Profesorowa Zofia Szczupaczyńska,
z którą przyjemność miałam już tutaj, także w drugiej części serii kryminalnej,
której jest bohaterką, wiedzie dobre, spokojne życie. Takie, na jakie zasługuje
każda porządna kobieta.
Po pierwsze, jest żoną krakowskiego
profesora. Profesorowa Szczupaczyńska brzmi znacznie lepiej niż na przykład
woźnicowa Szczupaczyńska, nieprawdaż?
Po drugie, mąż daje jej
święty spokój, tzn. nie oczekuje od niej wiele więcej niż, by w schludnym domu
dopilnowała tego, aby na czas otrzymał obiad, a także podała co trzeba,
dokładnie wtedy, gdy on tego potrzebuje. Poza tym powinna z zaciekawieniem
chłonąć każde mężowskie słowo, w tym z uwagą wysłuchiwać odczytywanych przez
męża, odpowiednio wyselekcjonowanych (bo nie wszystkie nadają się wszak dla
kobiecych uszu) doniesień prasowych, wtrącając - ewentualnie – drobne, nieistotne
uwagi.
Po trzecie, może bez
przeszkód oddawać się rozrywkom idealnym dla kobiet: organizować zbiórki na
cele dobroczynne, wydawać przyjęcia, a nawet hodować rododendrony.
Czy można chcieć więcej?
Dobrze ułożona żona,
jaką bez wątpienia jest Zofia Szczupaczyńska, bez najmniejszych wątpliwości
zgodzi się też z wypowiedziami mądrzejszych od siebie mężczyzn, zwłaszcza gdy
zostaną one poparte naukowymi stwierdzeniami.
Zaiste, „mania kształcenia kobiet”, z jaką świat
musi mierzyć się od końca XIX wieku i ciągle nie może się z nią uporać, nie
może prowadzić do niczego dobrego!
Czyż nie mają racji ci,
którzy twierdzą, że „od tego zaczyna się
zwyrodnienie niewiasty; każdy się przecież zgodzi, że więcej warta w
społeczeństwie jedna zacna matka, dobra niewiasta niż mierny doktor”?
Poza tym, jak widać
również i dzisiaj (patrz: jakieś strajki czy marsze kobiet): „ledwie się dziewczyna trochę czytać i pisać
nauczy, już pretensje. (…) A co z tego, że mnożą się talenta do pisania
nowelek, kiedy zdolnych i pracowitych szwaczek i przykrawaczek trzeba szukać za
granicą?”
Ba! „Niektórzy tegocześni pracują ciągle nad tym,
aby zatrzeć naturalne różnice między płciami i zaprowadzić ich bezwzględne
zrównanie! Czy można sobie wyobrazić większą niedorzeczność? Przecież nawet w
ciele widać zupełnie inne przeznaczone nam zadania! Choćby taki zarost (…) – to
przecież dowód samej przyrody na to, że męskiej naturze przyrodzone jest
dostojeństwo. Kobiety nie mają bród (…), gdyż nie muszą być tak dostojne, po
prostu. To rzecz wiadoma, pisał już o tym Arystoteles.”
Każdy, kto tylko uważnie
się przyjrzy, dostrzeże również, że o ile „postać
mężczyzny jest wzniesiona i wyprężnie skupiona”, o tyle kobieca – „mniej równomierna, o szerokich biodrach oraz
falisto wystających wygięciach piersi, brzucha i biódr. O ile postać męska
zdaje się szukać (…) działalności, poczuciowej działalności, o tyle kobieca
łatwo wstępuje w stan spokoju i zdaje się znajdować zadowolenie w postawie
nieco skierowanej ku przodowi (…), niejako w położeniu poddania.”
Jeśli zaś głębiej
pomyśleć nad panującą dziś (ale i nie tylko dziś, czego najlepszym dowodem sama
Szczupaczyńska) epidemią bezpłodności, od razu będzie wiadomo, że zamiast
szukać ratunku w jakichś czarcich wynalazkach typu in vitro, wystarczy sięgnąć
po elementarnie proste rozwiązania.
Dlaczego? Otóż dlatego,
że „kiedy u dziewczynek (…) jednostronnie
natężamy mózg, gdy w ten sposób wszystką krew kierujemy do tylko jednego
bieguna, jak to niestety bywa ciągle w obecnym wychowaniu szkolnym, wtenczas
muszą zanikać czynności systemu sympatycznego, następuje osłabienie
działalności żołądka (…), kiszek (…), wątroby (…), śledziony (…), a zarazem też
zwyrodnienie gruczołów zarodkowych, kończące się (…) bez-płod-noś-cią!”
Tak, Zofia
Szczupaczyńska, porządna kobieta, nie uczestniczy w hecach, mających na celu
wywrócenie naturalnego porządku świata. Demonstracyjnie nie popiera działań
zmierzających do umożliwienia kobietom studiowania na Uniwersytecie
Jagiellońskim. Demonstracyjnie nie chodzi na wykłady o Amazonkach.
Demonstracyjnie nie pojawia się na otwarciu Czytelni dla Kobiet, zwłaszcza, że
natychmiast zlatują się tam „wszystkie te
niebezpieczne emancypantki, istne żmijowisko! Nie mówiąc już o braku szacunku
dla życia duchowego, bo przecież raptem trzy dni po tym bezeceństwie książę
biskup ulicami Krakowa poprowadził procesję z głową świętego Stanisława.”
Ponad sto lat temu Zofii
Szczupaczyńskiej przytrafiło się jednak objawienie.
Wyszła dalej niż poza
próg własnego, poukładanego świata i dostrzegła rysy na tym, co dotychczas
wydawało jej się monolitem oraz brud tam, gdzie dotychczas widziała tylko śnieżną
biel.
Początkowo wydawało się jej
to trudne do wyobrażenia. Bo „czy to
możliwe, żeby w Krakowie, mieście dostojnych profesorów, wspaniałych fundacji,
niezliczonych kościołów i klasztorów, nabożnych procesji z relikwiami świętego
patrona, kryło się tyle plugastwa?”
Potem nie mogła się
uwolnić od przeczytanego w archiwalnym artykule zdania „przez rozdartą zasłonę pozorów uderza nas widok błotnej kałuży”, znajdując
je coraz bardziej aktualnym.
Stopniowo zaczęła
zachowywać się inaczej niż zwykle, zmieniać swoje zwyczaje, poddawać w
wątpliwość to, co do tej pory uważała za pewnik.
Wszystko za sprawą
jednego morderstwa, którego ofiarą padła osoba z jej najbliższego otoczenia.
Z okazji Dnia Kobiet
życzę wszystkim kobietom, by umiały - jak profesorowa Szczupaczyńska - zdobyć się na rozdarcie tych zasłon, które
służą wyłącznie zakryciu hipokryzji i obłudy.
By nie czekały na to, aż
zdarzy się coś, co dotknie je osobiście, tylko wcześniej wyszły poza próg
swojego poukładanego świata i dostrzegły, że nie wszyscy mają luksus życia w
takich warunkach. I uświadomiły sobie, że nic nie jest dane raz na zawsze.
Bo to, co było aktualne
ponad sto lat temu, jest równie aktualne dzisiaj, w XXI wieku.
Maryla Szymiczkowa
(Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński) „Rozdarta zasłona”. Wydawnictwo Znak, Kraków
2016.
A gdyby ktoś miał
kontakt z Marylą Szymiczkową, która dawała do zrozumienia, że kontynuowanie
pracy twórczej uzależnia od czytelniczego odzewu, proszę jej przekazać, że
koniecznie, ale to koniecznie musi pisać dalej!
Jak to profesorowej Szczupaczyńskiej przytrafiło się objawienie - czy chcesz powiedzieć, że doszła do wniosku, że mierny doktor więcej jest wart w społeczeństwie niż jedna zacna matka, dobra niewiasta?! Zgroza, zgroza! ;-)
OdpowiedzUsuńNie, miałam raczej na myśli to, że w przebłysku jasnowidzenia (zdarza się to tuż po rozdarciu zasłony) zobaczyła Eurowizję i kobietę z brodą, po czym pojęła, że wszystko to kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.
UsuńPrawda jaki postęp? Za czasów profesorowej Szczupaczyńskiej kobietę z brodą można było za opłatą oglądać w panoptikum przejezdnego cyrku a dzisiaj wystarczy włączyć telewizor.
UsuńPostęp jak postęp, raczej zmiana nazwy. Ilekroć włączam telewizor, mam wrażenie, że jestem w panoptikum.
UsuńTo chyba ogólne wrażenie. Przygnębiające, że to wrażenie dotyczy każdego kanału polskiej telewizji z wyjątkiem, na szczęście, kanały sportowych i przyrodniczych.
UsuńNie mogę wypowiadać się wiążąco, gdyż telewizję (jakąkolwiek) przestałam oglądać dekadę temu (poprzedni komentarz był więc wyłącznie zgrabną figurą retoryczną:P). Teraz zdarza mi się wyłącznie oglądać niekiedy Kuchnię+ (bardzo przyjemny kanał polskiej telewizji, naprawdę), "Milionerów" (wciągnęliśmy się całą rodziną:P) i Eurosport. A, przepraszam, w grudniu ubiegłego roku raz obejrzałam "Wiadomości" w TVP. Osłupienie w jakie wtedy popadłam ciągle jeszcze nie ustąpiło.
UsuńJa, w zasadzie, również nie wypowiadam się wiążąco bo "Wiadomości" w TVP nie oglądam - próbowałem ale nie dałem rady. Na szczęście nie jest to jedyny program publicznej TV.
UsuńMi do dziś dźwięczy w uszach jedno zdanie, które wtedy usłyszałam i mam wrażenie, że będzie dźwięczeć aż do śmierci. Jako przykład perfekcyjnej manipulacji.
UsuńNie wykluczam, że publiczna TV może mieć jakiś dobry program w swojej ofercie. Na wszelki wypadek wolę jednak nie sprawdzać. Podobnie jak oferty TVN-u i innych kanałów.
Patrzę na tę okładkę, patrzę i dochodzę do wniosku, że wepchnięcie kogoś w gorset, to nic przyjemnego :P Rozdarcie gorsetu byłoby równie dobrym porównaniem jak rozdarcie zasłony :) Wszystkiego dobrego z okazji :)
OdpowiedzUsuńPani na okładce sprawia wrażenie zadowolonej:P Ale mi też to zdjęcie kojarzy się raczej ze zdjęciami ilustrującymi "Wesołą gromadkę" Butenki niż czymkolwiek innym.
UsuńZa życzenia dziękuję, ale bez okazji też chciałabym żeby było dobrze;)
Uwielbiam tę serię, razem z Rodzicielką rozpływamy się w zachwytach i dołączamy do apeli o kolejne książki!
OdpowiedzUsuńPostanowiwszy nie kupować tylu książek, a zamiast tego wypożyczać je z biblioteki, przypadkiem utworzyłam nową kategorię książek. Nazywa się ona: "wprawdzie przeczytałam ją, bo wypożyczyłam z biblioteki, ale muszę ją mieć na własność!". Obie książki o profesorowej Szczupaczyńskiej są na tej liście:)
UsuńOdkąd mam czytnik, pojawiła się u mnie kategoria: mam to wprawdzie na czytniku i nawet przeczytałem, ale muszę mieć papier :D
UsuńTo chyba stan chorobowy, nieprawdaż? Mam na myśli i Twój, i mój przypadek:(
UsuńChorobowy? Eeee, nie, nie ma takiej choroby!
UsuńCzyli wszystko z nami w porządku? Nie zginiemy marnie, w ubóstwie (Ty większym, bo najpierw płacisz za książkę cyfrową, potem papierową; ja póki co książki z biblioteki mam za darmo) i glutach?
UsuńPierwsza recenzja książki Szymiczkowej sprawiła, że wbrew deklaracjom ograniczenia liczby książek zakupiłam i pierwszą i drugą od razu, bez zaznajomienia się z egzemplarzem bibliotecznym i z niecierpliwością czekam kolejnych. Niezwykle smakowita pozycja.
OdpowiedzUsuńNapisz proszę, że to MOJA recenzja sprawiła, napisz!:D
UsuńA tak poważnie, uważam, że znakomicie zainwestowałaś. Z pełnym przekonaniem można w przypadku tych książek użyć określenia "inteligentna rozrywka", której ostatnio wokół tak niewiele.
Piszesz i masz- prosisz i masz - TWOJA toć recenzja sprawiła. :)))Tak - rzeczywiście brakuje dziś tego typu literatury lekkiej i niegłupiej, albo to ja nie umiem na nią trafić.
OdpowiedzUsuńAch, naprawdę? Jaka niespodzianka!:D A tak poważnie: cieszę się i wierzę, że się nie zawiedziesz:)
UsuńTeż mam ostatnio problem z trafieniem w książkę idealną, choć czytam ostatnio jak na siebie całkiem sporo. Jeśli chodzi o cykl o profesorowej Szczupaczyńskiej, to sądzę, że autorzy po prostu sami znakomicie się bawią, pisząc. A że do tego nie traktują czytelników jak "targetu" i lubią profesorową Szczupaczyńską, to i mamy sukces.
Nie zawiodłam się, obie czytałam z niekłamaną przyjemnością, a Rozdarta zasłona wydała mi się lepszą niż pierwsza część poszukiwań pani profesorowej.
OdpowiedzUsuńTwoje spostrzeżenie uważam za stuprocentowo trafne:) Profesorowa wyraźnie zyskuje przy bliższym poznaniu. Pierwsza część była poza tym chyba bardziej kryminalno-obyczajowa, druga natomiast obyczajowo-kryminalna. Nie mam tylko pojęcia jaka w takiej sytuacji może być trzecia?
Usuń