Ponieważ
szanse na to, że w najbliższym czasie napiszę post o książkach są nikłe, daję
znak życia samograjem w postaci „Przekrojowych” wspomnień sprzed 60 lat.
Na
pierwszej stronie numeru datowanego na 19 czerwca 1966 roku – cztery mało znane (w
każdym razie mi) wiersze Jana Brzechwy – „Bratowa”, „Słowa czterokrotne”, „Dziecko”
i „W dobie choroby”. Wszystkie tak samo smutne, sprawiające wrażenie pożegnalnych - zwłaszcza ostatni kończący się strofą:
„Słowa te piszę na pożegnanie
W dobie choroby:
Jeśli z mych wierszy choć coś zostanie –
Nie noś żałoby.”
Autor
tych słów zmarł ledwie dwa tygodnie później – 2 lipca 1966r.
W
rubryce „Demokratyczny savoir vivre w odcinkach” Jana Kamyczka wpis ku
przestrodze. Pisze „Wierna czytelniczka”:
„Na przystanku autobusowym doszli do mnie
znajomi i serdecznie zapraszali na oględziny ich nowego mieszkania. Ponieważ do
autobusu miałam godzinę czasu, zgodziłam się, zaznaczając że tylko na pięć minut
i że nie będę zdejmować płaszcza. Oni siłą zatrzymali mnie na herbatę, pan domu
przemocą ściągnął ze mnie płaszcz, ja czułam się fatalnie w przyniszczonej
sukni, na którą pani domu spoglądała krytycznym okiem. Rozmowa słabo się
kleiła. Podziwiałam mieszkanie, myśląc stale by jak najszybciej wyrwać się. (…)
Po kilku dniach dowiedziałam się, że pani domu mocno mnie obmówiła, (…) że
przyszłam na wizytę w starej sukni, miałam niemodny płaszczyk wytarty i
spełznięty i że w ogóle szkoda, że mam średnie wykształcenie skoro nie umiem
się ubrać. Zaznaczam, że ona ma wyższe. Jestem rozżalona, mam zamiar tę
znajomość zlikwidować.”
Jeśli
ktoś chciałby dowiedzieć się, jakiej porady udzielił w tym przypadku Kamyczek,
chętnie uzupełnię posta (być może uda się też samodzielnie odczytać jej treść po powiększeniu zamieszczonego obok zdjęcia). Na razie jednak nie mogę – robię szybki przegląd znajomych
pod kątem ich wykształcenia. Sprawdzam także, rzecz jasna, garderobę, czy nie
jest aby nadmiernie spełznięta.
Skoro jesteśmy zaś przy
odzieży, coś w sam raz na czasie, także dla mnie, która nie dalej niż wczoraj wreszcie
nabyłam nadający się do użytkowania kostium kąpielowy.
Nie wiem czy to dobrze, czy
niedobrze, lecz mój kostium fasonem nie przypomina tych sprzed 50 lat.
Dostrzegłam jednak wzmiankę o tym, iż modny w 1966 roku fason bikini, w którym
stanik składa się z „dwóch szpiczastych
trójkątów, każdy zwykle z jedną tylko pionową zaszewką od dołu (…), jest to
fason łatwy do wykonania nawet przez amatorkę, ale niespecjalnie pomaga figurze”.
Mając wybór: pomóc
figurze czy raczej wręcz przeciwnie, zdecydowanie wybieram tę pierwszą opcję. Inspirując się modą sprzed pół wieku, rozważam jednak zakup takiego oto „modnego daszka osłaniającego twarz”.
W tym numerze „Przekroju”
modzie poświęcony jest także felieton sióstr Rojek. Długi, dlatego zamieszczam
tylko najbardziej frapujące fragmenty, licząc że po pięćdziesięciu latach
wywołają żywą reakcję PT Czytelników.
„Trzeba wiedzieć co jest
modne, interesować się modą, ale czy trzeba to co modne od razu wszystko na
siebie nałożyć? Szczególnie gdy się jest kobietą pracującą. Kobieta pracująca
mało przebywa w domu, a cały dzień spędza wśród obcych ludzi i jej ubiór
określa jej osobowość! Jeżeli na przykład modne są długie, grube swetry, to
chodzenie w krótkim cienkim od razu dodaje dziesięć lat.
(…) W modzie trzeba
wybierać tak zwaną bazę. To co w niej zasadnicze i tego się trzymać. Na
przykład od lat niemodne są naszyjniki, broszki, w ogóle przypinane sztuczne
świecidełka, jak też i apaszki. Może znowu kiedyś wrócą z wielkim hałasem, ale
na razie powinno się je schować do najgłębszej szafy, do najbardziej
zabałaganionej szuflady.
(…) Moda obecna nadaje
się dla każdej kobiety, niezależnie od wieku, pod warunkiem, że nie jest
tłusta. Dla tłustych kobiet nie ma żadnej
mody.
Jeżeli zdecydowały się
na to, żeby być tłuste, to muszą ponieść szereg konsekwencji które z tego
wynikają. Muszą zrezygnować z kokieterii odzieżowej, ubierać się w ciemne
rzeczy, zakrywające to co sobie zapuściły. Muszą się okrywać a nie ubierać. Ale
za to muszą być piekielnie inteligentne, sympatyczne, uczynne, radosne,
przydatne, nieludzko czyste, wypielęgnowane i pachnące i też przejdą.”
W takich chwilach
żałuję, że obecna poprawność uniemożliwia zamieszczanie we współczesnych
czasopismach tego rodzaju tekstów. 50 lat temu było może (pozornie)
dyskryminująco (kto ma poczucie humoru, zrozumie; kto nie ma, ten ma problem),
za to kulturalnie i sympatycznie. Dziś jest (pozornie) w pełni poprawnie, za to
pogarda i nienawiść do innych wyzierają z każdego kąta.
Twórcy wehikułów czasu
pilnie poszukiwani!
Tekst sióstr Rojek - zgroza, mają szczęście że tygodnik rozłożyli kolejni redaktorzy naczelni i właściciele - bo gdyby dzisiaj coś takiego napisały to pewnie genderowe wojowniczki rozniosłyby je na językach.
OdpowiedzUsuńAleż czemu mieszasz w to gendera i ograniczasz się wyłącznie do roznoszenia na języków? Bardziej szłabym w tę stronę i wielomilionowe odszkodowania:P
UsuńW sumie masz rację - mężowie tłustych (pardon - z nadwagą) pań mogliby się jak najbardziej też włączyć :-)
UsuńW odpowiedzi wyżej miało być, oczywiście "na językach" zamiast "na języków", ech:(
UsuńMężowie swoją drogą. Nie rozumiem jednak uważasz, że współcześni czytelnicy nie mieliby skupić się na wyliczonej na zakończeniu liście walorów tłustych dam. Ja tam całe życie staram się być piekielnie inteligentna, sympatyczna, uczynna, radosna, przydatna, nieludzko czysta, wypielęgnowana i pachnąca, ale czuję, że przy tłustszych ode mnie nie mam szans:P
Część zapewne tak ale część nie, i piszę to, tym razem, zupełnie serio. Obawiam się, że tekst mógłby zostać odczytany bez dostrzegania mrugnięcia okiem do czytelnika, bardzo pryncypialnie, jako niezgodny obowiązującą linią ideolo.
UsuńChyba mam dziś jakiś problem z pisaniem komentarzy, ciągle mi coś zjada:(
UsuńOczywiście, że tekst mógłby zostać tak odczytany - procent ludności pozbawionej poczucia humoru jest ciągle bardzo wysoki. Nie będą jednak ponuracy pluć nam w twarz!
Poproszę odpowiedź Kamyczka, nie będę ślepił po nocy w fotki :) Ciekaw jestem, czy zgadnę, jaka była odpowiedź.
OdpowiedzUsuńW skrócie, że szkoda, że ta druga pani ma wyższe wykształcenie, a nie umie się zachować. I wyjaśnił, że wykształcenie ma się nijak do gustu i kultury. Z czym się w całej rozciągłości zgadzam, sam będąc najlepszym przykładem ordynusa z magisterium :P
UsuńCo to jednak znaczy lepsze, młodsze oczy :) Bardzo dziękuję, Panie Kolego. Czyli odpowiedź z grubsza taka, jakiej się należało spodziewać.
UsuńNiewesołe jest życie staruszka, nieprawdaż?
UsuńDo poczynionego przez Bazyla streszczenia dodałabym jeszcze intrygujący Kamyczkowy pees o treści: „Gdy mnie jacyś gospodarze gwałtem zatrzymują i rozbierają, to jakoś z góry wiem, że mnie potem obmówią, nie wiem jaki to ma związek, ale przeważnie się zgadza.”
Niestety, nie wiem czy współcześnie też się zgadza, czy nie, bo jakoś ostatnio żaden gospodarz mnie gwałtem nie rozbierał. Ale może Was i owszem?
Temperatury teraz takie, że co najwyżej spełznięte krótkie gacie można by ze mnie zedrzeć :P Ale nie, nie zdarzyło mi się :P Mnie obgadują pewnie i bez gwałtownego rozbierania. To takie małomiasteczkowe hobby, któremu czasem, co ze wstydem wyznam, też się oddaję :(
UsuńU nas też jakby nieurodzaj na gwałtownie zdzierających gospodarzy, naród jakiś taki niegościnny się zrobił :D
UsuńRaczej zerkający wymownie w stronę drzwi, albo wręcz stojący w nich z garderobą w ręku :P
UsuńPS. Popsułem :(
Myślę, że to wszystko przez poprawność, nie przez niegościnność. Kiedyś zdzierali, obmacywali, obgadywali i nie przejmowali się jakąś tam głupią dyskryminacją czy innymi molestowaniami lub zniesławieniami.
UsuńA poza tym, żeby zapraszać na herbatę (na godzinę!) trzeba najpierw dysponować wolną godziną. Z tym chyba współcześnie znacznie gorzej niż 50 lat temu.
Trzeba też dysponować herbatą :)
UsuńO, tym to ja akurat dysponuję zawsze w dużych ilościach i we wszystkich możliwych gatunkach!
UsuńTo od zapasów herbaty już niedaleko do zdzierania okryć :P
UsuńNiekoniecznie, bo na niektóre gatunki herbaty jestem pazerna i niekoniecznie chcę się dzielić nimi z innymi:P Że nie wspomnę już o tym, że najczęściej popijam ją - o zgrozo! - przy komputerze w otoczeniu papierów, a nie rozparta na wygodnej sofie, w otoczeniu osób, z których mogłabym cokolwiek zdzierać.
UsuńNo wiesz?? Oburzające skąpstwo tak nielicujące ze staropolską tradycją przyjmowania gości :D
UsuńNo bez przesady - mam parę gatunków, którymi chętnie się podzielę, a nawet zaparzę na wynos:P W moim przypadku geny nakazują łączyć staropolską gościnność z niemiecką praktycznością.
UsuńStaropolska gościnność = herbata w szklance z koszyczkiem i paluszki? Koledze się epoki i napitki pomyliły :P
UsuńJasne, powinnam częstować gości miodem lub okowitą. Tylko nie mam pojęcia jakież to staropolskie przystawki powinnam podać do tego na zakąskę:(
UsuńTrzeba zajrzeć na Słowem malowane i sprawdzić lektury dotyczące staropolskiego stołu :P Może dziczyzna? :D
UsuńJakoś mi się nie widzi dziczyzna w formie przystawek. No, chyba że ucho dzika na chrupko, zamiast chipsów:P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO, to o mnie :D
UsuńBazyl uznał, że musi dbać o Twój wizerunek w necie i usunął wpis, który mógłby rzucić nań cień. A może to z myślą o przyszłej beatyfikacji?:P
UsuńChciałem naprawić krzywy wątek, ale za szybko komentujecie :P I ja się na modzie nie wyznaję na tyle, żeby robić za kreatora wizerunku. W zasadzie nie mam o niej zielonego pojęcia ograniczając swą garderobę do fanowskich t-shirtów :)
UsuńNie umiecie w internety.
UsuńWiem, wiem. Amatorszczyzna i d##y nie prowokatorzy :P
UsuńWłaśnie właśnie.
UsuńUpał padł mi na mózg, bo czytałam tytuł i pierwsze zdanie wpisu i za nic nie mogłam się doliczyć 50 czy 60 lat minęło od daty rzeczonego rocznika :) A co do porady - obstawiałam, iż brzmiała proszę zdecydowanie zlikwidować tę znajomość:) Dołączam do grona nierozbieranych na siłę przez gospodarza, tudzież gospodynię (idźmy z duchem czasu), ale często na siłę zapraszanych wbrew chęciom. Ze stwierdzeniem sióstr Rojek nie sposób się nie zgodzić, choć można by je wyrazić nieco taktowniej (chyba nie poznałam się na tym mruganiu okiem, może z powodu wady wzroku:) dodałabym jeszcze, że takie panie i panowie niestety niczym nie będą w stanie się osłonić, bo im bardziej się osłaniają tym więcej zdradzają swe mankamenty.
OdpowiedzUsuńUpały faktycznie okrutne i nawet dotarły do Szczecina, bo do tej pory było bardzo przyjemnie i w sam raz.
UsuńA u sióstr Rojek najbardziej spodobało mi się zdiagnozowanie potrzeb kobiet pracujących. Furda tam silenie się na intelektualistkę, to nie mózg a ubiór określa moją osobowość, o! (aż strach pomyśleć, co myślą o mnie postronni i na ile lat wyglądam w moich służbowych strojach...)
Gdzież te "Przekroje" z tamtych lat. Bardzo dziękuję za te wpisy. Takie sympatyczne są.
OdpowiedzUsuńAleż bardzo proszę:) Taki komentarz działa na mnie wielce motywująco - fajnie wiedzieć, że ktoś to czyta. Może nawet zmobilizuję się do większej systematyczności? Potencjał jest - mam prawie wszystkie numery "Przekroju" aż do końca 1967 roku.
UsuńZbierałaś? Ja mamie kiedyś kupiłam któryś rocznik na allegro, oprawiony. Wieeeelka księga :)
UsuńZbierali moi dziadkowie i też zrobili z rocznika wielką księgę. Jej przeglądanie i czytanie było jednym z ulubionych zajęć mojego dzieciństwa:)
Usuń