Te
święta to dobry moment, aby choć przez chwilę zastanowić się nad nieskończonością i
nad tym, gdzie mieścimy się w niej my, z naszym pragnieniem ogarnięcia całości i
postawienia kropki nad i.
Tym, którym
wierzą: radości ze współuczestniczenia w odkrywaniu Bożej Tajemnicy.
Tym, którym po
prostu świętują: radości w cieszeniu się z rzeczy nieskończonych.
A najlepsze
życzenia dla naszych panów budowlańców, którzy pomogli nam przeżyć te święta w
dużo lepszych nastrojach niż te, które mielibyśmy, gdyby udało im się skończyć
prace przy naszym kominku!
Panowie budowlańcy bardzo utalentowani i empatyczni :)
OdpowiedzUsuńNajlepszego!
Hm. To jednak nie tak. Panowie budowlańcy, zostawiając nas z częściowo tylko obudowanym kominkiem (zielony tiul na dole skrywa goły beton) pozwolili, abyśmy to my rozwinęli w sobie plastyczne talenta, tudzież empatię. Przez przypadek okazało się jednak, że taka nieskończoność ma swoje niezaprzeczalne zalety, a zamiast się denerwować, dobrze się bawiliśmy:)
UsuńAch! W takim razie cofam ciepłe słowa o panach budowlańcach, za to podziwiam wyobraźnię i talent domowników :) Mam nadzieję, że ekipa jednak wróci po świętach, bo ten tiul się będzie ciężko odkurzało na co dzień.
UsuńPodobno wróci... Z odkurzaniem tiulu dalibyśmy radę (zawsze można wrócić do pralki), jednak obawiam się, że słabo sprawdziłby się w sezonie grzewczym, gdyż zamiast łączki mielibyśmy zgliszcza.
UsuńDo nowego sezonu grzewczego jeszcze daleko, chociaż u nas się jeszcze stary nie skończył, więc liczmy, że wrócą, nieco tylko zmęczeni świętowaniem i skończą przed jesienią.
UsuńMuszą wrócić! Choćby po to, aby założyć nam nowy karton, na którym będziemy mogli wyrysować choinki i Mikołaje:)
UsuńMyślę, że wymianę kartonu moglibyście załatwić we własnym zakresie. W końcu po co przepłacać :P
UsuńNo nie, karton mamy gratis. Żal nie skorzystać:P
UsuńGdyby się panom absencja przedłużyła, to pewnie jeszcze niejeden karton po przeprowadzce leży w piwnicy?
UsuńOwszem:) Niestety te, które tam leżą, posiadają jeszcze zawartość (dziś np. próbowałam gorączkowo znaleźć w nich solniczkę. Bezskutecznie). Sam rozumiesz, że bez panów ani rusz!
UsuńWiem, wiem, jeden mi się kręcił ostatnio dwa tygodnie po domu.
UsuńKarton? Z zawartością czy bez?
UsuńPan. Chociaż całkiem sporo kartonu po nim zostało.
UsuńMiło z jego strony, że pomyślał o zapełnieniu wielkiej pustki, jaką Wam uczynił zniknieniem swoim.
UsuńZostawił nam na pociechę położoną glazurę w łazience i paręnaście worków gruzu.
UsuńJeśli prawidłowo rozumuję, to wnioski są takie: nasi panowie cały gruz zabierali ze sobą. Czyli: wprawdzie zostawili nam pustkę, ale na pewno nie na zawsze. Czyli: jeszcze wrócą!:P
UsuńNo czy ja wiem? A jak sprzedali ten gruz i teraz mają za co balować?
UsuńCzy mogę czuć się zaproszona na tę wielką imprezę, którą urządzisz, gdy tylko uda Ci się korzystnie sprzedać paręnaście worków gruzu?:P
UsuńJasne, widzę po drodze do pracy szyldy "Gruz przyjmę" :P
UsuńPowinieneś raczej wypatrywać szyldów: "Gruz przyjmę i dobrze zapłacę"
UsuńRadosnych Świąt! Będziecie kiedyś miło wspominać tak artystyczny kominek ;))
OdpowiedzUsuńJak widać, na brak radości nie narzekamy, czego i Tobie życzymy:) I gdybyż wszystkie problemy udawało się w tak prosty sposób przerabiać na miłe wspomnienia!
UsuńRadości, jak widzę wam nie brakuje, więc życzę pogody (łatwiej będzie o pogodę ducha niż za oknem) i ciepła, jakie daje bliskość drugiej osoby (bo na kominek nie możecie jeszcze liczyć, a może by się przydał) :)
OdpowiedzUsuńPoproszę, abyś od dzisiaj codziennie rano życzyła mi czegoś miłego: pogoda za oknem jak drut, a i u nas w domu nie inna! Dzięki!:) Dawno już tak miło nie spędziłam pierwszego dnia świąt. W ramach wzajemności życzę Ci, aby jutro u Ciebie było co najmniej tak jak dziś u nas:)
UsuńJako mieszkanka "miasta - smogu" :/ kominkom mówię "nie", za to talentom artystycznym- zawsze "tak" ;)
OdpowiedzUsuńŻycząc Ci odpoczynku od codzienności idę rozmyślać o próbie ogarnięcia całości :)
M.
No tak, wiem:( Ale u nas smogu nie ma, a ja przeprowadziłam się tu z miejsca, w którym mieszkańcy kamienic palili w starych piecach czym popadło, więc czuję się prawie jak ekolog...
UsuńPo wyczerpującym dochodzeniu do dzisiejszego święta dziś zrobiłam sobie wolne od rozmyślań, ale trzymam kciuki za Twoje próby!
I bardzo miło znów Cię tu zobaczyć!:)
Zdążyłem... wszystkiego najlepszego! Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńZdążyłeś, przecież to dopiero półmetek!:) Dziękuję i odwzajemniam życzenia! Niespiesznego i niezbyt mokrego świątecznego poniedziałku! (u nas właśnie zakończono prace zbrojeniowe, przy dwóch łóżkach po dwa w pełni naładowane wodne pistolety:))
UsuńU nas zapewne w użyciu będzie staroświecki kubek. Miałem cichą nadzieję na przewagę w jutrzejszym pojedynku bo córka jest poza domem ale syn okazał się zdrajcą i trzyma z mamą, et tu Brute... chciałoby się powiedzieć, życie... :-)
UsuńO nie, na kubek się nie zgadzam! Wolę chlust punktowy niż całościowy!:) A synowie trzymają z mamusiami tylko do pewnego momentu. Mój Starszy stoi właśnie na granicy i wcale nie jestem pewna, w którą pójdzie stronę. Na szczęście jest jeszcze Młodszy, więc w najgorszym wypadku będzie remis!:)
UsuńPiękna szopka wielkanocna!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Momarto! :)
Prawda?:) Dzięki za uznanie!
UsuńDziękuję za życzenia! W też świątecznie radujcie się jutro (choćbyście mokrzy byli)!
Wprawdzie już drugi dzień Świąt, ale przecież to Poniedziałek Wielkanocny a przed nami jeszcze oktawa a i następne dni ze Zmartwychwstałym Panem więc życzę by to przeświadczenie, że on żyje i jest wśród nas dawało Ci radość, pokój i nadzieję.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za życzenia. Najtrudniej utrzymać w sobie jak najdłużej tę wielkanocną radość, dzięki której przychodzą i pokój, i nadzieja. Tak długi okres wielkanocny służy chyba właśnie m.in. temu, by zdążyć porządnie naładować akumulatory. Dlatego zamierzam go dobrze przeżyć, czego i Tobie życzę!:)
UsuńWesołej reszty świąt!
OdpowiedzUsuńKominek bardzo gustowny. Będzie piękny jak już skończą.:)
To pisałam ja - Agnieszka
Usuń(zajęłam się udowadnianiem, że nie jestem robotem i zapomniałam o podpisie) ;)
Dziękuję i odwzajemniam życzenia (choć to już tylko świąteczny wieczór został...).
UsuńKominek jest z gatunku "prościej się nie da" i też liczę na to, że po uzyskaniu ostatecznego wyglądu nas zachwyci:)
I aż sprawdziłam - blogger mówi mi, że nie mam włączonych captchów. Mam?
Teraz nie masz, ale 2 razy trafiłam i nie było łatwo przepisać te gryzmoły. ;) Teraz trzeba się tylko odfajkować 'ptaszkiem" aby udowodnić swe człowieczeństwo:)
UsuńAgnieszka
Cofam poprzedni komentarz. Teraz są cyferki do przepisania :)
UsuńTo ja nie mam pojęcia o co chodzi. W tym, co mogłam i co umiem, ustawiłam tak, że teoretycznie nie powinno nikogo o nic pytać. Ale tym bardziej doceniam, że chciało Ci się podjąć ten trud i skomentować:)
UsuńNie taki trud straszny jak go malują ;)
UsuńA kominek fajny, bo praktyczny. Nie będzie Wam się obtłukiwał, bo porządny granit i szerokie drzwi.
Agnieszka
Drzwi miały takie być, wzięliśmy największy kominek, który był w seryjnej produkcji:) A kamień to nie granit moja droga, tylko onyks, podobno brazylijski. Sama wybierałam, nie znając ceny i - jakże by inaczej! - trafiłam w najdroższy na placu. Na szczęście płyta była im wcześniej spadła, więc dali rabat:)
UsuńJak onyks to przepraszam! Aż takim znawcą kamieni nie jestem :)
UsuńA że najdroższy wybrałaś, to tylko znak, że masz dobry gust :)
Agnieszka
Ja też nie jestem:) Do tej pory wydawało mi się, że onyks to jest czarny, a tu proszę jaka niespodzianka!
UsuńZ tym dobrym gustem, to powiedzmy że masz rację. Osobiście wolałabym mieć jednak gust nieco tańszy...
A panowie właśnie w piątek skończyli. Wyszło pięknie, tylko, psiakrew, ciepło się zrobiło i napalić w kominku to tak trochę teraz bez sensu:(
Poświąteczne wszystkiego dobrego :) Widzę, że na poważnie zaczynasz podchodzić do blogowania. Kominek, fiu, fiu :P
OdpowiedzUsuńTaki kominek jest jedynym, z którym jestem kompatybilna:P I nie wiem czy miłe ciepełko płynące z niego zimą aby na pewno korzystnie wpłynie na moje blogowanie...
UsuńJa tak mam po sałatce z gyrosem :P
UsuńJuż wiemy więc, czym tłumaczyć Twoją tak długą blogową nieobecność. Widać, że gyrosy zimują w świętokrzyskim (niestety nie wszystkie przetrwały zimę...):P
UsuńA jednak w "Neurodydaktyce" nie oparłam się na intuicji i spekulacjach, choć rzeczywiście to, co przeczytałam w książkach badaczy mózgu, moje intuicje potwierdziło. W 2002 roku w książce "Jak uczy się mózg" prof. Spitzer napisał: " Dlatego długo trwało, zanim badania nad mózgiem pozwoliły, przynajmniej częściowo, poznać tajemnice tej maszynerii. Potrzeba było nowych technik i nowych pojęć, by uczynić funkcje komórek nerwowych czymś doświadczalnym i aby z tych doświadczeń (czyli danych) wyprowadzić zasady działania, modele i teorie." (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, str. 58)
OdpowiedzUsuńMarzena Żylińska
Pani Marzeno, zakładam że komentarz miał się znaleźć pod następnym postem i tak też go traktuję:)
UsuńMój post nie jest o tym, na czym się Pani oparła (i opiera), a o tym czy faktycznie zawsze celowym jest opieranie się wyłącznie na dowodach i odrzucanie wszystkiego, czego nie umiemy takim dowodem poprzeć. Często zresztą dzieje się tak nie dlatego, że takich dowodów nie ma, ale dlatego, że to my, w swoim ludzkim ograniczeniu, ich nie znamy. Toteż ja wolę nie wylewać dziecka z kąpielą i jeśli czuję, że coś jest dobre, po prostu to robię, bez względu na to, czy owe dobro zostało naukowo potwierdzone, czy też nie.
W Pani przypadku spór dotyka oczywiście całkiem innych sfer - a to czy jest to spowodowane wyłącznie troską o dobro nauki jest wysoce wątpliwe (mówiąc oględnie). O tym najlepiej pisze jednak Pani sama na swoim blogu, przedstawiając kolejne dowody (które i tak nie przekonają tych, którzy nie chcą zostać przekonani).