziwna, że mnie "Kółko" wkurzało. Bo internety pałają wielkim entuzjazmem. "Kółko adoracji autora", zdecydowanie... I "Arystokratkę" też zarzuciłam po pierwszym tomie. Ufff... Jak dobrze, że jest nas więcej ;)
    W ogóle mam wrażenie, że coraz trudniej mnie rozśmieszyć lekturą... Coś, co dwudziestolatkowi wydaje się śmieszne do rozpuku- pięćdziesięciolatkę będzie bolało przez pryzmat przeżytych doświadczeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mniejszość rzadko się przebija; w serwisach też same okropieństwa, mimo że na świecie ciągle jeszcze sporo dobra się dzieje.
      A co do wieku i rozśmieszania - trochę pewnie jest tak jak piszesz. Inteligentny humor broni się jednak zawsze i w każdym wieku. Tyle że o taki coraz trudniej, niestety.

      Usuń