Gloria P. (26 l.)
ostatnio całymi dniami wyleguje się w łóżku, a gdy z niego wstaje, snuje się
bez celu, w roztargnieniu ssąc palec. Czy to oznacza, że kryzys w jej związku z
Anthonym P. (30 l.) pogłębia się?
Gdyby
Gloria i Anthony Patchowie żyli dzisiaj, z pewnością byliby bohaterami
pierwszych stron „Plotka” czy „Super Expressu”. Młodzi, piękni, pozornie bogaci
i absolutnie puści.
Anthony P. (28 l.) i jego
żona Gloria P. (24 l.) znów szaleją!
-
Omal mnie nie rozjechali! – mówi mleczarz John K. (35 l.). Stałem spokojnie na
poboczu, gdy nagle zobaczyłem, że prosto na mnie jedzie samochód. Widziałem, że
za kierownicą siedziała kobieta. Kompletnie nie panowała nad autem, mimo to
pędziła, upiornie przy tym chichocząc. Wydaje mi się, że była pijana.
Jak
ustaliła nasza redakcja, samochód, który o mało nie rozjechał mleczarza należy
do małżonków P. Kupili go niedawno, ale nie jest to pierwszy tego rodzaju
incydent z jego udziałem. Czy musi dojść do tragedii, aby wreszcie policja zareagowała?
Jeśli ktoś lubi czytać „Plotka”
i „Super Express”, może spróbować sięgnąć po „Pięknych i przeklętych”. To mniej
więcej o tym samym, tyle że bez inicjałów i bardziej rozwlekle.
Jeśli ktoś lubi Scotta
Fitzgeralda, powinien trzymać się od tej książki z dala. Po to, aby nie popsuć
sobie dobrego o nim mniemania.
Gdyby nie to, że byłam w
pociągu, z perspektywą sześciogodzinnej podróży, z przeczytanymi wszystkimi
innymi książkami i gazetami, nie przebrnęłabym przez pierwszych dwieście stron.
Nuda, nuda, nuda. A w zasięgu wzroku nie było nawet instrukcji obsługi hamulca
ręcznego.
Ona młoda i piękna. On
młody i przystojny, potencjalnie bogaty, dobrze wykształcony. Cóż robią? Hm.
Przez czterysta stron jakby nic.
źródło |
Snują się, imprezują,
piją, marzą o przyszłej fortunie (ze spadku po dziadku). Praca? Boże broń, a
fuj!
Owszem, można spróbować
zarobić pieniądze, jednak wyłącznie w odpowiednio mało męczący sposób. Można by
więc ewentualnie coś napisać. Ewentualnie zagrać w filmie. Można by... Ale czy to konieczne?
Nie mam wątpliwości.
Gdyby Gloria i Anthony żyli dzisiaj, ona wzięłaby udział w jakimś reality show,
on próbowałby zarabiać na blogu. Miałabym z nimi jeszcze mniej wspólnego niż
teraz, gdy są tylko postaciami z książki, której akcja rozgrywa się sto lat
temu.
W posłowiu do
przeczytanego przeze mnie wydania „Pięknych i przeklętych”, tłumacz Jan Rybicki
napisał:
„Fitzgerald z roku 1922
[to rok pierwszego wydania powieści] jest przecież młodszym, znacznie mniej
doświadczonym pisarzem niż Fitzgerald z roku 1925 [w tym roku ukazał się „Wielki
Gatsby] i następnych. Późniejsze powieści (…) są dojrzalsze, bo Fitzgerald
dojrzał jako pisarz przez czas pisania "Pięknych
i przeklętych". I może tak właśnie należy czytać tę książkę – jako ważny
etap w rozwoju jednego z największych pisarzy pierwszej połowy dwudziestego
wieku. Powinno wystarczyć.”
Chyba to jednak za mało.
W każdym razie dla mnie.
Przebijająca gdzieniegdzie
autoironia też nie wystarczy.
Nie jestem też aż taką
fanką FSF, aby zachwycać się jego umiejętnością przewidzenia przyszłości i zbieżnością
jego własnych losów z tymi, jakie były udziałem stworzonych przez niego wcześniej postaci.
Co innego, gdyby uczynił
Glorię i Anthony’ego bohaterami jednego z opowiadań. Zamiast zamęczać
czytelnika na blisko czterystu stronach, z powodzeniem mógł napisać to samo na pięćdziesięciu.
Jemu już jednak wszystko
jedno.
Ja natomiast,
odcierpiawszy swoje w czasie lektury, powiadam wam, co następuje (uwaga, spoiler!):
Bez pracy nie ma
kołaczy.
Pieniądze szczęścia nie
dają.
A książkę czytajcie, jeśli chcecie.
Na własne ryzyko.
Francis Scott Fitzgerald
„Piękni i przeklęci”, przełożył Jan Rybicki. Wydawnictwo Literackie, Kraków
1996.
Sama jesteś sobie winna biorąc w podróż taką lekturę! :-) W sumie opowieść z morałem jakby nie było.. Obawiam się jednak, że o tym, że "bez pracy nie ma kołaczy" już wiedziałaś...
OdpowiedzUsuńZdaje się, że podskórnie czułam, że w innych okolicznościach nie przebrnęłabym przez pierwsze kilkadziesiąt stron. A morały, owszem, jakby znane;)
UsuńPoprę Mamę_Adama. Fitzgeralda? Dobrowolnie? W podróż? Ale za swoją beztroskę zostałaś odpowiednio ukarana, więc ograniczę natrząsania się :P
UsuńPrzypominam, że ja w zasadzie FSF lubię. Zresztą, jak widzę, to nie ja straciłam twarz, więc proszę mi się tu nie natrząsać!:P
UsuńStraciłaś twarz jako osoba, która potrafi przewidzieć, że FSF nie jest literaturą wagonową :P
UsuńZ moją twarzą wszystko w porządku, za to Ty stałeś się ledwie cieniem samego siebie, o!:P A poza tym jednostajny i monotonny stukot pociągowych kół idealnie pasował do klimatu powieści!
UsuńWięc skąd te narzekania, hę? A mojego cienia się nie czepia, nie zdążyłem się jeszcze pologować po urlopie./
UsuńNarzekam, bo jednostajność i monotonia nie są tym, co lubię najbardziej. I myślisz, że jak wypiąłeś się na blogspota, to będziesz mógł się ot tak zalogować?
UsuńMusiałbym zamknąć pocztę, żeby Ci udowodnić, że wciąż mogę się logować, a nie chce mi się :P
UsuńMam wrażenie, że Twoja wypowiedź jest lekko obraźliwa, ale nie chce mi się nad tym zastanawiać.
UsuńŻe niby Cię lekceważę? Nieee, jestem tak zmęczony, że nawet na porządne lekceważenie nie mam siły :)
UsuńBrniesz coraz głębiej, mój drogi. Ale jestem wypoczęta, więc Ci wybaczam.
UsuńCóż za szlachetność :P
UsuńZaliczę tę Twoją wypowiedź do kategorii: "sympatyczne i życzliwe".
UsuńA bo starocie jakieś czytacie! Tyle fajnych nowości :)
OdpowiedzUsuńDo grona złotych myśli dołączę jeszcze jedną: kto z kim przestaje, takim się staje (najwyraźniej). Ale mówisz, masz: zaczęłam czytać coś, co prawie, prawie można nazwać nowością (w każdym razie na pewno jest to książka o dziewięćdziesiąt lat młodsza od poprzedniej). I na razie nie jestem wcale pewna, czy aby na pewno dobrze uczyniłam...
UsuńWypraszam sobie. Ja ostatnio czytam same funkiel nówki nieśmigane :P I dałabyś jakąś zajaweczkę, okładeczkę w bocznej szpalcie, to bym nie musiał czyścić irchą kryształowej kuli :D
UsuńNie Ciebie miałam na myśli, więc nie wypraszaj:P
UsuńA zajaweczka jest owszem, od wczoraj - patrz na prawo w "Teraz czytam" (choć zamiast "teraz czytam" powinno być "teraz czytam i się wzdragam")
Chyba, że tak. Sprytnie ukryta ta okładeczka :P Wzdragaj się i opisuj, bo dobrze jest mieć kogoś, kto za ciebie czyta i ocenia cegły, żebyś ty już nie :P
UsuńCegła, w rzeczy samej. Ale ja świeżo po lekturze kolejnych tomów Harry'ego Pottera, więc żadna grubość mi już nie straszna:P
UsuńJa jakoś nie poznałam się na Wielkim Gatsbym, choć przyznaję, iż ostatnia ekranizacja (taka jak większość produkcji tego reżysera) przypadła mi do gustu, więc pięknym i przebogatych, czy też przeklętych tykać nie będę, tym bardziej, że ostatnio za wiele książek odkładam w trakcie lektury.A nie lubię tego...
OdpowiedzUsuńJeśli nie podobał Ci się Gatsby, to tym bardziej nie bierz do ręki tego ziewadła! Ja natomiast Gatsby'ego chętnie bym znów przeczytała, a mam dobry pretekst, bo ciągle nie zapoznałam się z nowym tłumaczeniem:) I owszem, ostatnia ekranizacja też bardzo mi się podobała (choć ta z Redfordem też ma swój urok).
UsuńOdkładania książek w trakcie również bardzo nie lubię. W przypadku tej lektury też parę razy miałam na to wielką ochotę. Ostatecznie jednak - mimo wszystko - nie żałuję. Ostatnie 100 stron było bowiem całkiem przyzwoite i nieco (podkreślam: nieco) poprawiło niezwykle nadszarpnięty wizerunek FSF w moich oczach.