- Przeczytałam
znakomitą książkę, musisz koniecznie po nią sięgnąć!
-
A o czym?
-
Nie o czym, a o kim. O Wierze Gran.
-
O tej Żydówce, która kolaborowała z Niemcami?
-
Tak, o niej. Ale ona chyba nie kolaborowała.
-
No może. Ale czemu uważasz, że ta książka jest znakomita?
-
Bo jest.
-
A coś więcej?
-
Bo pokazuje jak złożony jest świat, że nic nie jest czarno-białe.
-
A jakieś konkrety?
-
Nie pamiętam. Pamiętam tylko ogólne wrażenie. Że to genialna książka.
-
No nie wiem. Genialnych książek się raczej nie zapomina.
Ten post powinien
wyglądać jak ów wymyślony dialog.
Przeczytałam genialną
książkę, naprawdę. Było to kilka miesięcy temu.
Pomyślałam wówczas, że
muszę, koniecznie muszę o niej napisać. Żeby podzielić się wrażeniami i żeby
nie zapomnieć.
Nie wyszło. Dzisiaj nie
pamiętam większości szczegółów. Wiem jednak, że to wcale o niczym nie świadczy.
„To, co najważniejsze, najbardziej traumatyczne, zdarzyło się w jej
życiu, kiedy była bardzo młoda. Szesnaście miesięcy w getcie przeżyła, mając dwadzieścia
pięć lat. Naznaczyło ją to na zawsze. Za to musiała pokutować resztę życia. ZA
TO. Za to, że…
Nie poszła do wagonów jak inni ze
swoimi bliskimi.
Nie została w getcie, bo wyjście wydało
jej się ratunkiem.
Pożegnała się bez słów, w przeczuciu
tragedii.
Nie miała możliwości szybciej
zorganizować pomocy.
Nie uratowała ani matki, ani sióstr.
Nie uwolniła się od tego nigdy.
Jak inni, jak wielu.
Pokutowała
za to, co zrobiła lub nie zrobiła, za echa pomówień i plotek, za coś, na co ma
stuprocentowe usprawiedliwienie: ratowała rodzinę. Nie ośmielę się wyznaczać
reguł tej walki.
Im
dłużej z nią jestem, im bardziej to drążę, im więcej otwiera się przede mną
dokumentów sprzed lat, tym mniej pozwalam sobie rozumieć. Tym bardziej czuję
się wobec tamtej przeszłości bezradna. Nieuprawniona do jej moralnej oceny. Cóż
wiem, cóż mogę wiedzieć?”
Te słowa Agaty
Tuszyńskiej, przywołane tu i teraz, w poście opublikowanym tuż po poście
poświęconym książce Magdaleny Grzebałkowskiej, mogłyby sugerować, iż to dwie
książki w zasadzie o tym samym. O wojnie, o tym, co wojna robi z ludzkimi
życiorysami i o tym, że nie umiemy zrozumieć, choćbyśmy się bardzo starali.
Owszem, obie są właśnie o tym. Mimo to bardzo się różnią, tak bardzo jak – przypuszczam – różnią się obie autorki.
Agata Tuszyńska relacjonuje
historię swojej znajomości z Wierą Gran, znajomości podyktowanej – tak samo jak
w przypadku Grzebałkowskiej – chęcią napisania książki. Gran nie jest jednak
dla niej tylko krótkim przystankiem, jednym z wielu życiorysów napotkanych na
drodze do realizacji planu, którym jest napisanie książki na określony temat (w
przypadku Grzebałkowskiej dodatkowo w ściśle określonym terminie).
„Pani mi chce przez kiszkę stolcową wejść do duszy. Tak po prostu. I
pani uważa, że to normalne i że ja powinnam się na to zgodzić. Chętnie zgodzić.
Bo pani ma ochotę. Bo pani zamierza. Sumienia nie macie, serca, wy,
pisarczyki/pisiarze. Zrozumienia ani za grosz. Przez kiszkę stolcową. Do duszy.
Podli.(…)
Nie
chodzi o panią! Pani jest narzędziem. Uchem i piórem, przedłużeniem mojej ręki
i oczu, księgową mojej przeszłości. Nie podoba się pani ta rola, widzę po tym
grymasie twarzy. Ale nie mamy czasu. Nie mamy wyboru. Albo pani mnie ma na
moich warunkach, albo ma pani milczenie.”
Mimo że Agata Tuszyńska
wydała swoją książkę po śmierci Wiery Gran, dotrzymała warunków. Dziwne, bo
przecież rozmawiała ze starą, opamiętaną manią prześladowczą wariatką,
oskarżoną o kolaborację z Niemcami. W naszych czasach to aż nadto, by człowieka
zdyskwalifikować, zepchnąć na najczarniejsze dno piekła.
Odtworzona przez
Tuszyńską historia jest pełna sprzeczności, niespójności i luk. Żaden sąd
nie uczyniłby jej podstawą wydanego przez siebie wyroku, to niemożliwe. W
świecie, w którym dziś żyjemy wszystko powinno być spójne i logiczne. Tyle tylko,
że nasz świat nie jest tamtym światem. Przynajmniej dopóki nie zetrze mu się
puder.
„Oskarżona: Wiera Gran”
emocjonowała przede wszystkim z powodu reakcji rodziny Władysława Szpilmana.
Pianisty, który był stałym akompaniatorem Gran, który opracował muzycznie
wykonywany przez nią, będący jej największym szlagierem utwór „Jej pierwszy
bal”. I który wymazał Gran ze swojego życiorysu.
„Wyeliminował Wierę ze swojej książki. Wygnał, wysiedlił z życia.
Wykreślił ze swojego losu, jakby ich drogi nigdy się nie zetknęły.
Nie
mogę udawać, że to się nie stało. Szczególnie w sytuacji, gdy jego słowo
mogłoby ocalić jej dobre imię.
Na
arenie publicznej po prostu się do niej nie przyznawał. Zamilczał na śmierć.”
Dzisiaj jedno jest
przynajmniej jasne. Prawomocnym wyrokiem sądu, wydanym po rozpoznaniu pozwu o
ochronę dóbr osobistych, wniesionego przez jednego z synów Władysława Szpilmana
oraz wdowę po nim, ustalono, że Agata Tuszyńska miała prawo napisać taką a nie
inną książkę.
Czy na pewno jednak
jasne?
Wiele lat wcześniej
prawomocnym, wydanym krótko po zakończeniu wojny, wyrokiem sądu ustalono, że
Wiera Gran nie kolaborowała z Niemcami.
„23 marca 1977 roku w polskim tygodniku „Prawo i Życie”, potocznie
zwanym „Prawo i Pięść” ukazuje się artykuł Jacka E. Wilczura pod tytułem
„Zbrodniarka oskarża”. Bezlitosny atak na Wierę Gran poraża ładunkiem
nienawiści.
Obwiniona
przypłaciła lekturę tekstu atakiem serca.”
„Oskarżona: Wiera Gran”
to opowieść wielowymiarowa. To nie tylko-biografia i nie tylko-powieść
historyczna. To również podręcznik pokory. Wobec Losu i wobec
drugiego człowieka.
Agata Tuszyńska nie
odkryła ani przede mną, ani przed samą sobą prawdziwej historii Wiery Gran. Przedstawiony przez nią opis zdarzeń już uleciał z mojej pamięci. Mam jednak nadzieję, że między innymi dzięki tej lekturze zawsze, ilekroć stanie przede mną ktoś niespójny, rozbiegany, nielogiczny i bardzo samotny, przypomnę
sobie, że należy mu się ode mnie to samo, co otrzymała Wiera Gran od
Tuszyńskiej. Uważny szacunek.
Agata Tuszyńska
„Oskarżona: Wiera Gran”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
To jedna z tych książek, których nieopisanie uważam za wielki błąd. Była to jedna z lepszych, jeśli nie najlepsza pozycja przeczytana w ramach DKK. I choć po lekturze też pozostało mi tylko wspomnienie, to wciąż pamiętam, jak przerażała mnie siła plotki, pogłoski, pomówienia, które doprowadziły Wierę do miejsca, w którym ją poznajemy. I czy to nie Wiera umieszcza Szpilmana w zupełnie innym kontekście niż znamy choćby z "Pianisty"? Wet za wet czy prawda? Tego chyba nigdy się już nie dowiemy :( Naprawdę mocna rzecz.
OdpowiedzUsuńMnie też męczyło to, że miałabym tak po prostu zostawić tę książkę. Nie chodzi nawet o podzielenie się wrażeniami z innymi, ale utrwalenie choćby cząstki wrażeń dla samej siebie. I tak zrobiłam to jednak za późno. Świeżo po lekturze byłam oszołomiona. Nie tyle nawet samą historią (która jest straszna, a jeszcze straszniejsza gdy poczytać o jej ciągu dalszym, wynikającym z uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, do którego link zamieściłam w poście), co sposobem, w jaki autorka podeszła do swojej bohaterki. Gdyby wszyscy dziennikarze, reporterzy tacy byli! Gdybyśmy wszyscy tacy byli! Świat stałby się wtedy całkiem znośnym miejscem:)
UsuńA u mnie w głowie świeci jakaś mała czerwona lampka, że nie wszystko na tej linii autor - osoba opisywana, mi się podobało. Ale nie pytaj o szczegóły :(
UsuńMi się nie świeci. Ale o szczegóły także nie pytaj:P
UsuńTa książka też u mnie czeka na wpis - zaczęłam świeżo po lekturze pisać posta, ale jeszcze pozostał w wersji roboczej.
OdpowiedzUsuńJa wcześniej poznałam historię Wiery Gran z audycji radiowej, a później z filmu dokumentalnego. Do książki dotarłam na końcu. Tutaj jednak nie dołączę do ogólnych zachwytów nad pisarstwem Agaty Tuszyńskiej - nie odpowiada taka forma. W moim odczuciu jest zbyt chaotyczna i męcząca dla czytelnika, a jeśli to miało wzmocnić przekaz, to do mnie akurat taki zabieg nie przemawia.
O pisarstwie Tuszyńskiej nie mogę się wypowiadać, bo przeczytałam tylko tę jedną książkę, a to za mało, by mieć jakieś zdanie. W tej książce forma mi jednak bardzo odpowiadała - wydaje mi się, że ten chaos był zamierzony i służył pokazaniu bezradności autorki. I naszej również. Bo choćbyśmy bardzo chcieli, pewnych rzeczy nigdy nie uda nam się wygładzić i uładzić, a historie podobne do tej nigdy nie staną się jednowątkowymi. Na co dzień pracuję w takim właśnie chaosie, być może dlatego uznałam go za naturalny, choć niewątpliwie może męczyć.
UsuńLekturę "Wiery" też mam już dawno za sobą ale pamiętam wrażenie, pierwsze to wyrazy uznania dla Tuszyńskiej, że potrafiła wydobyć z niepamięci Gran i przedstawić ją bardzo interesująco, drugie dotyczyło już samej Gran. Pozostawiając już na boku spór o kolaborację jej i Szpilmana z Niemcami, to przede wszystkim wydała mi się osobą która nie sprostała ciśnieniu, rzeczywistości. Prosta dziewczyna robi zawrotną karierę, wszystko u jej stóp i nagle to wszystko nie tylko okazuje się nieważne a jej życie zagrożone. A potem już nic nie jest tak jak mogłoby by być. A ona ciągle jest myślami przy utraconych bezpowrotnie szansach, które nigdy już nie wrócą.
OdpowiedzUsuńO, widzisz, a ja jej tak nie postrzegam. Wydaje mi się raczej, że próbowała odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie, jednak nie pozwolono jej na to. Gdyby zależało to tylko od niej, jej talentu, pewnie moglibyśmy dziś wspominać czasy, w których nasza rodaczka (bo wówczas byłaby naszą rodaczką, to pewne) święciła triumfy na najważniejszych scenach świata, a jej nazwisko do dzisiaj byłoby synonimem sukcesu.
UsuńDla mnie ta książka to przede wszystkim opowieść o tym, że każdego można zniszczyć.
Pięknie "Uważny szacunek."
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała, bardzo byłoby pięknie, gdyby możliwy był na co dzień. Choć trochę.
A książki Tuszyńskiej mnie uwodzą.
Choć trochę to jest możliwy. Ale tylko bardzo trochę. Moje doświadczenie jest jednak takie, że jeśli nie zaczniemy od siebie, nic z tego nie będzie. A tak, pomału bo pomału, ale może uda się zarazić nim choćby jedną osobę. To już coś.
UsuńZ książek Tuszyńskiej na razie kupiłam sobie tę o Krzywickiej i też liczę na uwiedzenie. Na razie jednak nie mam kiedy dać jej na to szansy:(
http://www.dziennikparyski.com/2010/11/agata-tuszynska-o-wierze-gran.html
OdpowiedzUsuńZnasz?
OdpowiedzUsuńNie znam i chwilowo nie poznam, bo brakuje mi czasu na cokolwiek:( Rzuciłam tylko okiem i nie jestem pewna, czy mam ochotę prześledzić akurat taką dyskusję. Brudu wokół mnie mam ostatnio sporo i niekoniecznie muszę się taplać jeszcze w internetowym błocku.
UsuńKrótko powiem w moim smutku do jej szacunku ..... Wiera przeżyła getto a powinna umrzeć jak reszta . I to się wielu nie spodobało.
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, że to może być dobry trop. Nie czuję się jednak kompetentna ani historycznie, ani moralnie, by o tym jednoznacznie przesądzić.
Usuń