środa, 17 lipca 2019

Książki na wakacje, czyli na pomoc ginącemu czytelnikowi!


Przygotowuję się do wakacyjnego wyjazdu. Pal sześć ciuchy, buty, wałówkę. Książki! Jakie wziąć książki?!

Na domowych półkach setki (to nie hiperbola, to gorzka prawda) nieprzeczytanych pozycji. Krążę wokół nich, oglądam, odkładam. Ta za poważna, ta za głupia, ta nie pasuje do wakacyjnego nastroju. O ta, może ta?


Nie bez sensu, za gruba. Czytać jedną grubą książkę przez większość urlopu? Też coś!

Zaglądam do bibliotecznego katalogu. Mam 3 karty (wyrobiłam dla siebie i dzieci), na każdej 7 miejsc. 21 książek. Starczy, nie starczy. Po co tyle wozić, cztery-pięć najwyżej. Ale na których pięć się zdecydować? Jakieś mam już wypożyczone, ale czy trafią w swój czas?


Mąż podbija stawkę. Też chce coś do czytania. Nie wie co, ale ma być fajne. Nie ma czasu się zastanawiać, przed urlopem pracuje do późna. Jak mu nie pomóc? W sumie dobrze się składa, jeśli wezmę pięć książek dla niego i pięć dla siebie, razem będzie 10, powinno wystarczyć. Tylko które wybrać?


Dziś ostatnia szansa, by coś jeszcze zamówić przez internet. Do lokalnej księgarni nie pojadę, kręgosłup mnie uziemił. Złożoną samej sobie obietnicę, że ograniczę się do zamawiania maksymalnie jednej paczki na 2 miesiące, unieważniłam natychmiast po jej złożeniu. Wrzucam do wirtualnego koszyka kolejne pozycje, po czym natychmiast je odklikuję. Ta bez sensu, ta jest w bibliotece, może ta? Składam zamówienie, po czym natychmiast przypominam sobie, że zapomniałam o dwóch książkach, które muszę mieć teraz, zaraz, bo pęknę.

Kurier dostarczył z rana zamówione kilka dni temu książki. Do księgarni już w zasadzie nie chodzę. Na moim osiedlu nie ma żadnej, pewnie by się nawet nie utrzymała. Do miasta jeżdżę dość rzadko. Książki sprowadzam przez Internet, bo na półkach zazwyczaj nie ma tego, co chcę. (…) Lubię odbierać takie duże paczki. Rozcinam ją nożem w kuchni, oglądam każdą książkę z osobna, cieszę się jak dziecko. A potem przytulając do piersi, niosę na górę i jeszcze raz przeglądam.
Nie mam złudzeń – choć czytam codziennie, większość z moich książek nigdy nie zostanie przeczytana. Nie zdążę. Musiałabym nie mieć innych zajęć, prac domowych i zawodowych, wyjazdów, obowiązków rodzinnych i społecznych. Dlaczego je więc kupuję, skoro z góry wiem, jaki los je czeka? Może to nadzieja, że jednak oszukam czas? Może chęć, aby mieć je obok i zawsze móc sięgnąć? Szacunek dla czyjegoś wysiłku? A może to po prostu głód narkomana, który zawsze chce mieć przy sobie działkę? Wiele z nich jest mi też potrzebnych do pracy. Co za wspaniały pretekst!
Zagospodarowywałam dziś nową półkę w gabinecie. Nadzieja szybko prysła. Zapełniła się natychmiast książkami, które narosły na regale powciskane jedne na drugie. Zrobił się trochę porządku. Na krótko.

Ilekroć trafiam na tego rodzaju cytaty, uspokajam się. Nie jestem wariatką, jest nas przecież więcej. Więcej wariatów???

Nie wiem na czym to polega. Jestem przecież racjonalnie myślącą, inteligentną kobietą, starającą się walczyć z nadmiarem, nie tylko kilogramów. Jeśli to genetyczne, to odziedziczyłam z defektem. Moja babcia wprawdzie książek miała kilka tysięcy, ale każdą kupioną natychmiast czytała. Niektóre nawet więcej niż raz. Tylko co ona wtedy, biedaczka, zabierała ze sobą na wakacje? Może Rodziewiczównę, tę mogła czytać w kółko. Nie chcę Rodziewiczówny, nie ma mowy.

Zatem.
Iść w kryminały czy prozę kobiecą?



A może reportaż?


Coś pożyczonego od znajomych, co wypadałoby wreszcie oddać?


Nadrobić braki we współczesnej literaturze polskiej czy niemieckiej?



Niezłym pomysłem byłyby też powieści dla młodszych czytelników, może przy okazji zachęciłabym do czytania któreś z dzieci?


Fantastyka, zapomniałam o fantastyce. Takiej lżejszej raczej, przecież Lema nie wezmę.


No i rozwój duchowy. Samodoskonalenie. Parę mądrych słów od mądrych osób, rady na życie. W wakacje też przydatne, może lepiej mi wejdą?


Książki o zwierzętach. Sytuacja wymaga, bym którąś przeczytała.


W sumie te też powinnam. I w zasadzie chciałabym...


I – rany! – gazety! Wszędzie stosy gazet.
Dziesiątki niedoczytanych „Polityk” i „Tygodników Powszechnych”, kilka zaległych „Rymsów” i „Dużych Formatów”. 


Parę magazynów, zostawionych na moment, gdy będzie więcej czasu na ich lekturę.


Miotam się, wybieram, odkładam. Ciągle nie wiem czy dobrze zdecydowałam. Niech mnie ktoś walnie w łeb, żebym nie musiała nigdzie jechać, ratunku!

Jak nigdy, dziś rozumiem dlaczego Polacy nie czytają. Życie jest wtedy dużo prostsze, a wakacje wolne od trosk.

Zamieszczony w poście cytat pochodzi z książki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk „Kalendarze”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

Na wszystkich zdjęciach (poza zdjęciem "Kalendarzy") książki, które chciałbym spakować do walizki. Wszelkie uwagi, sugestie, kategoryczne żądania mile widziane. Dziesięć, pamiętajcie tylko 10 książek!

64 komentarze:

  1. W czasie urlopu ma być wesoło, na luzie i niezobowiązująco, dlatego uważam, że FOx wybrał dobre lektury. Dorzućmy jeszcze "Lato Muminków" z innego zdjęcia a ode mnie "Polyannę", którą obecnie czytam w drodze do pracy i próbuję nie parskać śmiechem. :-)
    No i tak w ogóle, to... czytnik, czytnik Pani se sprawi... Odpadnie problem dźwigania ciężarów! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być 10, a tu widzę niedobory. "Polyanny" nie ma na zdjęciach i nie będzie, proszę nie wychodzić poza program! Dodatkowo dziś właśnie biblioteka zrealizowała 4 zamówienia, zatem można wybrać jeszcze: Jacka Galińskiego "Kółko się pani urwało", Sapolsky'ego "Dlaczego zebry nie mają wrzodów? : psychofizjologia stresu", Krajewskiego "Mock. Pojedynek" oraz Alka Rogozińskiego " Zbrodnia w wielkim mieście". To jak?
      A co do czytnika, dam Ci telefon do mojej lekarki. Może po rozmowie z nią wreszcie się odpimpasz z tymi propozycjami:P

      Usuń
    2. OK, OK... Dorzuć zatem "Okruchy dnia" bo to też o podróży... Będzie w temacie. I "Gawędy o zwierzętach", dzięki czemu na szlakach będziesz z radością witała każdego dzika... I jeszcze "ON", choć ponure to szybko się czyta i nie za długie, a dobre... No i nie kupuj do urlopu więcej książek, please!
      :-)

      Usuń
    3. Za późno, już kupiłam. Ale same Dog Many, mogą być?:D
      Dzików nie chcę, jedziemy z psem
      prawie myśliwskim. Ale Kostrzyński jest i bez dzików wysoko na mojej liście.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Halo, nie padać mi tu, ale pomagać w wyborze! Że niby za dużo? Za głupio? Za mądrze? Mam odwołać wakacje?

      Usuń
    2. Ahaaaa, czyli to Ty, Momarto, zostałaś wybrana do tej misji na Marsa?
      Weź planszówki!:D

      Usuń
    3. No weź, z planszówkami w próżni? Na Marsa brałabym poza tym 1000, a nie marne 10 książek. Ty naprawdę nie boisz się, że obudzisz się i nie będziesz miała co czytać?

      Usuń
    4. Cóż, dopóki jestem na matce Ziemi, to nie :)
      Budzę się i mam życie jak w książce! Codziennie nowe bestsellery.

      Usuń
    5. Póki trzymasz się półki z powieściami obyczajowymi, bądź lekkimi komediami romantycznymi, to ok. Ale jakby Cię tak naszła chętka na kryminał, daj znać czym prędzej! (pamiętaj, że masz prawo do milczenia!)

      Usuń
    6. Żeby tylko! Skaczę po półkach własnie - thriller psychologiczny, kryminał, obyczajówka, komedia romantyczna i jeszcze pewnie coś.

      Usuń
    7. Słuchaj, to ja Ci może jednak parę książek pożyczę, co? Mimo wszystko, będzie bezpieczniej.

      Usuń
    8. Dobra, ale muszą mnie otulać puchatą kołderką, żeby niwelować kanty reala.

      Usuń
    9. No ba, wiadomix! Nabiwszy sobie uprzednio pierdyliardy siniaków i guzów, czytywałam ostatnio wyłącznie takie. Planuję nalot na Poznań, wezmę przy okazji i mój ulubiony owieczkowy sweterek. Wprawdzie 100% sztuczny i pogrubia, ale puchatość u niego 10.

      Usuń
  3. Naprawdę mi przykro, że nie możesz e-książek, bo to jest cholerna wygoda. Za 3 dychy miesięcznie (abo Legimi) zabieram ze sobą na tablecie, a Kot na komórce (6.3", żeby nie było), sporą bibliotekę i czytam jak mnie napadnie, bo taba wrzucam do rowerowej sakwy, a nawet jak nie wrzucę, to Kitek ma zawsze telefon przy sobie i poproszona pożyczy :) Z kupowaniem dałem sobie spokój i nawet dziecięce ograniczyłem. Zapełniłem półki w salonie zbieraniną od Sasa do Lasa, więc od ludzkiego oka wstydu nie ma :P Dziecięce też ograniczyłem, bo mam świetne biblio. Ostatnio kupuję ciężkie akademickie cegły, których życzy sobie Starszy z ambicjami :D Nie przeczę jednak, że kupowanie jest suuuuper i doskonale rozumiem część cytatu o rozpakowywaniu książek, bo doświadczam uczestnicząc w zakupach bibliotecznych i otwierając wielkie paki :D
    Nie bierz LeGuin - wynudziłem się :P Słaboniową weź - to pewne. Ja ostatnio skręcam w stronę NF, ale ni epolecam, bo to zazwyczaj ciężkie tematy, a urlop ma być urlop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew temu co można by sobie pomyśleć, ja też ograniczyłam kupowanie. Serio, serio. Ba! Zaczynam nawet dojrzewać do eksmitowania co niektórych egzemplarzy z domu. Ale jeszcze trochę mi to zajmie, zanim dojrzeję do czynów, a nie tylko zamiarów.
      Słabioniową znalazłam na półce, wciśniętą gdzieś w kącik. Po Twoim poście czym prędzej kupiłam, cała podjarana, a dalej poszło jak zwykle. Chyba teraz mus zabrać, zwłaszcza że i małżonek się nią pożywi, mam nadzieję. NF nie chcę, słusznie nie polecasz. To teraz 9 dalszych wskazań poproszę:D

      Usuń
    2. Ja też chyba przegonię stadko czytadeł i wyślę je paczkomatem potrzebującym, bo gdzieś widziałem taką akcję. Legimi też ma wadę nadmiaru, o której piszesz. Mam pełne wirtualne półki i staję przed nimi jako ten osioł między żłobami :D
      Cóż, jeśli nie znam propozycji :) Kańtoch jest łaskawie przyjmowana, Pratchett zawsze na propsie. Czytałem ostatnio rzecz bardzo dobrą, ale zbyt bliską Ci zawodowo, więc zmilczę :P "Kółko ..." z komentarza nie weszło mi wcale :(

      Usuń
    3. Zaczytani - wielka zbiórka książek, chyba o to chodzi. Też widziałam.
      I dokładnie - ściąganie kolejnych pozycji na czytnik nie różni się wiele od zapełniania realnych półek. Tyle że kurzu mniej, a kasy w portfelu więcej (zwłaszcza przy Legimi):D
      Doprawdy, liczyłam na Ciebie. Zwłaszcza, że taką np. "Letnią noc", onegdaj przez Ciebie polecaną, wciągnęłam nosem z wielkim zachwytem. Ale ok, Słaboniowa i Pratchett, wpisałam na krótszą listę!
      Jak bardzo dobrą, to rzucaj tytułem, może zniosę, zwłaszcza, że ja od pół roku na odwyku:P

      Usuń
    4. Popieram! Legimi jest SUUUPER! A ona nie chce! No i co jej zrobić?? Jeszcze trochę nad Momartą popracuję, hehe

      Usuń
    5. Zaraz tu komuś walnę, normalnie. Tak źle mi życzysz? Chcesz, abym oślepła dziś a nie dopiero za 20 lat? Liczę bowiem, że przez 20 lat wymyślą co ze mną zrobić, a póki co nie wiedzą. Wrr!

      Usuń
    6. "Miasteczko zbrodni". Wstrząsnęło tym bardziej, że dosłownie chwilę przed lekturą zwiedzałem rowerem okolice miejsca akcji :(
      Mnie proszę nie bić. Przyswoiłem i nie forsuję opcji e-czytania, a tylko prezentuję plusy. Tak na przyszłość :)

      Usuń
    7. O nie, to faktycznie podziękuję. Wystarczyło mi kilka reportaży na ten temat.
      Bazylów nie tykam, czuj się bezpiecznie!

      Usuń
    8. Mnie się w ogóle ostatnio trafiają, mimo poszukiwań lekkiego wakacyjnego kalibru, książki cholernie smutne i dołujące. Teraz np. "Jutro przypłynie królowa". Aż chyba ściągnę z półki jakąś starą Chmielewską :)

      Usuń
    9. Aż poszłam do półki upewnić się, czy dobrze mi się wydaje, że "Jutro przypłynie królowa" jest jedną z tych książek, którą musiałam kupić teraz, zaraz, bo pęknę. I owszem. Smutne, mówisz? To jeszcze poczeka.
      A stara Chmielewska zawsze na propsie. Ja po wakacjach z psem chyba odkurzę serię z Janeczką i Pawełkiem:)

      Usuń
  4. Na ostatnim urlopie przeczytałam 19 książek, na urlop leciałam samolotem przez pół świata i w życiu bym tylu książek nie wzięła. Odkąd mam kindle biorę na urlop po prostu wszystko, a potem losuję. Nie ma innej możliwości, żeby nie wziąć za mało albo za dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Twym szczęściem. Ja NIE BĘDĘ czytać na czytniku, gdyż albowiem nie mogę. Tak więc: którą z moich książek polecasz?:D

      Usuń
    2. A czemu nie możesz? Z tych wybrałabym Koronkową robotę, Tokarczuk, Piaskową górę, Mocka, Pratchetta, Papużankę, Kańtoch i czasopisma.

      Usuń
    3. Nie mogę, gdyż albowiem poza krótkowzrocznością gargantuiczną, posiadam szereg różnych anomaliów okulistycznych. Skracając, mam jedno oko jak dziewięćdziesięciolatka, drugie jak siedemdziesięciolatek (jak parytet, to parytet). Ponieważ nie zamierzam przestać czytać, ani rzucić roboty (tak w ogóle, bo na razie mam przerwę), ustaliłyśmy z moją lekarką, że nie będę robić tego, bez czego żyć mogę, a co mi może szkodzić. Nie wiadomo bowiem, kiedy nastąpi koniec widzenia i lepiej go nie prowokować, gdyż apokalipsa, jak to apokalipsa, przyjemna nie jest. Tyle w skrócie.
      Poza tym: uwielbiam Twoją konkretność! Łazarewicza, Mocka, Pratchetta, Papużankę i Kańtoch w pełni akceptuje me serce (gazety też). Co do Bator się waham, a ta akurat Tokarczuk mnie lekko przeraża abstrakcyjnością. Czytałaś?

      Usuń
    4. Nie czytałam zadnej z nich, poza Bator, którą serdecznie polecam. Ach, Pratchetta oczywiście czytałam. Współczuję z serca problemu ocznego, ale nie wiem, czy wiesz, że kindle jest przyjaźniejszy dla oczu od papieru? Ja mam tylko krótkowzroczność i gdy z kindle przesiadam się na papier, strasznie cierpię. Na kindle ustawiam czcionkę dużą, nic mi się nie odbija, nie zagina, ekran jest idealnie matowy. Wiesz, że to inny typ ekranu niż tablet/telefon? Kiedy urlop?

      Usuń
    5. Wszystko wiem. Nadal nie mogę. Naprawdę, naprawdę. U mnie urlop w tym roku nie do końca jest urlopem, ale wakacyjnym wyjazdem na pewno. Aktualnie jestem w tak zwanym pomiędzy:D

      Usuń
  5. Weź Jajko i ja, na pewno nie Południcę :) I Wytwórnię wód, aczkolwiek błędy w tym dziele podnoszą włosy wszędzie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrazek Ci wcięło. Długo tak masz?
      Jak widać, każdego umiem połechtać. Jajko stało się półkownikiem po Twoim poście:D
      ?zas leżakowania Wytwórni z kolei sugeruje, że po otwarciu nie wypiję wody gazowanej, ale, bo ja wiem, niezłe wino? Myślisz, że błędy nie wywietrzały?

      Usuń
    2. Bo ja jestem na gościnnych występach z cudzego konta :P Bez obrazka. Błędy nie wietrzeją, co najwyżej powoli stają się normą. Bierz i czytaj, możesz przy winie.

      Usuń
    3. Ale mowa o błędach redaktorskich lub korektorskich? Te istotnie, tylko z winem. Lekarz zabronił mi się denerwować. Aczkolwiek udajemy się w pobliże browaru, więc liczę, że i piwo da radę.

      Usuń
    4. O wszytskie, wszystkie. Przykłady w mojej recenzji gdzieś w głębinach bloga. Nie wiem, czy jest dość piwa w tym browarze, tam spirytus byłby lepszy :D

      Usuń
    5. Jak ja Was lubię słuchać :) Idę po popkorn!

      Usuń
    6. pandeMonia, zdechnie Ci ten popkorn, my dialogujemy teraz nader rzadko.
      Piotr: dotarłam, przejrzałam pobieżnie, co by nie popsuć sobie lektury, potem przeczytam dogłębnie i napiszę rozprawkę, I promiz. Spirytu nie mogę, źle robi na cerę i globusa. Browar Zwierzyniec, myślę, że nie takie zoo tam mieli:P

      Usuń
    7. Czyżby Roztocze? Jeśli tak, to szukaj Magnusów ze wskazaniem na śliwkowego :) Urlopując na Lubelszczyźnie przywiozłem parę sztuk jako pamiątkę :P Wreszcie temat, gdzie mogę polecać, a nie tylko literatura i literatura :D

      Usuń
    8. Owszem, w życiu tam nie byłam, czas nadrobić. Smakowych piw z zasady nie tykam, to faktycznie zasługuje, by zrobić wyjątek? I polecaj dalej, może być wierszem, ale nie musi:P

      Usuń
    9. Ładnie tam. Jeśli jesteście rowerowi, sporo fajnych bezdroży :) Jeśli jesteście mobilni, to kawałek dalej jest Poleski PN. Fajne kładeczki po torfowiskach, zero dzikich tłumów i nawet owadów nie tak znowu wiele. Szczególnie polecam pomościk nad jeziorem Moszne :)
      Magnus to seria ciemnych piw, w tym klasyk i trzy (znane mi), wersje smakowe. Oprócz rzeczonej śliwki, czekolada (sic!) i żurawina. (EDIT: producent informuje o wiśni i toffi). Na miejscu masz browar zwierzyniecki, ale się nie wypowiem, bom zawsze na jeden dzień rowerowania i autem :) Smaczne jest jeszcze Nałęczowskie ciemne, dość słodkie, ale Bazyle lubią słodkie :) No i nieśmiertelna Perła :D

      Usuń
    10. Zatem. Z perspektywy człowieka, który właśnie wrócił Stamtąd, czyli z Bardzo Dalekiej Podróży (od nas 830 km, mój kręgosłup długo mi tego nie zapomni!). Poleski PN był poza naszym zasięgiem - jeździmy odpocząć, a nie się zajeździć. Jednak Roztoczański też dał radę, również pod względem ilości turystów. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - nas znad morza (w każdym razie: mniej więcej znad morza), każda ilość turystów mniejsza niż 100 osób na metr kwadratowy zadowoli:P
      Magnusa nie zastaliśmy nigdzie. Nałęczowskiego takoż. Natomiast Zwierzyniec Pils (niestety tylko w butelkach 330 ml) broni się dzielnie. Perła z kija takoż. Szczególnie smakowała nam w Karpiówce w Bełżcu - polecam wszystkim. Ja karpia generalnie nie tykam, ale tam jadłam i to z ukontentowaniem!
      I generalnie Roztocze jest cudne. Gdybyśmy jeszcze mogli rowerować, byłoby jeszcze cudniejsze. Niestety, ja aktualnie kręgosłupowa kaleka, więc z alternatywnych środków lokomocji zapodaliśmy sobie tylko kajaki na Wieprzu, a i to po uprzednim zażyciu pigułek. Było jednak warto! A i najważniejsze: Słaboniowa czytana w takiej lokalizacji wymiotła całą konkurencję!:D

      Usuń
    11. A byliście w Zagrodzie Guciów? Na zupie pokrzywowej (chyba sezon)? :D

      Usuń
    12. Byliśmy. Wielkie rozczarowanie. No dobra, małe, bo zagroda mała. Może mieliśmy pecha, bo akurat przybyła jakaś wycieczka, która zawłaszczyła miejscówkę, ale generalnie za bardzo to dla mnie komercyjno-turystyczne. Zupę jadłamżem, owszem. Interesująca, ale niekoniecznie zachwycająca (do zupy z pokrzyw nic nie mam, ale ta za tłusta była, zdecydowanie przegięli ze śmietaną). W ogóle lokalna kuchnia jak dla mnie słabo reprezentowana - pod większością egzotycznie nazwanych dań kryje się coś, co u nas też się jada, i to smaczniej. Ale być może my, ludność napływowa ze wszystkich stron Polski, tak mamy. U Guciów jadłam też łapcie (mogą być), moje dzieci makaron, którym potem się straszyły (jak będziesz tak robił, dziś pojedziesz do Guciów na ten makaron!), a małżonek nie pamiętam co. Natomiast zlokalizowana obok wypiekarnia chleba, tudzież gotowalnia smalczyku bardzo zacna, oj bardzo!:D

      Usuń
    13. Dawno bywszy, więc może proces o którym piszesz sprawił, co sprawił. Wielka szkoda :( Ale i tak nic nie przebije faszerowanej karkówki ze zwierzynieckiej Sonaty. Po raz pierwszy widziałem ludzi, którzy zjedli ziemniaki i surówki zostawiając na talerzach całe mięso. Komentarz Kitka: "No jak już ty nie zjadłeś ...", znaczący bardzo :D
      Ale żeby nie smęcić. Roztocze super i żałować jedynie wypada, że zdrowie nie pozwala Ci na cyklozę, bo trasy są tam naprawdę zacne :) Narobiłaś mi smaka, nie wiem czy nie wyskoczę w któryś weekendowy dzień na rowerki :D

      Usuń
    14. Do Sonaty nie dotarliśmy, ale w Karczmie Młyn (czy jakoś tak, w każdym razie w centrum Zwierzyńca) też mieliśmy niezapomniane przeżycia kulinarne. Teoretycznie po blisko godzinie czekania na jedzenie człowiek powinien zjeść wszystko, co mu podali. Nie w tym jednak miejscu...
      Bliskości Roztocza zazdroszczę. U nas też wprawdzie ładnie, jednak zupełnie inaczej. Tras rowerowych też mamy jakby coraz więcej, cóż, gdy zdrowie nie to, panie dziejku:P

      Usuń
    15. Zatem ustaliliśmy, że jak uda mi się zorganizować wyjazd (ten weekend niestety odpada), to wałówkę muszę mieć ze sobą :P Całe szczęście sakwy pojemne, więc ... Tak przy okazji uświadomiłem sobie, że mam naprawdę dużo fajnych miejsc, do których mogę dojechać w ~2 godz. (bo dłuższa jazda, to już dla mnie przesada, jeśli chodzi o jednodniowy trip). Takich do czynnego wypoczynku. Polesie, Ponidzie, Jura, Roztocze :)

      Usuń
    16. U nas w sumie też sporo fajnych miejsc. Większość po niemieckiej stronie granicy:D

      Usuń
    17. Tak myślałem. W mojej okolicy turystyka jest w powijakach, a to co jest to też tak (z wyjątkami), na odpiernicz :P Ale idzie ku lepszemu, np. rozwija się infrastruktura rowerowa (z błędami i czasem bez pomyślunku)i np. WTRem całkiem ładnie można śmigać ze świętokrzyskiego w małopolskie. Przydałaby się jeszcze jakaś fajna koncepcja pospinania tego wszystkiego w ogólnopolską całość. Ja na przyszły rok wdrażam hasło Znasz-li ten kraj i będę, jak zdrowie pozwoli, mocno eksplorował swoje województwo rowerowo :)

      Usuń
    18. Ze mną i rowerem jest ten (poza kręgosłupem) problem, że potwornie boję się jeździć drogami jakkolwiek wspólnymi dla samochodów i rowerów. Za dużo przeżyłam i się naoglądałam (także zza kierownicy). Tymczasem aby ode mnie dostać się gdziekolwiek, trzeba jechać albo lasem (co do zasady fajnie, ale na razie nie mogę, bo za mocno trzęsie), albo normalnie ulicą. Potem po Szczecinie też sporo dróg typu kontrapasy, ewentualnie wydzielony pas dla rowerzystów, czyli autostrady do nieba. Póki co się jednak nie wybieram. A że samochodem roweru nie przewiozę (za mały bagażnik i brak relingów, zresztą i tak nie wrzuciłabym roweru na dach), to nie jeżdżę. Nad czym boleję.
      Pomysł na eksplorację przedni; często pod nosem mamy mnóstwo fajnych i niedocenianych miejsc.

      Usuń
    19. Jakbym słyszał moją Żonę :) "Dowieź mnie z punktu A do punktu B, ale żebyśmy nie jechali z samochodami". Całe szczęście dodaje, że może być po wertepach, co u Ciebie odpada, a co za tym idzie, znacząco zawęża opcje (choć to też nie reguła, bo ostatnio na wądołach zmykaliśmy przed beztroskimi kierowcami, którzy cisnęli wbrew stanowi drogi i nie, nie byli to miłośnicy off roadu).
      Bagażnik dachowy zarzuciłem na rzecz platformy montowanej na haku i bardzo sobie tę zmianę cenię. Mniej dźwigania, mniejsze opory powietrza i mniej strachu pod niskimi przejazdami :) Minus - coś koło setki za trzecią tablicę :(
      Może notkami z tych wycieczek ożywię trochę bloga, kto wie :D

      Usuń
    20. Haka też nie mamy:(
      I widzisz, jak przydaje się odpowiednio dobrana nazwa bloga - wszystko możesz tam wrzucić i nikt Ci nie zarzuci, że śmiecisz na blogu:P

      Usuń
  6. Ach, i chciałam jeszcze napisać, że nie wiem jak te internety działają, ale tylko napisałam, a Wy skomentowaliście i już zainteresowała się mną Rosja i Nieznany Region i wyświetlenia idą mi w tysiące. Ktoś ma jakiś pomysł, które to słowo klucz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strzelałbym w Faceapp, ale nie padło :P

      Usuń
    2. No:D Działa dzisiaj również. Czuję się zaniepokojona i inwigilowana!

      Usuń
    3. Bo teraz już Faceapp padło. Więc przepadło :P

      Usuń
  7. Momarto, nie poznaję Cię! Poważna osoba, na odpowiedzialnym stanowisku, matka dzieciom, zamężna, (o wieku nie wspomnę, żeby nie igrać już bardziej z ogniem), blog poruszający ważkie tematu a tu proszę, jaka niespodzianka, wpis niczym na blogasku :-). Co te upały robią z ludźmi! :-)
    PS.
    udanych wakacji! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem czy ważkie tematy, owszem poważna, owszem zamężna matka dzieciom, ale - do jasnej Anielki - w końcu absolutnie nieperfekcyjna, czyż nie? I doceniłbyś doprawdy, że popełniłam jakikolwiek wpis, a nie, skupiasz się na jego niepoważnej treści. Pff!
      Ale wakacje udane były, zatem życzenia szczerze złożone. Wybaczam!:D

      Usuń
  8. Widzę, że się nieźle spóźniłam (ale mogę się usprawiedliwić jedynie tym, że to u nas był czas ogłaszania wyników rekrutacji oraz ogarniania papierów do szkoły, itp., a potem intensywny czas przedurlopowy). Może więc napisz, co w końcu zabrałaś i co przeczytałaś? Teraz sama mam podobny dylemat, bo za parę dni wyjazd ;), może się zainspiruję, część z wymienionych we wpisie mam na czytniku, a niektóre i w wersji analogowej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ w międzyczasie ja w rozjazdach, wychodzi że i tak się nie zainspirujesz:( W każdym razie tylko częściowo posłuchałam mądrzejszych, czego efekt zamierzam wkrótce opisać (aczkolwiek ze mną to ostatnio nie wiadomo). Wspomniana wyżej, polecana przez Bazyla, Słaboniowa znakomita. Zabrałam też "Okruchy dnia" Ishiguro, które nazwałabym wielkim rozczarowaniem. Przeczytałam "Kolację" - lekturą wakacyjną bym tego nie nazwała, ale jest niezła. Bardzo polecam książkę Shepherda "Niewyjaśnione okoliczności" - nie są to tylko krwawe wspomnienia lekarza sądowego, aczkolwiek pewna doza odporności na takie klimaty jest wskazana (mnie niewiele rusza). Z dziecięcych przeczytałam "Kaktusa na parapecie" - szkoda czasu. "Siła" Alderman jest niestrawna, moim zdaniem. Dobrnęłam do 120 strony i ostatecznie odrzuciłam ze wstrętem. A poza tym przeczytałam jeszcze kilka innych książek, ale o nich potem:)

      Usuń
    2. No tak, ja też już wróciłam :) Dzięki za relację. W takim razie sprawdzam, czy moja biblioteka ma tę Słaboniową :)

      A ja mogę polecić "Pasztety, do boju!" francuską powieść dla młodzieży, bardzo mi się podobała, fajnie napisana i mądra, i zabawna, i bez smrodku dydaktycznego. A, i wzięłam jeszcze "Żmijowisko", ale jakoś mnie nie wciągnęło, więc próbuję teraz dokończyć.

      Usuń
    3. "Pasztety..." mam nawet w domu, dyskretnie przesunę wyżej na stosie.
      "Żmijowisko" czytałam w ubiegłe wakacje, podobało mi się, aczkolwiek mniej niż seria o Mortce. Teraz przymierzam się do "Rany", aczkolwiek nie wiem czy w moim przypadku nie będzie to rozdrapywanie ledwo co przyschłych ran i posypywanie ich solą.
      Słaboniowa jest chyba mało bibliotecznym tytułem, niestety. Ja nabyłam za krwawicę i nie żałuję!

      Usuń
    4. To moje pierwsze spotkanie z autorem, chyba mogłam zacząć od czegoś innego ;) A z tego, co widzę na FB grupie 52 książki, "Rana" ma chyba więcej głosów na nie, nawet od zagorzałych wielbicieli ...
      W mojej bibliotece jest magiczne pudełko :) Wrzuca się tam specjalnie przygotowane karteczki, na których wpisujesz, co byś chciała wypożyczyć. Już kilka pozycji, które wpisałam, znalazło się na półkach bibliotecznych :)

      Usuń
    5. Hm, jak to już ustaliłyśmy gdzie indziej, opinie innych bywają zawodne:P Sprawdzę sama i spróbuję dać znać.
      Twoja biblioteka taka bardziej staromodna, jak widzę. Urocze:) U mnie nowoczesność - elektronicznie zgłaszasz propozycje zakupu i istotnie, często realizują. Dobre czasy nastały dla czytelników:)

      Usuń