wtorek, 3 stycznia 2017

W.Murek "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", czyli jak wyszło szydło z mojego worka

Są takie chwile, gdy nie jestem w stanie dłużej bronić się przed prawdą. Która, jak to prawda, bywa bolesna, wręcz okrutna.
W chwilach tych okazuje się, że jestem osobą małego charakteru, zwykłą zazdrośnicą i zawistnicą, która do tego nie potrafi pogodzić się z tym, że czas płynie i ci, których nie zaszczycałam dotąd nawet spojrzeniem, uznając ich za maluchy, wyrośli nad podziw a przy tym – o zgrozo! – niezwykle wręcz zmądrzeli.

Pal sześć, gdy idzie o takie osoby jak np. członkowie duetu Bisz/Radex. Po pierwsze, robią w innej branży niż ta, o której zawsze myślałam (kilka lat spędzonych w szkole muzycznej wystarczyło, bym zrozumiała, że dla dobra ogółu powinnam przerzucić się na inny rodzaj sztuki, na przykład szeroko rozumianą literaturę). Po drugie, różnicę wieku nieprzekraczającą dziesięciu lat jestem w stanie przełknąć.

Sytuacja wygląda znacznie gorzej, gdy w grę wchodzą osoby, dla których (wprawdzie przy odrobinie wysiłku, ale jednak zawsze) mogłabym być matką i które – co gorsza - parają się pisaniem. Naprawdę dramatycznie robi się jednak dopiero wówczas, gdy okazuje się, że łączy mnie z nimi także prawnicza branża, z której – jak widać na ich, a niestety nie moim, przykładzie – jednak można wybić się na literacką niepodległość, nie tworząc przy tym seryjnych gniotów (i cóż, że okupujących listy bestsellerów).

Tak, Weronika Murek, bo o niej mowa, stanowi poważną przeszkodę na drodze ku mojej (przyszłej) kanonizacji.


Jej debiutancki zbiór opowiadań czyta się znacznie lepiej niż zapowiada jego tytuł. „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” sugerowałaby bowiem, że może być to dzieło pasjonujące wyłącznie ogrodników. Tymczasem odbiorcami tej prozy mogą być w zasadzie wszyscy. O ile umieją podejść do literatury bez zadęcia. I są choć trochę walnięci.

Nie mam pojęcia co trzeba mieć w głowie, aby wymyślać takie historie, ale niewykluczone, że właśnie dlatego dotychczas nie udało mi się popełnić żadnego spektakularnego literackiego debiutu. Z całą pewnością nie umiałabym bowiem napisać historii o dziewczynie, która „o tym, że nie żyje, dowiedziała się jako ostatnia” i długo nie umiała przyjąć tego do wiadomości (opowiadanie „W tył, w dół, w lewo”; najdłuższe ze wszystkich, ze zdecydowanie najlepszym zakończeniem). Nie przyszedłby mi też chyba do głowy pomysł opisania nieco upiornego przedszkola, przypominającego ni to placówki funkcjonujące w Peerelu, ni to sanatoria dla dzieci („Organizacja snu w przedszkolu”; opowiadanie, którego pierwszoplanowymi bohaterkami są pracownice placówki, naszkicowane tak bardzo od niechcenia, że nie znamy nawet ich imion, a tylko funkcje („Jadalna”, „Spacerowa”, „kucharka”, „kierowniczka”). Nie sądzę również, abym potrafiła tak poetycko, a zarazem dosadnie, bawiąc się słowami, formą i treścią, opisać historię wsi, w której dobry gospodarz przyjął pod swój dach (choć nie za darmo) nerwowo chorych, dla których zabrakło wolnych łóżek w szpitalu psychiatrycznym („Ołówek, siekierka, kijek”).

Historie opowiadane przez Murek są nieprawdopodobne, choć rozpoznajemy w nich pewne zdarzenia, miejsca czy sytuacje. Dzieją się nigdzie, mimo że mniej więcej wiadomo gdzie. Nie mają przesłania, nie niosą ze sobą żadnych poważnych treści, a mimo to przyciągają, wciągają i nie pozwalają odłożyć się na bok. Są niepoważne i pozornie pozbawione sensu, a jednak dają do myślenia lub zmuszają do – chociażby – parsknięcia śmiechem.

Do tego (co gorsza!) Weronika Murek wydaje się być zupełnie normalna. Tak w każdym razie wynika z jedynej rozmowy z nią, jaką przeczytałam (tutaj).
A okładkę do jej książki zaprojektowała sama Iwona Chmielewska.
Zgroza, naprawdę zgroza.

Na szczęście przypuszczam, że jestem lepszą od niej prawniczką. Przynajmniej na razie.

Weronika Murek „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.

44 komentarze:

  1. Jejuniuuu, znowu wpis, rozpieszczasz nas :D
    Co do Murek, to po dotychczas czytanych recenzjach miałem raczej obraz wzdętego mętniactwa dla zaawansowanych, a nie książki dla walniętych :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyczyna rozpieszczania jest prozaiczna: muszę bezwzględnie jutro oddać tę książkę do biblioteki, a uznałam że nie mogę o niej nie napisać. Jeśli zaś nie napiszę, mając książkę w ręce, to nie napiszę nigdy. I tak jakoś wyszło...
      Ja nie przeczytałam ani jednej recenzji, więc nie miałam żadnego obrazu. Byłam tylko nieufna, bo obiło mi się o uszy, że tam nagroda i tam, a tam nominacja, co ostatnio nie wróży dobrze. A tu proszę, jaka niespodzianka!

      Usuń
    2. No mnie się obijało, że nagroda i nominacja, więc z góry skreśliłem. A tu proszę!

      Usuń
    3. Widomy znak na to, że trzeba być wolnym od uprzedzeń. I czytać co najmniej dwanaście polskich książek w roku:P

      Usuń
    4. Przeczytałem 23, czyli nie mam ani grama uprzedzeń w sobie :D

      Usuń
    5. No nie mów, że prowadzisz takie statystyki? Mi ostatnio nie chce się nawet dodawać książek do biblioteczki na LC; zabij mnie a nie powiem ile książek przeczytałam w ubiegłym roku. I dobrze mi z tym:)

      Usuń
    6. Zliczyłem ze spisu przeczytanych, taki jestem skrupulant :D

      Usuń
    7. Na starość tak Ci się zrobiło?:P

      Usuń
    8. Ja też jeszcze niedawno, tj. we wczesnej młodości byłam skrupulatna i poukładana, ale jakoś ostatnio się popsułam.

      Usuń
    9. Ee, skrupulatny i poukładany to nigdy nie byłem. Za to lubię tabelki, spisy i pieczątki :D

      Usuń
    10. No tak, niektóre instytucje zmieniają człowieka nie do poznania...

      Usuń
  2. Kurczę, gdy przeczytałam, że Weronika Murek jest aplikantką (podkreśla się to wszędzie, gdzie to tylko możliwe) to w pierwszej chwili naszły mnie praktycznie takie myśli jak Ciebie :D W dodatku w jakimś wywiadzie były takie herezje dotyczące aplikacji i jej niuansów, że robiło mi się słabo.

    Zwłaszcza, że od dłuższego czasu chodzi mi po głowie (i troszkę po klawiaturze) pewne uporczywe literackie marzenie!

    Nie czytałam jeszcze tego zbioru, ale przypuszczam, że może mi się spodobać, chociaż nie mam jakiegoś parcia na niego, gdyż nie znoszę opowiadań.

    I tak już na samym końcu, też przypuszczałam, że jestem lepszą prawniczką (chociaż jeszcze - do marca - przed egzaminem) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, jak się okazuje, nie tylko ja mam problemy z byciem idealną kandydatką na świętą:P
      Nie mam pojęcia czy te historie mogą spodobać się komuś, kto nie lubi opowiadań - ja lubię bardzo, nie wiem czy nie najbardziej. Ale zawsze warto samej sprawdzić, choć obawiam się - to w kontekście zbliżającego się wielkimi krokami egzaminu - że w najbliższym czasie możesz mieć z tym problem.
      W każdym razie - trzymam kciuki! I nie zazdroszczę perspektywy. Mój egzamin jest do dziś moim największym koszmarem (mimo że zdałam go bardzo dobrze), po którym obiecałam sobie, że już nigdy nie zrobię niczego, co będzie wymagało ode mnie zdawania czegokolwiek. Obietnicy, jak na razie, dotrzymałam:)

      Usuń
  3. Wrzucam na listę do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Twoim przypadku to oznacza całkiem spore szanse na przeczytanie. Ciekawam wrażeń.

      Usuń
    2. Już mam, teraz musi odleżeć na kindle stosowny okres czasu :)

      Usuń
    3. Dlatego pożyczanie książek z biblioteki ma swoje dobre strony - krótki czas na podjęcie decyzji: czytam czy nie czytam.
      Będę wypatrywała Twoich wrażeń. W niedającej się bliżej przewidzieć przyszłości...

      Usuń
  4. Widziałam w bibliotece, ale okładka jakoś tak mnie nie zachęciła.
    A wiesz, że 14.01 Bisz/Radex (których teksty mnie powalają), grają w Szczecinie koncert?
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wzięłam właśnie z uwagi na okładkę:) Snułam się po tej bibliotece i snułam, i sama nie wiedziałam czego chcę, a tu leżała ta książka zachęcająco na wierzchu (w bibliotekach też im się nie mieszczą książki na półkach, ha!).
      O koncercie wiem i wybieram się (podobno nawet mam już bilet; tak twierdzi osoba, która mi go kupiła). Obawiam się wprawdzie trochę, że będę tam najstarsza, ale i tak zamierzam się dobrze bawić:) A teksty owszem, znakomite. W ogóle nie wiem, jak tak można: być tyle ode mnie młodszym i już dojść do wniosków, do których ja (przynajmniej do niektórych) doszłam dopiero teraz, i to w pocie czoła! Zgroza, naprawdę zgroza!:D

      Usuń
    2. Podzielam Twoje zaskoczenie odnośnie mądrości ludzi młodszych ode mnie. Mój mąż, który czyta właśnie "Króla" Twardocha, ma podobne przemyślenia. A ja najbardziej się dziwię, kiedy słyszę o osiągnięciach ludzi urodzonych w latach '90. W moim mniemaniu, oni jeszcze "R" nie wymawiają ;))
      No cóż... tak to już teraz będzie.
      Aha, też będę zawyżać średnią wieku na koncercie. Do zobaczenia!

      Usuń
    3. Przez ostatni rok pracowałam z człowiekiem rocznik 1990 - to pozwoliło mi zrozumieć, że oni coś tam już rozumieją, a nawet co nieco potrafią:P
      Do zobaczenia zatem na koncercie, choć Twoja tam obecność nijak nie pomoże mi w byciu nie najstarszą;)

      Usuń
  5. I bardzo dobrze, że nic o książce nie czytałaś, bo ja o swojej obecnej lekturze poczytałem sporo ochów! i teraz stoję na 20 stronie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz na myśli "Ścieżki północy", które widnieją u Ciebie na stronie, to doskonale Cię rozumiem!
      Wprawdzie mi udało się doczytać do końca, ale początek wypisz, wymaluj jak u Ciebie. Do tej pory nie wiem jednak za co te wszystkie nagrody, niestety.

      Usuń
    2. One to właśnie wprawiają mnie w konsternację. Zazwyczaj całkiem nieźle odnajduję się w literackich eksperymentach, ale tu mam problem. No po prostu nie idzie i już. Fakt, że młyn sytuacyjny (awaria auta i mętlik w robocie), nie pomagają w skupieniu, ale żeby aż tak ... :) Całe szczęście pozostaje mi czytanie chłopakom na głos i tu bawię się nieźle :D
      PS. Nie wiem czy nie porzucę "Ścieżek ..." na rzecz czegoś mniej ambitnego. Albo przynajmniej po ludzku pisanego. Jak np. biografia Cybulskiego ze Znaku :) Tylko, że ebook cholernie drogi i w tej cenie wolałbym papier :P

      Usuń
    3. Za mało pamiętam z tego wybitnego dzieła (czytałam je w czasie, gdy nie było szans na pisanie), by napisać coś więcej na jego temat, ale - jak rany - nie pamiętam żadnych literackich eksperymentów! I nie nazwałabym tej książki ambitną, doprawdy.
      Biografię Cybulskiego też bym przeczytała, ale na razie jestem w finansowym Rowie Mariańskim, więc poczekam, aż zakupią ją do którejś z bibliotek.

      Usuń
    4. Z tym eksperymentem, to się chyba trochę pośpieszyłem (brak wyodrębnionych dialogów, to jeszcze nie eksperyment). Po prostu sposób pisania oraz sieczka czasowa sprawiły takie wrażenie. Ale po trzykrotnym wczytaniu się w pierwsze 30 stron ogarnąłem temat, uporządkowałem sobie w głowie narrację i nawet się wciągnąłem :) O dołach nie rozmawiamy. Zakupiłem sobie na nowy rok gadżet biegowy i teraz jedyne książki, w stronę których mam odwagę patrzeć, to te dla dzieci. Plus jeden odkup biblioteczny, który ucierpiał podczas imprezy urodzinowej Starszego :( Całe szczęście nie biały kruk, a rzecz w obiegu :)

      Usuń
    5. Być może to ja jestem niemiarodajna, jeśli chodzi o zachwycanie się dziełami wszechczasów, bo czytam teraz Elizabeth Strout i jak na razie robię tylko "hę?" No, ok, da się to czytać, ale żeby od razu nagradzać??? Tak czy siak, ciekawam Twoich wrażeń po zakończeniu lektury. Kto wie, może i ja sobie ją odświeżę, to skonfrontujemy zeznania.
      I cóż to była za impreza urodzinowa? Dzieci czytały książki aż furczało?:P

      Usuń
    6. Furczało, ale niestety nie od czytelnictwa. Ktoś położył książkę na podłodze po parapetem (grrr!), ktoś inny postawił na nim piciu, a jeszcze ktoś inny je potrącił. Było ostro, bo nawet Starszy stwierdził, że następna impra, to może (powtarzam: może), osiemnastka :D

      Usuń
    7. W pokoju moich dzieci książki ostatnio walają się wszędzie (wcale nie dlatego, że tak czytają - część leży, bo miejsce się skończyło, a część robi za przyciski), więc dzięki za ostrzeżenie. Do pierwszej osiemnastki może zdążymy posprzątać:P

      Usuń
    8. U nas póki co powierzchnia półek się zwiększyła, ale ja nie mam jakoś pędu do ich zapełniania. Póki co więcej na nich stosów bibliotecznych. A trzeba było nie gonić ludzi, którzy proponowali intratne formy współpracy :P

      Usuń
    9. O, z pewnością. Gdybyś nie gonił, miałbyś dziś na półkach, pod nimi i obok w piętrzących się stosach setki książkowych wyrzutów sumienia. Pomijając inne względy, pasuję choćby z tego powodu; wystarczy że widziałam u kogoś innego jak to wygląda.

      Usuń
    10. Przyszedł na mnie taki czas, że postanowiłem nie podejmować zobowiązań, których zasadniczo nie będę mógł wypełnić. Z ludźmi z zewnątrz nawet mi się udaje, muszę jeszcze popracować nad obietnicami składanymi dzieciom :(
      Cały czas myślę jednak o blogowaniu. Potem wchodzę na kolejne strony i widzę, że wszyscy już napisali o wszystkim i to lepiej niż zrobiłbym to ja. I mi przechodzi ochota na dodawanie swoich paru kropelek do tego oceanu słów :)

      Usuń
    11. Nie trącaj tej struny, proszę. Od kilku dni Młodszy powtarza jak mantrę "przecież obiecałaś!", nijak nie przyjmując do wiadomości istnienia siły wyższej w postaci życia i pracy zwalających się obiecującym na głowy:)
      To z blogowaniem już chyba przerabialiśmy. Dobrze wiesz, że niektórzy zachłannie czekają akurat na Twoje słowa (w tym niżej podpisana, nawet jeśli czyta z opóźnieniem i nie komentuje:P). Większym problemem jest chyba to, żeby znaleźć w sobie radość z tej pisaniny. Choćby miała to być radość spowodowana możliwością ekshibicjonistycznego i narcyzowskiego pisania o sobie pod płaszczykiem pisania o czymś innym:D

      Usuń
    12. Całe szczęście panowie zrozumieli mój wczorajszy rozstrój żołądka i nie naciskali na obiecany wyjazd do kina :) I, dalibóg!, przejrzałaś mnie :D

      Usuń
    13. A na co mieliście iść do kina? Moi też pragną, a mnie jakoś nic nie zachęca wystarczająco mocno.
      Przejrzeć to ja się przejrzałam w lusterku:P A że za plecami stał jakiś brat-bliźniak...:D

      Usuń
    14. Na "Sing", ale póki co dostałem od życia mocnego kopa w dupę i wszystko jest na razie jak zawieszone w próżni :(

      Usuń
    15. Znaczy się: witaj w życiu. Które, w każdym razie w moim przypadku, nie znosi próżni.

      Usuń
  6. A chciałam już dawno przeczytać tę książkę, bo chyba w TYGODNIKU KULTURALNYM /skleroza/ widziałam autorkę i jakoś mi zapadła w pamięć.. Że nieźle zakręcony tekst to może być i w ogóle... I raz już miałam w koszyku zakupów ale jakoś tak wyszło, że nie nie mam jej do tej pory... ale jak Ty mówisz, że warto to warto! I w sumie to się cieszę, że jej nie masz bo już się boję tych trzech tomów co to przede mną... tych po 600 stron, w które mnie wkręciłaś, ale za które jestem wdzięczna! :-)
    "Uprawa roślin..." poczeka do wiosny...;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Uprawę..." to się akurat czyta bardzo szybko - zajrzyj do którejś przydrożnej biblioteki, na pewno będzie, to myk, myk i sama się przekonasz:) A na grubaśne tomy proszę nie narzekać, bo to wyłącznie radość i szczęście mieć ciągle tę lekturę przed sobą, o!:P

      Usuń
  7. Ależ ja nie narzekam! Ja wciąż się cieszę, że one przede mną... Już liczę dni do czwartku ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No!:P Teraz tylko trzymaj kciuki, żebym nie zapomniała zabrać czego trzeba. Ostatnio bowiem zapominam wszystkiego, co tylko się da - zaczynając od płacenia rachunków (i nie ma to związku z finansowym Rowem Mariańskim, o którym wspominałam wyżej, a tylko ze sklerozą), przez - jakżeż zbędne kierującemu pojazdem! - prawo jazdy i dowód rejestracyjny, a kończąc na wizytach u lekarza. Czymże jest więc w odmęcie mej niepamięci jedna mała (choć gruba) książeczka?:P

      Usuń
    2. Na sklerozę mamy swoje sposoby. CO powiesz na SMS-y przypominające? Zacznę od 4 rano, OK? ;-P

      Usuń
    3. O 4 nie, ale o 7 nie zaszkodzi:) O 4 ostatnio śpię, zmęczona zasypianiem przez poprzednie dwie godziny.

      Usuń