czwartek, 31 sierpnia 2017

E.B.White "Pajęczyna Charlotty", czyli daj się omotać, nie pożałujesz

Nie lubię pająków i mam alergię na książki wydawane przez „Politykę” w serii „Cała Polska czyta dzieciom”.
Nie przypuszczam jednak, aby dzięki tej informacji udało się wyjaśnić dlaczego, dowiedziawszy się, że w serii „Cała Polska czyta dzieciom” ukazała się książka o pająku, czym prędzej po nią sięgnęłam.

źródło zdjęcia

„Pajęczyna Charlotty” nie jest pierwszą książką-klasykiem literatury dziecięcej, o której istnieniu nie miałam dotąd pojęcia.
Dowiedziałam się o niej dzięki „Polityce” i jej serii wydawniczej.
Bo nie jest tak, że uważam, że w tej serii wydawane są złe książki. Przeciwnie, książki są ok (w obecnej edycji nawet chyba lepsze, bo mniej znane niż w poprzedniej, a wcale nie mniej wartościowe). Nie mogę znieść tylko ich szaty graficznej oraz papieru, na którym są drukowane.


Czy ten egzemplarz „Pajęczyny Charlotty”, który czytaliśmy razem z Młodszym, z „filmową”, miękką okładką (istnienie filmu też do tej pory umykało mojej uwadze) i wydrukowany na lekko szmatławym papierze, jest lepszy od tych firmowanych przez „Politykę”?
Szczerze? Wątpię.
Uprzedzenia robią jednak swoje, tak samo w przypadku książek, ludzi, jak i pająków.

E.B.White
źródło zdjęcia

O autorze „Pajęczyny…” nie wiem niczego. Dopiero pisząc tego posta dowiedziałam się, że to a) mężczyzna (same tylko inicjały E.B., którymi się posługiwał, nie pozwalały na rozróżnienie płci), który b) napisał jeszcze inną bestsellerową i zekranizowaną (już po jego śmierci) książkę (Stuart Malutki); c) otrzymał nagrodę Pulitzera.
Po lekturze książki, którą E.B.White napisał w roku 1952, a więc w czasie gdy Amerykanie generalnie zachwycali się swoimi perfekcyjnymi żonami, na których wzór wychowywali swoje córki, wiem też, że widział więcej niż mu współcześni.



Chodzi mi o Fern – wyjaśniła [pani Arable, matka Fern, ośmioletniej bohaterki książki] – Spędza stanowczo za dużo czasu w stodole Zuckermanów. To nienormalne. Siedzi na stołeczku w kącie, obok chlewika i całymi godzinami przygląda się zwierzętom. Po prostu siedzi i słucha.
Doktor Dorian rozparł się na krześle i przymknął oczy.
- Czarujące! – powiedział. – Musi tam być naprawdę miło i cicho. (…)
Pani Arable zaczęła się wiercić.
- Fern twierdzi, że zwierzęta rozmawiają ze sobą. Doktorze, wierzy pan, że zwierzęta potrafią mówić?
- Nigdy żadnego nie słyszałem, ale to niczego nie dowodzi – odparł. – Całkiem możliwe, że jakieś zwierzę odezwało się do mnie uprzejmie, a ja nie zrozumiałem, o co chodzi, bo nie zwracałem należytej uwagi. Dzieci lepiej się koncentrują od dorosłych. (…)
- No, to ulżyło mi trochę. Pańskim zdaniem nie powinnam się o nią martwić?
- Dobrze wygląda? – odpowiedział pytaniem doktor.
- O, tak.
- Apetyt dopisuje?
- Tak, wiecznie jest głodna.
- Dobrze śpi w nocy?
- Tak.
- No to nie ma powodu do niepokoju.
- Myśli pan, że ona kiedykolwiek zacznie myśleć o czym innym niż świnie, owce, gęsi i pająki?
- A ile ma lat?
- Osiem.
- No, zdaje mi się, że zawsze będzie kochać zwierzęta, ale wątpię, żeby spędziła całe życie w stodole Zuckermana. (…) [A] jak się miewa Avery? [starszy brat Fern] – zapytał [doktor], otwierając szeroko oczy.
- Och, Avery – zachichotała pani Arable. – Z nim zawsze wszystko w porządku. Dobrał się oczywiście do trującego bluszczu, pogryzły go osy i pszczoły, a to tego znosi do domu żaby i węże i łamie wszystko, co mu wpadnie w ręce. Wszystko w normie.”

„Pajęczyna Charlotty” nie jest jednak książką wywrotową i – tfu! - feministyczną. Kto chce, znajdzie w niej podobne wyżej przywołanemu smaczki. Kto nie chce, skupi się na całkiem czym innym.
Na czym?
W zasadzie na czym tylko zechce.

Obrońcy życia (tak, tak!) potraktują opowieść o życiu prosiaka Wilbura (równorzędnego z pajęczycą Charlottą bohatera książki) jako rodzaj amunicji do swoich dział.

źródło zdjęcia
Dokąd tata idzie z tą siekierą? – zapytała Fern matki, kiedy nakrywały do śniadania.
- Do chlewu - odparła pani Arable. – Wczoraj w nocy urodziło się kilkoro prosiąt.
- No dobrze, ale na co mu siekiera? – dopytywała się Fern, która miała dopiero osiem lat.
- Widzisz, jedno z prosiąt to cherlak – powiedziała matka. – Urodziło się małe i słabe, nic z niego nie będzie. Ojciec postanowił się go pozbyć.
- Pozbyć się go?! – pisnęła Fern. – To znaczy zabić? Tylko dlatego, że jest mniejsze od innych? (…) Ten prosiak nic nie może na to poradzić, że się taki urodził, prawda? Gdybym ja urodziła się mała, to też byś mnie zabił?”


Wegetarianie wykorzystają okazję, by przekonać młode pokolenia do niejedzenia mięsa.

źródło zdjęcia
Stara owca weszła do stodoły i zatrzymała się, żeby zamienić z Wilburem kilka słów.
- Jak się masz! – powiedziała. – Coś mi się zdaje, że przytyłeś.
- Chyba tak – odparł Wilbur. – W moim wieku to nie najgorsza rzecz.
- Tak czy inaczej, wcale ci nie zazdroszczę. Wiesz przecież, po co cię tuczą, prawda? – mówiła stara owca.
- Nie.
- No cóż, nie lubię roznosić złych wiadomości – powiedziała – ale tuczą cię, bo mają zamiar cię zabić, ot co.
- Mają zamiar co? – wrzasnął Wilbur.(…)
- Zabić cię. Zrobią z ciebie wędzony boczek i szynkę – ciągnęła stara owca. – Farmer prawie zawsze zabija świnie, kiedy tylko zrobi się naprawdę zimno. Działa tu prawdziwa konspiracja, żeby rozprawić się z tobą przed Bożym Narodzeniem. (…) Jestem już stara i widziałam ten interes wiele razy. Zawsze to samo, rok po roku. Arable przychodzi ze swoim kalibrem dwadzieścia dwa, strzela do …
- Przestań! – krzyknął Wilbur. – Nie chcę umierać! Niech mnie ktoś ratuje! Na pomoc!

Arachnolodzy i zoolodzy wykorzystają szansę, by zaszczepić w młodych czytelnikach zainteresowanie zwierzętami, w tym pająkami.

Charlotta we własnej osobie
źródło zdjęcia
„W górnej części drzwi rozciągała się wielka pajęczyna. U jej szczytu, głową w dół, wisiała szara pajęczyca wielkości gumy do żucia. Miała osiem nóg i jedną z nich machała Wilburowi na powitanie. (…)
- Mam na imię Charlotta.
- Charlotta jak? – dopytwał się Wilbur gorliwie.
- Charlotta A. Cavatica. Ale mów na mnie po prostu Charlotta.
- Uważam, że jesteś piękna – powiedział Wilbur.
- No jestem niebrzydka, trudno temu zaprzeczyć – odparła Charlotta. – Większość pająków prezentuje się bardzo korzystnie. Nie jestem może tak efektowna jak niektóre, ale ujdę.”

Co zaś znaleźliśmy w niej my: ja i Młodszy?

Na pewno zachwycającą opowieść o przyjaźni. Wilbur, choć jest prosiakiem, który dla niektórych znaczy „mniej niż nic”, rozkwita dopiero wówczas, gdy ma przy boku kogoś, kto w niego wierzy i gotów jest wiele dla niego zrobić (najpierw jest to ośmioletnia Fern, potem pajęczyca Charlotta).
Poza tym cudną historię o spokojnym (w każdym razie dla niektórych) życiu blisko natury.

W trawie grały świerszcze. Śpiewały smutną i monotonną pieśń o końcu lata.
Lato przeminęło i odchodzi – śpiewały. – Przeminęło, odchodzi, przeminęło, odchodzi. Lato umiera, umiera.
Świerszcze czuły, że trzeba wszystkim udzielić ostrzeżenia: lato nie może wiecznie trwać. Nawet podczas najpiękniejszych dni w roku, kiedy lato przemienia się w jesień, świerszcze roznoszą pogłoski o smutku i zmianie.”

A że przy okazji doszło do przemiany Młodszego w wegetarianina-buddystę, który rozmawia z każdym pająkiem, jaki pojawi się w naszym domu?
Cóż, czytanie miewa skutki uboczne. Na te akurat nie narzekam.

E.B.White „Pajęczyna Charlotty”. Przełożyła Ryszarda Jaworska, ilustrował Garth Williams. Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.

78 komentarzy:

  1. Ech, ja kupuję nową serię Polityki i niestety dziecię stawia opór. Muszę sam doczytać Rasmusa i powtórzyć sobie Gelsomina. Bezboleśnie wszedł Generał Ciupinek. Niestety powieść o pająku odpadła w przedbiegach, też muszę sam czytać. Doprawdy wychowałem jakiegoś potwora. Kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja nie kupuję (choć zamierzam się złamać z powodu dwóch książek) i dziecię czyta. Może to klucz do sukcesu?
      Chociaż takiego na przykład Ciupinka mam w wersji znacznie lepszej (w sensie wizualnym) - ze trzy lata temu próbowałam to czytać ze Starszym i nijak nie szło. Nam obojgu zresztą.
      A potwory i pająki powinny dobrze się dogadywać, dziwne.

      Usuń
    2. Ciupinka wchłonęła sama, nie narzekając. A moje dzieci, jak klasyczne dzieci wiejskie, nie znoszą robali :D

      Usuń
    3. Niech zgadnę: nigdy nie byliście na wakacjach pod namiotem?

      Usuń
    4. Z dziećmi pod namiotem? To taka wyrafinowana tortura?

      Usuń
    5. Dla Was czy dla dzieci?

      Usuń
    6. U nas byłaby dla mnie, przy zachwycie reszty członków rodziny (za młodu naspałam się w namiotach tyle, że nie mam ochoty przypominać sobie jak to jest). Jak jest u Was, nie wiem.

      Usuń
    7. Jeżeli powiem, że po wyjeździe z dziećmi najchętniej wyjechałbym odpocząć do pustelni w Tybecie, to będzie to ułatwieniem?

      Usuń
    8. Niewielkim.
      Ja tam lubię wyjazdy z dziećmi. O ile nie chcą jechać pod namiot:)

      Usuń
    9. Jestem strasznym ojcem, bo najchętniej bym je powysyłał na zorganizowane turnusy :P

      Usuń
    10. My w tym roku wysłaliśmy. Wszyscy zadowoleni, nikt nie wyzywał nas od strasznych rodziców:P Nawet od półtora miesiąca próbuję napisać okazjonalnego posta, ale coś słabo mi (jak widać) idzie:(

      Usuń
    11. Szczęściarze. Nasze protestują na samą wzmiankę :(

      Usuń
    12. U nas tak było do ubiegłego roku. W tym nastąpiła cudowna przemiana. Dzieci domagają się kolejnych samodzielnych wyjazdów. Najchętniej zaraz, od 4 września:P

      Usuń
    13. Widać jesteśmy z żoną za mili podczas wspólnych wakacji, trzeba im uprzykrzyć życie, to może będą chciały odciąć pępowinę :P

      Usuń
    14. Wypraszam sobie te podprogowe insynuacje!

      Usuń
    15. Że niby coś insynuuję? No gdzieżbym śmiał. Szczęśliwie wychowałaś śmiałych, otwartych młodzieńców żądnych przygód, otwartych na nowe wyzwania.

      Usuń
    16. O, to, to!:D
      Chociaż w przypadku Starszego każdy kolejny wyjazd staje się coraz bardziej ryzykowny. Już po pierwszym ma z pięć nachalnych wielbicielek; co będzie po następnych?!

      Usuń
    17. Hoho, już zacznij fosę dokoła domu kopać :D

      Usuń
    18. Fosę? Weź mnie nie rozśmieszaj! To zdaje się Ty jesteś ojcem córek; nie wiesz jak bardzo młode dziewczęta potrafią być zdeterminowane?
      Fosa (pod prądem), za nią pole minowe, a na końcu komandosi z Grom - może wtedy na miejsce dotrze tylko połowa stawki...

      Usuń
    19. Moje chwilowo są zdeterminowane w bardzo wąskich zakresach. Ale fosa faktycznie się nie sprawdza, lepsze są zatyczki do uszu :P

      Usuń
    20. Postępowyś, chłopie. Ja wolę zapobiegać:P

      Usuń
    21. Na to najlepsze były wieże na szklanej górze :D

      Usuń
    22. Zauważ, że działo się to w czasach, gdy role były jakby odwrócone. Chociaż, jakbyście wszyscy pozamykali te Wasze córki w szklanych wieżach, byłby spokój:D

      Usuń
    23. Inaczej byś śpiewała, jakby synaczek musiał smoka pokonać albo po rękawiczkę między tygrysy wchodzić.

      Usuń
    24. On póki co nigdzie się nie wybiera. A za tygrysa robię ja. Chyba słabo mi to wychodzi, bo ostatnio przez godzinę nie mogłam jednej trzynastolatki z kuchni przepłoszyć (ta próbowała wersji: zaprzyjaźnij się z matką lubego, a dalej to już z górki):P

      Usuń
    25. Było ją poprosić o rozładowanie zmywarki, moje córki po takiej prośbie od razu znikają :P

      Usuń
    26. Hm. Zmywarka była rozładowana. Przez moich synów. Jak zwykle:D

      Usuń
    27. Wpędzasz mnie we frustrację, idealnie wychowani synowie. Na kolonie jeżdżą, zmywarkę rozładowują. Sprzątają w pokojach??

      Usuń
    28. Sami z siebie? W życiu!
      No, Młodszy czasem. Ale on chce być prezydentem, względnie premierem lub strażnikiem miejskim, to musi się bardziej przykładać:D

      Usuń
    29. A używasz przekupstwa czy gróźb karalnych?

      Usuń
    30. Przekupstwem się brzydzę. I od razu tam karalne:P

      Usuń
    31. No nie wiem. Pragnę bowiem dodać, że aktualnie osiągnęliśmy stan, w którym dzieci dobrowolnie ustaliły co robią i generalnie to robią, czasem tylko narzekając. Nie muszę dodawać, że nie zamierzam prowadzić szczegółowych badań zmierzających do ustalenia na ile jest to spowodowane używaniem przez rodziców gróźb w latach poprzednich? Nie od rzeczy będzie też napomknąć, że lista rzeczy, które robią nie jest przesadnie długa:P

      Usuń
    32. W każdym przypadku odniosłaś sukces wychowawczy. Ja się cieszę z tego, że Starsza umie zrobić kolację sobie i siostrze, chociaż to tylko grzanki z serem :)

      Usuń
    33. Dzieci umieją tyle, na ile im pozwalamy, mam wrażenie. A ponieważ właśnie obejrzałam plan lekcji Starszego, z którego wynika, że dwa razy w tygodniu ma na 7.10, jestem pewna, że już zaraz będzie umiał zrobić sobie śniadanie:D

      Usuń
    34. Wychodzi z tego, że pozwalamy im nic nie robić. Nie brzmi zachęcająco. Macie już plan? Cywilizacja, u nas wciąż librus pusty. I może dobrze. Za to w bibliotece stosy podręczników. Komentarz Starszej do książki do polskiego: "Sienkiewicz. I Sienkiewicz. Oraz Sienkiewicz. I jeszcze więcej Sienkiewicza".

      Usuń
    35. Cywilizacja, owszem. Na szczęście obca. Liczę na to, że po ośmiu godzinach jednego języka obcego i sześciu drugiego, nowa podstawa programowa (w tym Sienkiewicz (mogło być gorzej: Żeromski!)) będzie Starszemu całkowicie obojętna.
      A podręczników nie mamy.

      Usuń
    36. Myśmy już niepedagogicznie powiedzieli dziecku, że ma przez półtora miesiąca robić dobre wrażenie, szczególnie że mają być nowi nauczyciele, i wyrabiać sobie opinię, a potem ma z głowy. A ja zamierzam sobie zafundować odwyk od librusa.

      Usuń
    37. Odwyk od dziennika elektronicznego zawsze mile widziany - też planuję:) Możemy potrzymać za siebie wzajemnie kciuki.
      A pierwszą część Twojej wypowiedzi przez grzeczność pominę milczeniem...

      Usuń
    38. Zgrozę raczej. Ale ja mam ostatnio sporo doświadczeń przewartościowujących, nie zwracaj na mnie uwagi:P

      Usuń
    39. Zgrozę z powodu tak demoralizującego podejścia? Obawiam się, że dziecko nie da się zdemoralizować, ona uważa, że skoro wszyscy rwą się do odpowiedzi i aktywności, to ona już nie musi. Więc opinię pewnie sobie wyrobi, acz niekoniecznie taką, jaką sugerował tatuś.

      Usuń
    40. Złote dziecko; jak podejdzie bliżej, to ją uściskam (obiecuję nie obślinić!):D

      Usuń
    41. Tylko mi potem nie płacz, że Ci jakaś dwunastolatka siedzi w kuchni i nie daje się wygonić :D

      Usuń
    42. Jeśli będzie się zachwycać mną a nie Starszym, nie zamierzam wyganiać:P

      Usuń
    43. Gwarancji Ci nie dam, ale przygotowanie pizzy, frytek, ostatecznie ruskich pierogów zwiększy Twoje szanse :P

      Usuń
    44. Ups. Ruskie mogę skombinować od babci, pizzę zamówić. Frytki stanowczo nie wchodzą w grę. A wegańskiego lecza nie łaska?

      Usuń
    45. Leczo? Wegańskie? Przegrałaś w przedbiegach, sorry. Warzywa są trujące.

      Usuń
    46. No dobra. Zamienię "uściskam" na "skinę głową".
      PS. Jakby pomieszkała ze mną przez miesiąc, wcinałaby marchewkę aż miło:D

      Usuń
    47. Podaj adres, kupię bilet na sobotę :D

      Usuń
    48. Jasne, jeszcze jedno dziecko do rozwożenia od poniedziałku. Taka głupia to ja nie jestem.

      Usuń
    49. Och, myślę, że przez pierwszy tydzień rozwożenie nie wchodziłoby w grę :P W ramach protestu przeciwko marchewce miałabyś bierne protesty uciskanej ludności :P

      Usuń
    50. Po pierwszym tygodniu (i tak lajtowym) stanowczo oświadczam: ani jednego dziecka na stanie więcej, nieważne, protestującego biernie czy czynnie!!!
      I pomyśleć, że przez minione dwa miesiące w piątek wieczorem byłam zwykłym człowiekiem. Dziś upiory wróciły. Jeden siedzi właśnie przy kompie i pisze te słowa...

      Usuń
    51. O popacz. A u nas podręczniki rozdali, Zemstę kazali czytać, kartkówkę z czasowników zrobili, a starsze dziecko nawet zaczęło się odzywać ludzkim głosem. Oby jej za szybko nie przeszło :P

      Usuń
    52. Nie ma to jak przypomnieć dzieciom dlaczego tak bardzo nie mogły się doczekać powrotu do szkoły, nieprawdaż?
      U nas lepiej: Starszy był dwa dni na wyjeździe integracyjnym. Żadnych lekcji, żadnych kartkówek, żadnych zadań domowych. Niestety, obawiam się, że od poniedziałku wszystko popsują!

      Usuń
    53. Polonistka nowa, to musi, z przeproszeniem, obsiusiać terytorium i pokazać, kto rządzi.

      Usuń
    54. Ciekawe jak Twoje dziecko zniesie tę "Zemstę". Ok, my też czytaliśmy i chyba też w VII klasie, ale to jednak było, ekhem, ekhem, jakieś 30 lat temu. Jedyną szansę widzę w tym, że na każdej stronie jest stosunkowo mało tekstu:P

      Usuń
    55. Pewnie przeczyta jako jedyna w klasie. Ale zamierzam pokazać jej ekranizację. Niestety Wajdy, a nie Teatru Telewizji.

      Usuń
    56. A wiesz, że byłam przekonana, że wydano ten spektakl na płycie? A tu faktycznie chyba kicha. Chociaż dla nich to może i Wajda lepszy.
      Ale o wrażeniach (z czytania, nie oglądania) i tak donieś!

      Usuń
    57. Chwilowo znacząco rzuciłem egzemplarz (ten sam, który sam czytałem te 30 lat temu) na stolik koło łóżka. A ponieważ nie mam być panem Hyde'em, nie będę się co chwila upierdzał, czy już zaczęłą czytać. Kartkówka z treści za dwa tygodnie dopiero :D Ale jak się czegoś dowiem, to migiem doniosę.

      Usuń
    58. Będę czekać:)
      Aż żal, że nie napisałam żadnego posta o "Zemście" - jak nic klikalność skoczyłaby pod niebiosa:P A i bez tego bez pudła można rozpoznać, że dziatwa wróciła do szkół.

      Usuń
    59. Na pewno będziecie czytać Fredrę, to na świeżo napiszesz :P Nic straconego. Nieustająco próbuję obejrzeć podręcznik do polskiego i historii, ale moje próby są zręcznie blokowane.

      Usuń
    60. My zaczęliśmy od lipy i innych fraszek :) Jakaś większa lektura na razie na dalekim horyzoncie. A co u Was wybrała pani polonistka z lektur uzupełniających - u nas "Stary człowiek i morze" i ... "Krzyżaków". "Zemsta" to myślę, że się dzieciom spodobać może, ale co do "Krzyżaków" to mam duże wątpliwości, kto przez to przebrnie ...

      U nas podręczników do polskiego i historii jeszcze nie ma, więc sobie podejrzeć nie mogę (zwłaszcza, że chyba jeden z nich jest wsipu, a ci nie udostępniają na stronie podglądu ;) ). Za to widziałam podręcznik do polskiego GWO i jest na pierwszy rzut oka (spis treści, teksty wybrane, fragmenty komiksów, dobór tekstów do tematów, itp.) niezły, szkoda, że nie u nas ...

      Usuń
    61. Pojęcia nie mam, co poza Zemstą, musiałbym urządzać przesłuchanie trzeciego stopnia z lampą w oczy, a cholernie mi się nie chce :)

      Usuń
    62. ech, się masz ;) Mój syn bez nękania zeszyt z wpisanymi ładnie lekturami pokazał :P

      Usuń
    63. Kochany synuś mamusi :) U nas Balladyna, Stary człowiek i morze, Opowieść wigilijna, 12 prac Herkulesa i coś jeszcze, ale nie zapamiętałem. Chyba Latarnik i kawałki Pana Tadeusza.

      Usuń
    64. taa, on po prostu po mamusi grzeczny taki ;)
      U nas Pan Tadeusz to w całości, Latarnik też jest, Dziady II cz., Opowieść wigilijna (to akurat fajnie, może wreszcie przeczytam :P) I właśnie chyba Balladyny brak.

      Usuń
  2. Ach... Chcę! Chcę! Chcę to przeczytać! To jeden z ulubionych filmów, który z chłopakami oglądaliśmy już kilka razy. Mam nadzieję, że Młodszy się wciągnie.. Starszy cóż... ma już własne życie.. Od dwóch dni mieszka poza domem.. Wybrał łono natury... Namiot i działkę u kolegi... :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że stosowny egzemplarz posiadasz nawet w miejscu pracy, a jeśli nie - donoszę, że jest on w naszej ulubionej filii nr 4:)
      Film chętnie bym obejrzała, ale próby znalezienia legalnego dostępu (innego niż wiążący się z zakupem płyty) na razie spełzły na niczym.
      Idzie ochłodzenie, wróżę rychły powrót syna marnotrawnego:)

      Usuń
  3. hmm, chyba przegapiłam, jak była w kiosku. No nic, może trafię później w jakimś koszu w markecie ;)

    Wy macie plan, ZwL ma podręczniki - my jeszcze nic :) Może dostaniemy w poniedziałek jedno i drugie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki z tej serii chyba nie trafiają do marketów; poprzednich w każdym razie tam nie widziałam.
      Jeśli Cię to pocieszy: Starszy ma plan, owszem, ale podręczników ani kawałka. Osobiście uważam, że może mu to wyjść tylko na zdrowie, ale jego nauczyciele jacyś markotni...

      Usuń
    2. a to ja widziałam i nawet chyba coś dokupowałam z poprzedniej serii, tak mi się wydaje przynajmniej ;)

      My też już mamy plan (podobno stały), a podręczniki w oszałamiającej ilości dwóch sztuk + trzy ćwiczenia. Też nie do końca się martwię tym brakiem - nauczyciele mogą się wykazać, a ja sobie robię typowanie ;)

      Usuń
  4. U nas czytanie ogólnie leży i kwiczy. To znaczy Starszy jeszcze coś tam zepchnie od wielkiego dzwonu, a Młodszy kończy pierwszy tom Spirit Animals (drugi miesiąc), ale z głośnego czytania zrezygnowałem. I w sumie nie wiem czemu, bo przecież wielce lubiłem. Z frontu pt. "Stosunki z dziećmi", donieść mogę, że Starszy zaczął ze mną biegać, a właściwie, to ja zacząłem biegać za nim :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, brawo! Ja ćwiczę to w wariancie: "wy biegnijcie, a ja będę za Wami bardzo szybko szła". Zazwyczaj kończy się to tak, że oni robią dystans dwa razy dłuższy, bo po przebiegnięciu kawałka wracają, zobaczyć czemu matka tak się ciągnie:(
      A z czytaniem podobnie, niestety. Chociaż Starszy łyka teraz kolejnych Flanaganów, a ja nie wiem czy cieszyć się z tego powodu bardzo, czy tylko umiarkowanie.

      Usuń
    2. Wczoraj Starszy poznał gorzki smak przetrenowania. Wyjaśniliśmy sobie parę rzeczy i mam nadzieję, że dotarło, że bieganie to nie obowiązek, ani próba zaimponowania ojcu, tylko przyjemność :) Teraz tylko Kitkowi wytłumaczyć, że na 12km biegu, na który ją zapisałem, nie muszę gnać z jęzorem na brodzie, próbując pokonać siebie, ale z chęcią dotrzymam jej towarzystwa :)
      Starszy też coś tam czyta, ale dość chimerycznie i zrywami. Cieszę się umiarkowanie :P

      Usuń
  5. Bardzo,bardzo dobrze zrobił mi Twój post.

    OdpowiedzUsuń