Nad tym, czym jest szczęście i jak je
znaleźć, łamali sobie głowy najtężsi filozofowie.
Żaden nie odkrył jednak uniwersalnej,
sprawdzającej się zawsze i każdemu, recepty.
Być może dlatego, że
filozofem zostaje się dopiero w dorosłym wieku. A wtedy najczęściej zapomina
się o tym, o czym wiedzą (prawie) wszystkie dzieci.
Że szczęście to nie jest
coś wielkiego. Bo szczęście dzieje się tu i teraz. Trzeba się tylko uważnie
rozglądać.
I patrzeć pod nogi.
Dziś Młodszy przybiegł do domu cały
zdyszany, rumiany i roześmiany.
„Mamo, mamo!” – krzyczał
już od progu – „Nie uwierzysz jaki mam dzisiaj szczęśliwy dzień! Znalazłem 10
groszy, pięć razy trafiłem do kosza i znalazłem zdechłego kreta!”
Furda mamona, ale ten kret!!! O szczęście niepojęte!!!!
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Zatem byłem wczoraj w 1/3 drogi do szczęścia, bo znalazłem 10 gr :) Idę dziś rzucać do kosza i rozglądać się za kretem :P
UsuńBardzo się cieszę, że dostrzegliście jak wielkie piękno kryje się w zwykłym zdechłym krecie. Jest w Was potencjał!:P
UsuńI ja od wczoraj inaczej spoglądam na te wszystkie truchła, jakie znosi do domu mój kot. Na razie ciągle jeszcze nie czuję się z ich powodu szczęśliwsza, ale wierzę, że to tylko kwestia ćwiczeń.
Przez Twój wpis wyszedłem wczoraj na psychopatę, kiedy podczas wspólnego z Kitkiem rowerowania, zobaczyłem na poboczu martwego kreta i pomyślawszy: "W 2/3!", zacząłem się głośno śmiać :) Potwierdza to jednak fakt, że biedne zwierzęta wpływają jakoś na szczęśliwość :P
UsuńWidzę tę scenę oczyma wyobraźni i śmieję się do niej szeroko:)
UsuńWszyscy biedni ledwie magistrowie (ja, ja!) zapisują temat potencjalnej pracy doktorskiej: "Wpływ zdechłych kretów na poziom szczęśliwości u ludzi".
"... ze szczególnym uwzględnieniem ogrodników". :D
UsuńWidzisz ile jest argumentów potwierdzających tezę, że kluczem do szczęścia są zdechłe krety?!:P
UsuńDziś rano, w drodze do pracy, z wysokości siodełka, zaobserwowany kolejny. Śmiechłem. Trochę to jednak niepokojące :P
UsuńAle niepokoić się nadmierną śmiertelnością kretów czy tym, że przekroczysz dopuszczalny poziom szczęśliwości?
UsuńTym, że śmierć zaczyna wywoływać uśmiech na moich ustach. Nawet jeśli to jest Śmierć Kretów :P
UsuńNo fakt. Z drugiej jednak strony, gdy położyć na jednej szali martwego kreta a na drugiej szczęśliwego Bazyla, to nie sposób się martwić, że to ta druga przeważy:)
UsuńZ punktu widzenia kreta ... :P
UsuńPomyśl o tym, że żywego kreta ani trochę nie obchodzi Twój poziom szczęśliwości; może to obniży poziom Twojej empatii?:P
UsuńTyle szczęścia tak małym kosztem. Powinnaś zwyczajowo rozsypywać dziesięciogroszówki na trasie dom-szkoła :)
OdpowiedzUsuńLudzki z Ciebie człowiek, że doradzasz rozsypywanie dziesięciogroszówek a nie zdechłych kretów.
UsuńKrety są pod ochroną, a Liga Ochrony Przyrody by Cię nie pochwaliła za eksterminację gatunku dla uszczęśliwienia potomka. Poza tym łatwiej o 10 groszy niż o martwego kreta.
UsuńNo nie wiem, nie dalej niż w sobotę sama jednego znalazłam (i dopiero teraz do mnie dotarło jak wielką szczęściarą jestem!), a dziesięciogroszówek w moim portfelu ostatnio jak na lekarstwo:(
UsuńZ kretem to był ślepy fart i może się nie powtórzyć. A jak znajdziesz złotówkę na chodniku, to możesz ją rozmienić i 10 razy uszczęśliwić dziecko.
UsuńNa razie uszczęśliwiam siebie, powtarzając setki razy na głos: są wakacje i nie muszę wozić dzieci do szkół i z powrotem (a tym bardziej niczego im rozsypywać na trasie!), robiąc po 100 kilometrów dziennie.
UsuńTo tym bardziej nie narzekaj, a zaoszczędzone na benzynie złotóweczki rozmieniaj na drobne, przydadzą się jesienią :D
UsuńAleż czy ja narzekam? Nie, po stokroć nie, zwłaszcza że jutro jestem w pracy ostatni dzień przed urlopem:D
UsuńOch! A ja jeszcze dwa tygodnie :(
UsuńJa w sumie też chciałam iść na urlop później, jednak wyszło inaczej i dziś czuję, że była to znakomita decyzja. Nie pociągnęłabym jeszcze przez dwa tygodnie, nie ma mowy.
UsuńA niektórzy muszą wytrzymać, kompletując sobie dla zachowania równowagi wakacyjne lektury.
UsuńŁączę się z Tobą w bólu, nie wątpiąc jednak, że dasz radę dotrwać.
UsuńDla pociechy dodam, że ja nie mam czasu niczego kompletować. Chwycę cokolwiek, to i tak będzie więcej niż nic, które czytam teraz.
Karygodna lekkomyślność, mógłbym wylądować w jakiejś głuszy bez kramów z tanią książką z czymś absolutnie nieodpowiednim na wakacje.
UsuńSugerujesz, że mógłbyś być tak - excusez le mot - głupi, żeby zabrać na wakacje Joyce'a, Bernhardta albo inną podobną lekturę? Bo zdaje się, że cokolwiek innego się weźmie, to da się przeczytać.
UsuńJa na przykład mam w te wakacje silne parcie na łzawe romanse i zamierzam mu ulec:P
Co wszyscy z tym Bernhardtem, doprawdy? Mógłbym co najwyżej wziąć nudny kryminał albo nieudaną obyczajówkę i pluć sobie w brodę, że nie zabrałem tego reportażu co to go kupiłem pięć lat temu. Zresztą w tym roku obstawiam kryminały na spółkę ze starymi młodzieżówkami. Też mi się coś od życia należy :P
UsuńNie mam pojęcia jacy "wszyscy", nie lansuję się w internetach. Byłam na spotkaniu z Dehnelem (uroczy człowiek, ba! wręcz zachwycający) i tak mi się skojarzyło.
UsuńKryminałów jakoś dalej nie mogę (choć rozważam wzięcie jakiejś Christie - przeczytałam ostatnio po raz kolejny "Morderstwo w Orient Ekspresie", tyle że w nowym, kłulikowym, tłumaczeniu i jakoś nabrałam ochoty na entą powtórkę), młodzieżówek też nie, ale rozumiem, rozumiem. Każdemu coś się od życia należy - jednemu Harlequin, innemu kosa pod żebro:P
No wszyscy, wszyscy: zaczytują się B, wypominając Dehnelowi szarganie, płaskie koncepty etc. Chwilowo nie mam w planach ani Be, ani De, więc śledzę sobie z uciechą te igraszki kulturalne.
UsuńChristie mnie nie satysfakcjonuje, zamierzam zapoznać się z najnowszą Marininą.
Nie miałam wcale zamiaru czytać "Krivoklata" (bo też i Bernhardt nigdy mnie nie pociągał i nie pociąga nadal), ale po tym spotkaniu naprawdę nabrałam na niego ochoty. Nie wiem czy koncepty płaskie - jako że z pewnością nigdy nie stanę się znawczynią twórczości Thomasa B., nie mnie to oceniać - ale tę książkę, zdaje się, można odczytywać na wielu płaszczyznach. A fragment odczytany osobiście przez autora w czasie spotkania był naprawdę przedni.
UsuńW Marininie pogubiłam się wiele lat temu i jakoś nie mam siły się znów w niej odnaleźć. Za to - przypomniało mi się - jakiś miesiąc temu wypożyczyłam z biblioteki kryminalnego Ziomeckiego, więc może w czasie urlopu uda mi się go wreszcie otworzyć.
Mam zaległości w dziełach pana D., bo jakoś tak mam przeczucie, że Lali nie przebił i co ja sobie będę psuł wrażenie :D
UsuńKryminalny Ziomecki idealnie wakacyjny, chociaż nie wiem, czy korupcja w policji i prokuraturze to jest coś, co pozwoli Ci się zrelaksować na plaży.
Też mam zaległości, z podobnych przyczyn. W czasie rzeczonego spotkania objawiły się jednak osoby w tzw. starszym wieku, które sprawiały wrażenie znających twórczość na wyrywki, a do tego bardzo tym faktem zachwyconych (że niby twórczość znakomita), toteż jakoś tak pozazdrościłam... Ale to pewnie dlatego, że zawsze chciałam uchodzić za erudytkę, snobka taka jedna.
UsuńA korupcja w policji i prokuraturze jak najbardziej! Nie ma to jak Schadenfreude:P
Snobizm to okropna rzecz, zmusza człowieka do czytania :P
UsuńSchadenfreude też okropieństwo :)
Ja ze snobizmu biegam. I z zazdrości. I zaciętości :P
UsuńDoprawdy imponujący zestaw wad. Możemy założyć Klub Złych Czytelników.
UsuńZnaczy, ja z bieganiem tak mam. Z czytaniem jednak trochę inaczej :P
UsuńA czyż dobry czytelnik nie może być trochę zły?
UsuńJa to nawet jestem fatalny :)
UsuńMoże być Klub Fatalnych Czytelników mi tam nie robi różnicy. Ale jestem dziś pełna węgierskiego wina, wyspana, wymoczona w termach, poziom szczęśliwości 10, więc robię tak na wszystko:D
UsuńMajo ludzie szczęście :D
UsuńPrzez grzeczność nie zaprzeczę:) Mimo że już wróciłam do kraju, to zapas węgierskiego wina zgromadzony w naszej piwniczce pomaga utrzymać mi wysoki poziom zadowolenia z własnego życia. O ile zachowam minimum ostrożności, z nieodpalaniem wiadomości w internecie na czele, powinnam go jeszcze jakiś czas utrzymać.
Usuń