niedziela, 7 czerwca 2015

A.Lindgren "Ronja, córka zbójnika", czyli tak wiele treści w tak małej książeczce

Jeziorko leżało czarne między ciemnymi świerkami, tylko pływające na powierzchni lilie wodne połyskiwały biało. Ronja nie wiedziała, że to były lilie wodne, ale patrzyła na nie długo i zaśmiała się cichutko tylko dlatego, że istnieją.
Nad jeziorkiem zatrzymała się cały dzień i robiła dużo takich rzeczy, o których przedtem nie miała pojęcia. Rzucała do wody świerkowe szyszki i śmiała się, kiedy zauważyła, że wystarczy plaskać stopą o powierzchnię wody, żeby zrobiły się fale, które poniosą szyszki na jeziorko. Nigdy przedtem nie przeżyła czegoś przyjemniejszego. Miło było tak plaskać stopami o wodę, a jeszcze milej, kiedy odkryła, że wokół jeziorka rosną duże omszałe głazy, dobre do włażenia, i świerki, i sosny, na które można się było wdrapywać. Ronja właziła więc i wdrapywała się, póki słońce nie zaczęło tonąć za porosłymi lasem grzbietami gór. Wtedy wydobyła ze skórzanego woreczka chleb i butelkę z mlekiem. A kiedy zjadła i wypiła, położyła się na mchu, żeby chwilę odpocząć. Wysoko nad nią szumiały drzewa. Leżała i patrzyła na nie, i śmiała się cichutko tylko dlatego, że istnieją. Później zasnęła.”

Chcąc napisać o „Ronji, córce zbójnika”, muszę zdecydować się o czym pisać.
Czy o tym, jak szybko zapominamy, że można śmiać się tylko dlatego, że świat istnieje i jest taki piękny?
Czy lepiej o tym, że każdy może spróbować odnaleźć w sobie beztroskie dziecko z jego spontanicznym zachwytem, a lektura Ronji może w tym pomóc?
Mogłabym także nawiązać do jakżeż modnego ostatnio tematu uprawiania sportu i wyznać, że im więcej godzin spędzam w okolicznej puszczy, tym bardziej nie mogę się nadziwić jak wiele osób nie daje sobie szansy na radość. Jak można biegać po lesie, mając w uszach słuchawki? Czemu można chcieć odebrać sobie możliwość słuchania przyrody, smakowania jej wszystkimi zmysłami? Jak można nie uśmiechać się tylko dlatego, tylko dlatego że ścieżka, którą przemierza się dzień po dniu, każdego dnia wygląda inaczej i każdego dnia istnieje? 

 Uniosła głowę i powiodła wzrokiem dookoła. Wszystko wokół niej było takie cudowne, uczucie zachwytu wypełniało ją od stóp do głów. I nagle jej krzyk, donośny i przejmujący jak krzyk ptaka, rozdarł powietrze.
- Musiałam wydać z siebie wiosenny krzyk, inaczej rozsadziłoby mnie – wyjaśniła Birkowi. Posłuchaj! Chyba słyszysz wiosnę!
Przez chwilę stali cicho słuchając, jak w ich lesie świergotało, szeleściło, brzęczało, śpiewało i szemrało. Wszystkie drzewa, wszystkie wody, wszystkie zielone krzewy żyły, wszędzie rozbrzmiewała zdrowa, dzika pieśń wiosny.


Z drugiej strony, nie sposób nie napisać o tym, że to książka o dojrzewaniu - tak dzieci, jak i ich rodziców.
Bo niezwykle łatwo jest kochać słodkiego malucha, ufnie spoglądającego w twarze rodziców i spijającego każde słowo z ich ust.

„(…) życie w Zamku Mattisa toczyło się tak samo jak przedtem. Z tą tylko różnicą, że teraz było tu dziecko. Małe dziecko, które (…) sprawiło, że Mattis i wszyscy jego zbójcy zachowywali się jak mniej lub bardziej pomyleni. (…) Bo było chyba przeciwne naturze, że dwunastu zbójców razem ze swoim hersztem siedziało uśmiechając się głupawo i wydając okrzyki radości tylko dlatego, że jeden maluch właśnie nauczył się raczkować wokół kamiennej sali, zupełnie jakby większego cudu nigdy na tej ziemi nie widzieli.

Nieco trudniej natomiast wyrośniętego nastolatka, z jego własnymi poglądami i buntem przeciwko rodzicielskim poglądom.

„- Ty bestio, tego ci nie wolno robić!
Mattis odepchnął ją, aż z głuchym łomotem upadła na podłogę. Teraz już się nie śmiał. Był blady z wściekłości.
- Co mówi moja córka? Że czego nie wolno mi robić? – zapytał z groźbą w głosie.
- Mogę ci powiedzieć! – krzyknęła Ronja. – Wolno ci rabować pieniądze, towary i wszystkie rupiecie, jakie ci się podoba, ale nie wolno ci tego robić z ludźmi, bo wtedy nie chcę być dłużej twoją córką.
- Kto tu mówi o ludziach – powiedział Mattis głosem zmienionym nie do poznania. – Schwytałem gada, wesz, złodziejskie nasienie i wreszcie oczyszczę zamek mojego ojca. Potem możesz być moją córką albo nie, jak sobie chcesz.
- Jesteś wstrętny! – wrzasnęła Ronja.

Dobrze jednak czasem pamiętać, że im bywa równie trudno jak nam. Bo my swój świat zazwyczaj już zbudowaliśmy, a oni stoją dopiero na początku drogi i sami muszą zdecydować, w którą stronę skręcić. My możemy być tylko drogowskazem. Jeśli zapisanym miłością, może nie miną go obojętnie, postępując wbrew jego wskazaniom. A jeśli nawet tak zrobią, może po pewnym czasie zawrócą. Albo chociaż obejrzą się przez ramię.

Na kamieniu przy źródle ktoś siedział. Był to Mattis, on i nikt inny! Poznała tę czarną kędzierzawą głowę i serce w niej zadygotało. Zaczęła płakać. Stała wśród brzóz i cicho płakała. Wtedy zobaczyła, że Mattis także płacze. (…) Ciągle jeszcze jej nie zauważył, ale w tym momencie spojrzał i zobaczył ją. Zasłonił oczy uniesionym ramieniem, żeby ukryć łzy, a w tym ruchu była taka bezradność i rozpacz, że Ronja nie była w stanie na to patrzeć. Z krzykiem podbiegła do niego i rzuciła się w jego objęcia.
- Moje dziecko – wyszeptał Mattis. – Moje dziecko!
Potem zawołał na całe gardło:
- Mam znowu swojej dziecko!
Ronja płakała wtulona w jego brodę i spytała szlochając:
- Czy teraz jestem znów twoim dzieckiem, Mattis? Naprawdę jestem twoim dzieckiem?
A Mattis płacząc odpowiedział:
- Tak, zawsze byłaś, Ronju! Moim dzieckiem, za którym płakałem dzień i noc. Boże mój! Co ja wycierpiałem!”

źródło zdjęcia
Gdybym chciała dalej ciągnąć tę wyliczankę, miałabym w czym wybierać.
Mogłabym bowiem napisać i o sile prawdziwej przyjaźni, i o rodzącym się uczuciu. Znalazłoby się także parę pięknych fragmentów o odchodzeniu i śmierci.

Jeślibym do tej pory jeszcze nie wiedziała, że Astrid Lindgren była genialną pisarką, teraz znalazłabym dowód nad dowody.

Nie próbuję świadomie wychowywać czy wpływać na dzieci, które czytają moje książki. Jedyna nadzieja, którą ośmielam się mieć, to to, że może moje książki przyczynią się choć odrobinkę do zwiększenia ludzkiej życzliwości i dobroci.

Czytajcie Lindgren sobie i dzieciom. Nie zaszkodzi, to pewne.

Astrid Lindgren „Ronja, córka zbójnika”, przełożyła Anna Węgleńska, ilustrowała Ilon Wikland. Nasza Księgarnia, Warszawa 1990.

18 komentarzy:

  1. Pamiętam, że jakiś czas temu "Ronja" nie zaskoczyła. Ale chyba wyskoczyłem przed orkiestrę i chłopcy byli zbyt mali. Widzę, że pora ponowić próby :) A w pięknych okolicznościach przyrody i ja sportuję czasem w słuchawkach, bo uwierz, cykanie świerszczy po pół godzinie może wyprowadzić z równowagi. Choć przyznaję, że niesie to ze sobą pewne niebezpieczeństwa, na przykład człowiek w ostatniej chwili orientuje się, że dogania go amstaff (przypadek kolegi z weekendu) :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas Ronja była czytana indywidualnie - najpierw czytał Starszy, potem ja. Młodszy jeszcze poczeka. Reakcja Starszego odbiegała od moich oczekiwań (nie była entuzjastyczna, ot, po prostu łaskawie przeczytał), ale uznałam, że na tym także polega dojrzewanie. Na prawie do własnego zdania w sprawie lektur mianowicie:)
      Cykanie świerszczy tudzież kumkanie żab nie wyprowadza mnie z równowagi, nigdy. Po wakacjach w Chorwacji w czasie których cykady darły się niemal całą dobę, świerszcze brzmią nader subtelnie. Ale poza tym mnie te odgłosy po prostu fascynują, także w kontekście tego jak bardzo są różne w zależności od miesiąca czy pory dnia.
      Amstaffa do tej pory nie spotkałam (na szczęście), ale stada ryjących i pochrząkujących dzików owszem. Najpierw usłyszałam, potem zobaczyłam, więc także i z tego powodu nigdy nie założę słuchawek w lesie.

      Usuń
    2. Pamiętam jak kiedyś pojechałem bladym świtem (takim naprawdę) na Św. Krzyż. Na miejscu byłem tuż po wschodzie słońca i cały taras widokowy miałem tylko dla siebie. Kontemplowałem w prawie absolutnej ciszy dzieło stworzenia, ale po kilkunastu minutach dobyłem odtwarzacza i wrzuciłem na uszy jakąś patetyczną muzykę filmową. Ach, jakżeż ona wtedy pasowała :D Nic nie poradzę, że lubię, a po zakupie soniaczów nausznych mam jeszcze dodatkowo efekt antywind i uszy mi nie marzną :D
      A Lindgren to uwielbiam Pippi w wykonaniu Edyty Jungowskiej :D

      Usuń
    3. No i widzisz, tu się diametralnie różnimy. Lubię muzykę, ale ostatnio coraz częściej gdy mam wybierać ciszę lub muzykę, wybieram ciszę. Jeśli słucham, to raczej tylko w samochodzie, choć w poprzednim aucie często zdarzało mi się zapomnieć włączyć radio czy odtwarzacz (w obecnym włącza się automatycznie).
      I Jungowska jako lektorka Lindgren też mi nie leży. Próbowałam parę razy, ale nie mogę, po prostu nie mogę:(

      Usuń
  2. Zaciekawiłaś mnie ta Ronją. Kilka lat temu próbowaliśmy czytać i jakoś moim dzieciom nie podeszła. Może rzeczywiście to kwestia wieku. Podczas wakacji ponowię próbę. Gdzieś w dziczy, na łonie natury (moje córki już marudzą "co będziemy robić na tych Mazurach?") będzie atmosfera i może załapią sens tej książki. Astrid to wielka kobieta!

    A ja lubię w słuchawkach :) Ileż można tych ptaków wysłuchiwać! ;)
    Agnieszka K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptaków można długo, wręcz bez końca. Ale ja w ogóle nie lubię sztucznych zagłuszaczy.
      Ronja jest chyba dla co najmniej dziesięciolatków (tak mi się wydaje). Jeśli na Mazurach można jeszcze znaleźć jakąś dzicz (można?), to może faktycznie tym razem się uda!

      Usuń
  3. Całkowicie się z Tobą zgadzam w kwestii uprawiania sportu. Mam ten etap już dawno za sobą, ale nie wyobrażam sobie abym mogła biegać nie słysząc co się dzieje wokół mnie. Jak zamknięta w klatce. To jest dla mnie przeżycie klaustrofobiczne. Biegłam kiedyś sama w lasku, o którym mawiali, że spotkać można w nim grupki handlujące narkotykami. I mimo, ze nikogo nie widziałam to nie biegłam - wbiegłam i czym prędzej chciałam z tamtąd wybiec. W zasadzie uciekałam. Ostatnio ciekawą rzecz o bieganiu powiedziała Monika Jaruzelska. Jak znajdę to umieszczę u siebie.

    Lindgren i Jansson są najlepsze bez dwóch zdań :-)))
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie biegam, bo ze względów zdrowotnych nie mogę. Zamiast tego chodzę lub - ostatnio - jeżdżę na rowerze (choć chyba też nie mogę, ale chwilowo to chromolę). Tak czy siak, uważam że sformułowanie "przeżycie klaustrofobiczne" znakomicie oddaje istotę rzeczy. Po pierwsze, dyskomfort własny, po drugie jednak, ja naprawdę lubię tę leśną ciszę - nie ciszę. Nigdzie się tak nie relaksuję jak właśnie tam.
      Do Jansson ciągle jeszcze się przymierzam (w młodości nie byłam fanką, ale czuję, że chyba nadszedł właściwy moment), ale Lindgren uwielbiam pasjami!
      Uściski!

      Usuń
  4. Ależ ona pisze, co? Z serca do serca. Wiadomo, urodziłam się tego samego dnia, co i ona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie, z serca do serca. Po prostu. Nic więcej i aż tyle:)
      I, hm, ja urodziłam się tego samego dnia co Marylin Monroe. Wiadomo, diamonds are my best friends!:D

      Usuń
  5. Szukam, szukam nie mogę znaleźć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ronji? Treści? Zagadkowa niedziela dopiero jutro rano...

      Usuń
    2. Ronji, przepraszam za lapidarność.

      Usuń
    3. Ok:) Nie wiem w jakim jesteś wieku, ale zarówno ja, jak i sporo moich znajomych własnej Ronji nie mamy i w dzieciństwie nie czytaliśmy. Nie wiem w sumie dlaczego, bo teoretycznie ja powinnam jeszcze załapać się wiekowo na pierwsze polskie wydanie, ale tak jakoś wyszło. Za to jakżeż przyjemnie "odkryć" taką książkę w tak podeszłym wieku!:P

      Usuń
  6. O tak, ja też "Ronję" czytałma nie tak dawno temu i mnie poraziła po prostu. Jak się pewnie domyślasz ;) matka Ronji jest mi bardzo bliska. I pięknie tam jest właśnie o dorastaniu, do bycia rodzicem też. I o umieraniu - ech! tak prosto, a tak wzruszająco.
    Jak przez mgłę pamiętam z dzieciństwa radiowe dobranocki (czy ktoś oprócz mnie to pamięta - codziennie, chyba 19.30 w radiowej Jedynce zdaje się, półgodzinne) i tam była "Ronja" czytana.
    W. nie czytał jeszcze, ale ponieważ mamy taki mały set sześciu filmów na podst. powieści Lindgren, to "Ronję" obejrzeliśmy - film polecam.

    A co do jej innych powieści - "Braci Lwie Serce" z dzieciństwa nie kojarzę, sam tytuł, ale mój dzieć ma fragmenty w książce do polskiego i ... jak sobie jakiś czas temu zażyczył, żebym streściła o czym to, tooo dawno już tak nie szlochałam - czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka Ronji to niezwykle mądra kobieta. Taki matczyny wzorzec z Sevres:)
      Dobranocki w Jedynce pamiętam, ale żeby Ronję tam czytali to już niekoniecznie. W ogóle nie pamiętam żadnych tytułów, choć przecież słuchałam.
      Z filmami jesteśmy bardzo zapóźnieni - powiedziałabym, że ze wszelkimi. Pewnym usprawiedliwieniem jest to, że nijak nie mamy ich gdzie oglądać - żadnego VOD, na monitorze komputera nienawidzę, a od czasu przeprowadzki dvd brak (jedyna rzecz, która ucierpiała w trakcie). Chyba muszę przedsięwziąć jakieś kroki zaradcze, bo ostatnio pomyślałam, że fajnie byłoby obejrzeć z nimi np. ET:)
      "Braci Lwie Serce" czytałam w dzieciństwie i tryskałam łzami niczym fontanna. Teraz się boję sięgnąć po nią ponownie...

      Usuń
  7. Skoro tak zachwalasz to na pewno się skuszę:) Muszę tylko poszukać i kupić tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest to książka, która na stoi na półce każdej biblioteki, w dziale dziecięco-młodzieżowym.

      Usuń