piątek, 15 sierpnia 2014

"Bolek i Lolek w mieście", czyli palców nie lizać

Są dzieci ze wsi i są dzieci z miasta.


Dzieci ze wsi dziwią się temu, co te z miasta uważają za oczywiste (a w każdym razie tak uważają twórcy niektórych książeczek dla dzieci):
„- Skąd się bierze tyle ludzi w mieście? – pytał [Bolek].
- A po co tu tyle samochodów? – dopytywał się Lolek.
- Czy miasto musi być takie duże? Czy zamiast mieszkać w mieście, nie lepiej w domku z ogródkiem? – pytali dalej chłopcy.

Nie, nie lepiej, mam ochotę odpowiedzieć. Zwłaszcza że gdy patrzę na wystrój wnętrz w bolkololkowym domu, wyraźnie widzę, że domek z ogródkiem wychodzi im bokiem. Na firanki wszak zabrakło (czemu nikt nie mówi głośno, że kupno karniszy i firanek do domku z ogródkiem pochłania majątek?), podobnie jak na sensowne oświetlenie (taką lampę stojącą też mam gdzieś w piwnicy, ale wystarczy że ja przy niej oślepłam, moje dzieci nie muszą, dlatego na razie będą czytać przy żarówkach obsadzonych w miejscu kinkietów).
Bolek i Lolek wraz z mamą (ojciec zaginął bez wieści, pewnie odsiaduje wyrok za malwersacje popełnione w czasie budowy domku z ogródkiem) może jednak kiedyś odbiją się od dna, ja zaś na pewno pozostanę na nim na wieki.

Następnego dnia chłopcy wstali bardzo wcześnie, żeby zdążyć do autobusu. Jechali dość długo, ale wcale się nie nudzili. Cały czas wyobrażali sobie to, co zobaczą w wielkim mieście.
- Ciekawe, czy zobaczymy kino? – pytał Bolek.
- I czy pójdziemy na lody? – dopytywał się Lolek.
Być może są gdzieś jeszcze dzieci, które – jak Bolek i Lolek - nie traktują przejażdżki autobusem jako jednej z największych możliwych atrakcji. Nie są to jednak niewątpliwie dzieci z miasta. Te, wożone wszędzie samochodami, na autobusy spoglądają tęsknym wzrokiem. Nie kino im wtedy w głowie i nie lody – te luksusy mają bowiem na co dzień!

Lolek zaczął się przepychać do kasownika, ale Bolek powstrzymał go.
- Poczekaj, nie pchaj się. Najpierw skasują bilety ci, co są przed nami.
- Ale ja chcę skasować i usiąść – zawołał Lolek.
Wtedy mama uśmiechnęła się i powiedziała: - Lepiej będzie, jeśli usiądzie jakaś starsza osoba.
Po przeczytaniu tego fragmentu przypomniałam sobie, dlaczego w czasach szkolnych nienawidziłam jeździć autobusami. Zawsze wsiadał do nich ktoś starszy ode mnie, kto koniecznie potrzebował usiąść. Od tego czasu moim marzeniem są autobusy miejskie wyposażone wyłącznie w miejsca siedzące!

Bolek i Lolek zeskoczyli ze schodków i już stali przed wejściem do kina.
Wystarczyło tylko kupić bilety, wejść na salę i usiąść na wyznaczonych miejscach.”
- Halo, halo, Bolku i Lolku! Jak to?! Tak bez pepsi i popcornu? Do kina? Bez sensu.

Kiedy zgasło światło i na ekranie pojawiła się zapowiedź filmu o zielonym Azorku, Lolek się przestraszył.
- Ratunku! Awaria światła! – zawołał Lolek i chciał uciekać.
Trudno się dziwić, któż dziś prowadza dzieci na takie filmy? Bajka o zielonym glucie, owszem, ale Azorku?

Koło fontanny dzieci karmiły miejskie gołębie. Spacerowały też panie z pieskami. Lolek chciał zajrzeć do baseniku z fontanną i niewiele brakowało, a wpadłby do wody.
Być może na wsiach istnieją jeszcze skwerki takie jak ten. Spokojna jednak głowa, wkrótce i one zostaną zrewitalizowane, dzięki czemu żadna pani z pieskiem nie będzie miała się po co tam zapuszczać!

Niewielki strumień opryskał chłopców. Mieli teraz mokre czupryny, tak jak inne dzieci, które podbiegały do fontanny. Mamie nie podobała się ta zabawa.
- Nie chcę, żebyście byli mokrzy.
Nigdy nie uwierzę, że mama spoza miasta może powiedzieć tak do dziecka. Choć, gdy lepiej się przyjrzeć, mama Bolka i Lolka nie trzyma żadnych standardów, więc w sumie, kto wie?
Miastowe mamy w każdym razie dobrze wiedzą, że zrewitalizowane fontanny zapewniają ochłodę w upalny dzień. I chwilę spokoju, w czasie którego można spokojnie poczytać książkę na ławce. A dzieci? Doskonale się sobą zajmą i z pewnością kiedyś wyschną!

Kiedy przechodzili koło dużego sklepu z artykułami gospodarstwa domowego, mama przypomniała sobie, że musi tu zrobić zakupy.
- Proszę, bądźcie grzeczni i niczego nie dotykajcie – powiedziała mama i kiedy weszli do sklepu, wzięła chłopców za ręce.
To był duży sklep zastawiony wysokimi półkami.”
Gdyby dalszy ciąg tej opowieści brzmiał: „natychmiast po wejściu do sklepu chłopcy zaczęli ganiać się wokół regałów, wydając dzikie okrzyki”, bajka niewątpliwie zabrzmiałaby bardziej wiarygodnie.
W grę mogłaby wchodzić także wersja „chłopcy usiedli na parapecie przy kasie, jęcząc głośno „ale nuuuda! kiedy idziemy?!”
Na pewno jednak nie jest możliwy takie przebieg zdarzeń:
„- Mamo, proszę kup mi kubek z kotkiem – poprosił Bolek.
- A ja proszę o kubek z żabką – poprosił Lolek.”
Z kotkiem? Z żabką? Chłopaki, co z wami? Nie wiecie, że w waszym wieku to nie wypada?

Teraz pójdziemy do cukierni na ciastka i lody.(…)
- Hurra! (…) – zawołali chłopcy i grzecznie poszli za mamą.
(…) Podano im placuszki z serem i kakao. Kiedy zaczęli jeść, mama powiedziała: - Jedzcie ładnie. Nie oblizujcie palców, bo to nie wypada.
- A gdzie wypada? A dlaczego tu nie można? - spytał Lolek.
- Na łące, na kocu przy kanapkach wypada – odrzekł Bolek.
- Nie – powiedziała mama – nigdzie się tego nie robi, bo to nie jest ani grzeczne, ani eleganckie.”

Drogie dzieci z domków z ogródkami!
Jeśli, ku swojemu nieszczęściu, natrafiłyście na tę książkę, nie bierzcie jej zbyt serio. Są miasta, w których można oblizywać palce. Są też książki, przy których można to robić. Przy tej jednak radzę założyć rękawiczki.


„Bolek i Lolek w mieście”, tekst Marta Berowska, ilustracje Kazimierz Łędzki. Wydawnictwo Dragon, Warszawa 2007.

40 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, robiłam co mogłam. Sporo ostatnio trenowałam:P

      Usuń
    2. Nas kochane dzieciątko całkiem niedawno przeczołgało po Bolku i Lolku na olimpiadzie, więc w pełni rozumiem Twoje odczucia.

      Usuń
    3. Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem, czemu za każdym razem gdy jesteśmy w bibliotece Młodszy chce wypożyczyć akurat tę książkę. Aż tak nagrzeszyłam?

      Usuń
    4. Ciesz się, że nie pociągają go liczne baśnie Wioletty Piaseckiej :D Dopiero byś zgrzytała wszystkim, czym można zgrzytać.

      Usuń
    5. Pamiętam, że kiedyś zgrzytałeś:) U nas na szczęście księżniczki traktowane są wzgardliwym prychnięciem. Tego bym już chyba nie zdzierżyła!

      Usuń
    6. Poczekaj, może pani Piasecka napisze coś o rycerzach Lego :P

      Usuń
    7. No nie wiem. Musiałaby przeistoczyć się w księżniczkę Leię, a to wizerunkowo chyba ponad jej siły:P

      Usuń
    8. NIe wiem, czy kiedyś nie zostaniesz zaskoczona :P

      Usuń
    9. Mnie już doprawdy niewiele może zaskoczyć:P

      Usuń
  2. Wydawnictwo Dragon.. coś w tym jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś owszem. Mam nadzieję, że tak jak swego czasu wymyślono środki przeciwko insektom, tak wkrótce ktoś wymyśli antidotum i na takie koszmary.

      Usuń
  3. Te bolko-lolkowe teksty to jakiś straszny sen! Nie wiedziałam, że takie koszmary straszą z półek. Przy okazji cieszę się, że kiedyś chłopcy byli tylko na filmie, gdzie nie gadali ludzkim głosem, a ja nie musiałam nic czytać swojemu dziecku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, zmiana imienia? Jakżeż to? Dobrze, że chociaż obrazek ten sam, to można zidentyfikować interlokutorkę:)
      Bolki i Lolki w wersji pisanej są gorzej niż koszmarne. Aż serce boli, gdy człowiek widzi w stopce redakcyjnej informację o prawach autorskich Nehrebeckiego i Ledwiga. Ja rozumiem pieniądze i brak sentymentów ze strony spadkobierców, ale czy na pewno to było konieczne?

      Usuń
    2. Nie tyle zmiana imienia, co poszukiwania innej formy do zapisu :) Nie chciałam jakichkolwiek skojarzeń poprzednich liter początkowych mojego nicku z inicjałami pewnego młodzieńca znanego dzięki popularności ojca. Mnie samą takie skojarzenie odrzuca, to teraz szukam formy dla siebie.

      A wracając do tematu - niestety, nadal jestem tak naiwna, że nie rozumiem przewagi pieniądza i braku sentymentów za wszelką cenę i w każdej sytuacji. Ale wiem, że jestem w mniejszości.

      Usuń
    3. Nie mam pojęcia o jakim młodzieńcu myślisz, ale to chyba lepiej dla mnie:) Życzę więc owocnych poszukiwań!
      A z tą mniejszością, nie byłabym taka pewna. Może jest jednak inaczej, tyle że tamci są bardziej hałaśliwi? Połudzić się zawsze można, prawda?

      Usuń
  4. Rękawiczki? Nieee, chyba raczej opaskę na oczy. Zatyczki do uszu.
    Jesteś nieoceniona w punktowaniu edukacycjnych walorów spotkań z książką "dla dzieci" ;P

    "Prawda" jednak jest taka, że takie książki są wszechobecne: nawet nie chodzi o biblioteki, gdzie pewnie większość niekoniecznie zagląda, ale poczta, wielobranżowe sklepiki i "markety" w Polsce B i C, małomiasteczkowe "księgarnie" itd.
    Do tego ciotki, babcie, mamy (bo to one kupują prezenty dzieciom) kojarzą tego biednego Bolka i Lolka sentymentalnie. I tak dzieci z "domku na wsi" (niekoniecznie z ogródkami) dostają w prezencie taką wizję książki - totalny archaizm nieprzystający do ich świata i doświadczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje wysiłki zostały docenione:)
      Wszystkie wyliczone przez Ciebie punkty handlowe niestety są zaopatrzone właśnie w takie paskudztwa. Co więcej, w tych szkołach, w których kupuje się jeszcze dzieciom nagrody książkowe na koniec roku też dominują wydawnictwa tego rodzaju. Bo tanie, bo takie ładne i kolorowe, brr!
      W domu mam gdzieś jeszcze "Atlas świata Bolka i Lolka", nabyty okazjonalnie w nadmorskiej taniej książce (Młodszy urządził piekło z szatanami i matka pękła). Na szczęście spakowany na dnie jednego z wielu kartonów. Chyba długo nie będę go rozpakowywać...

      Usuń
  5. My som ze wsi i pewnikiem dlatego się tego bolkololkowego miasta bojom :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani chybi dlatego!:) Mam jednak nadzieję, że przyjeżdża do Was kino objazdowe i zielone Azorki nie są Wam obce.

      Usuń
    2. Niestety, wszystkie chałupy zaopatrzone w 50'' plazmy, pani kochana. A wśród azorków króluje w tym sezonie lazur :) Ale za to mamy "duży sklep z artykułami gospodarstwa domowego" :P

      Usuń
    3. Niemożliwe, czyżby przedstawiona w BiL wizja wsi sielskiej i anielskiej archaiczną była? Świat się kończy!:P

      Usuń
    4. Już się skończył, tylko my nie zauważyliśmy :P

      Usuń
    5. A, to niewykluczone. Podobnie jak to, że świat się nie skończył, tylko stanął na głowie. Wczoraj, na ten przykład, jako świeżo upieczona mieszkanka podobno wielkiego miasta, zostałam obudzona skoro świt przez gdaczące niemiłosiernie kury:)

      Usuń
    6. Lepsze kury niż ryczące krowy. I lepsze te ostatnie, niż kombajn na sąsiednim polu. Ale u mnie wioska jednak :)

      Usuń
    7. Powiem ci, że kiedy leżałam tak, obudzona gdakaniem, byłam więcej niż pewna, że za chwilę usłyszę i krowę. Na szczęście nie doczekałam się. Za to około piątej ulicą przebiegły dziki. Jak weźmiesz stado, to ja zabiorę od Ciebie kombajn, chcesz?:P

      Usuń
    8. Ale na wychów czy na pasztety? Sądząc po śladach po zimie, to i ja będę obserwował przemarsze :)

      Usuń
    9. Wyrobów z dziczyzny nie lubię, więc prędzej na wychów. Wychowałabym je do życia w lesie, a nie w mieście, o! Ale Ty to nie wiem, co miałbyś z nimi zrobić, szczerze powiedziawszy. Jedyna nadzieja w tym, że wszystkie pomaszerują na Kielce!:P

      Usuń
    10. Teraz to w zasadzie najlepiej byłoby przerzucić je na Krym...

      Usuń
  6. Taka ładna i kolorowa i z treścią edukacyjną! Idealna na prezent i do poczytania przed snem! :-)

    Albo do postraszenia! Już sobie wyobraża, jak moje chłopaki przerabiają ten tekst na wersję hard, jak to już robią z biednym Tupciem Chrupciem! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Toteż babcie i ciocie od dawna szturmują hipermarketowe stoiska z książkami:)
      Tupcio Chrupcio to przy Bolku i Lolku mały pikuś. Chociaż w wersji hard, kto wie, może i by wygrał?

      Usuń
  7. Wielki comeback Bolka i Lolka - Momarto uratowałaś mi dzień i noc, a co ja mówię, tydzień, a może i miesiąc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Twym szczęściem:) Post zresztą od dawna obiecany, tyle że z realizacją szło mi dotąd słabo.

      Usuń
    2. A będą dalsze części?

      Usuń
    3. Tego obiecać nie mogę. Pozostaje Ci liczyć na nagły przypływ bolkololkowego natchnienia!

      Usuń
    4. Hm, natchnienie mówi, że się zastanowi;)

      Usuń
  8. Kiedy byłam mała zawsze jechał autobusem ktoś starszy, komu ustępowałam miejsca, kiedy byłam młodzieżą zawsze trafiła się ciężarna,lub inwalida, któremu ustępowałam miejsca, kiedy jestem starsza (od wielu pasażerów) zawsze trafiają się dzieci i młodzież, która nie ustępuje miejsca nikomu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam podobnie. Do czasu, gdy - kiedy miałam jakieś 15,16 lat - pewna bardzo moherowa starsza baba nie zrzuciła mnie (dosłownie!) z miejsca, które zajmowałam, gdyż to ona chciała na nim usiąść. Dodam, że autobus jechał na wpół pusty. Od tamtej pory poziom mojej empatii znacznie spadł. A teraz autobusami jeżdżę nader rzadko, więc i nie muszę się denerwować (bo cały czas mam wrażenie, że to ja powinnam innym ustępować miejsca).

      Usuń