niedziela, 1 stycznia 2017

"Przekrój" nr 1134/1967, czyli 50 lat temu (odc. 14)

50 lat temu, 1 stycznia 1967 roku, redakcja „Przekroju” – tak samo jak wszystkie redakcje gazet ukazujących się obecnie - robiła podsumowania minionego roku i składała czytelnikom życzenia.




Wyliczano kto zmarł w roku 1966 (m.in. Jan Brzechwa, Stanisław Cat Mackiewicz, Anna Achmatowa, Evelyn Waugh, Stanisław Jerzy Lec, Zofia Starowiejska-Morstinowa, Montgomery Clift, Jan Kiepura, Tadeusz Bór Komorowski, Elizabeth Arden i Walt Disney).


Pytano czytelników co szczególnego przytrafiło im się w tymże roku (Aziza Święcicka, maturzystka: „Zdałam maturę. Pojechałam z mamą na wycieczkę do Budapesztu. Czy mogą być cudniejsze przeżycia na świecie?”).




Udzielano ostatnich sylwestrowych porad: „Przypadkiem nie wpadnij na pomysł w ostatniej chwili, że nie pójdziesz, bo nie masz w czym, zmuszając wszystkich, żeby cię błagali i psując wieczór Twojemu partnerowi. Oczywiście, że nie masz w czym, nikt nie ma w czym, albo jeżeli ma to jest to okropne. Albo fryzura straszna. Albo się dzisiaj właśnie brzydko wygląda. Znam to doskonale, bo też nie mam w czym pójść i okropnie wyglądam, więc Cię rozumiem Czytelniczko, ale niech to wszystko zostanie między nami.”

Tym zaś, którzy (a raczej które) chcieli nabyć na sylwestrowe i karnawałowe bale nową kreację, podsuwano propozycję wprost z Paryża, na każdą kieszeń:

Jeden z dyktatorów mody, Paco Rabanne, przedstawił niedawno kolekcję sukien wieczorowych z… papieru. Strój taki z odległości 2 metrów przypomina do złudzenia najwytworniejszą kreację, kosztuje zaś tyle, co 4 pary pończoch. Problem taniej sukni sprowadza się do tego, czy wytrzymuje ona bez uszczerbku kilka godzin zabawy czy balu. Francuska dziennikarka, Catherine Nay, postanowiła wytestować taki strój. Oto jej notatki:

21.00 Z wielkim trudem wciągam suknię (długa, princesse, ozdobiona różyczkami ze staniolu). Pęka jedno ramiączko. Naprawiam przy pomocy klejącej taśmy.
22.00 Wsiadanie i jazda samochodem niebezpieczne. Gubię 3 różyczki. Zimno mi.
23.00 Pierwsza próba – taniec. Mój partner, zauważając z bliska strój, jest nieco zdziwiony. Drugim tańcem jest szybki jerk. Nie mogę ryzykować zniszczenia sukni. Odpadają jeszcze dwie różyczki, wycofuję się z parkietu.
24.00 Pęka drugie ramiączko. Naprawiam, przyklejam różyczki. Zapalam papierosa. Znajomi pytają, czy nie boję się zapalić sukni.
24.30 Słyszę pękanie papieru i chłód w okolicy żołądka. Pierwsza poważna kraksa – spore zadarcie. Naprawiam.
1.00 Wyciągam rękę po szklankę i słyszę następny trzask. Tym razem pęknięcie na plecach. Nie mogę naprawić na sali. Wychodzę.
2.00 Wracam, naprawiwszy zniszczenia. Czuję, ze na plecach taśma klejąca przylgnęła do skóry. Trudno. Zgubiłam jeszcze kilka różyczek. Suknia jednak nadal jest piękna i wytworna.
Wnioski: Strój z papieru jest niewygodny, ale ogromnie zabawny w noszeniu. Kilka godzin prawdziwego suspensu, czyli nerwowego napięcia.”

Wreszcie, spisywano noworoczne postanowienia, życząc (sobie i innym), aby udało się je zrealizować:

Nie palić więcej niż 32 papierosy dziennie (wliczając w to noc);
Dobierać sobie starannie nieprzyjaciół (z Oscara Wilde’a);
Nie mówić źle o sobie, nawet o własnym zdrowiu;
Nie zadawać się z ludźmi, którzy są na diecie odchudzającej;
Nie kupować niczego tylko dlatego, że trzeba po to stać w ogonku;
Nie całować cudzych dziatek, chyba że ma się katar;
Nie dawać nikomu rad; te, które się ma, chować dla siebie;
Nie brać żadnych nowych leków, stare są wystarczająco szkodliwe;
Nie poznawać ze sobą swoich przyjaciół, sprzysięgną się prędzej czy później przeciwko tobie;
Nie obgadywać cudzych psów, nawet kiedy są poza zasięgiem twojego głosu;
Nie przepowiadać, nie wróżkować, chyba że się wie na pewno;
Nie pokazywać kolan nikomu, z wyjątkiem myśliwych;
Dotrzymywać terminów, choćby to cię miało narazić na miano nudziarza i wazeliniarza;
Na spotkania z kobietami spóźniać się tylko 10 minut, z mężczyznami tylko 15 minut (dla płci odmiennej odwrotnie);
Czytać jedną polską powieść miesięcznie, a jeżeli nawet nie czytać, to kupować;
Nie kupować za ciasnych pantofelków, żeby były nawet najpiękniejsze i najmodniejsze;
Nie jechać tramwajami na gapę. Trolejbusami też nie;
O żywych nie mówić nic złego; jeżeli już musimy się wyżyć, mówić źle o nieobecnych, na przykład o Dantem lub Juliuszu Cezarze;
Gadulstwo to wada. Nie bać się milczenia, od tego jeszcze nikt nie zachorował;
Pamiętać, że nie ma nic niemodniejszego niż zeszłoroczny ostatni krzyk mody;
Nie chwalić własnych dzieci, psów, własnego zdrowia, własnych utworów, mebli, przodków, przepisów kulinarnych, poglądów, powiedzeń, dowcipów, krewnych, pomysłów, własnych osiągnięć, zarobków, sukcesów, chorób, wyników sportowych, szczęścia w kartach i temu podobnych rzeczy, bo można to wszystko uroczyć, a co wtedy???”

A ponieważ wszystko to wydaje się nadal w pełni aktualne, zaś w świeżo reaktywowanym „Przekroju” nie zamieszczono (zdaje się, bo ciągle jestem w trakcie lektury) żadnych podobnie pogłębionych noworocznych życzeń, na tym poprzestanę.

Najlepszego! 

18 komentarzy:

  1. Najlepszego, najzdrowszego i spokojniejszego Roku. I życzmy sobie częstszych spotkań choćby na blogach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i życzę sobie (i Tobie), nawet nie wiesz jak bardzo!
      Uściski!

      Usuń
  2. "Nie całować cudzych dziatek, chyba że ma się katar". Chyba wszystkie ciotki moich dzieci czytały ten numer Przekroju :P
    Szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dawna uważam, że kontakty z dalszą rodziną należy ściśle limitować:P
      A z przytoczonych życzeń mi najbardziej podoba się: "Czytać jedną polską powieść miesięcznie, a jeżeli nawet nie czytać, to kupować". 12 dobrych polskich książek rocznie - to byłoby coś!
      Ten nowy rok witam wyjątkowo sceptycznie, ale niech będzie: szczęśliwego!

      Usuń
    2. No weź, nie ukazuje się tyle dobrych polskich powieści rocznie :P
      Też jestem sceptyczny, ale co mi szkodzi się połudzić przez chwilę :P

      Usuń
    3. Niestety, też obawiam się, że mógłby być problem. Z drugiej jednak strony: może to my nie nadążamy i prawdziwe perły polskiej literatury ukrywają się przed naszymi - zwykłych wieprzy - oczami?
      Chwile mają to do siebie, że trwają tak krótko... Na myśl o jutrzejszym poranku i tym co on za sobą pociągnie, mam dreszcze:(

      Usuń
    4. My? Nie nadążamy? To raczej literaty nie nadążają z produkowaniem literatury, która by NAS zachwyciła, ot co.

      Usuń
    5. Ok, może w Twoim przypadku to prawda. Ja nie daję im, niestety, ostatnio szansy, ot co.

      Usuń
  3. "Nie palić więcej niż 32 ...". I pomyśleć, że był czas, że by mnie to nie śmieszyło :P Życzę zatem w nowym roku jak najmniej sytuacji stresogennych, które wyzwalałyby myśl o sięgnięciu po fajkę czy kieliszeczek. Ewentualnie valium :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, choć obawiam się, że to życzenia niemożliwe do ziszczenia. Fajki teoretycznie mnie nie ruszają (choć w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zdarzyło się kilka sytuacji, w których okazały się nieodzowne), kieliszeczek... hm. No dobra, zaczynam intensywniej niż dotąd wykonywać relaksacyjne ćwiczenia oddechowe:P

      Usuń
    2. Tylko nie za głęboko te oddechy, bo smog :P

      Usuń
    3. U nas można głęboko - najbliższa mi stacja pomiarowa (jakieś 3 km w linii prostej) podaje, że jest czysto, a na tle reszty kraju - nawet wstrząsająco czysto:))

      Usuń
    4. Wiatr od morza? :P U mnie pod lasem ..., kurczę, w sumie nie wiem. Oglądałem na YT filmik gościa, który też na wiosce, też pod lasem, też pola wkoło, a jak przepuścił tysiące litrów "swojego" powietrza przez wacik podłączony do odkurzacza, to wacik był czarny :(

      Usuń
    5. Może i od morza, kto wie? Odkąd rok temu odkryłam, że naprawdę w Szczecinie mamy morze (w każdym razie morskie wody wewnętrzne, ale nie bądźmy drobiazgowi), nic mnie nie zdziwi:P
      Podejrzewam, że u mnie też test wacika mógłby przynieść zadziwiające rezultaty, dlatego poprzestanę na upajaniu się widokiem wyników pomiarów ze strony właściwej WIOŚ.

      Usuń
    6. Ja póki co tym brudnym powietrzem tłumaczę sobie totalny, czterodniowy bezruch. A teraz znowu spadło dużo śniegu :P Czyli znowu czarna Fortuna i czekoladowe ptasie mleczko. I wkurzające "Ścieżki północy", przez które brnę z uporem godnym lepszej sprawy :)

      Usuń
    7. Widzę, że poza bezruchem (wystawiłam dziś nogę i czym prędzej schowałam, ślisko jak skurczybyk!) reszta nas dzieli. Czarna Fortuna mi nie leży, ale już dość dawno straciłam serce do ciemnych piw. Ptasie mleczko zaś tylko kokosowe!:P
      Za to droga przez "Ścieżki północy" jakby skądś znajoma...

      Usuń
    8. Może pójdźmy w cydry. Z cynamonem i goździkami będą w sam raz na zimową porę. Wybór spory, dla każdego coś miłego (wytrawne, pół i słodkie), a i wspomożemy polskie sadownictwo :) Bezruch przełamałem weekendowo, ale kiedy wczoraj po raz siódmy kurwnąłem, gdy uciekła mi stopa i kostka zapiekła żywym ogniem, to stwierdziłem, że może nie kusić Licha i wróciłem już po trzecim kilometrze :(

      Usuń
  4. I tam, dobre Licho nie jest złe, nie złamie człowiekowi nogi, a raczej błyskawicznie podsunie poduszkę, co by upadający nie potłukł się nadmiernie. Bo bamboszki się tu chyba nie sprawdzą:P
    Mam wrażenie, że teraz jeszcze przez jakiś czas sporty terenowe to tylko w obuwiu z dopiętymi rakami. A że raków nie mam na stanie, to i gnuśnieję.
    Może być cydr, czemu nie? Tylko dobrze zagrzany poproszę!

    OdpowiedzUsuń