Rzeczą ludzką jest myślenie o sobie
jako o kimś nadzwyczajnym.
Kimś, komu przytrafiają
się rzeczy, które innym nawet się nie śnią. Kimś najbłyskotliwszym,
najmądrzejszym, najpiękniejszym, najlepszym na świecie. Może być nawet
najbrzydszy, nieważne, ważne żeby naj.
Chcemy stać się
zauważeni, nie przemknąć przez życie anonimowo.
W tym kontekście tytuł
książki Michała Rusinka poświęconej Wisławie Szymborskiej – „Nic zwyczajnego” można
uznać za strzał w dziesiątkę i znakomity chwyt marketingowy (lepiej więc
nie nadmieniać, że to zwrot użyty przez samą Szymborską w wierszu „Nicość” – w
co jak w co, ale w nicość wolelibyśmy się wszak nie obracać).
„Nic zwyczajnego” to napisana bardzo przyjemnym językiem miła opowieść o życiu
niezwyczajnej kobiety, noblistki.
Kolejne anegdoty z życia
Szymborskiej wprawiają czytelnika w coraz przyjemniejszy nastrój, przykrywając
pojawiające się co jakiś czas dłużyzny.
Szymborska urocza, błyskotliwa,
inteligentna, wybitna, obdarzona niesamowitym poczuciem humoru i talentem.
Zarazem elegancka, zdystansowana, kryjąca w sobie tajemnicę. Czasem smutna, z
wyboru samotna, ale nie za bardzo, bez obaw („Chyba nie traktowała samotności w sposób dramatyczny – jak ceny bycia
poetką. Między samotnością a poezją istniała dla niej naturalna łączność.
Zdecydowała się na takie, a nie inne życie. Wyrzekła się bliskości, bo chciała
pisać.”
Żadnych plotek, Boże
broń! Żadnej próby analizy tego, co autorka miała na myśli (niech się
maturzyści sami męczą). Żadnych trudnych pytań („Bywam pytany o jej wady. O to, co mnie w niej irytuje. Myślę o niej z
nieustannym zachwytem, więc niełatwo mi na takie pytania odpowiadać”).
Raczej opis zdarzeń
(historia 15 lat sekretarzowania, przedstawiona chronologicznie), niż rozprawka. Panegiryk, nie biografia.
To nie zarzut, to
stwierdzenie.
Nie przeczę przy tym, że
w czasie lektury wpadłam w zachwyt przeczytawszy taki oto na przykład fragment:
„Szymborska dostawała propozycje włączania się w przeróżne akcje, na
przykład „sprzątanie świata”. Idea to słuszna i szlachetna, ale dlaczego
miałaby się w nią angażować poetka? Ostatecznie odpisała bardzo uprzejmie i
standardowo, choć pierwotna wersja odpowiedzi brzmiała: „Miotłę mam, ale używam
jej tylko w celach komunikacyjnych”.
Ach, być tak
nadzwyczajna jak Szymborska! – pomyślałam wówczas (i myślę tak nadal). Ten
dowcip, ironia, umiejętność złapania balansu między Starszymi Panami a Monty
Pythonem!
Nie mogę jednak nie
dostrzec, że kilka dni po przeczytaniu ostatniego zdania w pamięci mam tak
naprawdę niewiele.
Być może tak miało być.
Być może na więcej nie pozwoliła lojalność Michała Rusinka (co zresztą przyjmuję
z pełnym zrozumieniem). W efekcie wyszła jednak z tego całkiem zwyczajna
książka.
O noblistce, która była
poetką i jej sekretarzu.
Któremu udało się dzięki
niej przeżyć rzeczy, które innym nawet się nie śnią, a potem to
opisać.
Michał Rusinek „Nic
zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”. Wydawnictwo Znak, Kraków 2016.
Hm, jakiś smutek i zawód wyczuwam? A klimat jest? Mam bowiem na półeczce, niedługo chwycę w pasie tę Szymborską.
OdpowiedzUsuńSmutek to chyba nie, prędzej zawód. Choć chyba też nie, skoro nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań, a książkę przeczytałam wskutek czystego przypadku, wcześniej w ogóle nie planując.
UsuńKlimat jest. Chwytaj więc i czytaj bez obaw.
O, jak klimat jest, to bierę. Bo ja wyznam Ci szczerze, że ta książka, jak dziecko, była bardzo zaplanowana! ;)
UsuńMnie z tego rodzaju pozycjami (okołobiograficznymi) nie bardzo po drodze; przeczytałam tylko dlatego, że po prostu wpadła mi w ręce w dogodnym momencie. Książkę wywiad-rzekę z Kazikiem (którego twórczość znam znacznie lepiej niż twórczość pani Szymborskiej) męczę już od kilku miesięcy i chyba ostatecznie nie zmęczę:(
UsuńWracając jednak do tematu: jeśli chcesz aby było uroczo i sympatycznie, czym prędzej zacznij lekturę!
Z biografii zjadłam Smolenia. Bardzo wartko się czytało, z wiedz, że nie gustuję w biografiach jakoś.
UsuńLektura musi uzbroić się w cierpliwość. Ech, żizń, żizń.
Niestety, ostatnio nie mam czasu na lektury wymagające cierpliwości. Albo porwie, albo nie porwie. Pokłady cierpliwości zużywam w pracy, na dom i życie prywatne już nie starcza:(
UsuńE, nie... To lektura ma się uzbrajać, aż łaskawie po nią sięgniemy. :)))))
UsuńNiżej pisałam o tym, że dziś jestem wyżęta. Jak widać, z rozumu także:(
UsuńA patrząc z tej perspektywy, to w domu mam istny arsenał!:D
Ja tez się czuję pod ostrzałem. Nie wiem, kiedy wyjdę spod łózka :D Momarto, może jakaś unia? Mam podwójne łóżko, dużo miejsca na podłodze.
UsuńObawiam się, że one (wychodzi na to, że książki to kobiety) mają przewagę liczebną. Uwaga! Przeczołguję się do Ciebie, może pokonamy je dubeltową siłą naszego intelektu!
UsuńMyślisz, że przestraszą się korkowca i kapiszonów? :D
UsuńKorkowie, kapiszony i książki to trzy K. Tego boją się wszystkie współczesne i wyemancypowane kobiety:P
UsuńA mnie się bardzo dobrze czytało, a jeszcze jaki pan Rusinek ma miły głos. Podpisał mi tę ksiażkę na targach :)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że napisałam jakiś niewyraźny post:( Mi też czytało się bardzo dobrze - w trakcie lektury byłam wręcz zachwycona. Dopiero potem naszły mię refleksje i tak już trzymają.
UsuńAle tak jak napisałam w poście: niczego nie zarzucam, tylko stwierdzam. A że subiektywnie? Takie moje czytelnicze prawo, nieprawdaż?:)
Lubię takie drobiazgi bez zadęcia, nawet mam ostatnio małą fazę na takie książki, choć czasem kończy się to boleśnie. Pogoda i stan organizmu absolutnie nie pozwalają na czytanie czegokolwiek o większym ciężarze gatunkowym :)
OdpowiedzUsuń"Drobiazg bez zadęcia" to chyba dobry opis dla tej książki. Dorzuciłabym jeszcze przymiotnik "lukrowany".
UsuńPogoda mi nie rzutuje, bo czy dobra czy zła i tak robię to samo, czyli zasuwam jak mały motorek. Dziś np. czuję się jak przepuszczona przez wyżymaczkę, odłożę więc na później lekturę Joyce'a:P
Ale mocno lukrowany, czy tak jak porządny pierniczek?
UsuńCelność Twych porównań jest porażająca: zdecydowanie jak pierniczek:P
UsuńA to dam radę. Gorzej jakby miał lukru niczym babka z hipermarketu. Cytrynowego.
UsuńA to nie wiem, u nas na prowincji cytrynowych hipermarketów nie ma.
UsuńRusinkowi dasz radę, z pewnością. Przeczytaj i daj głos, to będę wiedziała, czy powinnam puknąć się w głowę.
Cytrynowych babek nie ma co żałować.
UsuńPrzeczytam, głosu nie obiecuję, gdyż albowiem mam stos do opisania i stale rośnie. A czasu nie przybywa, ni chęci.
Ja nie lubię ani cytrynowych, ani pomarańczowych, ble!
UsuńA głos wystarczy jak dasz skrótowo, na przykład pisząc tutaj: "puknij się" albo "nie pukaj się". Obiecuję, że zrozumiem.
Ja ostatecznie porzuciłam myśli o tym, że napiszę o szeregu książek, które przeczytałam w ciągu minionych miesięcy. Jeśli nie napiszę od razu, nie napiszę nigdy (chyba że przeczytam ponownie). Czasem żałuję, głównie z tego powodu, że bezpowrotnie tracę pewne skojarzenia i uczucia, które towarzyszyły lekturze w tym a nie innym momencie. Ale nie da się, po prostu nie da się i tyle.
Dobsz, postaram się nie zapomnieć o daniu głosu tutaj. Chociaż zapominam o mnóstwie rzeczy, nie tylko o fabułach i wrażeniach.
UsuńWitaj w klubie. Ja regularnie zapominam o opłacaniu rachunków (a naprawdę bardzo chcę je zapłacić i nawet mam z czego). Ostatnio zapomniałam także, gdzie wsadziłam bardzo ważne świadectwo pracy mojego męża, którego duplikatu nijak nie da się uzyskać. Wisi nade mną widmo rozwodu:(
UsuńRachunki płacę regularnie, choć nie ma z czego :P Nie wiem, czy bardziej współczuć Tobie, czy mężowi, mam jednak nadzieję, że do ostateczności nie dojdzie.
UsuńTeż mam taką nadzieję. Wprawdzie zapominam, za to mam wiele innych zalet:)
UsuńBylebyś o nich nie zapomniała, a będzie dobrze.
UsuńO takich rzeczach się nie zapomina!
UsuńRzuciłem się z motyką, a raczej szczerymi chęciami na "Lektury ...", ale tak jakoś wgryzłem się (motyką?) tylko do 10 strony. Znakiem tego nie pora na Szymborską :P
OdpowiedzUsuńJeśli chciałeś się wgryzać, lepsza byłaby glebogryzarka. Ech, nic się nie znasz na czytaniu literatury!
UsuńPomysł z glebogryzarką mógłby się spodobać noblistce :)
UsuńMoże i mógłby, ale wiersza to by raczej o tym nie napisała. Limeryk prędzej, choć byłoby to nie lada wyzwanie, upchać gdzieś z sensem tak długie słowo. Czuję, że w grę wchodzi tylko trzeci wers, bo gdzie indziej zaburzy rytm. Jako żem jednak nie noblistka, a do tego mam intelektualną fazę zniżkową, na tych teoretycznych rozważaniach poprzestanę:(
UsuńFazę zniżkową? To co mam powiedzieć ja, człowiek który nigdy nie myślał nad glebogryzarką w kontekście poezji. Ba!, w żadnym kontekście :P
UsuńNajwyraźniej zbyt krótko jesteś właścicielem ziemskim:P Ja po dwóch latach nie tylko myślę o glebogryzarkach, ale i o sąsiadogryzarkach (to takie urządzenia, które zagryzają sąsiadów, którzy w każdej wolnej chwili pielą i pielęgnują swoje ogródki, podczas gdy w Twoim ogródku pną się bujnie wyłącznie pokrzywy i mlecze)
UsuńTo jak znajdziesz tę maszynę, to daj namiar, bo mam tu dwóch takich do wygryzarkowania. W najgorszym razie nawpuszczam im kretów na te wimbledońskie trawniki.
UsuńNo i wykrakane. Wczoraj byłem w casto i z zainteresowaniem pochyliłem się nad spalinowymi zastępczyniami łopaty sztychowej, bo w planie na jesień są żywopłoty (i żeby nie było, to moje plany, nie kitkowe) i trochę ziemi do zmierzwienia będzie. A co do drugiej kwestii, to akurat dzięki Babci i Żonie nie odstajemy bardzo od sąsiadów, ale wiem o czym mówicie, bo jeżdżąc na rowerze widzę te wycyzelowane cudeńka. I zawsze się zastanawiam czy to własnym sumptem, czy też z pomocą meksykań..., tfu, ogrodnika :P
UsuńI niech ktoś teraz powie, że prowadzenie dialogów na blogu nie kształci!:P
UsuńŻywopłoty z cyprysików, nie daj Bóg?
U mnie sąsiedzi ewidentnie własnym sumptem. Człowiek wraca do domu o 20, chciałby usiąść na balkonie (z którego szczęśliwie rozpościera się wyłącznie widok na drzewka i trawnik, prawie ostrzyżony) i chociaż herbatę wypić, ale krztusi się, widząc jak za płotem sąsiadka z sąsiadem posuwają na kolankach usuwając niewidoczne chwasty i rzucając co chwilę nienawistne spojrzenia na maki, chabry, mlecze i kąkole bujnie rosnące po naszej stronie. Mam wrażenie, że i kret tu nie pomoże:(
Momarto, jak Cię świetnie rozumiem. Ja mam taki widok z okna gabinetu. Siedzi człowiek i tyra ciężko, z widokiem na mlecze i niezgrabione igliwie, a u sąsiadów pań i pani miziają kwiatuszki, trawniczki, drzeweczka, oczko wodne czyszczą, liszki zbierają do butelek z naftą, namiocik foliowy rozstawiają. Normalnie szlag może na miejscu trafić. Szczęśliwie u nas jeszcze nie Ameryka i nie można (chyba) nikogo zaskarżyć o to, że jego chwasty rozsiewają się na cudzej działce.
UsuńNamiocik foliowy (z okienkami celem lepszej wentylacji) moi też mają, niech ich szlag trafi. Wieszając pranie podsłuchałam jednakże skargi, że dwa rządki ogórków im nie wzeszły i poczułam mściwą satysfakcję. Jak tak dalej pójdzie, charakter całkiem mi zejdzie na psy:(
UsuńProponowałabym uprzedzić przeciwnika i zanim oni pozwą nas, pozwać ich. O odszkodowania za straty moralne, rzecz jasna:P
Właśnie. Ale są też zyski, np. przeszedł na naszą stronę cały zagon poziomek, o bluszczu i jakimś płożącym się czymsiu nie wspomnę. Jeszcze trochę i będę miał ogród urządzony bez wysiłku i kosztów.
UsuńU mnie zyski mniejsze: chrzan, bez i maliny. Niestety, moja wizja mojego ogrodu w przyszłości nieco odbiega od tej, która tworzy mi się obecnie, tj. malinowego chruśniaka, w którym może i da się schronić przed ciekawych wzrokiem, za to palce na oślep krwawią:( Że o poranionym kocie nie wspomnę.
UsuńUu, maliny to mus na bieżąco karczować, bo jak się rozrosną, to zamieszkasz w zamku Śpiącej Królewny co to otoczony chaszczami.
UsuńNo. Problem tkwi w zwrocie "na bieżąco". Moje "na bieżąco" i ich (malin) "na bieżąco" nieco się różnią:(
UsuńNo wiem wiem. Zawsze pozostanie napalm o świcie.
UsuńAle to dopiero jak mi życie zbrzydnie, co?:P
UsuńKiedy zechcesz. Take your time :P
UsuńCzy tylko ja dostrzegam tu pewną sprzeczność, która ani chybi doprowadzi mnie do konieczności zapuszczenia warkoczy, grubych niczym lina konopna?
UsuńBajki Ci się mylą. Jako Śpiąca Królewna masz sto lat urlopu na spanie i plaster na palcu ukłutym wrzecionem.
UsuńWiesz co, to jest chyba całkiem niezła opcja. 100 lat spania w moich niewyspanych uszach brzmi jak anielska muzyka! Muszę tylko natychmiast skombinować odpowiednie wrzeciono.
UsuńSąsiedzi na pewno mają na stryszku babuleńkę starowinkę, co przędzie :)
UsuńA wiesz, że naprawdę mają? Podobno ledwo przędzie...
UsuńTo cudnie, wrzeciono ma więc przestoje i możesz się nim kłuć w dowolnej chwili :P
UsuńA dasz mi na piśmie, że za 100 lat pojawi się na białym koniu muskularny (także na mózgu) książę cud-urody?
UsuńNic na piśmie. Baśnie się opierają na umowie społecznej.
UsuńNo właśnie. A potem zacznie się wykładnia oświadczeń woli stron tejże umowy i okaże się, że koń nie biały tylko czarny, rycerz głupi i chucherko, a co gorsza nie chce całować. No way!
UsuńNo to w takim razie karczuj maliny!
UsuńTo ja już lepiej naskrobię ten pozew. Akurat za 100 lat, jak się już skończy i wygram grube milijony, będę miała na wynagrodzenie dla karczującej siły najemnej.
UsuńAle czy sto lat spokojnego snu nie zrównoważy rozczarowania w chwili przebudzenia?
UsuńMoże i zrównoważy, ale tu idzie też o to, by do przebudzenia w ogóle doszło (bez całowania się nie obejdzie). A poza tym potem coś trzeba będzie z tym czasem (i znacznie poprawioną wskutek wyspania) urodą zrobić!:P
UsuńNo pardą, królewny rankami zrywają się śliczne,
UsuńLiryczne i apetyczne.
To musną coś jak jaskółka,
To usną w słońcu jak pszczółka,
Aż chmurki zbudzi ją cień.
A gdy spłynie mrok wieczorny? Co wtedy, no co?!
UsuńWtedy to już jest po ślubie z królewiczem i pozamiatane.
UsuńNo daj spokój, ślub? (nie zapominajmy o rozczarowaniu)
UsuńNo weź. I co, zakończenie ma brzmieć "i żyła ze swoim konkubentem długo i szczęśliwie"??
UsuńPo pierwsze, nie z konkubentem, tylko z partnerem. Po drugie, a czemu ja mam z nim żyć. Cmok, uścisk dłoni i po wszystkim.
UsuńNo weź, to kto się będzie przebijał przez chaszcze budzić królewnę dla uścisku dłoni? Chociaż obiad byś zafundowała, posiłek regeneracyjny jakiś po trudach.
UsuńA obiad proszę bardzo. Może być szaszłyk z soczewicy? (każę mu powtórzyć nazwę dania, w ten sposób od razu sprawdzając pochodzenie królewicza)
UsuńAle jak Wanda spragniona będziesz tylko Polaka? Może jednak lepiej poprosić o wyciąg z konta i paszport brytyjski albo amerykański a nie bawić się w powtarzanie "soczewica koło miele młyn"?
UsuńColin Firth zajęty, Paul Newman nie żyje. Reszta anglojęzycznych mnie nie interesuje. Poza tym staram się nadążać za trendami.
UsuńTylko uważaj, żeby nie trafił Ci się jakiś Seba odziany w odzież patriotyczną, za to obdarzony nieskazitelną dykcją :)
UsuńSeba jest konkretną postacią, którą - jako osoba obyta w świecie - powinnam znać, czy też ma charakter metaforyczny?
UsuńPS. Ci odziani w odzież patriotyczną (biało-czerwony dres) rzadko mają nieskazitelną dykcję:P
Masz tu z grubsza opis: http://naszymzdaniem.dlastudenta.pl/artykul/Typowy_Seba_podbija_polski_Internet_(FOTO),93612.html
UsuńRzadko mają nieskazitelną, więc tym bardziej taki z porządną dykcją może się okazać atrakcyjną opcją.
Nisko mnie oceniasz, doprawdy.
Usuńpani życzyła prawdziwego Polaka, a dziś ten sort dominuje. A proponowałem: tylko zamożny Anglosas.
UsuńTo ja już nie chcę z trendem, wybieram niszowość:P
UsuńI czy ja wyglądam na temperament pasujący do Anglosasa?
A bo ja wiem, jak Pani wyglądasz?? Ale z temperamentu to Hiszpan zapewne?
UsuńNie mam pojęcia, nie znam żadnego Hiszpana. Ale znam Anglosasów i wiem, że oni nie. Niemcy też nie:P
UsuńTo i tak w żadnym wypadku nie doczekasz się, że bezbłędnie wymówi "soczewica" :D
UsuńNie znasz żadnego przystojnego i pełnego temperamentu Polaka? Biedaku:P
UsuńA na co mnie Polak z temperamentem?
UsuńDo wzorowania się i spoglądania z podziwem?
UsuńSama se spoglądaj z podziwem :P
UsuńPo "se" poznaję, że Ty wolisz spoglądać na Sebę. Biedaku po dwakroć:P
UsuńO patrzajta. Najpierw soczewica, a teraz się se nie podoba. W głowie się przewraca od tego bycia Śpiącą Królewną :P
UsuńJeszcze się nie ukłułam, przypominam. Na razie rozważam, czy mi się to kalkuluje i wychodzi, że nijak nie. Nie dość, że gwarancji brak, to jeszcze trzeba znosić impertynencje!
UsuńNo poziomem marudności to już bijesz dowolną królewnę :P
UsuńRozumiem. Ktoś, kto dotychczas zadawał się tylko z dowolnymi królewnami, może poczuć się nieswojo, gdy spotka prawdziwą i jedyną w swoim rodzaju królewnę, nie przejmuj się.
UsuńMasz obdukcję po nocy przespanej na ziarnku grochu? Bo jak nie, to pozwolę sobie wątpić w autentyczność.
UsuńA wątp sobie, wątp. Ja jestem królewną 3.0, nie bawię się w żadne analogowe ziarnka grochu.
Usuń3.0 to średnia na świadectwie z akademii księżniczek? :P
Usuń[nie zaszczyca go nawet przypadkowym spojrzeniem]
UsuńNo dobra, z fochów i min była szóstka :P
UsuńBoję się, że jak napiszę, że z bukszpanu, to po pierwsze zaburzę tok narracji, a po drugie, nikt już nie będzie pamiętał o co mi chodziło :P
UsuńBez obaw, sfochowane księżniczki nigdy nie zapominają o powodach focha. Bukszpan lepszy niż cyprysiki, ale wolno rośnie i śmierdzi(powybrzydzałam, aby nie zaburzyć toku narracji:P)
UsuńKoleżanki dementują wolnorośność i śmierdzielstwo bukszpanu. Zobaczymy. Do jesieni mam jeszcze trochę czasu, więc poczytam jeszcze o innych opcjach :)
UsuńMam kawałek bukszpanowego żywopłotu we własnym ogrodzie (po poprzednich właścicielach). Mój wolno rośnie i śmierdzi. A do tego nie sposób wyciągnąć z niego kota, jak już się tam wepcha:(
UsuńZaryzykuję. Posadzę od frontu, a że zazwyczaj przesiaduję od zaplecza, to może mi nie będzie bardzo ten smród przeszkadzał. A że wolno rośnie? Ależ ja się nigdzie nie śpieszę :D
UsuńTeż mam od frontu:) Jeśli nie zależy Ci na szybkim efekcie zielonej ściany, która odgrodzi Cię od spojrzeń ciekawskich, to faktycznie - wrzuć na luz.
UsuńUwielbiam cytrynowe; soki, lody, sorbety ... itp., ale literatury w polewie lukrowej niezależnie od dodanej esencji to już nie.. W biografiach gustuję i owszem, ale po przeczytaniu Beksińscy. Portret podwójny moje poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko, więc obawiam się, że takie pitu, pitu, choć jak piszesz całkiem sympatyczne mogłoby mnie zanudzić, aczkolwiek stan wiedzy na temat noblistki u mnie katastrofalnie niski, więc może choć coś z biografii by mi się utrwaliło, choć może wystarczyłoby poczytać w Wiki :) Jak się trafi przez przypadek to sięgnę, ale kupować to raczej nie koniecznie. Owocnej pod łóżkiem ze Skorpion PandeMonia walki życzę.
OdpowiedzUsuńChoć lubię co kwaśne, to za lodami cytrynowymi nie przepadam. A już babka cytrynowa to w ogóle brr!
UsuńPrzypomniałaś mi, że mam Beksińskich na półce, ciągle nietkniętych. Poprzeczka wysoko, powiadasz? W takim razie przesunę w górę listy:)
Wracając zaś do książki Rusinka: nie dowiedziałam się z niej o Szymborskiej niczego, czego nie wiedziałabym wcześniej (a moja wiedza jest przypadkowa). Ale miło było poczytać.
Ps. może anonimowo to niekoniecznie, ale żadne naj...
OdpowiedzUsuńNic zupełnie? Ani malutkiego tańca z gwiazdami?:P
UsuńPrzeczytałam książkę p. Szczęsnej i Bikont, i z tego co do tej pory przeczytałam, to wydaje mi się, że książka p. Michała Rusinka jest uaktualnieniem. Nie wiem, czy teraz zdecyduję się sięgnąć. Przeczytam, ale nie wiem, czy kupię.
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Pamiątkowych rupieci", ale sadząc po dostępnych w internecie informacjach wydaje mi się jednak, że obie książki są napisane w całkiem inny sposób.
Usuń