niedziela, 9 lipca 2017

KaeReL i Krzywousty, czyli K jak komiks samo zło

Komiksy to zło.

Rozleniwiają (do czego innego może prowadzić oglądanie obrazków?), demoralizują (zazwyczaj nie niosą ze sobą żadnego przekazu, a już zwłaszcza o walorze dydaktycznym) i w ogóle są symbolem najgorszego zła, którym nauczyciele straszą rodziców („I tylko proszę nie dawać mu do czytania żadnych komiksów!”).

Jako dziecko (bodajże 9-10-letnie) zaczytywałam się komiksami historycznymi wydawanymi przez „Sport i Turystykę”. O ile dobrze pamiętam, moi rodzice nigdy nie przeczytali żadnego z nich, ale – oceniwszy je po okładce - żywili przekonanie, że może i jest to rozrywka, ale pożyteczna.

Czyż można było bowiem przypuszczać, że jakieś zło może czaić się w książeczce napisanej ze szczytnym zamiarem przybliżenia młodemu czytelnikowi pradawnych dziejów dawnych władców jego kraju? W książeczce, która nie dość, że uczy historii, to do tego czyni to w obcym języku (poszczególne komiksy były wydawane w wersjach dwujęzycznych: polsko-niemieckiej, polsko-angielskiej i polsko-rosyjskiej, o ile mnie pamięć nie myli)?
No ależ skąd, wiadomo.



Ach, gdybyż moi rodzice wiedzieli, że w wieku 10 lat sumiennie powtarzałam zamieszczone w słowniczku stanowiącym integralną część książeczki o Bolesławie Krzywoustym takie niemieckie zwroty:

ciała poległych – die Leichen der Gefallenen
oczy wyłupić – die Augen ausstechen
podpalać – in Brand setzen
trup – die Leiche






Ach, gdybyż kiedykolwiek przyszło im do głów, by zerknąć choćby na pierwszą planszę czytanego przeze mnie po wielekroć komiksu! („co robisz, córeczko?” – „uczę się o Krzywoustym, mamusiu!”) 

Być może wówczas udałoby im się uchronić mnie przed zgnilizną i zepsuciem.
Niestety, nigdy nie zerknęli i nie zainterweniowali.
Wobec czego stało się. Przegniłam do imentu. Po czym przeniosłam zarazę na moje dzieci.



„Łauma” KaeReL-a może zmylić czujnego rodzica, o ile ten nieopatrznie oceni ją tylko po okładce. Czyż może bowiem być niewłaściwą dla właściwie edukowanego potomka książeczka, której główną bohaterką jest urocza dziewczynka o wielkich oczętach, z fryzurą zwieńczoną starannie zawiązaną kokardą?


Fakt, gdy przyjrzeć się bliżej, widać, że w tle czai się czarne COŚ.
Ci z rodziców, którzy owo Coś dostrzegą, być może uchronią swoje dzieci przed następnym krokiem, tj. przeczytaniem tekstu zamieszczonego na pierwszej planszy.

Bowiem czy książka, która zaczyna się od zdania „Pewnego mroźnego dnia mój tata stał się mordercą”, może być odpowiednia dla dzieci?

Ba! Dwie strony dalej, jedna obok drugiej, występują dwie – choć trudno to sobie wyobrazić – jeszcze gorsze plansze.


Pierwsza dotyczy samospalenia, i to w najbliższej rodzinie.
Druga jest przejawem tendencyjnego spojrzenia na kapłanów dominującej w naszym kraju religii.
Zgroza, zgroza, zgroza.

Wykorzystując niemieckie słownictwo, którego nauczyłam się w czasie lektury „Bolesława Krzywoustego”, mogłabym zakrzyknąć: „Hilfe!” (ratunku!), doradzić autorowi, że powinien Busse tun (odprawić pokutę), ewentualnie go gefangensetzen (uwięzić), co byłoby chyba najrozsądniejsze, gdyż uchroniłoby nas wszystkich przed dalszym zepsuciem.

Niestety, najwyraźniej za mało wkuwałam.
Nie tylko nie wykrzyknęłam, ale i przeczytałam „Łaumę” sama, po czym wręczyłam ją dzieciom z informacją: „przeczytajcie koniecznie!”.
To samo powtórzyłam z „Kościskiem”, autorstwa tego samego KaeReLa. Możecie spisać nas na straty.


Jeśli uważacie, że rozmawianie z dziećmi o śmierci to zło, nie bierzcie do ręki żadnej z tych książek.
W „Łaumie” to od śmierci wszystko się zaczyna; „Kościsko” mimo że pozornie całkiem o czym innym, ostatecznie także okazuje się niezwykle jej bliskie.


Jeśli Waszym zdaniem świat dawnych wierzeń i legend to bujdy, które źle wpływają na psychiczny rozwój Waszych pociech, czym prędzej spalcie obie książki na stosie. W „Łaumie” ani rusz bowiem bez dawnych wierzeń Jaćwingów. Z kolei w trakcie lektury „Kościska” przyda się znajomość bestiariusza słowiańskiego.


Jeśli stoicie na stanowisku, że zwrot „motyla noga!” to najstraszniejsze z przekleństw, z którymi mogą kiedykolwiek zetknąć się Wasze słodkie maleństwa, a słowo „skręt” powinno kojarzyć im się jedynie ze skrętem w lewo lub w prawo, ewentualnie ze skrętem kiszek, rozważcie złożenie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa demoralizacji małoletnich.


Jednym z morałów „Łaumy” jest bowiem to, że człowiekowi do szczęścia potrzebne są wyłącznie „pagórki, zimne piwko i dobry skręt”. Czegóż jednak innego należałoby się spodziewać po książce, w której padają słowa (upraszam o wybaczenie!): „pysk szczerbaty jadem pluje, cycem plecy oklepuje!” oraz „pierdzi ogniem, charczy, zipie, trupiobladym okiem łypie”?



Wasze dzieci czytając „Łaumę” i „Kościsko” nie nauczą się żadnych przydatnych obcojęzycznych zwrotów (uwaga, przypominamy wiedzę zdobytą w czasie lektury "Krzywoustego": „znienawidzony” – „verhasst”).

Być może będą się bały. Albo nawet zapłaczą.


Jeśli są inteligentne (a z pewnością są), zaraz jednak zachichoczą. A Wy razem z nimi, zwłaszcza gdy niektóre z plansz okażą się wprost wyjęte z Waszych wspomnień.


Niewątpliwie docenią też moc płynącą z opartego na zaufaniu współdziałania.


Docenią czas spędzony z rodzicami na wspólnym czytaniu książek.


Po czym pomyślą o miłości – zarówno tej niemożliwej, tej romantycznej, jak i tej bezgranicznej - rodzicielskiej.


A potem odłożą książki na półkę i się uśmiechną. Do Was, do siebie i do autora.
Bo uśmiech dziecka kruszy najtwardsze serca. Nawet serca tych autorów, którzy jak Karol Kalinowski zapowiedzieli, że kończą z komiksami dla dzieci.

Karol Kalinowski (KaeReL) „Kościsko” i „Łauma”, Kultura Gniewu, Warszawa 2016.
"Bolesław Krzywousty/Boleslaus der Schiefmund" tekst Barbara Seidler, opracowanie graficzne Marek Szyszko, tłumaczenie Beatrysa Hirszenberg, Wydawnictwo "Sport i Turystyka", Warszawa 1984.

16 komentarzy:

  1. hehe, Dziękuję za przypomnienie! Czas nabyć "Kościsko" i podsunąć "Łaumę" chłopakom. Wydobyłam ze stosu i widzę, że mam inną okładkę. Ciut, mniej straszną. Nie ma czarnego COSIA! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A faktycznie - wlazłam tu i tam, i widzę, że wcześniej Cosia nie było. Hm...
      W domu mamy wydanie III - ono już z Cosiem. Czyżby zainterweniowały Właściwe Czynniki?:P

      Usuń
  2. A! Ja też w dzieciństwie czytałam masę komiksów ale nie takich jak TY. Wyrosłam na Tytusie, Jonku, Jonce i Kleksie itp. Tych historycznych "źli rodzice" mi nie kupowali... buuu Chyba wyrosłam na ciut grzeczniejszą dziewczynkę ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytus owszem. Jonek, Jonka także, ale bez zachwytów. Za to "Kubuś Piekielny" od zawsze był moim idolem:P A w komiksy historyczne zaopatrywała mnie babcia - rodzice ograniczali się do braku reakcji. Nie jestem jednak pewna, czy uniwersalną receptą na grzeczną dziewczynkę będzie: "weź dziecko i odseparuj od babci oraz komiksów":D

      Usuń
  3. Oh ja też te h istoryczne czytałam ale miałam o Władysławie Łokietku, Krzywoustego u nas nie dowieźli ;) I czytałam jeszcze inne, z pasją. Łaumę od dawna mam na liście, czyli mówisz, że kupować? U mnie właśnie udało się choć syna namówić na komiksy, chwyciły Smerfy, Tytusów nie rozumiał :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łokietka nie pamiętam. Mam jeszcze Kazimierza Wielkiego, a świta mi jeszcze, że kiedyś miałam i Jagiełłę. Tak czy siak, dzisiaj przekonują mnie mniej niż trzydzieści parę lat temu...
      Od Smerfów do Łaumy droga moim zdaniem daleka. Bardzo daleka. I wyboista. Ale nie trać nadziei - jeśli nie jemu, to Tobie powinna się spodobać!:D

      Usuń
    2. Tak też tę Łaumę bardziej dla siebie planuję ;)

      Usuń
    3. Mówię pani: nie pożałujesz pani! Weź pani od razu dwie!:P

      Usuń
  4. Były jeszcze dwujęzyczne legendy. Nawet chyba widziałem jakieś biedactwa na dolnej półce GBP. Aż się przejdę i pogrzebię :) A "Łaumę" i "Kościsko" mamy za Starszym za sobą. Chyba bez szkody dla żadnego z nas :P
    PS. Co to znaczy jednak obowiązkowość. Ja obiecywałem tekst przez weekend i na obietnicach się skończyło. Jak zwykle ostatnio :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były, owszem, mnie niestety ominęły. A szkoda, bo to Rosiński, co może czyniło obrazki mniej straszliwymi niż te z serii historycznej.
      Z pewnością jesteście już na tyle zdegenerowani (jakieś warsztaty komiksowe przecież nawet były, zdaje się:P), że gorzej być nie może. Stąd - jakżeż pochopny! - wniosek o braku szkód!:P
      A post pojawił się nie w ramach obowiązkowości, ile raczej z powodu konieczności odciągnięcia myśli od tego, co zaprzątało mnie ostatnio. Niestety, za daleko nie odeszłam, ale dobre i to. Wierzę jednak, że Tobie też się kiedyś uda!

      Usuń
    2. Były warsztaty, były i mam nadzieję, że w przyszłorocznych spotkaniach z komiksem będzie warsztatować gwiazda pokroju pana Tomka Samojlika :D A z tą szkodą, to bardziej miałem na myśli treści Łaumy, o których piszesz w tekście. Zanurzenie w przekazie obrazkowym faktycznie skazuje nas na regres intelektualny i powrót do pierwocin :P Dziękuję, że otworzyłaś mi oczy i wybiłaś ze sztucznego bąbla samozadowolenia :P
      Z pisaniem lipa. W weekend bieganina, wczoraj planszówki i tak to leci :)

      Usuń
    3. Wiesz, mnie z bąbla wybijają codziennie, na wyprzódki, postanowiłam więc i ja czynić bliźnim taką przysługę. Cieszę się, że doceniasz:P
      A teraz zastanawiam się intensywnie co miałeś na myśli, pisząc o pierwocinach: oklepywanie cycem czy też sięganie po skręta?:D

      Usuń
    4. Ponieważ internet zapamiętuje na wieki wieków pozwolę sobie wykpić się nieśmiertelnym: no comment :P

      Usuń
    5. Mięczak!:P
      Zawsze mogłeś wykpić się jakąś trzecią, równie pierwotną, opcją.

      Usuń
    6. Gdzie tam prostym winom do oklepywania cycem :P

      Usuń
    7. Nikt mnie jeszcze nigdy cycem nie oklepywał (niestety?), więc nie mogę podzielić się własnym doświadczeniem:P

      Usuń