niedziela, 20 sierpnia 2017

L.Talko "Nastolatek dla początkujących", czyli z przewodnikiem po strasznym świecie naszych dzieci

Wawel. Kraków.
Historia. Ojczyzna. Wzruszenia łza.
Polscy rodzice, mimo panującego od brzasku nieziemskiego upału, wiodą rankiem na pamiętające czasy Kraka wzgórze swe niebieskookie i lnianowłose dziatki.

Tu Zygmunt (dzwon), tam Łokietek (król), w piwnicach Szczerbiec (miecz).
Ach.

Atmosfera gęstnieje od patriotycznych uniesień. Po twarzy spływa kropla. Postronny powiedziałby: phi, zwykły pot. Może i pot, phi, ale za to w jakim otoczeniu utoczon, ha!

źródło zdjęcia

Podniosłość chwili zakłóca dźwięk telefonu Starszego. Odbiera.
- Halo? No cześć. Daj spokój, nie mogę grać, na Wawelu jestem. No, tym w Krakowie. Ty, a na której jesteś teraz arenie? Na dziesiątej? Serio?!”
Prowadzona przez Starszego rozmowa zakończyła się po dziesięciu minutach. O Wawelu, Krakowie, historii, ojczyźnie, arrasach, mieczach nie było w niej nic ponad to, co przytoczyłam powyżej. Tym, co w rzeczywistości zaprzątało uwagę Starszego i czemu poświęcony był cały prowadzony przez niego dialog z kolegą była wyłącznie gra Clash Royale.

Gdybym przed wyjazdem do Krakowa nie przeczytała książki Leszka Talki, po tym zdarzeniu pogrążyłabym się być może w rozpaczy. Bo jakżeż to – człowiek stara się, dwoi i troi, rozrywek dostarcza, prowadzi w najważniejsze dla każdego, choćby i małoletniego, Polaka miejsca, a tu ważniejsza okazuje się byle smartfonowa gra?! No, zgroza, bo przecież ja w tym wieku, to…


Nastoletnie dzieci Leszka Talki są nieco starsze od moich dzieci. Różnica wieku jest wystarczająco duża, by Talko mógł zdążyć zdiagnozować i opisać wiążące się z posiadaniem dzieci problemy, zanim jeszcze pojawią się one i w moim życiu. Mogę więc uczyć się na jego błędach (w każdym razie teoretycznie), dobrze się przy tym bawiąc (styl tego autora idealnie wręcz mi odpowiada; najbardziej chyba podobał mi się drukowany w „Dużym Formacie” cykl felietonów „Ja tu tylko sprawdzam”, ale biorę w ciemno w zasadzie wszystko inne).
I owszem, dotychczas wydawało mi się, że jestem fajna. Taka młodzieżowa (nie to co inne mamy). I nadążam. Wiem, co ważne dla współczesnych dzieci, a dzięki swojej mądrości i życiowemu doświadczeniu umiem to wszystko połączyć w optymalną całość.
Tym wszystkim, którzy w tym miejscu prawie umarli śmiechu, zwracam uwagę na użyty przeze mnie w pierwszym zdaniu poprzedniego akapitu czas. Nie bez powodu przeszły.
Konieczność jego użycia stała się dla mnie oczywista już po przeczytaniu pierwszej strony Talkowej książki, na której autor domagał się ode mnie (jako rodzica nastolatka) udzielenia odpowiedzi na 10 pytań. "Cóż to dla mnie!", pomyślałam. Po czym, przeczytawszy, otarłam pot z czoła (choć może to i łza rozpaczy była).
Brałeś udział w lajwiku?
Co to jest headshot?
Ile dałbyś za skina kosy?
Jakie ajtemki są najbardziej wartościowe?
Co najchętniej odpakowujesz na wizji?
Po czym poznasz Slender Mana?
Znasz jakieś enczmenty?
Chciałbyś mieć Vaporeona?
Znasz Blowka, ReZigiusza i Stuu?
Skąd się bierze diaxy?

Na powyższe pytania udzieliłam dwóch poprawnych odpowiedzi. Dwadzieścia procent.
Siadaj Matka, pała. 

Dzieci urodzone w XXI wieku są inne niż ich dwudziestowieczni rodzice.
źródło zdjęcia
Mamo, a jak chodziłaś do szkoły, to jaki miałaś telefon?” – zapytał mnie ostatnio znienacka Starszy, jak mi się do tej pory wydawało, niegłupi.
- Taki na korbkę – chciałam złośliwie odpowiedzieć w pierwszej chwili. Po czym ugryzłam się w język i poinformowałam (zgodnie z prawdą), że pierwszy telefon komórkowy kupiłam sobie dopiero w podeszłym wieku 24 lat, i to sama, za własne pieniądze, gdyż jako funkcjonująca już w tym czasie w samodzielnej komórce społecznej (nie mylić z komórką-telefonem), nie mogłam liczyć na sponsoring ze strony rodziców. Nie mógł uwierzyć.

Gdyby przełożyć to na sytuację odwrotną, można by z łatwością wyobrazić sobie, że to ja zapytałabym Starszego np. o to co to jest pokeball, a on – zamiast udzielić mi rzeczowej odpowiedzi – prychnąłby z pogardą, po czym przez tydzień opowiadałby swoim kolegom o tym, jaką idiotką jest jego matka.
Tymczasem w prawdziwym (nie wirtualnym) życiu Starszy jak dotąd zawsze cierpliwie odpowiada na moje nawet najgłupsze (z jego punktu widzenia) pytania; co więcej, stara się nakłonić mnie, bym zagrała w którąś gier razem z nim.

serialowy Marco Polo
(tylko tu był młody. I przystojny)
źródło zdjęcia
Leszek Talko rozpoczyna swoją książkę od przywołania postaci Marco Polo, młodego chłopaka, który siedem wieków temu wyruszył w podróż, w trakcie której odwiedził i opisał wiele nieznanych dotychczas Europejczykom miejsc i krain. Talko pisze:
Marco Polo wielu rzeczy, które widział, nie zrozumiał, inne znał tylko ze słyszenia, ale przynajmniej spróbował je poznać.
My też obawiamy się świata nastolatków. Drżymy przed ich zwyczajami, uważamy, że przyniosą zgubę i im, a może i nam.
Tak jak mieszkańcy średniowiecznych miast drżeli, słuchając o smokach i wielogłowych bestiach czających się w odległych krainach, tak i my truchlejemy przed niebezpieczeństwami, w które obfituje świat nastolatków. Najchętniej byśmy im wszystkiego zabronili.”

Zamiast zabraniać, Talko mówi: sprawdzam. Co sprawdza? To jasne: to, co kryje się w tym dziwnym świecie, który codziennie zasysa nasze dzieci.
Z jakim wynikiem? Czasem zaskakującym, a czasem zgodnym z oczekiwaniami (w każdym razie tymi, które mają zramolali rodzice).
Okazało się, że są w tym świecie miejsca i zdarzenia, które mogą rodzica zaskoczyć. Są też takie, w których (lub którymi) śmiertelnie się wynudzą. Talko-Polo podczas swojej podróży niekiedy próbował być taki jak jego dzieci (z różnym skutkiem), a niekiedy od razu sobie odpuszczał.

Jedno w każdym razie jest pewne.
Leszek Talko już wie jak jest tam, po drugiej stronie.
Czy wystarczy przeczytać jego książkę, aby się tego dowiedzieć?
Trochę tak, trochę nie.
Bo czy wystarczy przeczytać opowieść jakiegoś podróżnika, aby wiedzieć na pewno jak jest gdzieś tam daleko, dokąd on zawędrował? Bo czy możemy być pewni, że jego sposób widzenia tych dziwnych, dalekich krain jest jedynym możliwym, a w szczególności: zgodnym z naszym sposobem postrzegania świata?

Talko ujmuje to tak:
Wejdź na to wirtualne podwórko, wynudź się w Minecrafcie, obejrzyj lajwika, strzel headshota, ucharakteryzuj się na zombie, pogadaj z ekipą z Afryki Południowej, rozejrzyj się wieczorem, czy za tobą nie czai się trzymetrowy facet o białej twarzy (pamiętaj, że nawet jak się nie czai, to córka może myśleć, że się czai), przestań przez cały czas przynudzać, żeby zostawić ten komputer i zająć się lekcjami i życiem, bo to też jest życie.”

Wiem, czasem ciężko to zrozumieć. Moim zdaniem warto jednak chociaż spróbować (choć nikt nie może obiecać, że będzie lekko).
Ja w każdym razie od wczoraj pobieram u Starszego lekcje gry w Clash Royale.
Ughrgh.

Leszek Talko „Nastolatek dla początkujących. Nie daj się wylogować z ich życia.” Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2017. 

39 komentarzy:

  1. Spoko, spoko, nie wątpię, że gdy zajdzie rzeczywiście taka potrzeba Wawel okaże się ważniejszy niż smartfonowa gra. Wynik 20% i tak jest całkiem niezły, mój to 10% ale jakoś nie załamuję rąk, bo staram się na innych polach znaleźć punkty wspólne; byliśmy niedawno w Malborku. Ponieważ już wcześniej słyszałem, że na zamku był "ze sto razy" zabrałem go na zwiedzanie zamku nocą i okazało się, że to jedna z ciekawszych rzeczy jakie przeżył na tych wakacjach, a konkurencja była silna :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko czy taka potrzeba faktycznie kiedykolwiek zajdzie? Kolejne pogrzeby w kryptach chyba nie są planowane, a poza tym w grę wchodzi chyba tylko chęć poderwania dziewczyny zafascynowanej historią Polski...
      Zwiedzanie zamków nocą to chyba popularny ostatnio pomysł. Na Dolnym Śląsku też go stosują; niestety ostatecznie na żaden nie dotarliśmy. Malbork i bez tego wydaje mi się jednak bezkonkurencyjny (w tym roku byłam na zamku Książ, to jakieś nieporozumienie!); nocą pewnie jeszcze zyskuje. Tak czy siak jednak, gratuluję sukcesu!:)

      Usuń
  2. Starsza nie chce się przyznać, w co gra, więc lekcji nie pobiorę :P Natomiast wszystkie objawy zblazowania w obliczu dziedzictwa kultury narodowej i piękna ojczystej natury mamy już przerobione. Dziecka ożywiały się wyłącznie na widok baru, w którym miał być spożywany obiad, oraz budek z lodami. Natomiast dynamicznie z żoną dławimy w sobie pana Hyde'a, choć z drżeniem czekamy na początek roku szkolnego w nowych okolicznościach przyrody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A kiedy na obiad?", ogłaszam najbardziej denerwującym pytaniem mijających właśnie wakacji :P Co do pytań, to mam sporo odpowiedzi, ale to dlatego, że sporo ciupię w gierce i headshoty, to jeszcze w Quake'u III zaliczałem i jak dziś pamiętam głos, który oznajmiał odstrzelenie wrogowi makówki :D Co do ciekawości świata, nie powiem, jak już się coś zaproponuje, pojadą. Czasem zainteresowanie jest większe (goła babka na wiślanej łasze widziana z pokładu statku podczas rejsu w Kazimierzu), czasem mniejsza ("nudna" droga do kazimierskiego wąwozu - Korzeniowego Dołu), ale jest. Jak tak sięgam pamięcią, to też człowiek czas spędzał na dyrdymałach, a jakoś żyje :D

      Usuń
    2. U nas absolutnym hitem było "a długo jeszczeeeee?" u Młodszej. Zaczynała w chwili wyjeżdżania za bramę :P

      Usuń
    3. - Jedziemy na rowery?
      - A na ile kilometrów?
      Nie muszę dodawać, że każda odpowiedź od kilometra w górę, była niewłaściwą :)

      Usuń
    4. Twoi są, jak widać, negocjowalni. U nas to wygląda tak: Pojedziesz na rower? Nie! :D

      Usuń
    5. Jak Was poczytałam, to moje dzieci od razu mocno zyskały:P Są jeszcze rzeczy, które ich ruszają (inne niż budki z lodami) - hitem tego roku były kopalnie wszelkiej maści, tudzież cuda natury. W Krakowie też spodobały im się 2 (słownie: dwie) rzeczy: tramwaj wodny i Ogród Lema. Na rowery (w zasadzie) nie trzeba ich specjalnie wyciągać i do piętnastego kilometra nawet nie jęczą (choć zdarzają się wyjątki, ale każdy ma prawo do gorszego dnia). Złoto nie dzieci!:D

      ZWL: zmiana wizerunku? Pisać "Panie Piotrze" czy "Piotrusiu Kochany"?:P
      A co do Hyde'a nic nie mów. Nie wiem kto odlicza dni do rozpoczęcia roku szkolnego z większym obrzydzeniem: ja czy oni. Zaczęłam nawet doceniać decyzję o przeniesieniu pierwszego września na czwartego. Zawsze to trzy dni szczęścia więcej...

      Bazyl: nie mów, że znałeś ReZigiusza? Albo że wiedziałeś o co chodzi z odpakowywaniem na wizji?!

      Usuń
    6. Momarto, krakowski targiem Piotrze Kochany, ok? :D
      Masz faktycznie złote dzieci i nie narzekaj :) Nad morzem najbardziej podobał się seans Minionków i kąpiele oraz obowiązkowy obiad w Ikei po trasie, w górach placki ziemniaczane w bacówce na szczycie. Popkultura i żarcie, kto by pomyślał :D

      Usuń
    7. Ciężko będzie, ale może kiedyś się przemogę:P
      Na sto piąte Minionki nikt nie zaciągnąłby mnie nawet wołami; już poprzednie były nędzne, a te muszą być nędzne po dwakroć. Kąpiele nad morzem - a nie po to tam się jedzie, hę? Teraz Ty czepiasz się potomstwa, doprawdy.
      A żarcie mnie w ogóle nie rusza; żyję z facetem, który zanim gdzieś pojedzie, najpierw sprawdza co i gdzie można zjeść dobrego. Nie raz zdarzało nam się dopasowywać marszrutę do lokalizacji miejsca, gdzie mieliśmy zjeść. Co ja mówię, tylko z rzadka zdarzało nam się iść/jechać gdzieś, nie wiedząc gdzie będziemy jedli.

      Usuń
    8. To były moje pierwsze Minionki, ale i tak skupiłem się głównie na ścieżce dźwiękowej. Kąpieli się nie czepiam, absolutnie. Póki siedziały w wodzie, mogłem w spokoju poczytać :D
      O popacz, to moja żona ma identycznie, też obczaja knajpy :D

      Usuń
    9. A Minionki mają jakąś ścieżkę dźwiękową, inną niż te wydawane przez nie potworne dźwięki? Lubię filmy dla dzieci, naprawdę, ale Minionki są wyjątkowo obok mojego gustu.
      Aby można było w spokoju poczytać, wystarczy zapewnić dzieciom odpowiednie towarzystwo. Najchętniej złożone z dzieci mających rodziców, którzy nie lubią czytać na plaży. Polecam!:P

      Usuń
    10. Owszem, cały przegląd hitów z lat 80. Do towarzystwa jakoś nie mamy szczęścia, ale poczytać się udało mimo to.

      Usuń
    11. Tonący brzytwy się chwyta. Zamiast Minionków poszlibyście na Majtasa, o!

      Usuń
    12. W plenerowym kinie dawali tylko Minionki, pola manewru nie było. ALe Majtasa mógłbym nie zdzierżyć.

      Usuń
    13. Obydwoje macie rację co do tych Minionków. Momarta, że nędzne. Piotr, że jedynym jasnym punktem były hity sprzed lat :) Wyjścia na Majtasa stanowczo odmówiłem :D
      A z tym jedzeniem, to może udaje się planowanie w większych miastach, bo wybrane przeze mnie na sobotni obiad, dwie knajpy w Bochni, były zamknięte ze względu na wesela :( Dodam, że wzmianki o tym fakcie nie widziałem na stronach.
      Natomiast wracając do meritum, to wczoraj poszedłem za radą Talki i podczas gdy Starszy był przeglądany przez nową okulistkę ja udałem się z Młodszym do parku, gdzie on łowił pokemony, a ja czytałem książkę :)

      Usuń
    14. A! Wiem kto to Rezi. A odpakowywania na wizji nie zaliczałem sobie, choć się domyślam, że chodzi o jutubowe unboksingi wszelkiej maści :P

      Usuń
    15. Nic a nic nie znacie się na dobrych filmach dla dzieci! Co niby nie podoba Wam się w Majtasie?!
      Jeśli chodzi o wesela i ich wpływ na człowieka na wakacjach, to załapaliśmy się na dwa takowe w (mocno przereklamowanym) zamku Książ. Zapłaciwszy znaczącą sumę za wstęp i słysząc co chwilę od umiarkowanie uprzejmej obsługi, że "tu nie można, wesele!" oraz "do 12-tej trzeba było zwiedzać!", miałam ochotę coś im zrobić. Nie powiem, gdy kilka gdy potem przeczytałam w prasie, że jeden z gości weselnych tego właśnie dnia zniszczył im zabytkowe drzwi, poczułam coś na kształt złośliwej satysfakcji...

      A poza tym, Bazylu, chapeau bas!

      Usuń
    16. Jaka szapoba? To efekt uboczny zajmowania się pierdołami, miast Ważnymi Rzeczami Ludzi Dorosłych :P
      PS. Muszę zapamiętać tę historię z drzwiami, bo za rok weselę się w zabytkowym pałacu :P

      Usuń
    17. Miałaś chyba wyjątkowego pecha do zamku Książ. Ja byłam tam kilka lat temu (bez dzieci ;)), zwiedzałam z przewodnikiem i dobrze wspominam. Zainspirowana opowieściami, przeczytałam nawet jakąś książkę o Daisy, więc naprawdę musiało mi się podobać!
      Agnieszka

      Usuń
    18. Bazyl: planujesz wzorować się na krewkim gościu z Książa? Nie polecam, bo to słono kosztuje.
      A im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że mogłabym całe życie zajmować się wyłącznie pierdołami, ech!

      Agnieszka: tragicznie nie było, ale relacja jakości do ceny (zwłaszcza w kontekście przeganiania z części miejsc "bo wesela") jest niewłaściwa. U nas przewodnik nie wchodził w grę, gdyż dwa dni wcześniej mieliśmy traumatyczne przewodnikowe przeżycia i całą rodzinę mdliło na myśl o.

      Usuń
    19. Jak znam życie będzie to impra bez spożywania, bo podróż dość daleka, nocować wolę u siebie, więc tylko samochód wchodzi w grę :) Zresztą ja i po trunkach mało awanturujący się :)
      Jestem specjalistą pierdołologii. Choć bez dyplomu :P

      Usuń
    20. Bazylu, ile Ty masz lat, że wolisz nocować u siebie, rany! (Jak dla mnie możliwe są tylko dwie odpowiedzi: albo pięć, albo dziewięćdziesiąt pięć, choć może masz w zanadrzu jakieś tertium)

      Usuń
    21. Budzenie się na kacu nawet w znanych okolicznościach przyrody jest kłopotliwe, a co dopiero w obcych dekoracjach i ze świadomością, że do domu trzeba jednak dotrzeć :P I wiek nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu wiele rzeczy mogę robić na wyjeździe z prawdziwą przyjemnością, ale nocowanie do nich nie należy. Plasuje się tylko oczko wyżej od korzystania z publicznych toalet. No tak mam i już :)

      Usuń
    22. Trudno jest zorganizować prawdziwy wyjazd bez nocowania, ale może to tylko ja nienawidzę jeździć samochodem w nocy...
      A argumentu o publicznych toaletach nijak nie umiem odeprzeć:P

      Usuń
    23. Niechęć do obcego łóżka przebija wqrw związany z nocnym podróżowaniem :) I nic nie przebija publicznych toalet, chyba że konieczność skorzystania z tła tła :P

      Usuń
    24. Hm, w Twoim przypadku można już chyba mówić o alienolectofobii:P (Tłumaczenie nader dowolne; pewnie niejeden łacinnik wyrwałby sobie na jego widok wszystkie włosy z głowy...)

      Usuń
  3. Przeczytałam tego Talkę na wakacjach i tez postanowiłam odpuścić. Ostatecznie nie mam najgorzej, bo moje córki nie siedzą znowu aż tak długo w smartfonie (młodsza ma zresztą zwykłą starą Nokię, ale już zamówiła sobie "porządnego" smartfona na urodziny lub Gwiazdkę ;)) Śledzą za to różne blogerki i jutuberki, stąd doskonale wiedziałam co to jest lajwik, co się odpakowuje na wizji i kim jest Rezigiusz :) Dobra jestem , co?! ;)
    Co do wakacji, to cierpliwie znoszą dziedzictwo narodowe, zwiedzanie z przewodnikiem, czy moje wywody na temat styku trzech religii na Podlasiu (inna sprawa, że mało z tego zapamiętują). Za to ja dzielnie znoszę wszelkie aquaparki, jazdy konne i wesołe miasteczka. Taki układ.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doprawdy, Agnieszko, jesteś prawie tak dobra jak Bazyl!:P
      Ja nie daję rady; młodzieżowy YouTube śmiertelnie mnie nudzi i zaczynam ziewać już w drugiej minucie oglądania. W czwartej dzieci mówią "mamo, to już możesz iść".
      Nasze wakacje zazwyczaj odbywały się pod hasłem "tylko bez przewodnika!". Tym razem zrobiliśmy kilka wyjątków, co okazało się (poza dwoma miejscami) baaaaaardzo złym pomysłem. I pewnie, najlepiej gdy można zadowolić każdego uczestnika wycieczki. Kluczem do sukcesu jest pozbycie się przekonania, że musi to zawsze następować w tym samym czasie...

      Usuń
  4. Książka Talki jest rewelacyjna! Dzięki niej zajrzałam do świata moich synów nie marnując godzin przed ekranem komputera. Przyznam, że moje chłopaki z radością i zaciekawieniem słuchały fragmentów czytanych przeze mnie na głos. "Tak, tak.. tak, właśnie jest mamo" - potakiwali. :-)
    Co do wypraw wakacyjnych to na hasło: "Idziemy na spacer do parku, na rower itp." zwykle pada pytanie: "A po co??"
    Ale muszę przyznać, że gdy byliśmy w Toruniu z wielką radością wypatrywali wszystkich ...księgarni i ciągnęli mnie do środka /nie powiem ile książek przytargałam z tej wyprawy../ a gdy zamierzaliśmy wejść do jakiegoś muzeum Starszy wyciągał swój telefon i sprawdzał w internecie OPINIE internautów. "Sprawdzę czy warto, mamo". Tym sposobem nie weszliśmy do DOmu Kopernika ale zaliczyliśmy świetne Muzeum Zabawek :-)))

    A co do Majtasa, to ja MoMarto poproszę o osobny post. Niech Majtasowa Moc będzie z Tobą! Ktoś musi wyjaśnić na czym to "majtasowanie" polega, bo nie wszyscy jeszcze wiedzą.
    podpisano
    Fanka Majtasowej serii i reszta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiesz, że Tyś to sprawiła, żem po Talkę sięgnęła; jeszcze raz dzięki!:)
      A poza tym nie można mieć wszystkiego: moi wprawdzie na świeże powietrze wychodzą, za to na widok księgarni jęczą i wzdychają ("znów będziemy czekać na mamę pół godziny!").
      O Majtasie zaś już było. Chyba nie umiem napisać o filmie niczego innego niż o książkach, więc nie będę się powtarzać.

      Usuń
  5. Trochu się zaambarasowałam moim stanem świadomości jako matki. Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że niby nic nie wiesz i co gorsza nie wiesz, że powinnaś wiedzieć?

      Usuń
    2. Noooo :) Ale ulżyło mi, bo moje dzieci też większości nie wiedziały :)

      Usuń
    3. Jakieś dziwne te Twoje dzieci, doprawdy. Chcesz się zamienić?:P

      Usuń
  6. uff, 50% ;) Nie zna życia, kto nie obejrzał pół godziny ciągiem odpakowywania packów FIFA któraś tam ;)
    Rezigiusza też znam, ale bardziej z tv ;), bo był kiedyś w oglądanym przez nas namiętnie wokalnym show.
    Na szczęście życie pozakomputerowo-gamingowe też istnieje - z roweru mógłby nie schodzić, od kilku miesięcy pochłania go regularna gra w piłkę nożną, a ostatnio zwiedził ze mną pałac w Wilanowie (i nie marudził!).

    Aaa, na Minionkach najnowszych też byłam, ale je jakoś polubiłam (po 100 milionach obejrzeń drugiej części nie pozostało mi nic innego :D ) , a muza rzeczywiście była zacna :) Majtasa odpuściliśmy, być może niesłusznie, ale nie wiem, czy bym zniosła dwie animowanki w miesiącu (mam na nie coraz mniejszą tolerancję ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dobijaj mnie, dobra kobieto. Wychodzi na to, żem zramolała do szczętu.
      Ale odpakowywania na wizji oglądać nie będę; są pewne granice matczynej miłości!:P
      Majtas jest ok. Tzn. uważam, że książki lepsze niż film (pod koniec nieco się zmęczyłam), ale w porównaniu z Minionkami i tak rewelacja;) Wydawnictwo Jaguar teraz wznawia serię, w przyzwoitych cenach - może skuście się na jedną część i sprawdźcie.

      Usuń
  7. 0% o matko :( Spytam jutro córkę ale myślę, że też może być słabo. Starsza nie gra, woli instagram i jutjuba, a młodszy zapomina że telefon gdzieś tam lezy rozładowany. A jak sobie przypomni to gra w jakieś wyścigi. Na wakacje dzieci wydelegowałam do dziadków i z doniesień wynika, że zwiedzali ochoczo Kraków, Pszczynę, kopalnię itp. Pytania o jedzenie u nas też na pierwszym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe co Twoja Starsza na tym YT ogląda... Ja co jakiś czas zapuszczam żurawia i za każdym razem szczęka mi opada. Od sasa do lasa, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić (historię też sprawdzam, jeszcze nie czyszczą:P), ale jakoś takie dziwne (i nudne jak diabli!) to wszystko.

      Usuń