Stało się.
Ja, dojrzała kobieta,
kpiąca z męskich zachowań związanych z przeżywaniem kryzysu wieku średniego,
zrobiłam dokładnie to samo co oni.
Zakochałam się.
W młodszym.
Gdy cię nie widzę, nie
wzdycham, nie płaczę, akurat! Opętał mnie. Myślę o nim cały czas. Myślę, gdy
wstaję rano, myję zęby i resztę ciała, gdy robię i jem śniadanie, gdy jadę do
pracy, gdy jestem w pracy, gdy z niej wracam, gdy udaję, że jestem w domu, choć
tak naprawdę myślami błądzę gdzie indziej. Myślę o nim wreszcie wieczorem,
wieczorem jest zresztą najlepiej. Wtedy nikt nam już nie przeszkadza, wtedy
wreszcie mogę skupić się tylko na nim. Zarwana noc? Pal ją sześć, czymże jest
zarwana noc wobec prawdziwej namiętności?!
Naprawdę się tego nie
spodziewałam. Wprawdzie mówili, że powinnam zwrócić na niego uwagę, ale
słyszałam to już wielokrotnie i zawsze kończyło się tak samo. Piękna okładka a
w środku pusto. Przerost formy nad treścią, pozerstwo i nadęcie, a przede
wszystkim brak głębi. Tymczasem mnie trzeba uwieść słowem, frazą, umiejętnym
dobieraniem tembru głosu, och, aż mnie ciarki przechodzą, gdy tylko o tym
piszę. W każdym razie dotąd się nie udawało. Owszem, niekiedy bywało
przyjemnie, ale nic poza tym.
Tymczasem po pierwszym
spotkaniu okazało się, że on faktycznie ma w sobie to coś. Niby od niechcenia,
ale przykuł moją uwagę. Pomyślałam: „fajny gość”.
Za drugim razem było
równie dobrze. Podobał mi się coraz bardziej, jednak nie na tyle, by
zaiskrzyło. Nie protestowałam jednak, gdy okazało się, że możliwe jest trzecie
spotkanie. A wtedy, och, wtedy zaczęło się na całego.
Co na to mój mąż?
Mąż wie o wszystkim.
Początkowo był zazdrosny, jednak potem zaproponował (nie spodziewałam się tego
po nim!) wejście w trójkąt. Gdy dołączyła do nas jeszcze moja koleżanka, wcale
się nie zdziwił. Owszem, czasem bywa to kłopotliwe. Każde z nas ma inne tempo,
jednak dla możliwości wzięcia do ręki kolejnej książki o komisarzu Jakubie
Mortce jesteśmy gotowi zrobić wszystko, nawet dogadać się, gdy wydaje się to
niemożliwe.
![]() |
Wojciech Chmielarz w trakcie spotkania w Szczecinie źródło zdjęcia |
To trafiło
mnie znienacka.
Niby słyszałam, że jest
taki Chmielarz, który dobrze pisze, ale niespecjalnie byłam skłonna w to
uwierzyć. O Mrozie słyszałam to samo, a potem okazało się (patrz tutaj), że jest to prawdą
tylko, gdy ustawić go w kategorii „ilość”, nie zaś „jakość”. Inni też jakoś nie
zachwycali, a blog mi świadkiem, że próbowałam (np. Ziomeckiego i Przygodzkiego;
poza tym byli nieopisani Czubaj, Wroński, Ćwirlej i paru innych, zawsze ostatecznie
z tym samym skutkiem. Przeczytać się dało, ale zachwycić już nie).
Być może tym razem stało się inaczej dlatego, że Wojciech Chmielarz wydaje się być całkiem fajnym, zwyczajnym
facetem. W każdym razie takie wrażenie zrobił na spotkaniu autorskim, jakie
odbyło się w miniony poniedziałek (14 maja) w Szczecinie. Facetem, dodajmy, który
otwarcie mówi, że jego ambicją jest napisanie dobrego kryminału, książki, którą
będzie się świetnie czytało na plaży i tyle. Aż tyle, chciałoby się dorzucić.
Naprawdę, dawno nie
zdarzyła mi się sytuacja, w której zawaliłabym kilka dni z życia po to, żeby
czytać. Wszędzie. Bo musiałam, żeby nie pęknąć. Stan ten narastał przy tym niczym gorączka. O ile bowiem „Podpalacz” (pierwsza część cyklu) jest po prostu
niezły, „Farma lalek” (druga część) dobra, o tyle „Przejęcie” i „Osiedle
marzeń” (części trzecia i czwarta) są naprawdę znakomite. Finałowe (jak na
razie) „Cienie” plasują się tylko ciut niżej, a i to chyba wyłącznie z racji
nieco zbyt, jak na moje potrzeby, hollywoodzkiego zakończenia.
Opowiedziane historie są
wiarygodne, dopracowane w detalach, bohaterowie – zarówno pierwszo, jak i
drugoplanowi - psychologicznie prawdziwi, realia ze wszech miar autentyczne, a
nie efekciarsko upiększone. Niezależnie od tego, czy te historie w całości lub
w jakiejś części wydarzyły się naprawdę (autor twierdzi, że nie), zdają się być
wyjęte ze stron prasy codziennej.
W Warszawie (gdzie toczy
się akcja czterech z pięciu książek cyklu; fabuła jednej – „Farmy lalek”
rozgrywa się w położonych w Karkonoszach Krotowicach), a także w innych polskich miastach z
całą pewnością pracują policjanci podobni do komisarza Jakuba Mortki i jego
kolegów (a także jednej koleżanki – pojawiającej się wprawdzie dopiero w
trzeciej części, za to z dobrym efektem). Nie są płascy i jednowymiarowi – źli
lub dobrzy. Każdemu z nich zdarzają się potknięcia i chwile słabości, często
kładące się cieniem na ich pozornie prostej historii. Są ludzcy tak bardzo jak
w życiu – jedni piją, inni biją, kolejnym po prostu się nie chce lub też robią
wyłącznie to czego oczekują tego od nich przełożeni; jeszcze inni zapadają się
w pracę, zawalając życie prywatne. Większość boryka się z problemem marnych
zarobków, co autor świetnie pokazuje poprzez detale.
Chmielarz lubi swoich
bohaterów, to widać. Lubi ich wszystkich, nawet tych złych. Doskonale zdaje
sobie sprawę, że tak naprawdę o każdym można opowiedzieć fascynującą historię,
dlatego z szacunkiem podchodzi również do tych, których rola wydaje się być
tylko epizodyczna. Być może dzięki tej konstrukcyjnej czułości mnie najbardziej
poruszyła postać dziada w garniturze, pojawiająca się w „Przejęciu” - nawet nie
drugo, lecz pewnie dziesiątoplanowa. Poznałam kilku takich „dziadów” (o bardzo
różnych historiach), może dlatego scena, w której u Chmielarza ta postać
pojawia się po raz ostatni do głębi mnie dotknęła. Tak bardzo jest prawdziwa.
Niewiarygodne jest też
to, jak niesamowicie autor potrafi budować napięcie, pokazując niemal wszystkie
nitki, które trzyma w garści, a i tak zaskakując czytelnika. Nie potrafię sobie
nawet wyobrazić jak czułabym się, gdybym czytała książki z tej serii na
bieżąco, gdy tylko się ukazywały. Jestem jednak pewna, że po przeczytaniu czwartej
części, która ukazała się we wrześniu 2016 roku, nie mogąc dowiedzieć się od
razu, co wydarzyło się dalej (kolejna część, „Cienie”, została wydana dopiero w
styczniu tego roku), obgryzłabym ze złości wszystkie paznokcie, a autora, gdyby
tylko się napatoczył, obrzuciłabym zgniłymi jajami, dopiero potem uświadamiając
sobie, że taki akt agresji pewnie nie przyspieszy procesu twórczego.
Na szczęście, z racji
polskokryminalnego zacofania, udało mi się przeczytać na raz prawie zamkniętą
całość. Wprawdzie autor nie odżegnuje się od kontynuowania tej serii (wczoraj twierdził, że przyjdzie na to poczekać jakieś dwa, trzy lata), to jednak w „Cieniach” pozamykał większość najważniejszych, budujących
stopniowo napięcie wątków, co pozwoliło mi rozładować czytelnicze napięcie.
A że Wojciech Chmielarz nie jest w ciemię bity i w zanadrzu pozostawił sobie szereg
potencjalnych petard (ostatni rozdział „Cieni” zwiastuje jedną z nich, być
może), dlatego jestem pewna, że po upływie niezbędnej higienicznej przerwy będzie w stanie stworzyć coś równie dobrego jak
dotychczas.
A wtedy płomień mej miłości z pewnością rozgorzeje na nowo.
Wojciech
Chmielarz „Podpalacz”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.
Wojciech
Chmielarz „Farma lalek”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
Wojciech
Chmielarz „Przejęcie”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
Wojciech
Chmielarz „Osiedle marzeń”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.
Wojciech
Chmielarz „Cienie”. Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018.
ooo! Podpalacz wydał mi się na tyle obiecujący, że zainwestowałem w drugi tom :D Główny bohater bardzo przekonujący, a na dodatek, o ile pamiętam, nie wygłasza hurtowo coelhizmów na temat życia, śmierci, kobiet i pracy policyjnej. Zanim Ferma, to chyba złapię Żmijowisko spoza cyklu.
OdpowiedzUsuńCzytaj, nie pożałujesz. A naprawdę "Podpalacz" jest moim zdaniem najsłabszy. Sam autor w czasie spotkania wychwalał zresztą swojego redaktora, mówiąc, że gdyby nie on, to ta książka nie byłaby tym czym jest, a i następne byłyby inne. Powinieneś od razu go polubić (autora, znaczy się).
Usuń"Żmijowisko" kupiłam w czasie spotkania, a autor uprzejmie opatrzył mi je autografem. Ponieważ jednak muszę odgruzować swoje życie zawalone przez Mortkę, na razie łypię tylko na nie zachłannie:(
Owszem, Podpalacz to nie jest powieść idealna, ale potencjał ma taki że hej! W sensie autor i jego bohater mają, już ja potrafię wyczuć takie rzeczy. A czułe słowa autora o redaktorze czytałem i doceniłem :)
UsuńSam więc widzisz. Moim zdaniem potencjał został w pełni wykorzystany; zgrzytów prawie nie było.
UsuńJa niczego na temat autora i jego książek wcześniej nie czytałam, toteż czuję się jak Krzysztofina Kolumbina odkrywająca Hamerykę:D
Widać oboje potrzebowaliśmy mocnego impulsu, żeby sięgnąć po Chmielarza, bo przecież on już ładnych parę lat pisze :) Nie wiem, czemu dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić te wszystkie pochwały.
UsuńJa wiem dlaczego dopiero teraz: Opatrzność czuwała, żeby mnie szlag nie trafił. A tak, proszę: pięć części napisanych i gotowych do przeczytania. Za dużo razy już to przerabiałam z różnymi autorami, żeby odczuwać teraz choćby cień żalu, że dopiero teraz.
UsuńTo całkiem możliwe :)
UsuńCiekawe czy jest odrębna kategoria aniołów stróżów, którzy muszą czytać wszystkie książki, które ukazują się na ziemi, aby wiedzieć co, kiedy i komu polecać? W sumie, jeśliby w przyszłości mieli wakat na stanowisku, mogłabym aplikować:D
UsuńBierę te fuche! Tylko pomyśl, że musiałabyś komuś Mroza polecać albo Ziemkiewicza...
UsuńPolecać to dopiero wtedy jak już będę aniołem upadłym. A że fucha niezła, zamierzam trzymać pion moralny jak najdłużej:P
UsuńJakbyś się załapała, to poleć kolegę po blogu :D
UsuńJasne. Mam jednak nadzieję, że nie weźmiesz za bardzo do siebie tego, że póki co planuję jeszcze trochę pożyć. Masz jakieś książkowe zaskórniaki do czytania na własnym trawniku na czarną godzinę?
UsuńA żyj sobie jak najdłużej, chwilowo mam etat :D I zaskórniaków mnóstwo do czytania.
UsuńUff, ulżyło mi. Będę więc dalej czytać i polecać (lub wręcz przeciwnie) wyłącznie na blogowym firmamencie, do tego za friko, może mi zapiszą jako zasługę tam w górze:P
UsuńI wicewersa :P
UsuńŻem nie pojęła? Kto komu i co wersa?
UsuńŻyczę sobie, żeby i mnie darmowa działalność blogowa została policzona w poczet zasług.
UsuńAch, to takie proste było? Pamiętaj jednak, że trzeba będzie się najpierw wyspowiadać z każdej książki opisanej w ramach "współpracy z wydawnictwem":PP
UsuńPhi. W tej kwestii nie mam sobie nic do zarzucenia :P Przyłapałaś mię na jakiejś niemoralności w tym zakresie? :)
UsuńMoralność blogera. To niezły tytuł, trzeba by dorobić do niego resztę:D
UsuńDorób koniecznie ten dalszy ciąg, dorób.
UsuńNie ma mowy! Musiałabym przeprowadzić najpierw kwerendę, a nie mam na to czasu ani ochoty. Ty masz wykształcenie kwerendowe a do tego wizytujesz szersze kręgi, Ty dorabiaj.
UsuńNo coś ty, zjedliby mnie z butami :P Kwerendę i poglądy mam modyfikowane na bieżąco od lat.
UsuńBoisz się? Mortka by się nie bał, phi!
UsuńAle on twardy gliniarz jest :D
UsuńA Ty nie chcesz być jak on? Naprawdę? Ojej!
UsuńI ganiać zbrodzieni po Polsce? Nieee
UsuńKto Ci każe wchodzić dokładnie w jego buty? Ty masz ganiać niemoralnych blogerów po internetach, prościzna!
UsuńI co potem? Chłostać ich wirtualnie słowem?
UsuńO, na przykład. Jak wiemy, chłostanie przychodzi z dużo większą łatwością niż chwalenie, więc z pewnością dasz radę.
UsuńJa tam lubię być miły :P
UsuńJa też. Ale są chwile, kiedy moje wredniactwo bierze górę. Najczęściej jak ktoś robi mnie w wała próbując przekonać, że dostałem w łapy książkowego Graala, a to, jak się okazuje, tylko guano w pozłotce :P
UsuńNo, to akurat jest sytuacja, kiedy niemal bezwarunkowo robię się niemiły :) I sarkastyczny.
UsuńZ sarkazmem to trzeba uważać i zakładać, że odbiorca włada nim na poziomie przynajmniej podstawowym :)
UsuńJa tam nie uważam i nie zakładam, najwyżej wychodzę na chama w pretensjach :P
UsuńPopatrz, to tak jak ja, mimo że rozum podpowiada to co napisałem wyżej :D
UsuńCzyli to nie jest dobra rada, skoro się do niej nie stosujemy :P
UsuńRada jest dobra, ale czy ktokolwiek, kiedykolwiek słucha na tym świecie dobrych rad? :P
UsuńNie słucha :P
UsuńNo to sami widzicie, nie ma wyjścia, trzeba brać się do roboty. Jest Was dwóch: Bazyl będzie robił (wyłącznie z racji postury) za tego od ręcznej roboty, Piotr będzie zaś naparzał słowami i od razu blogosfera pojaśnieje:D
UsuńJak Pan Szpila i Pan Tulipan u Pratchetta?
UsuńEkhem, ekhem. (cicho, ze wstydem, kryjąc się w piwnicy) Nie czytałam...
UsuńNo doprawdy :P
UsuńNo wiem.
UsuńŻona mi na to ostatnio zapadła. I choć o trójkątach na razie nie było mowy, to nie wykluczam. Na razie jednak chodzę do łóżka z Grzesiukiem :P
OdpowiedzUsuńGrzesiuk nie żyje, więc się nie liczy:P Czytałam dawno temu (jakieś ćwierć wieku temu, jak sądzę, zgroza!), warto byłoby odświeżyć. Póki co, słucham Warszawskiego Comba Tanecznego i w ten sposób utrzymuję z Tobą więź mentalną:D
UsuńNie czytam samego Grzesiuka, a jego biografię :) A do WCT trochę mi muzycznie daleko, ale z ciekawości posłucham wieczorem. W końcu "Komu dzwonią" w wykonaniu Muńka słuchałem kiedyś namiętnie. Szczególnie będąc pod muchą :P
UsuńZa biografię to ja podziękuję. Do WCT też mi daleko, ale lubię młodego Młynarskiego, toteż dzięki temu jestem skłonna znieść więcej. Z tych samych przyczyn wczoraj wysłuchałam z uwagą dwóch utworów folkowego Piounu (https://www.facebook.com/piounofficial/), a zazwyczaj na widok folku uciekam do szafy.
UsuńJestem dopiero na początku, ale już śpieszę donieść, że to co ZwL pisze u siebie, to święta prawda. Takie naciąganie gumy w majtkach i dosztukowywanie faktów, których nie ma. Np. obrazek jak to Stasiek idzie ulicą, a tu, o tam obok, śpi snem niebożęcia inny Staś, malutki Bareja, co to też nudy nie znosił, tyle tylko że w kinematografii polskiej. Po co, na co, dlaczego? :) Mam nadzieję, że Piotr nie myli się również co do reszty, która więcej ma wspólnego z prawdziwą biografią :P
UsuńA!, zapomniałem. Co Ty masz do folku? Do dziś pamiętam jak szalałem pod sceną na dymarkowym koncercie Carrantuohill :D
UsuńMam nadzieję, że się nie myliłem. Jak się czujesz poirytowany, to przejdź od razu do części powojennej, tam najmniej sztukowania, chociaż z kolei dużo mydlenia oczu.
UsuńPrzeczytam. Jeśli tego nie zrobię, to umkną mi takie historie jak ta z dziadkami Grzesiuka.
UsuńNo jak uważasz. Im dłużej czytałem streszczenie Pięciu lat kacetu, tym ciemniej mi się robiło przed oczami, więc chciałem ostrzec Kolegę.
UsuńJa już lata temu miałem to w rękach, więc liczę że te wyimki zaostrzą mi apetyt i przyśpieszą decyzję o powrocie do tekstu źródłowego. Niech choć tyle będzie pożytku :)
UsuńWyimki? Miałem wrażenie, że autor przepisał żywce całe kawały z Grzesiuka. Albo drobiazgowo streścił.
UsuńAaa, to takie buty. Słowem jakby to ścisnąć i wybrać to czego nie ma w trylogii, to by została broszura, a nie ta kobyłka ładna na półkie postawić? :P
UsuńOch, jakaż jestem mądra omijając biografie szerokim łukiem! A peany w internetach były?
UsuńBazyl: nic nie poradzę, za folkiem nie przepadam. Zaczęło się to od pobytu w Zakopanem 30 lat temu w czasie festiwalu ichnich kapel. Do dziś niekiedy zrywam się w nocy z krzykiem! Ale Pioun wydał mi się być całkiem przyjemny, może dlatego, że nieco miksuje style.
Bazyl: właśnie tak.
UsuńMomarta: O dziwo peany były umiarkowane i raczej u niegodnych zaufania. Marlow schlastał gruntownie, ja takoż.
No widzisz. Nawet nie zacząłeś ich chlastać a już się boją!:D
UsuńDrżą jak króliczki :P
UsuńRóżowe?
UsuńCzemu nie :D
UsuńZakupiłam niedawno pierwszą książkę i będę sprawdzać, co i jak :)
OdpowiedzUsuńSprawdzaj, tylko uprzedzam, że po pierwszej będziesz musiała zakupić drugą. I trzecią, i...:D
UsuńJa również, za namową, przygotowuję się do przeczytania "Podpalacza". Może i ja ZAPŁONĘ! :-)))) Będę informować!
OdpowiedzUsuńTo już zakrawa na jakieś grupowe historie :D Ciekaw jestem czy autor przewidział taki efekt :P
UsuńW pewnym wieku człowiek może sobie pozwolić na więcej, nieprawdaż?:P Płoń ogniu, płoń!
UsuńCo do autora, nie mam pojęcia, ale ja tam bym się na jego miejscu cieszyła.
Zgłaszam się jako kolejna gorąca fanka komisarza Mortki! Kolejka w bibliotece, jest tak długa, że nie mam cierpliwości i MUSZĘ kupować kolejne części (a zwykle nie kupuję kryminałów)! Tak więc znam ten rodzaj ekscytacji :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka
Och, w końcu nie bez powodu Cię lubię:)
UsuńMi udało się nie kupić żadnej z części (mam nadzieję, że autor tu nie dotrze), ale tylko dzięki temu, że po część trzecią i czwartą pojechałam do biblioteki do sąsiedniego miasta (kolejka szczecińska też mnie zabiła), zaś piątą kupiła (i dowiozła mi do domu) koleżanka, licząc, że dzięki temu udostępnię jej wypożyczoną wcześniej część czwartą (to ta od czworokąta:D). Kupiłam póki co tylko "Żmijowisko", ono jednak nie wyzwoliło we mnie aż tak wielkiej ekscytacji.
Mam wszystkie ksiazki pana Chmielarza i Zmijowisko rowniez juz przeczytane... Sledze tego pana od jakiegos czasu i czekam na kazda nowa ksiazke. Sama nie wiem co mnie w nim urzeklo, ale dawno juz tak sie nie wciagnelam w lekture. Mam nadzieje, ze jeszcze sporo ksiazek przed nami. A mz kryminalow nie czyta tylko komiksy wiec mam go na wlasnosc ;)
OdpowiedzUsuńTo istotnie zakrawa na jakąś epidemię:) Żmijowisko też już przeczytałam - jest to dobra książka, ale i tak wolę Mortkę:P Z tego co autor mówił w czasie spotkania, na razie poszedł w opowiadania - zamiast na kolejne książki trzeba więc póki co polować na czasopisma - widziałam jego tekst w ostatnim "Piśmie", autor wspominał zaś o "Przekroju" (chyba kolejnym numerze). Czego się jednak nie robi z namiętności do dobrych tekstów!
UsuńHmm, no to mnie przekonałaś :) Chodzę jak pies koło jeża już jakiś czas, i tak chciałabym, i boję się, ale dobra, przy następnej bytności w bibliotece bierę "Podpalacza" (bo jest, gorzej, że potem jest ino 3 i 5 część ...). Zobaczymy, czy zapłonę ;)
OdpowiedzUsuńSerię o komisarzu bardzo lubię (choć z zastrzeżeniami, o których pisałam tu: http://mcagnes.blogspot.com/2017/01/osiedle-marzen-wojciech-chmielarz.html), oczywiście zaczęłam nie po kolei, jakoś od środka. Jestem w tym dobra.
OdpowiedzUsuń"Podpalacza" przeczytałam na końcu, w papierku. Chyba jednak wolę audiobooki (och, pan Zadura czyta rewelacyjnie). Ostatnia część jeszcze przede mną.
Ale uwaga, jakoś mnie do niej nie ciągnie, bo w międzyczasie spróbowałam przesłuchać "Zombie". Tu się stało coś dziwnego, książka tak mnie od siebie odrzuciła, że aż bolało. Kto czytał i może się wypowiedzieć? Bo nie rozumiem zjawiska.