Pisanie w dniu 1 września o
oczekiwaniach nie jest najlepszym pomysłem.
Oczekiwania to najgorsze
co można mieć w związku z rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Wobec szkoły,
nauczycieli, dzieci oraz siebie jako rodzica.
Oczekiwania to otwieracz do puszek z
frustracją, rozczarowaniem i niepotrzebnym stresem.
Na najnowszą książkę Wojciecha
Chmielarza, „Rana”, wydaną mniej więcej rok po poprzedniej, „Żmijowisku”, wiele
osób, w tym ja, czekało. Autor przyzwyczaił swoich czytelników do wysokiego
poziomu (o proszę: tutaj i tutaj).
„Rana” przyszła w paczce
razem z kilkoma innymi pozycjami. Wszystkie (może poza nieujętymi na zdjęciu podręcznikami
dla Starszego - każdy w cenie
odpowiadającej wyrobom z 24-karatowego złota; nie ma to jak rocznik uczniów,
którzy muszą zdać się na dyktat wydawców i hurtowni, bo nie istnieje dla nich
rynek wtórny podręczników) zostały powitane z radością, jednak tylko „Rana” z
entuzjazmem. To głównie jej wyczekiwałam. To ona dostąpiła rzadkiego
zaszczytu – została przeczytana tego samego dnia, kiedy trafiła do moich rąk, w
całości. Niewątpliwie, moje oczekiwanie, iż Wojciech Chmielarz napisze kolejną
trzymającą w napięciu powieść, zostało spełnione.
Niestety, tym razem liczyłam
na coś więcej.
I po co?
Nie byłoby „Rany”, gdyby
nie było szkoły. Prywatnej szkoły podstawowej, położonej w Warszawie, co ma
pewne znaczenie fabularne, aczkolwiek drugorzędne. Prywatna szkoła samo zło,
chciałoby się napisać, w ślad za jedną z czwartoplanowych bohaterek „Rany”, przypadkową staruszką, doradzającą jednej z głównych postaci: „Tam źli ludzie
pracują. Nie warto. Niech pani znajdzie normalną szkołę dziecku…”
W opisanej w książce szkole dzieją się złe rzeczy - choć nie szkoła jako taka jest ich źródłem, to jednak bez niej wiele z nich nie miałoby miejsca. Ofiary wybierane są i wśród dorosłych, i spośród uczniów. Ale ofiarami okazuje się również wielu spośród tych, którym autor pozwolił przeżyć.
O prywatnych szkołach
jako siedliskach zła wiem bardzo wiele. O występujących w nich rozbieżnościach
między oczekiwaniami (i obietnicami) a rzeczywistością również. Tak, to
miejsca, do których trafiają dzieci dobrane według specyficznego klucza. A imię
jego: dużo zer na bankowych kontach ich rodziców.
W związku z tym powinnam
być zadowolona, że w „Ranie” znalazłam to, o czym sama przekonałam się (i
napisałam) już wcześniej. Że rządzi tam pieniądz. Że zarządzający lubią
papierki lakmusowe, np. w postaci stypendiów dla ubogich uczniów. Że nie uczy
się tam dzieci empatii, współpracy i życia w normalnym społeczeństwie, lecz
funkcjonowania w tej bańce, w której zostały zamknięte dzięki pieniądzom
rodziców.
To wszystko prawda. Ale
u Chmielarza jest ona zbyt oczywista.
„Rana”, mimo że krwista,
jest bardzo czarna. Jest rozległa, jednak jej brzegi są gładkie, nie
poszarpane. Wszystko (poza główną intrygą i pytaniem o to kto jest mordercą - po
raz kolejny bardzo długo dałam się zwodzić) jest tu dość proste. I czarne, nie
białe, i nie szare. Brakuje niejednoznaczności, wątpliwości. Tak, życie bywa
takie jak tu opisane. Są tacy ludzie. Ale nie wszyscy, do diabła.
Przykro mi, po książce
Wojciecha Chmielarza oczekiwałam czegoś więcej. Nie chciałam powtórki z serii
gliwickiej – dobrej, ale za bardzo mrocznej, za bardzo jednoznacznie złej.
Tymczasem właśnie to, tyle że unurzane w psychologicznym sosie (autor utrzymuje
się na kursie obranym już przy „Żmijowisku”), dostałam.
A było się nie
nastawiać.
Moim najpoważniejszym
zarzutem wobec „Rany” jest nadmiar, bynajmniej nie krwi, choć trupów, owszem,
całkiem sporo jak na jedną książkę. Autor miał zbyt wiele pomysłów na
poprowadzenie czytelnika ku rozwiązaniu zagadki, która wprawdzie pozornie
dotyczy tego, kto zabił, jednak faktycznie tego, co tak bardzo poraniło
bohaterów, wszystkich bez wyjątku. Tej książce brakuje normalności, choćby w
homeopatycznej dawce.
Razi także (uwaga,
spojler!) jednoznaczna inspiracja reportażem Mariusza Szczygła „Śliczny i
posłuszny” i podążenie tropem tego, co najbardziej intrygowało Szczygła w tej
historii, opisanej po raz pierwszy przez Barbarę Seidler w tekście „Pani od
maszynoznawstwa”. Pierwowzorem jednej z kluczowych postaci jest bohaterka
opisanych tam zdarzeń – kobieta, nauczycielka, zabójczyni sześcioletniego
dziecka. Chmielarz dokonał wprawdzie nieco zmian (płci dziecka oraz jego
pokrewieństwa z morderczynią - faktycznie
ofiarą był chłopiec, zakatowany przez swoją macochę, przy bierności, a może i
współudziale ojca; u Chmielarza jest to dziewczynka, biologiczna córka
zabójczyni), jednak poza tym ta sama jest nie tylko oś całej historii, ale i sporo
jej szczegółów. A zwłaszcza sprzączka od wojskowego pasa, którym bite było
dziecko. Kto raz przeczytał reportaż Seidler, nigdy pewnych rzeczy nie zapomni.
Zadaniem reportera jest
opisanie rzeczywistości. Pisarz ma ten przywilej, że ogranicza go tylko własna
wyobraźnia. Czy jednak tak jest również w przypadku, gdy korzysta, choćby w
ramach luźnej inspiracji, z prawdziwych historii? Ja uważam, że nie; w tym zakresie
nie zmieniłam poglądu od czasu lektury „Innej duszy” Łukasza Orbitowskiego.
Dlatego „Rana” jest,
moim zdaniem, najmniej udaną książką Chmielarza. Za prosto przychodzi mu
rozgrzeszanie (choć tylko niektórych), zbyt łatwe są podsuwane przezeń tłumaczenia.
Za czarno-białe wykreowane przezeń postaci, mimo że pozornie skomplikowane. Biedni lepsi, bogatsi gorsi, choć
poranić tak samo można i jednych, i drugich. Zarazem nie mogłam oprzeć się
wrażeniu, że autor przestraszył się wniosków, do których doszedł, stąd
takie a nie inne zakończenie. Dające nadzieję, mało jednak moim zdaniem przekonywujące.
Za łatwo wreszcie
rysowało się autorowi obraz złej szkoły, prywatnej szkoły.
Oczekiwałam czegoś więcej.
Od Wojciecha Chmielarza. Sam to sobie u mnie zrobił. Za dobrze pisze.
Z dwojga złego wolę jednak
frustrację spowodowaną rozczarowaniem wyczekiwaną lekturą (choć „Rana” jest
zupełnie niezłą książką, serio) niż tym, że nie spełnią się moje oczekiwania co
do nowych szkół obu moich synów. Niby poprzeczka nie jest zawieszona zbyt
wysoko (gorszych niż dotychczasowe mieć raczej nie mogą), ale po co mi
samodzielnie wyprodukowany stres i frustracja?
Dlatego 1 września 2019
roku od szkolnictwa w tym kraju nie oczekuję niczego. Swoje oczy zwracam raczej
ku niebiosom: czekam na cud, który pozwoli mi i mojej rodzinie przetrwać kolejne
10 miesięcy.
Wojciech Chmielarz „Rana”.
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019.
I ja zakupiłem wraz z pakietem podręczników do LO, ale było 45% rabatu. I mimo że słyszałem ostrzeżenia od wiarygodnych osób. Ale lubię Chmielarza, a zanim zacznę czytać, to minie z pięć lat, zdążę zapomnieć, że to słabe :)
OdpowiedzUsuńJa załapałam się tylko na 42%:P A ostrzeżeń żadnych nie słyszałam, wszędzie - przedpremierowo, a jakże! - sam zachwyty.
Usuń"słabe" to chyba za dużo powiedziane. Taki Mróz by się skichał, a czegoś takiego nie napisał. Ale apetyt urósł, było nie pisać lepszych książek panie Wojciechu Chmielarzu!
Bo zachwyty są od tych, co dostali egzemplarze od wydawcy, no wiadomix. Czeka się na tych, co kupili za własne pieniądze :) W kwestii kryminałów, fantastyki i nie tylko polecam https://siekierka.home.blog/ Agnieszka jest wnikliwa i nie idzie na lep marketingowej propagandy. Jak pisze, że jest kiepsko, to jest, sprawdzone info.
UsuńNiby wiadomix, ale wystarczy, by człowiek zaczął się zastanawiać czy nie szuka dziury w całym, krytykant jeden. Bloga nie znam i pewnie nie poznam, bo ja teraz rzadko czytam coś innego niż papier. Ale dzięki za polecenie!
UsuńNiech się człowiek nie zastanawia, tylko krytykuje, jeśli czuje, że musi :)
UsuńWiesz, nigdy nie jest za późno, by zacząć pracę nad sobą. Bo od muszenia to się udusić można.
UsuńOtóż to.
UsuńCzeka na półce Legimi i jeszcze poczeka. Na razie bowiem czytam dwie knigi. Jak nie mam światła nad ranem to z tabletu biografię Oty Pavla, a przy świetle naturalnym "Życiorys własny przestępcy" Urke Nachalnika :) Pierwsze mnie średnio zachwyca, póki co, drugie czyta się, o dziwo!, zaskakująco dobrze :D Ale Kot pewnie przeczyta chybko, to podpytam :P
UsuńŻadnej z tych dwóch książek nie czytałam, o drugiej nawet nie słyszałam:( Skończ i daj znać, czy do końca było ok, to może też spróbuję. Ja brnę teraz przez Julię Boyd i jej opowieści o Brytyjczykach w Niemczech przed II wojnę światową. Całkiem niezłe, ale nie jestem w stanie czytać więcej niż 2-3 rozdziały dziennie.
UsuńMałżonka jest fanką Chmielarza czy niekoniecznie?
Bo ta druga to staroć (choć chyba miała wznowienie), który miałem, z nieznanych mi już przyczyn, na podręcznej w WBP (nowy system pozwala robić sobie listy na później :) ). Więc postanowiłem wziąć do przewietrzenia z trzewi magazynu :P A Pavla poczytaj prozę i tę część biografii, którą dotychczas przeczytałem, będziesz mogła odpuścić :) Swoją drogą "moje" wydanie z 88' chyba jest jeszcze wydaniem ocenzurowanym. Albo i nie. Ktoś wie?
UsuńMożna chyba tak rzec. Ale i Mroza, więc ... :P
Pavla mam chyba całego przeczytanego. Ta biografia to Kaczorowskiego?
UsuńTak. I mam nadzieję, że jak wyjdziemy poza dzieciństwo i młodość Oty, to skończą się wreszcie sążniste cytaty ze "Śmierci ..." i "Jak spotkałem ...", a zacznie coś czego nie można wyczytać z książek Pavla :)
UsuńNie zachęcasz. To nowe wydanie podobno jest lepszą wersją starego, ale nie wiem czy na tyle dobrą, bym się skusiła. Zwłaszcza, że do biografii to ja jak do jeża...
UsuńNa razie oddałem się bardziej drugiej z lektur, zagłębiając się w bildungsroman wersja żydowska :P
UsuńTy to umiesz używać odpowiednich słów!:D
UsuńGoogle przedłużeniem mego umysłu. Uwielbiam tę funkcję, gdzie wpisujesz w przybliżeniu coś co gdzieś tam u mądrzejszych blogerów czytałeś, ale nie wiesz jak się pisze, a net zwraca ci dobre i mądre słowo :P
UsuńObserwując moje dzieci i to jak one korzystają z Google'a ("to nie może być prawda, to nie mogą być moje dzieci1"), myślę sobie, że równie ważne jest wiedzieć co i jak (w sensie poprawności ortograficznej) wpisać, a także które z wyników wyszukiwania następnie odrzucić.
UsuńMoże, ale ja zauważam u siebie poważne objawy demencji cyfrowej (bo na starczą, to chyba jeszcze ...) i coraz częściej używany zwrot "zaraz sprawdzę w necie" :( Czytane książki przelatują przeze mnie jak, pardąsik, śliwki popite zsiadłym mlekiem. W sensie, że niewiele z ich treści zostaje mi w makówce :( A tak w ogóle, to uważam że słowa są przereklamowane! Cóż, skoro je uwielbiam :D
UsuńHm, a ja właśnie uważam, że to objaw może nie tyle starości, co dojrzałości:D Miejsce na dysku nam się po prostu skończyło i tyle. Z książkami mam podobnie. Pomijając jakieś wybitne pozycje (których jest tyle co kot napłakał), to jeśli nie opiszę ich na blogu, umarł w butach. Mogę czytać znów za rok i traktować jako nowość:P
UsuńSłowa przereklamowane? Nigdy w życiu!
Ditto! (kolejne mądre słówko :) ). A tym hasłem o słowach, to się droczyłem, bo słowa są cudne i tylko żałować wypada, że w codziennej mowie używamy coraz mniejszego zasobu leksykalnego, piękne wyrazy sprzed lat zastępując zapożyczeniami z obczyzny albo jakimiś skrótowcami, bo tak szybciej. Całe szczęście w ostatnim czasie wydano parę książek o takich zapomnianych perełkach :)
UsuńTyle czasu zajęło mi zrozumienie co oznacza "ditto":(
UsuńKsiążki o perełkach owszem, wydano. Owszem, niektóre mam na półce. Ale żeby przeczytać? Nie, nie, przed osiemdziesiątką chyba się nie zabiorę.
Dalibóg, turbować się mi o acankę przyjdzie, że cnej tej rozrywce się nie oddaje. Frasuję się tym niemożebnie :P
UsuńRównież oczekiwałam po ,,Ranie" czegoś więcej, książka mnie rozczarowała. Chmielarz ,,Żmijowiskiem" postawił sobie wysoko poprzeczkę.
OdpowiedzUsuńU mnie poprzeczka została zawieszona cyklem o Mortce. "Żmijowisko" mniej mnie ujęło; być może przeczuwałam, że wędrówka tą drogą nie zaprowadzi autora w miejsce, które lubię najbardziej:P
UsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChmielarz, Bonda, Mróz... wstydziłbym się do reki wziąć grafomańskie "książki". Dramat, że takie gnioty są wydawane ale jest zapotrzebowanie ludzi nie myślących to jest jak jest.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń