Skończyłam dwa lata. Blogowo, rzecz jasna.
To
na tyle dużo, by jawić się światu jako dość już wyraźnie (w każdym razie w moje
subiektywnej opinii) ukształtowany stwór. By mieć własne zdanie i własne
pomysły. By przeżyć już sporo zdziwień, oburzeń, ale i wzruszeń.
Z drugiej strony, to ciągle mało. Wprawdzie już, już prawie sięgam głową ponad stół, ale do jego krawędzi jeszcze trochę mi brakuje. Nie mówiąc o tym, że nie mam pojęcia co ujrzę, gdy wreszcie go przerosnę.
W
wieku dwóch lat doświadcza się też pierwszych egzystencjalnych kryzysów. Po
okresie intensywnego smakowania blogowo-internetowej rzeczywistości przychodzi
czas na chwile zmęczenia, a niekiedy i zniechęcenia.
Cóż,
bunt dwulatka jest zjawiskiem naturalnym. Jako doświadczona matka dwóch byłych
dwulatków wiem, że najlepiej pomaga cierpliwe czekanie na to, że minie.
W prawdziwym, nie wirtualnym życiu, lat mam jednak (niestety!) znacznie
więcej. Za każdym razem, gdy udaje mi się wyprzeć ten fakt z pamięci, do akcji
wkraczają moje niezawodne dzieci.
-
Mamo, a czy Ty kiedy byłaś mała i byłaś chora,
to lubiłaś grać na komputerze? – zapytał Młodszy podczas wczorajszego
obiadu.
-
Synku, kiedy ja byłam dzieckiem, to nie
było jeszcze komputerów. – odpowiedziałam, niekoniecznie zgodnie z prawdą,
choć niewątpliwie zgodnie z peerelowską rzeczywistością.
-
Jak to?! – zdumiał się Młodszy. – A oglądałaś wtedy bajki?
-
Synku, kiedy ja byłam mała, to nie było
tylu bajek co teraz. Bajki można było oglądać tylko raz dziennie, wieczorem. –
odparłam.
-
Jak to??!! – wykrzyknął Młodszy. – A na diwidi też nie mogłaś oglądać? –
spytał.
-
Nie, bo nie było wtedy jeszcze dvd. –
odpowiedziałam, zapominając o elementarnej ostrożności.
-
To co robiłaś, kiedy byłaś chora??? –
rozpaczliwie spytał Młodszy.
-
O, kiedy ja byłam chora – rozpoczęłam, zadowolona z faktu, że udało się
skierować rozmowę na tory umoralniająco-dydaktyczne – to za każdym razem czytałam bardzo dużo książek.
-
Już były?! – nie wytrzymał Młodszy.
Moi
Drodzy!
Jako
że urodziłam się w czasach, w których książki już były, w odróżnieniu od komputerów,
internetu i bajek na dvd, ten blog jest właśnie o nich. A w każdym razie przede
wszystkim o nich.
Dziś
mijają dwa lata od moich blogowych narodzin. Bardzo dziękuję zarówno kilkorgu
akuszerkom oraz akuszerom, którzy stale doglądają potomstwa, jak i
wszystkim, którzy przez ten czas zechcieli tu zajrzeć, chociażby jednorazowo i przelotnie.
Bufetu
niestety nie będzie, bowiem jestem w trakcie przeprowadzki i nie mogę znaleźć
talerzy. Sensownych postów przez jakiś czas też pewnie nie, gdyż poza talerzami
zgubiłam gdzieś także wolny czas. Pewnie jest w którymś z kartonów, jednak nie mam pojęcia w którym.
Póki
co, przesyłam Wam więc bukiet moich ulubionych letnich kwiatów.
Życzę kolejnych lat. Niech blog "rośnie" i wzrasta zdobywając coraz więcej czytelników..
OdpowiedzUsuńTy jesteś jedną z czytelniczek, które uaktywniły się w ostatnim czasie, co bardzo sobie cenię. Jeśli więc zdobywanie miało dotyczyć takich osób jak Ty - czemu nie?:) Dzięki, że tu jesteś!:)
UsuńMiło mi.
UsuńMi także:) Strasznie słodko się zrobiło; przydałby się jakiś śledź na przegryzkę;)
UsuńOch, okrąglutka dwójeczka!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, by blogowanie przynosiło Ci tyle radości, co nam czytanie Twoich postów! Żyj nam długo, w zdrowiu fizycznym i psychicznym! Niech Ci się życie ściele do stóp!
A teraz idziemy wyprowadzic na spacer swoje dinozaury co? :)
Wszystko może być okrąglutkie, jeśli spojrzy się pod odpowiednim kątem, nieprawdaż?:)
UsuńZa życzenia dziękuję, choć chwilowo najbardziej marzy mi się szóstka w totka. Czemu nikt nie powiedział mi wcześniej, że jak się człowiek przeprowadza, to powinien mieć duuuużo pieniędzy?!:(
I faktycznie, lepiej pójść wyprowadzać dinozaury niż pakować kolejne kartony:)
Prawdaż!
UsuńPrzerabiałam przeprowadzkę 2 lata temu. Z trzech mieszkań do jednego domu :) Twierdzę, że do przeprowadzki bardziej potrzeba nerwów jak postronki i zdrowie jak koń.
Ze zdrowiem chwilowo niczego nie wymyślę, ale pędzę skręcać nerwy, póki nie jest za późno! Dwa kartony po bananach = półtorej półki książek. A taka byłam z siebie zadowolona, gdy przywlokłam te dziesięć kartonów...
UsuńWszystkiego dobrego Momarto! Przede wszystkim w nowym domu, a tutaj uskrzydlonej weny :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Wena ostatnio odleciała, ale kto wie, może po prostu przeprowadziła się jako pierwsza?:)
UsuńNajlepszego! Dużo czytaj, dużo pisz!
OdpowiedzUsuńDzięki! Z pierwszym nawet jakoś idzie (oczywiście jeśli odpowiednio złagodzimy kryteria i uznamy, że kilka książek w miesiącu to dużo), mam nadzieję, że wkrótce i z drugim się poprawi.
UsuńPoczekaj aż Cię dopadnie, tak jak mnie, kryzys trzyipółlatka :P Przeczekuję i nic, ale Ty na razie masz jeszcze sporo przed sobą :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie gratulacje. I życzenia wytrwałości. I udanej przeprowadzki. I żebyś miała dużo miejsca na książki. I czasu.
Rozmiaru kryzysu trzyipółlatka nijak nie umiem sobie wyobrazić, ale chyba nie chcę.
UsuńDziękuję za życzenia. Z miejscem na książki będzie lepiej niż obecnie, ale ciągle niedostatecznie. Ciągle jednak jeszcze łudzę się, że może uda mi się nieco przerzedzić księgozbiór...
Wiesz, w każdym domu są takie nietypowe miejsca jak podesty schodów, stryszki, korytarze - i wszędzie można upchnąć po regale :)
UsuńA ja na szybko podłączam się pod życzenia ZwL i z całą mocą pragnę podkreślić, że przeprowadzka, nie może być powodem, dla którego na imprezie nie ma alkoholu :P
UsuńZaraz usłyszysz, że kieliszki też się zapodziały w kartonach :P
UsuńJedyną rzecz jako chętnie będę widział w kartonach jest ewentualnie wino :P
UsuńZWL: skąd wiedziałeś?:P Choć dokładnie rzecz biorąc, to nie zapodziały się, tylko wytłukły, a nowe postanowiłam kupić dopiero na nowym miejscu.
UsuńAle poza tym, to kto to widział, tak pić od rana?
Upychanie po regale to moja specjalność! Książki będą m.in. w przedpokoju. Prace koncepcyjne nad upchnięciem regału na klatce schodowej trwają:)
Momarta: miewam zdolności prorocze z rana:P Szczególnie przed kawą.
UsuńI widzę, że kombinujesz w dobrą stronę :)
Dlatego lepsze od książek jest wino w kartonach. Wypijasz, wyrzucasz :P I nie róbmy Wersalu. Bez kieliszków też się da spożyć. Mówi Wam to człowiek, który spożywał w odkręconym od pojazdu kloszu lampy Żuka :P A kto widział tak od rana? Ja, codziennie rano przechodząc koło sklepu :D
UsuńKloszu od Żuka? To pobiłeś mojego teścia, który korzystał z naczyń w ambulatorium zakładowym :)
UsuńGwoli ścisłości była to lampka kierunkowskazu. No, ta taka pomarańczowa szklaneczka :P
UsuńZburzyłeś mi wizję :D
UsuńPrawdę mówiąc mi też. Ja się zagalopowałam do miski olejowej!
UsuńPrzepraszam wszystkich zainteresowanych za wprowadzenie w błąd. W przyszłości będę starał się podawać numery katalogowe części samochodowych (i nie tylko), które służyły mi do czerpania rozkoszy ze źródła Bakcha :P
UsuńBazylu, tym "i nie tylko" rozbudziłeś ciekawość czytelników. Nie każ im czekać do trzecich urodzin tego bloga! A tych spożywających od rana, owszem, widuję. Regularnie na własnym podwórku. Głównie dlatego się wyprowadzam, nie dziw się więc, że wykazuję umiarkowany entuzjazm wobec propozycji:P
UsuńpandeMonia: do miski olejowej bym się nie zagalopowywała. Chyba że do kompletu chcesz dopisać jeszcze chory żołądek, to wtedy owszem, proszę uprzejmie!
ZWL: problem z klatką schodową polega na tym, że ma z obu stron okna, a odległość od nich od ścian wynosi marne 15 cm. Jakieś pomysły?
No to akurat masz tam miejsce na stos ułożonych na sztorc tomów A5 :P Ostatecznie jedno okno możesz zamurować.
UsuńZamurowywać nie będę, bo podroży to - i tak nadmierne - koszty remontu. A układania tomów na sztorc odmawiam! Plan jest taki, że teraz wszystko będzie ładnie i estetycznie. Oczywiście, nie licząc tych smętnie dyndających z sufitu żarówek (czemu nikt mi nie powiedział, że żyrandole są takie drogie?) Oraz ogrodu. A także ogrodzenia. A także braku firanek (patrz uwaga o żyrandolach).
UsuńSkoro nie chcesz zamurowywać, to po prostu zastaw okno regałem :P A gołe żarówki na drugie są szalenie modne, styl industrialny:)
UsuńNo kiedy jakoś tak nie mogę. Może mi przejdzie. Z gołymi żarówkami znakomicie będzie się komponował otwór na kominek (Białoszewski napisałby: "szara naga jama") - jak to dobrze być trendy!
UsuńWykazujesz jakieś przedziwne zahamowania. Otwór na kominek zachowajcie koniecznie, to duże ułatwienie dla św. Mikołaja :P
UsuńDostrzegam u kolegi nieujawnione dotychczas pokłady empatii! Ale to pewnie dlatego, że św. Mikołaj jest facetem:P
UsuńBez wątpienia. Poza tym pomyśl, że przez duży otwór przejdzie duży prezent. Np. kominek!
UsuńO matko! Czy Ty wiesz, jak bardzo musiałabym być grzeczna? Chyba nie dam rady:(
UsuńZostało niecałe pół roku, wytrzymasz. A potem wmontujesz kominek i z głowy, nic większego poza puzderkiem z biżuterią się nie przeciśnie :P
UsuńTy to umiesz motywować!:P Myślę jednak, że wybiorę metodę małych kroczków - w pierwszym roku kominek, w drugim żyrandole (na żyrandole na pewno wystarczy być tylko trochę grzeczną!), a dopiero w kolejnych latach biżuteria:)
UsuńNajpierw żyrandole, potem kominek. Bo jak go już zamontujesz, to wiesz, tylko pakiety z klejnotami przejdą.
UsuńIiii, skoro i tak klejnoty mam gwarantowane, to kto mi zabroni je sprzedać i kupić za zdobytą w ten sposób gotówkę żyrandole? Gdybym była bardziej sprawna manualnie,z pewnością własnoręcznie wydziergałabym je z klejnotów, ale niestety:(
UsuńZnowu kombinujesz. Mikołaj się obrazi :P
UsuńNaprawdę myślisz, że Mikołaj to wszystko ogarnia? Gwarantuję, że jak zobaczy swoje ulubione ciasteczka, to od razu odkreśli mnie we właściwej rubryce!
UsuńNo tak, przekupstwo! To ja nie mam więcej uwag.
UsuńChcesz ciasteczko?:P
UsuńZostało z zeszłego roku? :P
UsuńGdy, pakując się, dojdę do pokoju z puszkami na ciasteczka, sprawdzę. Całkiem niewykluczone jednak, że jakieś się znajdzie. Oferowałam świeże, ale jeszcze ze dwie takie uwagi i będziesz mógł o nich zapomnieć.
UsuńJeśli w szale przeprowadzki masz siły proponować świeże ciasteczka, to nie jest tak źle :P
UsuńDzisiaj nie mam. Cofam wszystkie obietnice i oferty!. Niech mnie ktoś przeprowadzi!!!
UsuńDasz radę:) Grunt to ponumerować i poopisywać pudła, worki, paki i skrzynie.
UsuńNa razie opisuję dzielnie. Najbardziej martwi mnie to, że pakuję i pakuję, ograbiam kolejne Biedronki z kartonów po bananach i ograbiam, a rzeczy w domu wciąż zbyt wolno ubywa...
UsuńKup sobie foliowe worki do wywozu gruzu i folię stretchową, od razu pakowanie szybciej pójdzie, sprawdzone.
UsuńA po co mi folia stretchowa? A poza tym oszczędzam i nie zamierzam wydawać pieniędzy na opakowania, które mogę zdobyć za darmo w kolejnych Biedronkach!:P
UsuńUdzieliłbym Ci światłych rad, ale wyczuwam lekką wzgardę w obliczu pełnych kartonów Biedronek, więc zmilczę :P
UsuńO matko, jaki drażliwy!:P No dobrze, poproszę o poradę, drogi doświadczony kolego!
UsuńEee, co ja się będę pchał z radami, dźwigaj sobie te kartony, dźwigaj :P
UsuńPamiętaj, że ja nie mogę dźwigać:P Oraz że z braku gotówki część rzeczy przez jakiś czas będzie leżakować w tym, w czym je przewieziemy. O ile leżakowanie w kartonach umiem sobie wyobrazić, o tyle takie w folii niekoniecznie. Ale widzę, że jeśli chcę szczegółów, muszę wyruszyć na poszukiwania ubiegłogwiazdkowych ciasteczek...
UsuńKsiążki owinięte stretchem ładnie leżakują. I można je z wierzchu przecierać wilgotną ściereczką od kurzu :) I robisz paczki wielkości dostosowanej do własnego udźwigu. A teraz poproszę ciasteczko :D
UsuńI widzisz, nie owinęłam ciasteczek stretchem i leżakują gdzie popadnie!:P Dalej nie znalazłam, ale nie trać nadziei. Jeśli na rynku będą jutro jagody, może upiekę jagodzianki, mogą być?
UsuńO ile te książki z domu mogą sobie leżeć w stretchu, o tyle te, które mój mąż zaczyna przynosić z piwnicy, chyba raczej niekoniecznie... Zejdą wówczas raz dwa z tego świata, bo już teraz niewiele im brakuje. Ale dokumentację fotograficzną z otwierania kartonów gromadzę, gromadzę i wkrótce opublikuję!:)
Piwniczne zabytki pakuj w stare poszewki na poduszki, obficie przesypując sodą :P Jagodzianki jak najbardziej, ze trzy poproszę:) A zdjęć się nie mogę doczekać.
UsuńCzy Ty wiesz ile sody bym potrzebowała? Chyba wszystkie Biedronki w tym kraju by nie nastarczyły!:P Zdjęcia na szczęście będą bezwonne.
UsuńNa trzy jagodzianki nawet możesz się załapać. Zazwyczaj wychodzi mi piętnaście, co daje po trzy na łebka plus trzy nadprogramowe - w sam raz dla Ciebie:)
No to bez sody, niech się wietrzą w tych poszwach. Ależ miałem wyczucie z tymi jagodziankami :P
UsuńTylko skąd ja wezmę stare poszwy? Jagodzianki prześlę Pocztą Polską, owinięte stretchem rzecz jasna!
UsuńMożesz wziąć nowe, czy ja się upieram przy starych? A stretch do jagodzianek weź czarny, żeby poczciarze nie wypatrzyli, co wysłałaś. Bo mogliby skonsumować :(
UsuńFaktycznie, że też sama na to nie wpadłam! Ale teraz też przypomniałam sobie, że mam jeszcze takie, którymi na początku ubiegłego dziesięciolecia obdarowała mnie teściowa - te powinny być jak znalazł!:P
UsuńO proszę, wszystko się znajduje przy okazji przeprowadzki :D
UsuńNawet przeprowadzka ma swoje dobre strony! Poza pościelą od teściowej znalazłam dziś swój cały cykl o Ani z Zielonego Wzgórza!:)
UsuńO widzisz, to masz co czytać w jesienne wieczory :)
UsuńTylko jak tu do nich dotrwać?:(
UsuńSame przyjdą, spokojna głowa:P
Usuń@momarto robię to tylko i wyłącznie dla Ciebie :D E93C/IF
UsuńBazyl: nie umiem sprawdzić, czy nie oszukujesz, ale powiedzmy, że pozwala to na utrzymanie unoszącej się wokół Ciebie tajemniczej aury:P
UsuńZWL: właśnie wczoraj szanse na to, że dotrwam do jesiennych wieczorów w jednym kawałku, znacznie zmalały. Szkoda że tylko piszę o tym, że nie mogę dźwigać, a nie biorę tego do siebie:(
No to ładnie się urządziłaś :(
UsuńZ drugiej strony, zaczęłam dostrzegać w tej sytuacji dobre strony: właśnie zrobiłam codzienny objazd Biedronek, w których, krzywiąc się z bólu, żebrałam o kartony po bananach. W jednym ze sklepu dostałam dwa kartony, w których - już w domu - znalazłam: dwa zupełnie dobre banany, jedną taką samą paprykę oraz główkę zdrowiutkiego czosnku. Może i biorę ich na litość, ale przynajmniej rodzinę przy okazji wyżywię!:D
UsuńO proszę, proszę. Akurat składniki na leczo z bananów i papryki :P
UsuńW rzeczy samej!:) Niestety, na dzisiejszy obiad zaplanowałam naleśniki, ale na niedzielę będzie jak znalazł!:P
UsuńSmacznego!
UsuńWszystkiego najlepszego w tej blogowej rzeczywistości :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Tobie za ten mój blogowy rok należą się zaś szczególne pochwały - gdyby nie Twój "Alfabet Rodziewiczówny", nie byłoby mojego posta o "Strasznym dziaduniu", a co za tym idzie, w antologii "100/XX" zabrakłoby absolutnie nieperfekcyjnej:) Czując się zobowiązaną, obiecuję że jeszcze w tym roku przeczytam "Floriana z Wielkiej Hłuszy"!
UsuńPrzypomina mi się jak synowie Kazika dziwowali się, że ojciec w latach młodości, chcąc wysłuchać całej płyty z nagraniami muzycznymi, musiał ją przewracać na drugą stronę: co? za każdym razem wstawać i przekładać płytę???;)
OdpowiedzUsuńŻyczę kolejnych dwójek.;)
Tak, tak, to opowieści z mniej więcej tej samej bajki:) I to mimo że Kazik jest ładnych parę lat ode mnie starszy.
UsuńRozumiem, że dwójkowe życzenia oznaczają, że muszę dociągnąć co najmniej do czwartych urodzin? Zrobię co w mojej mocy!:)
Wstrząsnęło mną do głębi to poczucie wspólnoty losu, jako że również urodziłem się w zamierzchłych czasach, w których książki już były, w odróżnieniu od komputerów, internetu i bajek na dvd :-) Patrząc długofalowo życzę 100 lat :-)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam dla Ciebie ciąg dalszy opowieści.
UsuńWczoraj Młodszy, wyraźnie zaambarasowany (widać było, że przez dobę mały mózg pracował na najwyższych obrotach), zadał kolejne pytanie: "Mamo, a czy jak się urodziłaś, to była pierwsza wojna światowa?"
W tym kontekście życzenia kolejnych stu lat wydają się całkiem nie od rzeczy!:P Dzięki!
Okrutnik! ;-) W rewanżu moja historyjka :-)
UsuńMieszkanie jest tak rozplanowane, że do salonu idzie się długim korytarzem, przy czym słyszy się co się mówi w salonie samemu nie będąc widzianym.
Parę lat temu kiedy córka chodziła jeszcze do podstawówki przyszła do niej koleżanka z klasy. Dziewczynki poszły do salonu i coś tam oglądają w TV. Ponieważ chciałem o coś zapytać córkę, wychodzę od siebie z pokoju i idę korytarzem do salonu. Brakuje mi już tylko kilku kroków, gdy nagle słyszę jak córka mówi do koleżanki o kimś, kogo akurat widzi na ekranie telewizora - ale on jest stary! on ma już ze 40 lat!
To zdumiewające, że 30 lat temu przyjęłabym taką uwagę z pełnym zrozumieniem, a dziś jakoś nie mogę go z siebie wykrzesać:P
UsuńSkoro się tak przerzucamy opowieściami, to jeszcze jedna ode mnie: W czasie minionego mundialu Starszy, patrząc ze wstrętem na bramkarza Hiszpanii, Casillasa, rzekł: "Czemu on jeszcze gra w piłkę, skoro jest taki stary?!"
Gdybyś nie wiedział, informuję że Casillas ma 34 lata...
Jak widać pułap, od którego zaczyna się starość, niebezpiecznie się obniża :-)
UsuńCytat z bloga mojego syna, lat 12:
Usuń"Cech gra w Chelsea już od 2004 roku! Urodził się w Pilznie 20 maja 1982 roku czyli ma już 32 lata. Pomimo wieku nadal broni fantastycznie".
Idę do ogródka z oskardem wyłupać spod tarasu paproć drzewiastą.
OMG! za chwilę poczuję się jak zgrzybiały starzec, nic tylko położyć się do trumny i czekać na śmierć :-)
UsuńPomyliłam się haniebnie: Casillas ma 33, a nie 34 lata. Choć przy informacji na temat Petra Cecha, niewiele to zmienia:P
UsuńJa tam jednak nie zamierzam się przejmować. Co więcej, zamierzam dożyć czasu, gdy moje własne dzieci będą miały po czterdzieści lat i odbić sobie wówczas z nawiązką to, co oni robią mi dzisiaj!
Kochana Momarto - serdeczne gratulacje i jeszcze wielu lat w pisaniu!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za Twoimi życzeniami stoi - płynąca z wiedzy dostępnej tylko głównej akuszerce - świadomość, że dziecię urodziło się zdrowe, toteż długo pożyje:) Obyś miała rację! Dziękuję!:)
UsuńJa główną akuszerką? Pędzę przypudrować spłonione policzki:)
UsuńNo, to przecież jasne!:) Tyle że dziecię ostatnio wyrodne (ach, w tym wieku wszystkie tak mają!) i w ogóle się u Ciebie nie pokazuje:( Miejmy nadzieję, że z tego wyrośnie!:)
UsuńNie ma się co pokazywac, jak u mnie posucha:) Dwie książki na recenzję czekają:)
UsuńE, dałoby się i przy posusze zajrzeć, tyle że u mnie niedobór czasu, a od jutra także i internetu:( I gdybyż to u mnie na recenzję czekały tylko dwie książki... Marzenia!
UsuńPrzeczytałam rano, uśmiałam się, że młodsza, a taka już dojrzała jesteś koleżanko, że tylko książki w twoim dzieciństwie ci towarzyszyły:) Rano jednak przed robotą nie zdążyłam pożyczyć. A życzyć ci - życzę, aby wszelkie kryzysy dwu, dwu i pół, trzy, trzy i pół itp... latków cię omijały. A potem to już nawet przestajesz zauważać, że stuka kolejna rocznica. Życzę też, aby przeprowadzka dobiegła szczęśliwie do końca jak najszybciej i jak najmniej boleśnie. Własnych dwóch nie bardzo pamiętam, ale też ja właściwie wchodziłam na nowe, kiedy nie zdążyłam obrosnąć w piórka, więc jedynie parę ciuchów i trochę książek:) Też lubię gladiole, ostatnio nawet myślałam sobie, czy dziś młodzież zna te kwiaty, których w kwiaciarni już nie mogę dostać, a jedynie u działkowiczów.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, czy młodzież zna, ale ja uwielbiam. Mam taki plan, że na wiosnę obsadzę nimi jedną stronę domu, bądź płotu, wszystko jedno i wówczas będę mogła upajać się do woli. Swoją drogą, kupowanie tych kwiatów od starszych pań handlujących "na rynku" ma nieodparty i niemożliwy do podrobienia urok!:)
UsuńA za życzenia oczywiście bardzo dziękuję! Ach, jak to miło być zaliczonym do grona "dojrzałych" (Młodszy powiedziałby, że "mamutów", ale nie zwracajmy na niego uwagi!:P).
A propos kwitków dziś kupiłam sobie doniczkę z lawendą. Nie wiem, czy nadaje się do trzymania w domu, czy długo będzie cieszyć oczy, ale nawet tych kilka dni będę miała erzac Prowansji na oknie :) A jak posadzisz gladiole to za rok musowo poproszę zdjęcie, jeśli nie tu to na maila :)
UsuńMiałam doniczkę z lawendą w domu. Całkiem niedawno. Potem wyjechałam na urlop z dziećmi, a mąż nie wpadł na to, że należy ją podlewać. Były upały, dodam. Mam nadzieję, że Twoją lawendę czeka lepszy los niż ten, który stał się udziałem mojej!
UsuńJeśli posadzę gladiole, trzeba będzie jeszcze trzymać kciuki za to, aby kot, którego kupiłam w pakiecie z domem, ich nie zniszczył (wszystkie znane mi koty uwielbiają tarzać się we wszelkiego rodzaju liliach, irysach i gladiolach właśnie). Ale jeśli się uda, zdjęcie będzie na pewno!:)
Będę posłańcem złych wieści - lawenda w domu umiera, jako i moje umarły.
UsuńA jesteś pewna, że je podlewałaś?:P
UsuńGratulacje. Sto lat!
OdpowiedzUsuńOk, życzenia przyjmuję, ale pod warunkiem, że będziesz częściej się tu odzywać:)
UsuńSpóźniona, ale szczera: wszystkiego naj! I więcej wpisów proszę. Może nie zawsze komentuję, ale zapewniam, śledzę każdy z przyjemnością :-) Ogromną dodam.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło i bardzo dziękuję:) Z "więcej wpisów" będzie chwilowo problem, nawet poważny, ale oczywiście będę miała na uwadze i postaram się rozpoznać tę prośbę w pierwszej kolejności:))
UsuńDroga Momarto, życzę Ci nadzwyczaj ciekawych lektur, niegasnącego poczucia humoru oraz takich egzystencjalnych kryzysów, po których następuje tylko rozwój pasji twórczej, tudzież rozważań intelektualnych! I wiem co mówię, gdyż kiedy ja byłam mała i chorowałam też już były książki ;)
OdpowiedzUsuńNa niedobór ciekawych lektur ostatnio nie narzekam, gdyby nie poczucie humoru, umarłabym sto razy w ciągu minionych dwóch tygodni, pozostaje więc tylko oczekiwać na ów rozwój pasji twórczej, tudzież rozważań intelektualnych;) Na razie raczej z tym słabo: od kilku godzin usiłuję napisać posta, ale idzie mi jak po grudzie. Najwyraźniej musisz mi jeszcze bardziej pożyczyć!:))
UsuńMoje życzenia się zwykle sprawdzają, więc myślę, że pasja i intelekt odnotują tendencję zwyżkową niebawem- czego Ci jeszcze bardziej życzę (zgodnie z postulatem) :)
UsuńBardzo uprzejmie dziękuję. Widać podziałało, skoro udało mi się sklecić posta do końca ("sklecić" jest tu najlepszym słowem, każde słowo wyrywałam z głębi trzewi). Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko coraz lepiej:))
UsuńOjej, ojej... Co za przeoczenie! Dopiero dziś do Ciebie zajrzałam a tu proszę - urodzinki były! Na przyszły raz zapamiętam, że założyłaś blog dokładnie 10 lat i jeden dzień po moim ślubie, o! ;-) Tymczasem spóźnione lecz serdecznie życzenia urodzinowe - żyj, czytaj i pisz nam 100 lat!!!
OdpowiedzUsuńGdybym tylko wiedziała, założyłabym bloga o dzień wcześniej!:) Za życzenia bardzo dziękuję, choć wizja pisania przez sto lat lekko mnie przeraża. Na razie bliżej mi do tego, aby sto lat pisać jednego posta, niestety:(
UsuńA jeśli idzie o przeoczenie, to nie jest tak źle. Przecież akurat Tego Dnia nie przeoczyłaś - na rynku pewnego miasta - pewnej matki z dwójką zdemoralizowanych i hasających po fontannach dzieci:P (Mam nadzieję, że Wasz Młodszy nie przypłacił chorobą spotkania z tą okropną gromadą?:D)
A to był WŁAŚNIE TEN DZIEŃ??? :-) To nie był więc przypadek!
UsuńMłodszy, nie rozchorował się a nawet ozdrowiał! Zatem można by uznać, że tam u Was bije cudowne źródełko, w którym kąpiel cuda czyni! :-)
pozdrawiamy!
Nawet jeśli był to przypadek, to nieprzypadkowy:P
UsuńMiło słyszeć, że mieszkam (wprawdzie ostatnie dni, ale zawsze) w uzdrowisku. Co niektórzy zresztą odkryli ten fakt znacznie wcześniej, bowiem wieczorami miejsce to zamienia się w pijalnię wód. I patrz pani, jak to się można omylić: ja myślałam, że to menele, a toć kuracjusze przecież!:D
ha! ha! teraz takie czasy Pani, że kuracjuszy od meneli czasem ciężko odróżnić ;-D
UsuńOj ciężko, ciężko! Ci lokalni menele czasem robią też za artystów, i dopiero wtedy pani, to wszystko się człowiekowi we łbie kićka:P (a na zdjęciu, jakby się kto pytał, mój sąsiad we własnej osobie:P)
UsuńSkoro świetujesz (świętowałaś) - najlepszości! Skoro i mieczyki (ogrodowe) - wciąż ciętego języka, zaskakujących (nas) odkryć, nieoczywistych skojarzeń. I jednak - niegasnącego buntu przeciw zastanej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńA także udanej przeprowadzki :)
Bardzo dziękuję! Mam nadzieję, że język prędko mi się nie wystrzępi, w każdym razie obiecuję nie mleć nim po próżnicy:)
UsuńCo do buntu, nie wiem, nie wiem. W końcu lata lecą, czas by się ustatkować... Pomyślę:)
A przeprowadzka weszła w fazę apogeum i apokalipsy. Jeśli do czwartku się nie odezwę, będzie to oznaczało że leżę gdzieś, przywalona kartonami i workami:(
Baaardzo spóźniona (czy urlop mnie trochę tłumaczy?) spieszę z najserdeczniejszymi gratulacjami i podziękowaniami za te dwa lata i życzę sobie (a co!), żebyś pisała jeszcze i jeszcze przez jakieś najbliższe dwa razy 40 ;)
OdpowiedzUsuńTłumaczy, tłumaczy:) Bardzo dziękuję, choć dwa razy 40 to chyba nie podołam...
Usuń