wtorek, 10 marca 2015

B. Przygodzki "Z chirurgiczną precyzją", czyli mamy polską Läckberg!

Polska literatura doczekała się polskiej Camilli Läckberg!
Że jest nią mężczyzna, to nawet lepiej, w każdym razie z punktu widzenia równouprawnienia.


Czytając książkę Błażeja Przygodzkiego miałam wrażenie déjà vu. Ten sam co u Läckberg drewniany język. Słowa ciosane toporem, w żadnym razie nie cięte skalpelem, z chirurgiczną precyzją.
Niby nie ma się do czego przyczepić: zdania są gramatycznie poprawne, obok relacji ze zdarzeń pojawiają się i obfitujące w przymiotniki opisy. Tylko czemu w trakcie lektury ma się wrażenie (wypisz wymaluj jak podczas zapoznawania się z twórczością wspomnianej szwedzkiej autorki!), że ktoś jeździ metalowym rylcem po szklanej tafli?

Camilla Läckberg rozpoczęła swoją literacką karierę po ukończeniu kursu pisania kryminałów.
Nie wiem co ukończył Błażej Przygodzki, ale chyba coś bardzo podobnego. Nigdy nie oglądałam programu telewizyjnego „Gliniarze”, przy którym podobno pracował i w czasie którego – jak można przeczytać na okładce – poznał codzienną pracę policji, ale przypuszczam, że Przygodzki miał do czynienia z o jednym odcinkiem za dużo.

W jego książce pozornie wszystko trzyma się kupy. Jest pomysł (mnie nie zachwycił, ale być może znajdą się amatorzy), jest akcja (napisałabym „szarpnął i ciągnie z mozołem”, ale to też już było, choć nie u Läckberg), są nawet nieśmiałe wycieczki w kierunku społecznym (tu całkiem niezłośliwie przyznaję, że autor dobrze i nawet – niech choć raz użyję w tym poście tego słowa! - błyskotliwie uchwycił podstawowe bolączki polskiej służby zdrowia. Niestety, podejrzewam, że stało się tak tylko dzięki temu, iż uczynił to mimochodem).
Niektórzy twierdzą nawet (Michał Olszański w okładkowym blurbie), iż jest tu i poczucie humoru („Autor błyszczy inteligentnym poczuciem humoru”). Szukałam długo, niestety nie znalazłam. Być może niepotrzebnie skupiłam się na przymiotniku „inteligentne”.
Mogłabym jeszcze wspomnieć o typach powołanych przez Przygodzkiego do życia postaci. Mogłabym, gdybym nie wykorzystała na wstępie zwrotu „ciosane toporem”. Głupio się tak teraz powtarzać. Aby jednak każdy mógł wyrobić sobie własny pogląd, przywołam kilka opisów.

Kobieta miała włosy upięte w kok, twarz pozbawioną zmarszczek i czarny pieprzyk na długim, spiczastym nosie. Nigdy się nie malowała ani nie uśmiechała. Tego samego wymagała od podległych jej pracownic, które karała nawet za pomalowanie paznokci.
(Brawo, to opis postaci niesympatycznej!)

Pod jego gabinetem siedział cierpliwie rudy brodacz. Wyglądał jak prawnuk Lenina. Zaspana twarz nie pasowała do profesji policjanta. Podobnie jak ubiór. Koszulka w kratkę i sztruksowe spodnie. Na kolanach trzymał czerwony kask. Dodają takie do obrzydliwych chińskich skuterów, którymi dzieciaki bez prawa jazdy powodują wypadki na ulicach.
(Naprawdę? Jak wpadliście na to, że chodzi o kluczową w książce postać komisarza Niedźwieckiego?)

W drzwiach stała krzykliwie ubrana kobieta. Miała długie kręcone włosy w nienaturalnym kolorze. Na pomarszczonym przez promienie słoneczne biuście spoczywał zawieszony na łańcuszku złoty krzyż. Żółta miniówka i czerwone czółenka podkreślały opalone nogi. Wyglądała, jakby pomyliła adresy i zamiast na karnawał, trafiła do szpitala.”
(Tak, tak, to wredna i dybiąca na majątek żona jednej z ofiar!)

Aby jednak oddać autorowi sprawiedliwość, dodam że – tak samo, gdy czytałam książki Läckberg – po kilkudziesięciu stronach dałam się wciągnąć (wystarczyło włożyć zatyczki do uszu, a świdrujące skrzypienie nieco ucichło). Nie przepadam wprawdzie za ociekającymi krwią historiami wprost z ostrego dyżuru („- Saturacja spada. Migotanie komór! (…) – Resuscytacja, natychmiast!”), tudzież opisami efektów pracy patomorfologów („Ciało było zszyte, ale pozbawione krwi, żółtawa skóra wyglądała jak gumowa wykładzina.” - z dwojga złego przyjemniej czyta się protokoły sekcji zwłok), ale na szczęście nie wypełniły one wszystkich 339 stron powieści, nazwanej dumnie „thrillerem medycznym”.

W roli odmulacza i odmóżdżacza książka sprawiła się bardzo dobrze. Wprawdzie dwukrotnie poczułam szkodliwe przy tego rodzaju lekturze napięcie intelektualne, ale sądzę, że nie powinnam winić za to autora, lecz wydawnictwo. Napięcie to odczuwam zresztą do dziś. Za diabła nie mogę bowiem dociec, czemu spływające po ciele bohaterów pot oraz ślina były tak ważne, że aż trzeba im było przydzielić stróżki!



Błażej Przygodzki „Z chirurgiczną precyzją”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

33 komentarze:

  1. Mimochód czyni najlepsze niespodzianki! Dobrze, że doceniasz. Czasem jak pisarz rozszczelni literackie pośladki to mimochodem... tutaj zmilknę ;)
    Brałam onegdaj czynny udział w krucjacie na te makatkowe wypociny Läckberg pod recenzjami, ale już mi przeszła zezłość na to literackie drewno. A konkretniej to balsę! Bo czuję wstyd, że było to wciągające mimo wszystko. Wnioski są takie, że ciosanie zgodnie z przepisem daje efekty, grr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czułam się w obowiązku docenić cokolwiek - padło na mimochód.
      Gdybym była mądrzejsza (lub miała nadmiar wolnego czasu), podjęłabym próby zbadania zjawiska pt. "dlaczego Lackberg wciąga?". Też się wstydzę:(

      Usuń
    2. Przeczytawszy na pasku tytuł wpisu pomyślałam, iż nie będę zaglądać, bo skoro polska Lackberg, od której odrzuciło mnie po pierwszym czytaniu to podziękuję. A jednak ciekawość zwyciężyła i dobrze, bowiem wiem, że wspomniana pisarka nie cieszy się Twoją sympatią, a nie wiem dlaczego, ale jakoś czuję się raźniej w takim towarzystwie (i przedmówczyni też), bowiem zdawało mi się, iż trafiałam na blogach na same/ albo sporo zachwytów na cześć szwedzkiej autorki.

      Usuń
    3. Po raz kolejny okazało się, że pozory mylą! Cieszę się, że przełamałaś niechęć i jednak zajrzałaś:)
      Też wydaje mi się, że swego czasu przez szereg blogów przepłynęła fala zachwytu - może dryfowały po śladach darmowych egzemplarzy od wydawców?

      Usuń
    4. Ludzie niestety nie umieją dobrze zaklasyfikować zjawiska 'wciągnięcia się, acz z głęboką odrazą' i stąd te nadziewane zachwytami notki.
      Jaka szkoda, że mnie wydawca nie przysłał darmowych egzemplarzy - i bym przeczytała i w kominku by było czym palić, promocja dwa-w-jednym, mocium panie! ;)

      Usuń
    5. Niestety, obawiam się, że spora rzesza czytających wciągnęła się bez odrazy.
      O takim zastosowaniu Lackberg nie pomyślałam i odsprzedałam zakupiony nieopatrznie za własną krwawicę tom jej dzieł:)

      Usuń
  2. Momarto, gdyby nie to, że po prostu lubię Twoje teksty, nie wyszedłbym poza pierwsze zdanie. Ono powiedziało mi wszystko to, co znalazłem dalej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz! Czyli niepotrzebnie cyzelowałam każde słowo tego posta? Bu!

      Usuń
    2. No co Ty?! Wszystko fajne, a parę grepsów wbijających szpilki mistrzowskich :D Co zrobić, że jak widzę w tekście porównanie z Lackberg to klikam next :P

      Usuń
    3. "Jak wyłudzić pochwałę" - chyba napiszę taki poradnik. Może nakładem przebiję panią Lackberg, kto wie?:P

      Usuń
    4. Oj tam, sam uprawiałem (z powodzeniem) taki proceder, więc ... mogę być konsultantem? :P

      Usuń
    5. A będziesz żądał udziału w zyskach?:P

      Usuń
    6. Z żądaniami udziału w zyskach idzie mi gorzej niż z wyłudzaniem pochwał, więc pewnie mnie oskubiesz :P

      Usuń
    7. Ja oskubię? No wiesz! Jestem uczciwa na wskroś. Po prostu wynegocjuję Ci odpowiednią umowę:P

      Usuń
  3. Chciałbym zauważyć, że dzieło wykazuje pokrewieństwo ze starymi milicyjniakami, wypisz wymaluj ten sam sposób przedstawiania postaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Wpadłeś na to, mimo że nie zamieściłam opisu szefa komisarza Niedźwieckiego (bodajże Dulemby, nie pamiętam w jakim stopniu). Jakby wprost z kart Edigeya!
      Ciekawe co jest gorszą obelgą: porównanie do Lackberg czy Edigeya?:P

      Usuń
    2. Obelgą? Nawiązanie do klasyka polskiej literatury popularnej? Lackberg nie znam i chyba nie chcę poznawać.
      Poza tym nie musiałem wpadać, zauważyłem to na pierwszy rzut oka, za dużo raz Książki najgorsze czytałem :D

      Usuń
    3. Ty i ja wiemy, że to klasyk; dla niektórych to peerelowski renegat, tworzący paszkwile na zamówienie. A Lackberg - milionerka to chyba w naszych kapitalistycznych czasach znakomity wzorzec do naśladowania?
      Czytanie "Książek najgorszych" szkodzi. Bazyl wie, co napiszę, jeszcze zanim napiszę; Ty wyczuwasz nawet to, co nie zmieściło mi się w poście. Idę popłakać w kąciku.

      Usuń
    4. Z pewnością były to paszkwile dobrze płatne, więc w naszych czasach znakomity wzorzec do naśladowania, jak sądzę :)
      I nie ma co płakać, tylko się cieszyć z inteligentnych odbiorców :P

      Usuń
    5. Wysokonakładowe tak, ale czy to oznaczało "dobrze płatne"? Brak mi wiedzy, niestety.
      Otarłam łzy i skaczę do góry z radości!:P

      Usuń
    6. Myślisz, że pisałby paszkwile wysokonakładowe z czystej miłości do ideologii?

      Usuń
    7. A przepraszam, ja akurat Barańczaka nie czytałem. W sensie "Książek ..." :)

      Usuń
    8. ZWL: nie tyle do ideologii, co do sławy, popularności. Ja tam chciałabym być kiedyś wydana w stutysięcznym nakładzie:P
      Bazyl: skoro nie czytałeś, tym lepiej to świadczy o Twojej inteligencji. Sam doszedłeś do tego, co nam musiał Barańczak napisać (a ZWL nawet wiele razy przeczytać:P), żebyśmy dostrzegli.

      Usuń
    9. Uwielbiam te subtelne szpileczki :P
      No tak, miłość do sławy usprawiedliwia pisanie paszkwili, zdecydowanie.

      Usuń
    10. Myśląc o stutysięcznych nakładach, staram się trafiać w zapotrzebowania czytelników:P

      Usuń
    11. Sam sobie sterem ... :D

      Usuń
    12. Samodzielność w cenie: mój krajan Aleksander Doba całkiem dobrze ostatnio na tym samosterowaniu wyszedł, mimo że wypłynął na bezmiar oceanu. Ciągnąc to porównanie, masz jeszcze dwie dekady. Aż boję się pomyśleć jakiż to blask mądrości wtedy będzie od Ciebie bił:)

      Usuń
    13. Raczej smutek i żal, że jeszcze 7 latek do emerytury :(

      Usuń
    14. Ok, nie umiem liczyć. Dwie i pół dekady. Lepiej?

      Usuń
  4. Momarto, najwyższy czas zmienić nazwę bloga! Co powiesz na "O KSIĄŻKACH Z CHIRURGICZNĄ PRECYZJĄ"? albo "ABSOLUTNIE PERFEKCYJNIE PRZYGOTOWANA"? :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że na myśl przyszły Ci tylko takie pomysły. Mogłaś wszak rzucić coś w rodzaju: "Z szuflady rzeźnika" albo "Krwawa jatka":P

      Usuń
    2. Chciałam być delikatna :-)

      Usuń
    3. Doceniam, naprawdę. A w Twojej ostatniej wypowiedzi przezornie nie będę szukać drugiego dna:P

      Usuń