niedziela, 18 października 2015

Mity greckie w szkole kiedyś i dziś, czyli równia pochyła

O wszystkim można napisać to samo, ale nie tak samo.

Jeśli tragicznie zginie ktoś znany, Polska Agencja Prasowa poinformuje o tym w zwięzłej notce, zawierającej kilka niezbędnych danych. Prasa codzienna poświęci tej osobie szpaltę lub nawet całą stronę (gdy będzie to ktoś naprawdę znany), na której znajdzie się parę gustownych zdjęć, garść wspomnień, może jakaś anegdota. Brukowce natomiast na pewno spróbują zdobyć zdjęcia z miejsca tragedii, a na pierwszej stronie wytłuszczą efektowny tytuł, zdobny w dramatyczne przymiotniki.

Dokładnie tak samo jest z tym, co rozumie się przez lektury szkolne.

Kiedy byłam pilną uczennicą szkoły podstawowej, oczywistym było, że jeśli chodzi o mity greckie jedyną możliwą lekturą jest „Mitologia” Jana Parandowskiego. Przeczytałam; wrażeń dziś nie pamiętam, ale musiały być pozytywne, skoro moja podręczna biblioteczka mniej więcej w tym czasie wzbogaciła się o szereg książek dotyczących kultury starożytnej Grecji i Rzymu. Pamiętam też jak ślęczałam nad którymś z tomów Encyklopedii powszechnej PWN, usiłując nauczyć się greckiego alfabetu.


Kiedy urodziłam własne dzieci i podrosły one na tyle, że można było uraczyć je krwistymi mitycznymi historiami, odkryłam, że na rynku obrodziło w przeznaczone dla młodych czytelników książki o tej tematyce.
Użyty w nich klucz do trafienia do dziecięcych serc jest różny.



Jedni, jak Katarzyna Marciniak, historyczka literatury i filolożka klasyczna, idą w formę raczej baśniową, niestety nie wolną od dydaktyki. W wydanej przez Naszą Księgarnię „Mojej pierwszej mitologii” autorka snuje opowieści raczej dla młodszych czytelników. Fragmenty drastyczne pomija lub bagatelizuje (te, których pominąć się nie da), dokłada osadzone w wątku opowieści snute przez tatów orłów lub babcie mrówki, a na koniec łopatologicznie tłumaczy pochodzenie i sposób użycia niektórych zwrotów językowych („marsowa mina”, „strzała Amora”, „otworzyć puszkę Pandory”). Gdy dodać do tego słodziutkie i wolne od nagości (a fuj!) ilustracje Marty Kurczewskiej, otrzymamy pozycję w sam raz dla przedszkolnych starszaków.

Na początek chyba jak znalazł. Mi jednak coś nie pasuje. Moim dzieciom chyba też nie, bo po kilku rozdziałach odmówiły dalszej lektury (a było to rok temu, gdy Młodszy rozpoczynał edukację w przedszkolnej zerówce).


Zupełnie inaczej mity w wersji dla dzieci widział Dimiter Inkiow, piszący po niemiecku Bułgar, obdarzony niesamowitym poczuciem humoru (próbka tutaj). Niby różnica jest niewielka – i w przypadku Marciniak, i w przypadku Inkiowa nie ma mowy o epatowaniu przemocą, a używany język jest raczej prosty – jednak ich książki diametralnie się różnią. Być może dlatego, że Marciniak pisze jak ktoś, kto nauczył się wszystkiego, co powinno się wiedzieć o pisaniu książek dla dzieci i teraz próbuje zastosować tę wiedzę w praktyce. Inkiow zaś jak ktoś, kto opowiedział już tysiącu dzieciom tysiące historii.
A że przy okazji ilustracje Wilfrieda Gebharda nie drażnią czytającego dorosłego, to tylko tym lepiej.

Jest jeszcze Grzegorz Kasdepke, o którego dziele nie napiszę jednak niczego, bowiem nie mam go akurat pod ręką, a kompletnie nie pamiętam wrażeń z lektury sprzed ponad dwóch lat.







Gdyby jednak moje dzieci chciały przeczytać coś jeszcze innego, mogłyby sięgnąć po prastary (w każdym razie z ich punktu widzenia) egzemplarz książki Jadwigi Żylińskiej „Oto minojska baśń Krety”. Byłabym zadowolona, bo bardzo lubię ilustracje Elżbiety Gaudasińskiej, a poza tym mogłabym pochwalić się przed nimi taką oto, umieszczoną w książce, dedykacją (patrz w lewo).





Przede wszystkim jednak, tak samo jak po przeczytaniu książek Parandowskiego, Marciniak i Inkiowa, dzieciaki dowiedziałyby się skąd wzięły się te wszystkie historie, dlaczego losy poszczególnych bohaterów potoczyły się tak a nie inaczej, z czego wynikały ich wybory i czym były podyktowane. W ich głowach powstałaby w miarę spójna i logiczna wizja starogreckiego świata, dzięki której w przyszłości łatwiej byłoby zrozumieć im świat współczesny.

Wyobrażenie o tym, że tego rodzaju wiedza jest w ogóle dzieciom potrzebna, mogło powstać chyba tylko w głowie takiego mamuciego rodzica jak ja.

W miniony piątek Starszy, na którego półkach stoją wszystkie wyżej wymienione książki, na półkach rodziców zaś jeszcze kilka innych (wszystkie poświęcone mitologii greckiej i rzymskiej), przyniósł do domu takie coś.


„Wypożyczyłem ze szkolnej biblioteki” – oznajmił, gdy zapytałam, skąd to wytrzasnął.
Pomijając już to, że dzieło jest anonimowe (jedyna informacja w tym zakresie brzmi: „skład tekstu Studio Wydawnictwa Sara”) i że opatrzone jest wstrząsającymi ilustracjami (tu akurat autor jest znany: Jakub Kuźma), w środku jest niczym w „Fakcie”. Nieważne dlaczego i nieważne co dalej, ważne że krwiście i dramatycznie. Z szeregu historii wybrano te najpopularniejsze i najbardziej nośne (o Dedalu i Ikarze, Minotaurze), opowiadając je w sposób niezwykle emocjonalny, z użyciem szeregu niosących spory ładunek dramatyzmu przymiotników. 

„Bestia nie żyje! Ma na co zasłużyła!” – bez trudu mogę sobie wyobrazić wielkie litery na pierwszej stronie brukowca.
Minotaur nieprzytomny runął na ziemię. Tezeusz podszedł do niego z mieczem uniesionym do góry i z całej siły wbił go w serce bestii. Potwór zawył okropnie. Jego oczy zaczęły mętnieć, by po chwili zgasnąć zupełnie. Nie żył”. – tak mogłaby brzmieć relacja z przebiegu zdarzeń w kreteńskim labiryncie, opatrzona zdjęciem minotaurzego ścierwa. Skąd labirynt i w nim Minotaur, dlaczego musiał zginąć – a kogo to obchodzi? Ważna jest akcja, krew i liczba sprzedanych egzemplarzy. Do bibliotek szkolnych nada się jak znalazł.

Nie wiem dlaczego jeszcze trzydzieści lat temu jedenastolatkowie byli uznawani za właściwych adresatów książek Parandowskiego i Żylińskiej, a dziś przerabianie mitologii greckiej ogranicza się do zamieszczonego w podręczniku wyboru co łatwiej strawniejszych fragmentów ich książek. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że polonista sugeruje uzupełnienie tej lektury czymś, co w ogóle nie powinno nigdy stanąć na półce z literaturą.

Co gorsza, nie wiem także dlaczego mój własny syn, karmiony od niemowlęctwa literaturą piękną, idzie na łatwiznę, nie próbując nawet zmierzyć się z poważniejszą prozą.
Czuję jednak, że nie urodzi się z tego nic dobrego. Poza dobrymi perspektywami dla właścicieli brukowców.

Jan Parandowski „Mitologia”. „Czytelnik”, Warszawa 1979.
Jadwiga Żylińska „Oto minojska baśń Krety”, ilustracje Elżbieta Gaudasińska. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1986.
Katarzyna Marciniak „Moja pierwsza mitologia”, ilustrowała Marta Kurczewska. „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013.
Dimiter Inkiow "Najpiękniejsze mity greckie", ilustrował Wilfried Gebhard, tłumaczyła Alicja Lehrke. Media Rodzina, Poznań.
„Mity greckie”. Wydawnictwo SARA, Warszawa 2004. 

88 komentarzy:

  1. Moje pierwsze spotkanie z mitami greckimi to była seria książeczek Jadwigi Żylińskiej wydana przez KAW z ilustracjami nawiązującymi do stylistyki greckiego malarstwa figuralnego, z mitami o Achillesie, Herkulesie, Tezeuszu, Dedalu i Wyprawie po złote runo. Pamiętam je bo biegałem od kiosku do kiosku w poszukiwaniu kolejnej tomiku. Z Parandowskim chyba się trochę rozminąłem, w każdym razie jakoś nie wrył mi się w pamięć, ale znajomość z wariantem mitów w opracowaniu Żylińskiej okazała się wystarczająca bo w liceum już przerzuciłem się na Gravesa a to już naprawdę poważna sprawa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta seria książeczek, o której piszesz jest nieco starsza. Moja książka jest właśnie zbiorczym wydaniem tych opowieści. Najwyraźniej KAW uznało, że szkoda męczyć dzieci bieganiem od kiosku do kiosku a zamiast tego trzeba zaoferować im wszystko mający zbiór:)
      Parandowskiego przejrzałam teraz pobieżnie - szczerze powiedziawszy, wydaje mi się nieco ciężkawy, ale może trzeba się wczytać. W każdym razie u mnie Parandowski w połączeniu z Krawczukiem (moja piąta klasa zbiegła się jakoś w czasie z jego telewizyjnymi pogadankami na temat antyku) sprawili, że sięgnęłam po wiele innych pozycji dotyczących starożytności. Także i po Gravesa (gdzieś mi wcięło mój ceramowski egzemplarz, wrr!).

      Usuń
    2. Trzeba wziąć pod uwagę, że jednak, jakby nie patrzeć Mitologia pisana była prawie 100 lat temu a i edukacja miała ugruntowany klasyczny trzon, każdy wówczas gimnazjalista wiedział, co to takiego Arma virumque cano, Troiae qui primus ab oris... :-)
      Graves to już zdecydowanie dla zaawansowanych i to w wieku licealnym, dzisiaj pewnie bez problemu znajdziesz na allegro. I pomyśleć, że kiedyś Ceram był nie do zdobycia... :-)

      Usuń
    3. Daj spokój, kto dziś czyta Wergiliusza? (akurat "Eneidę" mam na półce, w odróżnieniu od Gravesa:P)
      Kierunek, w którym obecnie zmierza edukacja, zdecydowanie mnie przygnębia. Ugruntowany klasyczny trzon? Daj spokój. Ciemność widzę, ciemność!

      Usuń
    4. Wreszcie ktoś mnie rozumie :-), a po reprymendzie jaką otrzymałem od Tarniny już myślałem, że coś ze mną jest nie tak :-)

      Usuń
    5. Cieszę się niezmiernie, że Ty się cieszysz, choć kompletnie nie mam pojęcia o co chodzi. Ostatnio moje życie wirtualne nie istnieje. Z realnym też jest zresztą słabo, toteż wybacz, ale nie wiem dlaczego dostałeś reprymendę. Jeśli będziesz jednak dawał odpowiednie znaki, postaram się wspierać Cię kiedy trzeba;)

      Usuń
    6. Dostało mi się za ciągłe marudzenie :-) - tym razem poszło o to, że byłem zdegustowany, że pojęcie "pokolenie Kolumbów" jest zagadką dla ludzi po maturze.

      Usuń
    7. No widzisz, znak czytelny, więc mogę (szczerze) stwierdzić, że jestem zdegustowana razem z Tobą. Choć wcale nie zdziwiona. Widziałam zresztą w blogrollu, że napisałeś o książce Bratnego i nawet obiecałam sobie zajrzeć do Ciebie w wolnej chwili. Niestety, wolna chwila dotąd nie przybyła:(

      Usuń
    8. Sprowokował mnie reportaż, w którym ktoś postulował powrót "Kolumbów" do szkoły patrząc na książkę tylko przez pryzmat scen z powstania, zapominając że to tylko 1/3 książki.

      Usuń
    9. Reportażu też nie czytałam... A książkę strasznie dawno temu; prawie nic nie pamiętam:(

      Usuń
    10. Tego akurat nie trzeba było czytać - to był materiał na który trafiłem przypadkiem na jakimś kanale TV, i to jeszcze z udziałem kogoś z Muzeum Powstania Warszawskiego.

      Usuń
    11. To jestem w pełni usprawiedliwiona - telewizji nie używam w ogóle (pomijając konieczność znoszenia dzieci oglądających niekiedy jakieś głupawe bajki i męża, namiętnie wpatrującego się we wszelkie programy kulinarne). Muzeum Powstania Warszawskiego też mnie jakoś nie pociąga...

      Usuń
    12. Ciebie nie ale chłopakom na pewno by się spodobało :-)

      Usuń
    13. W to nie wątpię. Dopóki jednak mam jakiś wpływ na to dokąd chodzą, na pewno ich tam nie skieruję. Moja wizja świata i wizja twórców tego muzeum są ze sobą całkowicie niekompatybilne.

      Usuń
    14. Zabrzmiało bardzo zasadniczo :-) - nie dostrzegłem w Muzeum wizji świata (i prawdę mówiąc nie wiem o co chodzi), za to nieszablonowy sposób przedstawienia historii, jakby nie patrzeć, lokalnego wydarzenia, które potrafi zainteresować nie tylko dzieci i młodzież z Warszawy.

      Usuń
    15. Chodzi mi ogólnie o pomysł Muzeum jako miejsca dla dzieci. Kompletnie tego nie akceptuję. Teraz nie mam czasu, by wchodzić na stronę Muzeum, ale kiedyś były tam propozycje pt. jak to fajnie, możecie przeżyć to sami i zobaczyć jak to było być małym powstańcem. Nie, nie i jeszcze raz nie.

      Usuń
    16. Faktycznie dosyć makabryczny pomysł. Na temat strony nie wypowiadam się bo nigdy na niej nie byłem :-) W każdym razie i córce i synowi Muzeum na żywo podobało się :-)

      Usuń
    17. Byliśmy w Warszawie w czasie ferii zimowych i przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby może jednak... Weszłam na stronę i czym prędzej wyszłam, powziąwszy postanowienie, że nigdy więcej, ani wirtualnie, ani realnie.

      Usuń
  2. Mnie również przeraża poziom niewiedzy, jaki obecnie prezentują ludzie po maturze, a bywa, że i po studiach humanistycznych. Parandowskiego zawsze lubiłam (mam też na półce Markowską, do tej pory nieprzeczytaną, ale jako usprawiedliwienie podaję, że polonista nie polecał tej pani) i do dziś chętnie do niego zaglądam, bo jednak pamięć bywa zawodna. Z pozdrowieniami mamut nr 3 (chyba się Marlow nie obrazi... ;-D)
    PS. Czytałam kiedyś u Lwa-Starowicza, że musiał przestać operować podczas wykładów pojęciami używanymi w seksuologii od lat, typu kompleks Artemidy itp., bo studenci kompletnie nie rozumieli, o czym mówi. Ciemność widzę, ciemność... ;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie ładne zdjęcie rozpoznawcze:) Chociaż ja akurat nie lubię czytać w takiej pozycji.
      Lew Starowicz z pewnością mówił prawdę. Ja po zajęciach, które prowadziłam w tym roku dla ludzi w wieku 25-26 lat, doszłam do wniosku, że mój język i ich język to dwa różne języki. Erudycja? Nie słyszałem/am o takiej aplikacji, fajna?
      PS. Możemy założyć klub mamutów. Idzie zima, grube futra będą jak znalazł:P

      Usuń
    2. Dziękuję, choć jedynie wygrzebałam je kiedyś w czeluściach sieci. Ale równie dobrze to ja mogłabym na nim być, wszystko się zgadza ;-). Oprócz pozycji, faktycznie niewygodna.
      Przerażające jest to, że większość tych adeptów wiedzy, słysząc nieznane słowo, nie ma potrzeby sprawdzić jego znaczenia w słowniku, tylko uważa, że to wykładowca/rozmówca powinien mówić prostszym językiem :-(
      Klub to znakomity pomysł, porozmawiamy sobie w ulubionym stylu ("Za moich czasów!..."), i jeszcze ciepło będzie... ;-)

      Usuń
    3. Myślę, że to dążenie do upraszczania jest tu kluczowe. Wysiłek? Tylko wtedy, jeśli jest modny (patrz taki na przykład crossfit). Wysiłek intelektualny? Ależ po co się męczyć? Kiedyś równaliśmy w górę, teraz kierunek jest odwrotny. Mnie przeraża natomiast co innego. Moje własne dziecko. Krew z krwi, kość z kości, wychowane w takich a nie innych warunkach, w takim a nie innym otoczeniu. Twór XXI wieku pełną gębą, który na wszelkie próby pokazania innej drogi reaguje zawsze tak samo: pokazaniem tyłka. Już przestałam mu proponować, żeby coś gdzieś sprawdził, bo i tak nie sprawdzi. To zbyt męczące jest przecież. Jak ja się z nim dogadam za parę lat, rety?

      Usuń
    4. Może to chwilowe jest? Przychodzi taki czas, że bardziej się patrzy na to, co robią rówieśnicy, a to, co proponują rodzice, idzie w odstawkę. A potem się wraca na znajomą, już wydeptaną ścieżkę. Będzie dobrze :-)

      Usuń
    5. Taaak. Jak mawia moja ulubienica, Prawdziwa Buka (o, tutaj), prędkość dźwięku to dziwna sprawa. Rodzice coś mówią jak masz 15 lat, a dociera dopiero koło trzydziestki...
      Tylko czy ja tego dożyję?:P

      Usuń
    6. Pamiętam, że teksty pt "wykładowca/rozmówca powinien mówić prostszym językiem", bo ktoś tam nic nie rozumiem, trafiały się i za moich studenckich czasów.A był to Uniwersytet Jagielloński ;) I jakoś tak przed 2000 rokiem. Może to więc nie kwestia dzisiejszych czasów, tylko poszczególnych jednostek ludzkich? Chociaż faktem jest, że rozwój technologi rozleniwia. Nawet mnie samej łatwiej jest sięgnąć do netu, niż iść do czytelni.Ważna chyba jednak jest równowaga- uproszczenia też bywają dobre. Ale nie powinny być ważniejsze niż np. rozwój intelektualny :)
      O dzieciach nie wiem zbyt wiele, ale obserwuję je dość często na różnych warsztatach twórczych (wiekowo jest to taki przedział od 3 do 15 lat) i tak sobie myślę, że może z tych "tworów XXI wieku" wyrosną jeszcze ludzie. Nawet odwracający się teraz "tyłkiem". Po prostu liczy się chyba tzw. solidna podstawa. Do niej się wraca, jak się dorośnie. Oczywiście, dorasta się w różnym czasie i niestety nie mogę Ci zagwarantować, że Twój Starszy zrobi to wcześniej niż przed 30ką ;)

      Usuń
    7. U nas połowy wykładowców nikt nie rozumiał, ale to głównie dlatego, że język prawniczy nader często przeradza się w jakąś przerażającą nowomowę, okraszaną niekoniecznie dobrze stosowanymi łacińskimi cytatami:) Poważnie jednak, to wydaje mi się, że problem jest głębszy i wynika z tego jak wygląda polska szkoła. Testomania nie służy dobrze rozwojowi intelektualnemu. Sama właśnie w minionym tygodniu spasowałam i kazałam Starszemu nauczyć się do klasówki przyrody z dokładnie tego czego od niego oczekują. Dwie jedynki z przyrody na razie nam starczą.
      Solidna podstawa, powiadasz? Pytanie tylko jak długo będę w stanie budować ją podprogowo, bo inne metody przestały działać. Na szkołę nie liczę, w każdym razie nie na tę Starszego.

      Usuń
    8. Język prawniczy jest specyficzny, to prawda. Ale ja studiowałam m.in filologię polską ;) Natomiast zgodzę się z Tobą w 100%, że problemem jest szkoła. I to, jak bardzo źle się tam uczy nie ucząc mądrze. Testy to sobie można rozwiązywać w poczekalni u dentysty ;)
      A może Twój Starszy przechodzi jakiś bunt młodości? ;)

      Usuń
    9. Owszem, wszystko wskazuje na to, że to przyspieszony okres dojrzewania. Mam nadzieję, że jeśli wcześniej się zaczął, to może i wcześniej skończy.
      Jeśli chodzi o szkołę, właśnie jestem na etapie zbierania danych w celu zmontowania koalicji przeciwko kilku nauczycielom. Szczerze wątpię w to, czy cokolwiek z tego wyniknie, ale jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam.

      Usuń
    10. Trzymam kciuki za koalicję! Ale ja jestem bardzo anty (nauczycielska), co mi zostało po własnej edukacji.

      Usuń
    11. Na razie zbieramy dane i opracowujemy strategię. Nie mam dyplomatycznego talentu, dlatego nie wiem jak inaczej zagaić rozmowę niż poprzez wykrzyczenie "dlaczego w XXI wieku prowadzi Pani lekcję każąc wybranemu dziecku czytać w klasie na głos rozdział podręcznika, hę?!"
      Ale poza tym wierzę, że jest wielu znakomitych nauczycieli, tyle że - jak zwykle w takich przypadkach - jako wychylający się ponad przeciętność nie są zbyt dobrze widziani w środowisku. A już to co dzieje się w małych miejscowościach to zupełna zgroza, w którą nie uwierzyłabym, gdybym regularnie nie widywała reprezentatywnych przykładów (i nie mam na myśli szkoły Starszego, a to co widzę zawodowo).

      Usuń
  3. Cóż... Mój Starszy po raz pierwszy a było to w klasie 5 nie był w stanie przeczytać lektury. Mowa o MITOLOGII Parandowskiego. Pełna zrozumienia (wybacz, ale ja też nie mogłam nigdy przez nią przebrnąć..) podsunęłam mu MITOLOGIĘ wg Grzegorza Kasdepke :-) Test ze znajomości lektury zdał na 5. A teraz właśnie z pokoju moich chłopców dochodzą odgłosy audiobooka - to Dimiter Inkiow usypia ich swymi opowieściami o Minotaurze...;-)
    Myślę, że do Parandowskiego wrócą za parę lat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, mówiłaś. Ja Starszemu też wyciągnęłam Parandowskiego, ale całkowicie mnie zignorował. Za mała czcionka i za dużo tekstu na jednej stronie. Mimo wszystko jednak Kasdepke zamiast Parandowskiego wywołuje u mnie wewnętrzny opór. Inkiow to co innego:) Czytaliśmy swego czasu obie części, a teraz też zamierzam kupić audiobooka - od 1 września spędzamy mnóstwo czasu w samochodzie, to co się ma ten czas marnować?:)
      PS. I kompletnie nie mam czasu odpisać na maila. Może po wtorku dam radę...

      Usuń
    2. W każdym razie mam nadzieję, że spotkamy się w sobotę! X Kiermasz Książki Przeczytanej - pamiętasz? ;-) Do zobaczenia i weź... portfel a nie kartę...;-)

      Usuń
    3. Pamiętam, ale to czy się spotkamy nie jest takie oczywiste, niestety. Dzieci ciągle dostarczają mi sobotnich zajęć - jak na razie jedne są na 9.00, a drugie na 10.00. Do 14.00... Może pomogę chociaż posprzątać?:(

      Usuń
  4. Ja tam czytałem Markowską i Milską, a wcześniej Hawthorne'a. Parandowskiego do dziś w reku nie miałem.
    Natomiast co do ostatniego dzieła, jak wiadomo Sara to moja ulubiona oficyna. Te ilustracje to nie może być Jakub Kuźma, ten człowiek nie jest w stanie narysować nic, co nie miałoby oczek jak postacie z Disneya :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja ani Markowskiej (chyba, w każdym razie nie kojarzę), ani Hawthorne'a. Milska nie kojarzy mi się w ogóle z niczym (nie guglowałam).
      Może oszukali, ale Jakub Kuźma stoi jak byk (nie Minotaur). NIewykluczone jednak, że po prostu nie doceniasz jego kunsztu - ma oczy na każdą okazję, a że Ty ciągle czytasz tylko bajki Disneya, to co się dziwisz?

      Usuń
    2. Markowska i Milska to spółka autorska; zasadniczo pisały dla dorosłych w serii religioznawczej Iskier (takiej czarnej), bo seksu i krwi u nich sporo :) W kwestii kunsztu pana Kuźmy wypowiadałem się wielokrotnie i doprawdy za ładnie te obrazki wyglądają. W oczy na każdą okazję nie wierzę, takiej okulistycznej manierki nie sposób się pozbyć na zawołanie :P

      Usuń
    3. Zapytałam gugla o Markowską i Milską i wypluł mi na pierwszym miejscu Baśnie narodów Związku Radzieckiego. Wokół tej pozycji w sumie też narosło pełno mitów... Ale seksu to tam nijak nie mogę sobie wyobrazić:(
      Wybacz, ale jakoś wypowiedzi o panu Kuźmie sobie nie utrwaliłam. A skoro obrazki Ci się podobają, poproś dziecko, niech też Ci takie mity wypożyczy. Wydawnictwo Sara w każdej szkolnej bibliotece!

      Usuń
    4. Ech, nic samodzielności: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/33474/mity-grekow-i-rzymian Chociaż to nowsze wydanie niż moje. A z Milską to raczej Baśnie z dalekich mórz i oceanów znam. O seksie tam faktycznie niedużo.
      U mojego dziecka w szkole raczej Greg się panoszy.

      Usuń
    5. W szkołach równouprawnienie, więc z pewnością poza Gregiem jest i Sara:P
      Dziękuję uprzejmemu koledze za podesłanie linka leniwej koleżance. Tak mi coś chodzi po głowie, że jakaś Markowska była wydana w tej potwornej serii "Cała Polska czyta dzieciom" i nie wiem czy nie były to właśnie wspomniane przez Ciebie baśnie. Może zajrzymy, przełamując obrzydzenie, ale skoro już kiedyś popełniłam ten straszny błąd i to kupiłam, to teraz wypada chociaż raz otworzyć:(

      Usuń
    6. Owszem, była wydana, rzeczone Baśnie z mórz i oceanów. U nas szału nie zrobiły, mimo iż słuchaczki miały fazę księżniczkową.

      Usuń
    7. Oj, jak o księżniczkach, to u mnie na pewno nie przejdzie. Kolejny argument aby zwolnić to miejsce na półce. Zbieram się i zbieram, żeby napisać o tej serii i tylko to mnie powstrzymuje przed wyniesieniem jej w całości gdziekolwiek bądź, byle z dala ode mnie.

      Usuń
    8. Znaczy również o dżinach i rozmaitych Ali-Babach, nie tylko o księżniczkach. U nas jakieś 2/3 tej serii znalazło czytelników i już drugie pokolenie każe sobie czytywać Szejtroczka i Pana Poppera, skąd więc ta niechęć do serii?

      Usuń
    9. A, jak o dżinach i Ali-Babach, to rokuje:) Tytuły wydane w serii są ok (w większości), ale w niektórych przypadkach wybrano fatalne tłumaczenia, a szata graficzna to już w ogóle woła o pomstę do nieba. Porównaj choćby takiego pana Poppera w tej wersji i w wersji wydanej przez Dwie Siostry w serii "Mistrzowie ilustracji". Pięści same się zaciskają.

      Usuń
    10. Co jest w fatalnych tłumaczeniach? Okazji do porównań nie mam, ale akurat obrazki z pingwinami u nas się podobają :P

      Usuń
    11. Na pewno "Zabić drozda"; resztę musiałabym sprawdzić, bo nie nauczyłam się na pamięć i nie chcę szkalować.

      Usuń
    12. O? A miałem czytać w tym właśnie wydaniu.

      Usuń
    13. Nie wiem, może się nie znam, ale mnie (i jeszcze jedną osobę, którą znam) odrzuciło już po kilku stronach. Spróbuj jednak jeśli już masz, może akurat u Ciebie zaskoczy?

      Usuń
    14. Znaczy nowszy Szymański gorszy niż starsza Kierszys? To mam co sprawdzać.

      Usuń
    15. Mi tak wyszło. Może i Szymański jest lepszy językowo, nowocześniejszy itp. (strzelam, bo nie mam pojęcia), ale mi - w każdym razie na pierwszy rzut oka - zabrakło iskry.

      Usuń
    16. A może to autorce zabrakło iskry i tłumacz nie miał z czego ognia wykrzesać? :P

      Usuń
    17. To skąd w takim razie te miliony czytelników na całym świecie, hę?

      Usuń
    18. To chyba niewłaściwe pytanie, bo skąd w takim razie te miliony czytelników Greya na całym świecie? :P

      Usuń
    19. Tłumacze się dobrze spisali, a angielskim jako ojczystym włada tyle ludzi, że i książki telefoniczne w tym języku dobrze się sprzedają:P
      PS. Ja się zawzięłam i czekam na wyniki konkursu chopinowskiego, a Ty czemu nie śpisz?

      Usuń
    20. Też się zawziąłem, ale chyba o północy wymięknę :P

      Usuń
    21. To już. Też pękam. Właśnie zastanawiam się, czy na pewno muszę myć jutro rano włosy - zawsze to dziesięć minut więcej. Swoją drogą, co to za pomysł, żeby ogłaszać wyniki w środku tygodnia, do tego w nocy!

      Usuń
    22. Chyba dobrze zrobiłem, że nie czekałem, przynajmniej jestem mniej niewyspany, a wyniki szału nie zrobiły :D

      Usuń
    23. Pierwsze trzy miejsca obsadzone faworytami, czyli można się spierać ewentualnie o kolejność. Ale i tak nie żałuję, że czekałam, choć jestem nieprzytomna z niewyspania (gdy już poszłam spać, to obudził się kot. Potem nad ranem znów się obudził. I znów. I tak sto razy.).

      Usuń
    24. No wlaśnie kolejność bym może poprzesuwał lekko. Ale co tam. A z kota robimy kisiel i ciastka, uświadom to zwierzątku dobitnie :D

      Usuń
    25. Ja przyjmuję werdykt z pokorą, bo III etapu słuchałam bardzo wybiórczo i może faktycznie coś mi umknęło.
      Kisiel z kota? Nienawidzę kisielu bardziej niż hałasującego w nocy kota, brr!

      Usuń
    26. Ale ciastka są bardziej kuszące :) Ostatecznie postrasz go, że w nowym sezonie pójdzie na grill :P

      Usuń
    27. Jedzenia z grilla nie lubię tak samo jak kisielu. Ale na ciastka, owszem, kot(ka) się nada - jest taka słodziutka!:)

      Usuń
  5. No i wyrwałem z bibliotecznej półki "Oto minojska ...". Pasowałoby jeszcze "Eneidę", bo frazy przywołanej przez Marlowa nie tylko gimnazjaliści nie rozpoznają :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mię specjalnie szkolili z łaciny i cytatów, więc nie musisz się przejmować. Żylińską przeczytałam prawie całą w minioną sobotę, oczekując gdzieś pod niemiecką granicą aż dzieci skończą robić to, co tam robiły - całkiem przyjemna lektura, uważam i na pierwszy rzut oka dużo bardziej przyjazna młodemu czytelnikowi niż Parandowski. Tylko stanowczo za mało w niej obrazków:P

      Usuń
    2. Teoretycznie trzy semestry łaciny powinny mnie jakoś nasycić również sentencjami, ale przywykłem już do myśli, że ze mnie językowa noga :P

      Usuń
    3. Ja cztery, z czego dwa w szkole średniej, a dwa na studiach. Te na studiach poświęcone były wyłącznie bezmyślnemu klepaniu poszczególnych sentencji. Efekt jest taki, że dziś nie umiem nawet poprawnie odmienić czasownika "być" w wersji łacińskiej; Ty też?

      Usuń
    4. Quid? :P Ja to tylko puella pulchra i via via Varsovia, czy jakoś tak :D

      Usuń
    5. Każdemu co lubi najbardziej - ja z kolei amo, amas, amat, ale to pewnie dlatego, że za młodu byłam straszliwie kochliwa:P

      Usuń
    6. Czy powinienem ciągnąć ten wątek? :P

      Usuń
    7. Wątek kochliwości za młodu? Ciągnąć, ciągnąć! Rzesze fanek czekają na intymne Bazylowe wyznania:P

      Usuń
    8. Myślałem raczej o zwierzeniach gospodyni bloga :P

      Usuń
    9. A po co one komu? Wy z ZWL macie tłumy wielbicielek, a wielbiciele płci męskiej, dyszący żądzą dowiedzenia się czegoś na mój temat, jakoś się dotychczas nie ujawnili (i nie to, żebym rozpaczała. Mam w domu trzech facetów, których nie ogarniam, więc naprawdę nie potrzebuję kolejnych:P).

      Usuń
    10. Bo mężczyźni to tacy bardziej nieśmiali są, wiesz? :D

      Usuń
    11. No wiem, biedni oni tacy. Tym bardziej nie będę ich onieśmielać swoimi wyznaniami.

      Usuń
    12. Nie wiem co gorsze, doprawdy.

      Usuń
    13. Wykonując okrutną woltę tematyczną nadmienię, że zaczęliśmy czytać Żylińską z Młodszym (bo Starszy ma okres buntu totalnego, ale to temat rzeka) i porwały nas obydwu dzieje Herkulesa. Swoją drogą, z 12 jego zadań pamiętałem może z 50% :P

      Usuń
    14. Tylko wolta mogła nas uratować, dzięki!:P I dawaj więcej o tym buncie, to może i mi przy okazji ulży, że nie tylko ja mam w domu taki egzemplarz. A z 12 prac Herkulesa pamiętam może ze trzy, cztery, więc spoko. Swoją drogą, chyba w tym zakresie zamiast Żylińskiej powtórzę sobie Christie. Oczywiście o ile kiedyś wreszcie uda mi się przeczytać choć stronę czegokolwiek innego poza tekstami pracowymi...

      Usuń
    15. Bunt to temat na książkę, a nie komentarz. Pocieszam zatem, że zmagania pokoleń nie tylko u Ciebie, choć to w sumie żadna pociecha. Ale jak się zabiera dzieci na imprezę masową, to wszyscy są zachwyceni :)

      Usuń
    16. Impreza masowa to targi w Krakowie, jak rozumiem?:) Też bym była zachwycona, gdyby nie było to tak upiornie daleko. Ale ode mnie wszędzie jest daleko. Tylko do buntu blisko:(

      Usuń
    17. A nie fruwają tam od Was jakie aeroplany do grodu Kraka. Toż to ponoć teraz taniej niźli PKP :P
      PS. A tak już całkiem serio, jest wstępny plan na blogerski grupen w Warszawie, wiosną :D

      Usuń
    18. No nie fruwają, w każdym razie nie bezpośrednio.
      PS. Do Warszawy to mam IC - 5 godzin i jestem. Może i rozważę więc, o ile do tej pory nie wypiszą mnie z listy blogerów z powodu przedłużającego się milczenia:(

      Usuń
    19. To zrobimy I Ogólnopolskie Spotkanie Blogerów Skreślonych z Listy z Powodu Przedłużającego Się Milczenia. Będzie kameralne, ale mniemam, że wielce sympatyczne :)

      Usuń
    20. Tylko żeby nie było tak, że teraz pół internetu zacznie milczeć, byleby tylko załapać się na listę uczestników!
      Pierwsza!:P

      Usuń
    21. A nie, nie. Wstęp tylko dla starej gwardii Milczących :P

      Usuń
    22. Oj, to ja nie wiem czy się łapię, bo milczę od stosunkowo niedawna...

      Usuń
    23. Spoko. Ja dziś wieczór też mam w planach złamanie ślubów :D

      Usuń
    24. Też bym chętnie złamała, niestety warunki nie sprzyjają. I nie zanosi się, aby zaczęły sprzyjać, co gorsza. Postaram się jednak znaleźć chwilę, by zobaczyć jak Ci poszło:)

      Usuń