Są dzieci ze wsi i są
dzieci z miasta.
Dzieci ze wsi dziwią się
temu, co te z miasta uważają za oczywiste (a w każdym razie tak uważają twórcy
niektórych książeczek dla dzieci):
„- Skąd się bierze tyle ludzi w mieście? – pytał
[Bolek].
- A po co tu tyle samochodów? – dopytywał się Lolek.
- Czy miasto musi być takie duże? Czy
zamiast mieszkać w mieście, nie lepiej w domku z ogródkiem? – pytali dalej
chłopcy.”
Nie,
nie lepiej, mam ochotę odpowiedzieć. Zwłaszcza że gdy patrzę na wystrój wnętrz
w bolkololkowym domu, wyraźnie widzę, że domek z ogródkiem wychodzi im bokiem.
Na firanki wszak zabrakło (czemu nikt nie mówi głośno, że kupno karniszy i
firanek do domku z ogródkiem pochłania majątek?), podobnie jak na sensowne oświetlenie
(taką lampę stojącą też mam gdzieś w piwnicy, ale wystarczy że ja przy niej
oślepłam, moje dzieci nie muszą, dlatego na razie będą czytać przy żarówkach
obsadzonych w miejscu kinkietów).
Bolek
i Lolek wraz z mamą (ojciec zaginął bez wieści, pewnie odsiaduje wyrok za malwersacje popełnione w czasie budowy domku z ogródkiem) może jednak kiedyś odbiją się
od dna, ja zaś na pewno pozostanę na nim na wieki.
„Następnego dnia chłopcy wstali bardzo
wcześnie, żeby zdążyć do autobusu. Jechali dość długo, ale wcale się nie
nudzili. Cały czas wyobrażali sobie to, co zobaczą w wielkim mieście.
- Ciekawe, czy zobaczymy kino? – pytał
Bolek.
- I czy pójdziemy na lody? – dopytywał
się Lolek.”
Być
może są gdzieś jeszcze dzieci, które – jak Bolek i Lolek - nie traktują
przejażdżki autobusem jako jednej z największych możliwych atrakcji. Nie są to
jednak niewątpliwie dzieci z miasta. Te, wożone wszędzie samochodami, na
autobusy spoglądają tęsknym wzrokiem. Nie kino im wtedy w głowie i nie lody –
te luksusy mają bowiem na co dzień!
„Lolek zaczął się przepychać do kasownika,
ale Bolek powstrzymał go.
- Poczekaj, nie pchaj się. Najpierw
skasują bilety ci, co są przed nami.
- Ale ja chcę skasować i usiąść –
zawołał Lolek.
Wtedy mama uśmiechnęła się i
powiedziała: - Lepiej będzie, jeśli usiądzie jakaś starsza osoba.”
Po
przeczytaniu tego fragmentu przypomniałam sobie, dlaczego w czasach szkolnych
nienawidziłam jeździć autobusami. Zawsze wsiadał do nich ktoś starszy ode mnie,
kto koniecznie potrzebował usiąść. Od tego czasu moim marzeniem są autobusy
miejskie wyposażone wyłącznie w miejsca siedzące!
„Bolek i Lolek zeskoczyli ze schodków i już
stali przed wejściem do kina.
Wystarczyło tylko kupić bilety, wejść
na salę i usiąść na wyznaczonych miejscach.”
-
Halo, halo, Bolku i Lolku! Jak to?! Tak bez pepsi i popcornu? Do kina? Bez
sensu.
„Kiedy zgasło światło i na ekranie pojawiła
się zapowiedź filmu o zielonym Azorku, Lolek się przestraszył.
- Ratunku! Awaria światła! – zawołał
Lolek i chciał uciekać.”
Trudno
się dziwić, któż dziś prowadza dzieci na takie filmy? Bajka o zielonym glucie,
owszem, ale Azorku?
„Koło fontanny dzieci karmiły miejskie
gołębie. Spacerowały też panie z pieskami. Lolek chciał zajrzeć do baseniku z
fontanną i niewiele brakowało, a wpadłby do wody.”
Być
może na wsiach istnieją jeszcze skwerki takie jak ten. Spokojna jednak głowa,
wkrótce i one zostaną zrewitalizowane, dzięki czemu żadna pani z pieskiem nie
będzie miała się po co tam zapuszczać!
„Niewielki strumień opryskał chłopców. Mieli
teraz mokre czupryny, tak jak inne dzieci, które podbiegały do fontanny. Mamie
nie podobała się ta zabawa.
- Nie chcę, żebyście byli mokrzy.”
Nigdy
nie uwierzę, że mama spoza miasta może powiedzieć tak do dziecka. Choć, gdy
lepiej się przyjrzeć, mama Bolka i Lolka nie trzyma żadnych standardów, więc w
sumie, kto wie?
Miastowe
mamy w każdym razie dobrze wiedzą, że zrewitalizowane fontanny zapewniają
ochłodę w upalny dzień. I chwilę spokoju, w czasie którego można spokojnie
poczytać książkę na ławce. A dzieci? Doskonale się sobą zajmą i z pewnością kiedyś
wyschną!
„Kiedy przechodzili koło dużego sklepu z
artykułami gospodarstwa domowego, mama przypomniała sobie, że musi tu zrobić
zakupy.
- Proszę, bądźcie grzeczni i niczego
nie dotykajcie – powiedziała mama i kiedy weszli do sklepu, wzięła chłopców za
ręce.
To był duży sklep zastawiony wysokimi
półkami.”
Gdyby
dalszy ciąg tej opowieści brzmiał: „natychmiast po wejściu do sklepu chłopcy
zaczęli ganiać się wokół regałów, wydając dzikie okrzyki”, bajka niewątpliwie
zabrzmiałaby bardziej wiarygodnie.
W
grę mogłaby wchodzić także wersja „chłopcy usiedli na parapecie przy kasie,
jęcząc głośno „ale nuuuda! kiedy idziemy?!”
Na
pewno jednak nie jest możliwy takie przebieg zdarzeń:
„- Mamo, proszę kup mi kubek z kotkiem
– poprosił Bolek.
- A ja proszę o kubek z żabką –
poprosił Lolek.”
Z
kotkiem? Z żabką? Chłopaki, co z wami? Nie wiecie, że w waszym wieku to nie
wypada?
„Teraz pójdziemy do cukierni na ciastka i
lody.(…)
- Hurra! (…) – zawołali chłopcy i
grzecznie poszli za mamą.
(…) Podano im placuszki z serem i
kakao. Kiedy zaczęli jeść, mama powiedziała: - Jedzcie ładnie. Nie oblizujcie
palców, bo to nie wypada.
- A gdzie wypada? A dlaczego tu nie
można? - spytał Lolek.
- Na łące, na kocu przy kanapkach
wypada – odrzekł Bolek.
- Nie – powiedziała mama – nigdzie się
tego nie robi, bo to nie jest ani grzeczne, ani eleganckie.”
Drogie
dzieci z domków z ogródkami!
Jeśli, ku swojemu nieszczęściu, natrafiłyście na tę książkę, nie bierzcie jej zbyt serio. Są miasta, w których
można oblizywać palce. Są też książki, przy których można to robić. Przy tej jednak radzę założyć rękawiczki.
„Bolek
i Lolek w mieście”, tekst Marta Berowska, ilustracje Kazimierz Łędzki.
Wydawnictwo Dragon, Warszawa 2007.
Sarkazm level master :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, robiłam co mogłam. Sporo ostatnio trenowałam:P
UsuńNas kochane dzieciątko całkiem niedawno przeczołgało po Bolku i Lolku na olimpiadzie, więc w pełni rozumiem Twoje odczucia.
UsuńNie rozumiem, naprawdę nie rozumiem, czemu za każdym razem gdy jesteśmy w bibliotece Młodszy chce wypożyczyć akurat tę książkę. Aż tak nagrzeszyłam?
UsuńCiesz się, że nie pociągają go liczne baśnie Wioletty Piaseckiej :D Dopiero byś zgrzytała wszystkim, czym można zgrzytać.
UsuńPamiętam, że kiedyś zgrzytałeś:) U nas na szczęście księżniczki traktowane są wzgardliwym prychnięciem. Tego bym już chyba nie zdzierżyła!
UsuńPoczekaj, może pani Piasecka napisze coś o rycerzach Lego :P
UsuńNo nie wiem. Musiałaby przeistoczyć się w księżniczkę Leię, a to wizerunkowo chyba ponad jej siły:P
UsuńNIe wiem, czy kiedyś nie zostaniesz zaskoczona :P
UsuńMnie już doprawdy niewiele może zaskoczyć:P
UsuńWydawnictwo Dragon.. coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńCoś owszem. Mam nadzieję, że tak jak swego czasu wymyślono środki przeciwko insektom, tak wkrótce ktoś wymyśli antidotum i na takie koszmary.
UsuńTe bolko-lolkowe teksty to jakiś straszny sen! Nie wiedziałam, że takie koszmary straszą z półek. Przy okazji cieszę się, że kiedyś chłopcy byli tylko na filmie, gdzie nie gadali ludzkim głosem, a ja nie musiałam nic czytać swojemu dziecku. :)
OdpowiedzUsuńO, zmiana imienia? Jakżeż to? Dobrze, że chociaż obrazek ten sam, to można zidentyfikować interlokutorkę:)
UsuńBolki i Lolki w wersji pisanej są gorzej niż koszmarne. Aż serce boli, gdy człowiek widzi w stopce redakcyjnej informację o prawach autorskich Nehrebeckiego i Ledwiga. Ja rozumiem pieniądze i brak sentymentów ze strony spadkobierców, ale czy na pewno to było konieczne?
Nie tyle zmiana imienia, co poszukiwania innej formy do zapisu :) Nie chciałam jakichkolwiek skojarzeń poprzednich liter początkowych mojego nicku z inicjałami pewnego młodzieńca znanego dzięki popularności ojca. Mnie samą takie skojarzenie odrzuca, to teraz szukam formy dla siebie.
UsuńA wracając do tematu - niestety, nadal jestem tak naiwna, że nie rozumiem przewagi pieniądza i braku sentymentów za wszelką cenę i w każdej sytuacji. Ale wiem, że jestem w mniejszości.
Nie mam pojęcia o jakim młodzieńcu myślisz, ale to chyba lepiej dla mnie:) Życzę więc owocnych poszukiwań!
UsuńA z tą mniejszością, nie byłabym taka pewna. Może jest jednak inaczej, tyle że tamci są bardziej hałaśliwi? Połudzić się zawsze można, prawda?
Rękawiczki? Nieee, chyba raczej opaskę na oczy. Zatyczki do uszu.
OdpowiedzUsuńJesteś nieoceniona w punktowaniu edukacycjnych walorów spotkań z książką "dla dzieci" ;P
"Prawda" jednak jest taka, że takie książki są wszechobecne: nawet nie chodzi o biblioteki, gdzie pewnie większość niekoniecznie zagląda, ale poczta, wielobranżowe sklepiki i "markety" w Polsce B i C, małomiasteczkowe "księgarnie" itd.
Do tego ciotki, babcie, mamy (bo to one kupują prezenty dzieciom) kojarzą tego biednego Bolka i Lolka sentymentalnie. I tak dzieci z "domku na wsi" (niekoniecznie z ogródkami) dostają w prezencie taką wizję książki - totalny archaizm nieprzystający do ich świata i doświadczeń.
Cieszę się, że moje wysiłki zostały docenione:)
UsuńWszystkie wyliczone przez Ciebie punkty handlowe niestety są zaopatrzone właśnie w takie paskudztwa. Co więcej, w tych szkołach, w których kupuje się jeszcze dzieciom nagrody książkowe na koniec roku też dominują wydawnictwa tego rodzaju. Bo tanie, bo takie ładne i kolorowe, brr!
W domu mam gdzieś jeszcze "Atlas świata Bolka i Lolka", nabyty okazjonalnie w nadmorskiej taniej książce (Młodszy urządził piekło z szatanami i matka pękła). Na szczęście spakowany na dnie jednego z wielu kartonów. Chyba długo nie będę go rozpakowywać...
My som ze wsi i pewnikiem dlatego się tego bolkololkowego miasta bojom :P
OdpowiedzUsuńAni chybi dlatego!:) Mam jednak nadzieję, że przyjeżdża do Was kino objazdowe i zielone Azorki nie są Wam obce.
UsuńNiestety, wszystkie chałupy zaopatrzone w 50'' plazmy, pani kochana. A wśród azorków króluje w tym sezonie lazur :) Ale za to mamy "duży sklep z artykułami gospodarstwa domowego" :P
UsuńNiemożliwe, czyżby przedstawiona w BiL wizja wsi sielskiej i anielskiej archaiczną była? Świat się kończy!:P
UsuńJuż się skończył, tylko my nie zauważyliśmy :P
UsuńA, to niewykluczone. Podobnie jak to, że świat się nie skończył, tylko stanął na głowie. Wczoraj, na ten przykład, jako świeżo upieczona mieszkanka podobno wielkiego miasta, zostałam obudzona skoro świt przez gdaczące niemiłosiernie kury:)
UsuńLepsze kury niż ryczące krowy. I lepsze te ostatnie, niż kombajn na sąsiednim polu. Ale u mnie wioska jednak :)
UsuńPowiem ci, że kiedy leżałam tak, obudzona gdakaniem, byłam więcej niż pewna, że za chwilę usłyszę i krowę. Na szczęście nie doczekałam się. Za to około piątej ulicą przebiegły dziki. Jak weźmiesz stado, to ja zabiorę od Ciebie kombajn, chcesz?:P
UsuńAle na wychów czy na pasztety? Sądząc po śladach po zimie, to i ja będę obserwował przemarsze :)
UsuńWyrobów z dziczyzny nie lubię, więc prędzej na wychów. Wychowałabym je do życia w lesie, a nie w mieście, o! Ale Ty to nie wiem, co miałbyś z nimi zrobić, szczerze powiedziawszy. Jedyna nadzieja w tym, że wszystkie pomaszerują na Kielce!:P
UsuńAlbo na Grunwald :P
UsuńTeraz to w zasadzie najlepiej byłoby przerzucić je na Krym...
UsuńTaka ładna i kolorowa i z treścią edukacyjną! Idealna na prezent i do poczytania przed snem! :-)
OdpowiedzUsuńAlbo do postraszenia! Już sobie wyobraża, jak moje chłopaki przerabiają ten tekst na wersję hard, jak to już robią z biednym Tupciem Chrupciem! :-)
Prawda? Toteż babcie i ciocie od dawna szturmują hipermarketowe stoiska z książkami:)
UsuńTupcio Chrupcio to przy Bolku i Lolku mały pikuś. Chociaż w wersji hard, kto wie, może i by wygrał?
Wielki comeback Bolka i Lolka - Momarto uratowałaś mi dzień i noc, a co ja mówię, tydzień, a może i miesiąc!
OdpowiedzUsuńCieszę się Twym szczęściem:) Post zresztą od dawna obiecany, tyle że z realizacją szło mi dotąd słabo.
UsuńA będą dalsze części?
UsuńTego obiecać nie mogę. Pozostaje Ci liczyć na nagły przypływ bolkololkowego natchnienia!
UsuńLiczę i błagam:)))
UsuńHm, natchnienie mówi, że się zastanowi;)
UsuńKiedy byłam mała zawsze jechał autobusem ktoś starszy, komu ustępowałam miejsca, kiedy byłam młodzieżą zawsze trafiła się ciężarna,lub inwalida, któremu ustępowałam miejsca, kiedy jestem starsza (od wielu pasażerów) zawsze trafiają się dzieci i młodzież, która nie ustępuje miejsca nikomu :(
OdpowiedzUsuńJa miałam podobnie. Do czasu, gdy - kiedy miałam jakieś 15,16 lat - pewna bardzo moherowa starsza baba nie zrzuciła mnie (dosłownie!) z miejsca, które zajmowałam, gdyż to ona chciała na nim usiąść. Dodam, że autobus jechał na wpół pusty. Od tamtej pory poziom mojej empatii znacznie spadł. A teraz autobusami jeżdżę nader rzadko, więc i nie muszę się denerwować (bo cały czas mam wrażenie, że to ja powinnam innym ustępować miejsca).
Usuń