wtorek, 24 maja 2016

M.Rusinek "Nic zwyczajnego", czyli nienadzwyczajna, choć milutka książeczka wspominkowa

Rzeczą ludzką jest myślenie o sobie jako o kimś nadzwyczajnym.
Kimś, komu przytrafiają się rzeczy, które innym nawet się nie śnią. Kimś najbłyskotliwszym, najmądrzejszym, najpiękniejszym, najlepszym na świecie. Może być nawet najbrzydszy, nieważne, ważne żeby naj.
Chcemy stać się zauważeni, nie przemknąć przez życie anonimowo.

W tym kontekście tytuł książki Michała Rusinka poświęconej Wisławie Szymborskiej – „Nic zwyczajnego” można uznać za strzał w dziesiątkę i znakomity chwyt marketingowy (lepiej więc nie nadmieniać, że to zwrot użyty przez samą Szymborską w wierszu „Nicość” – w co jak w co, ale w nicość wolelibyśmy się wszak nie obracać).


„Nic zwyczajnego” to napisana bardzo przyjemnym językiem miła opowieść o życiu niezwyczajnej kobiety, noblistki.
Kolejne anegdoty z życia Szymborskiej wprawiają czytelnika w coraz przyjemniejszy nastrój, przykrywając pojawiające się co jakiś czas dłużyzny.
Szymborska urocza, błyskotliwa, inteligentna, wybitna, obdarzona niesamowitym poczuciem humoru i talentem. Zarazem elegancka, zdystansowana, kryjąca w sobie tajemnicę. Czasem smutna, z wyboru samotna, ale nie za bardzo, bez obaw („Chyba nie traktowała samotności w sposób dramatyczny – jak ceny bycia poetką. Między samotnością a poezją istniała dla niej naturalna łączność. Zdecydowała się na takie, a nie inne życie. Wyrzekła się bliskości, bo chciała pisać.
Żadnych plotek, Boże broń! Żadnej próby analizy tego, co autorka miała na myśli (niech się maturzyści sami męczą). Żadnych trudnych pytań („Bywam pytany o jej wady. O to, co mnie w niej irytuje. Myślę o niej z nieustannym zachwytem, więc niełatwo mi na takie pytania odpowiadać”).
Raczej opis zdarzeń (historia 15 lat sekretarzowania, przedstawiona chronologicznie), niż rozprawka. Panegiryk, nie biografia.
To nie zarzut, to stwierdzenie.

Nie przeczę przy tym, że w czasie lektury wpadłam w zachwyt przeczytawszy taki oto na przykład fragment:
Szymborska dostawała propozycje włączania się w przeróżne akcje, na przykład „sprzątanie świata”. Idea to słuszna i szlachetna, ale dlaczego miałaby się w nią angażować poetka? Ostatecznie odpisała bardzo uprzejmie i standardowo, choć pierwotna wersja odpowiedzi brzmiała: „Miotłę mam, ale używam jej tylko w celach komunikacyjnych”.
Ach, być tak nadzwyczajna jak Szymborska! – pomyślałam wówczas (i myślę tak nadal). Ten dowcip, ironia, umiejętność złapania balansu między Starszymi Panami a Monty Pythonem!

Nie mogę jednak nie dostrzec, że kilka dni po przeczytaniu ostatniego zdania w pamięci mam tak naprawdę niewiele.

Być może tak miało być. Być może na więcej nie pozwoliła lojalność Michała Rusinka (co zresztą przyjmuję z pełnym zrozumieniem). W efekcie wyszła jednak z tego całkiem zwyczajna książka.
O noblistce, która była poetką i jej sekretarzu.
Któremu udało się dzięki niej przeżyć rzeczy, które innym nawet się nie śnią, a potem to opisać. 

Michał Rusinek „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”. Wydawnictwo Znak, Kraków 2016.

104 komentarze:

  1. Hm, jakiś smutek i zawód wyczuwam? A klimat jest? Mam bowiem na półeczce, niedługo chwycę w pasie tę Szymborską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutek to chyba nie, prędzej zawód. Choć chyba też nie, skoro nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań, a książkę przeczytałam wskutek czystego przypadku, wcześniej w ogóle nie planując.
      Klimat jest. Chwytaj więc i czytaj bez obaw.

      Usuń
    2. O, jak klimat jest, to bierę. Bo ja wyznam Ci szczerze, że ta książka, jak dziecko, była bardzo zaplanowana! ;)

      Usuń
    3. Mnie z tego rodzaju pozycjami (okołobiograficznymi) nie bardzo po drodze; przeczytałam tylko dlatego, że po prostu wpadła mi w ręce w dogodnym momencie. Książkę wywiad-rzekę z Kazikiem (którego twórczość znam znacznie lepiej niż twórczość pani Szymborskiej) męczę już od kilku miesięcy i chyba ostatecznie nie zmęczę:(
      Wracając jednak do tematu: jeśli chcesz aby było uroczo i sympatycznie, czym prędzej zacznij lekturę!

      Usuń
    4. Z biografii zjadłam Smolenia. Bardzo wartko się czytało, z wiedz, że nie gustuję w biografiach jakoś.
      Lektura musi uzbroić się w cierpliwość. Ech, żizń, żizń.

      Usuń
    5. Niestety, ostatnio nie mam czasu na lektury wymagające cierpliwości. Albo porwie, albo nie porwie. Pokłady cierpliwości zużywam w pracy, na dom i życie prywatne już nie starcza:(

      Usuń
    6. E, nie... To lektura ma się uzbrajać, aż łaskawie po nią sięgniemy. :)))))

      Usuń
    7. Niżej pisałam o tym, że dziś jestem wyżęta. Jak widać, z rozumu także:(
      A patrząc z tej perspektywy, to w domu mam istny arsenał!:D

      Usuń
    8. Ja tez się czuję pod ostrzałem. Nie wiem, kiedy wyjdę spod łózka :D Momarto, może jakaś unia? Mam podwójne łóżko, dużo miejsca na podłodze.

      Usuń
    9. Obawiam się, że one (wychodzi na to, że książki to kobiety) mają przewagę liczebną. Uwaga! Przeczołguję się do Ciebie, może pokonamy je dubeltową siłą naszego intelektu!

      Usuń
    10. Myślisz, że przestraszą się korkowca i kapiszonów? :D

      Usuń
    11. Korkowie, kapiszony i książki to trzy K. Tego boją się wszystkie współczesne i wyemancypowane kobiety:P

      Usuń
  2. A mnie się bardzo dobrze czytało, a jeszcze jaki pan Rusinek ma miły głos. Podpisał mi tę ksiażkę na targach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że napisałam jakiś niewyraźny post:( Mi też czytało się bardzo dobrze - w trakcie lektury byłam wręcz zachwycona. Dopiero potem naszły mię refleksje i tak już trzymają.
      Ale tak jak napisałam w poście: niczego nie zarzucam, tylko stwierdzam. A że subiektywnie? Takie moje czytelnicze prawo, nieprawdaż?:)

      Usuń
  3. Lubię takie drobiazgi bez zadęcia, nawet mam ostatnio małą fazę na takie książki, choć czasem kończy się to boleśnie. Pogoda i stan organizmu absolutnie nie pozwalają na czytanie czegokolwiek o większym ciężarze gatunkowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Drobiazg bez zadęcia" to chyba dobry opis dla tej książki. Dorzuciłabym jeszcze przymiotnik "lukrowany".
      Pogoda mi nie rzutuje, bo czy dobra czy zła i tak robię to samo, czyli zasuwam jak mały motorek. Dziś np. czuję się jak przepuszczona przez wyżymaczkę, odłożę więc na później lekturę Joyce'a:P

      Usuń
    2. Ale mocno lukrowany, czy tak jak porządny pierniczek?

      Usuń
    3. Celność Twych porównań jest porażająca: zdecydowanie jak pierniczek:P

      Usuń
    4. A to dam radę. Gorzej jakby miał lukru niczym babka z hipermarketu. Cytrynowego.

      Usuń
    5. A to nie wiem, u nas na prowincji cytrynowych hipermarketów nie ma.
      Rusinkowi dasz radę, z pewnością. Przeczytaj i daj głos, to będę wiedziała, czy powinnam puknąć się w głowę.

      Usuń
    6. Cytrynowych babek nie ma co żałować.
      Przeczytam, głosu nie obiecuję, gdyż albowiem mam stos do opisania i stale rośnie. A czasu nie przybywa, ni chęci.

      Usuń
    7. Ja nie lubię ani cytrynowych, ani pomarańczowych, ble!
      A głos wystarczy jak dasz skrótowo, na przykład pisząc tutaj: "puknij się" albo "nie pukaj się". Obiecuję, że zrozumiem.
      Ja ostatecznie porzuciłam myśli o tym, że napiszę o szeregu książek, które przeczytałam w ciągu minionych miesięcy. Jeśli nie napiszę od razu, nie napiszę nigdy (chyba że przeczytam ponownie). Czasem żałuję, głównie z tego powodu, że bezpowrotnie tracę pewne skojarzenia i uczucia, które towarzyszyły lekturze w tym a nie innym momencie. Ale nie da się, po prostu nie da się i tyle.

      Usuń
    8. Dobsz, postaram się nie zapomnieć o daniu głosu tutaj. Chociaż zapominam o mnóstwie rzeczy, nie tylko o fabułach i wrażeniach.

      Usuń
    9. Witaj w klubie. Ja regularnie zapominam o opłacaniu rachunków (a naprawdę bardzo chcę je zapłacić i nawet mam z czego). Ostatnio zapomniałam także, gdzie wsadziłam bardzo ważne świadectwo pracy mojego męża, którego duplikatu nijak nie da się uzyskać. Wisi nade mną widmo rozwodu:(

      Usuń
    10. Rachunki płacę regularnie, choć nie ma z czego :P Nie wiem, czy bardziej współczuć Tobie, czy mężowi, mam jednak nadzieję, że do ostateczności nie dojdzie.

      Usuń
    11. Też mam taką nadzieję. Wprawdzie zapominam, za to mam wiele innych zalet:)

      Usuń
    12. Bylebyś o nich nie zapomniała, a będzie dobrze.

      Usuń
    13. O takich rzeczach się nie zapomina!

      Usuń
  4. Rzuciłem się z motyką, a raczej szczerymi chęciami na "Lektury ...", ale tak jakoś wgryzłem się (motyką?) tylko do 10 strony. Znakiem tego nie pora na Szymborską :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chciałeś się wgryzać, lepsza byłaby glebogryzarka. Ech, nic się nie znasz na czytaniu literatury!

      Usuń
    2. Pomysł z glebogryzarką mógłby się spodobać noblistce :)

      Usuń
    3. Może i mógłby, ale wiersza to by raczej o tym nie napisała. Limeryk prędzej, choć byłoby to nie lada wyzwanie, upchać gdzieś z sensem tak długie słowo. Czuję, że w grę wchodzi tylko trzeci wers, bo gdzie indziej zaburzy rytm. Jako żem jednak nie noblistka, a do tego mam intelektualną fazę zniżkową, na tych teoretycznych rozważaniach poprzestanę:(

      Usuń
    4. Fazę zniżkową? To co mam powiedzieć ja, człowiek który nigdy nie myślał nad glebogryzarką w kontekście poezji. Ba!, w żadnym kontekście :P

      Usuń
    5. Najwyraźniej zbyt krótko jesteś właścicielem ziemskim:P Ja po dwóch latach nie tylko myślę o glebogryzarkach, ale i o sąsiadogryzarkach (to takie urządzenia, które zagryzają sąsiadów, którzy w każdej wolnej chwili pielą i pielęgnują swoje ogródki, podczas gdy w Twoim ogródku pną się bujnie wyłącznie pokrzywy i mlecze)

      Usuń
    6. To jak znajdziesz tę maszynę, to daj namiar, bo mam tu dwóch takich do wygryzarkowania. W najgorszym razie nawpuszczam im kretów na te wimbledońskie trawniki.

      Usuń
    7. No i wykrakane. Wczoraj byłem w casto i z zainteresowaniem pochyliłem się nad spalinowymi zastępczyniami łopaty sztychowej, bo w planie na jesień są żywopłoty (i żeby nie było, to moje plany, nie kitkowe) i trochę ziemi do zmierzwienia będzie. A co do drugiej kwestii, to akurat dzięki Babci i Żonie nie odstajemy bardzo od sąsiadów, ale wiem o czym mówicie, bo jeżdżąc na rowerze widzę te wycyzelowane cudeńka. I zawsze się zastanawiam czy to własnym sumptem, czy też z pomocą meksykań..., tfu, ogrodnika :P

      Usuń
    8. I niech ktoś teraz powie, że prowadzenie dialogów na blogu nie kształci!:P
      Żywopłoty z cyprysików, nie daj Bóg?
      U mnie sąsiedzi ewidentnie własnym sumptem. Człowiek wraca do domu o 20, chciałby usiąść na balkonie (z którego szczęśliwie rozpościera się wyłącznie widok na drzewka i trawnik, prawie ostrzyżony) i chociaż herbatę wypić, ale krztusi się, widząc jak za płotem sąsiadka z sąsiadem posuwają na kolankach usuwając niewidoczne chwasty i rzucając co chwilę nienawistne spojrzenia na maki, chabry, mlecze i kąkole bujnie rosnące po naszej stronie. Mam wrażenie, że i kret tu nie pomoże:(

      Usuń
    9. Momarto, jak Cię świetnie rozumiem. Ja mam taki widok z okna gabinetu. Siedzi człowiek i tyra ciężko, z widokiem na mlecze i niezgrabione igliwie, a u sąsiadów pań i pani miziają kwiatuszki, trawniczki, drzeweczka, oczko wodne czyszczą, liszki zbierają do butelek z naftą, namiocik foliowy rozstawiają. Normalnie szlag może na miejscu trafić. Szczęśliwie u nas jeszcze nie Ameryka i nie można (chyba) nikogo zaskarżyć o to, że jego chwasty rozsiewają się na cudzej działce.

      Usuń
    10. Namiocik foliowy (z okienkami celem lepszej wentylacji) moi też mają, niech ich szlag trafi. Wieszając pranie podsłuchałam jednakże skargi, że dwa rządki ogórków im nie wzeszły i poczułam mściwą satysfakcję. Jak tak dalej pójdzie, charakter całkiem mi zejdzie na psy:(
      Proponowałabym uprzedzić przeciwnika i zanim oni pozwą nas, pozwać ich. O odszkodowania za straty moralne, rzecz jasna:P

      Usuń
    11. Właśnie. Ale są też zyski, np. przeszedł na naszą stronę cały zagon poziomek, o bluszczu i jakimś płożącym się czymsiu nie wspomnę. Jeszcze trochę i będę miał ogród urządzony bez wysiłku i kosztów.

      Usuń
    12. U mnie zyski mniejsze: chrzan, bez i maliny. Niestety, moja wizja mojego ogrodu w przyszłości nieco odbiega od tej, która tworzy mi się obecnie, tj. malinowego chruśniaka, w którym może i da się schronić przed ciekawych wzrokiem, za to palce na oślep krwawią:( Że o poranionym kocie nie wspomnę.

      Usuń
    13. Uu, maliny to mus na bieżąco karczować, bo jak się rozrosną, to zamieszkasz w zamku Śpiącej Królewny co to otoczony chaszczami.

      Usuń
    14. No. Problem tkwi w zwrocie "na bieżąco". Moje "na bieżąco" i ich (malin) "na bieżąco" nieco się różnią:(

      Usuń
    15. No wiem wiem. Zawsze pozostanie napalm o świcie.

      Usuń
    16. Ale to dopiero jak mi życie zbrzydnie, co?:P

      Usuń
    17. Czy tylko ja dostrzegam tu pewną sprzeczność, która ani chybi doprowadzi mnie do konieczności zapuszczenia warkoczy, grubych niczym lina konopna?

      Usuń
    18. Bajki Ci się mylą. Jako Śpiąca Królewna masz sto lat urlopu na spanie i plaster na palcu ukłutym wrzecionem.

      Usuń
    19. Wiesz co, to jest chyba całkiem niezła opcja. 100 lat spania w moich niewyspanych uszach brzmi jak anielska muzyka! Muszę tylko natychmiast skombinować odpowiednie wrzeciono.

      Usuń
    20. Sąsiedzi na pewno mają na stryszku babuleńkę starowinkę, co przędzie :)

      Usuń
    21. A wiesz, że naprawdę mają? Podobno ledwo przędzie...

      Usuń
    22. To cudnie, wrzeciono ma więc przestoje i możesz się nim kłuć w dowolnej chwili :P

      Usuń
    23. A dasz mi na piśmie, że za 100 lat pojawi się na białym koniu muskularny (także na mózgu) książę cud-urody?

      Usuń
    24. Nic na piśmie. Baśnie się opierają na umowie społecznej.

      Usuń
    25. No właśnie. A potem zacznie się wykładnia oświadczeń woli stron tejże umowy i okaże się, że koń nie biały tylko czarny, rycerz głupi i chucherko, a co gorsza nie chce całować. No way!

      Usuń
    26. No to w takim razie karczuj maliny!

      Usuń
    27. To ja już lepiej naskrobię ten pozew. Akurat za 100 lat, jak się już skończy i wygram grube milijony, będę miała na wynagrodzenie dla karczującej siły najemnej.

      Usuń
    28. Ale czy sto lat spokojnego snu nie zrównoważy rozczarowania w chwili przebudzenia?

      Usuń
    29. Może i zrównoważy, ale tu idzie też o to, by do przebudzenia w ogóle doszło (bez całowania się nie obejdzie). A poza tym potem coś trzeba będzie z tym czasem (i znacznie poprawioną wskutek wyspania) urodą zrobić!:P

      Usuń
    30. No pardą, królewny rankami zrywają się śliczne,
      Liryczne i apetyczne.
      To musną coś jak jaskółka,
      To usną w słońcu jak pszczółka,
      Aż chmurki zbudzi ją cień.

      Usuń
    31. A gdy spłynie mrok wieczorny? Co wtedy, no co?!

      Usuń
    32. Wtedy to już jest po ślubie z królewiczem i pozamiatane.

      Usuń
    33. No daj spokój, ślub? (nie zapominajmy o rozczarowaniu)

      Usuń
    34. No weź. I co, zakończenie ma brzmieć "i żyła ze swoim konkubentem długo i szczęśliwie"??

      Usuń
    35. Po pierwsze, nie z konkubentem, tylko z partnerem. Po drugie, a czemu ja mam z nim żyć. Cmok, uścisk dłoni i po wszystkim.

      Usuń
    36. No weź, to kto się będzie przebijał przez chaszcze budzić królewnę dla uścisku dłoni? Chociaż obiad byś zafundowała, posiłek regeneracyjny jakiś po trudach.

      Usuń
    37. A obiad proszę bardzo. Może być szaszłyk z soczewicy? (każę mu powtórzyć nazwę dania, w ten sposób od razu sprawdzając pochodzenie królewicza)

      Usuń
    38. Ale jak Wanda spragniona będziesz tylko Polaka? Może jednak lepiej poprosić o wyciąg z konta i paszport brytyjski albo amerykański a nie bawić się w powtarzanie "soczewica koło miele młyn"?

      Usuń
    39. Colin Firth zajęty, Paul Newman nie żyje. Reszta anglojęzycznych mnie nie interesuje. Poza tym staram się nadążać za trendami.

      Usuń
    40. Tylko uważaj, żeby nie trafił Ci się jakiś Seba odziany w odzież patriotyczną, za to obdarzony nieskazitelną dykcją :)

      Usuń
    41. Seba jest konkretną postacią, którą - jako osoba obyta w świecie - powinnam znać, czy też ma charakter metaforyczny?
      PS. Ci odziani w odzież patriotyczną (biało-czerwony dres) rzadko mają nieskazitelną dykcję:P

      Usuń
    42. Masz tu z grubsza opis: http://naszymzdaniem.dlastudenta.pl/artykul/Typowy_Seba_podbija_polski_Internet_(FOTO),93612.html
      Rzadko mają nieskazitelną, więc tym bardziej taki z porządną dykcją może się okazać atrakcyjną opcją.

      Usuń
    43. Nisko mnie oceniasz, doprawdy.

      Usuń
    44. pani życzyła prawdziwego Polaka, a dziś ten sort dominuje. A proponowałem: tylko zamożny Anglosas.

      Usuń
    45. To ja już nie chcę z trendem, wybieram niszowość:P
      I czy ja wyglądam na temperament pasujący do Anglosasa?

      Usuń
    46. A bo ja wiem, jak Pani wyglądasz?? Ale z temperamentu to Hiszpan zapewne?

      Usuń
    47. Nie mam pojęcia, nie znam żadnego Hiszpana. Ale znam Anglosasów i wiem, że oni nie. Niemcy też nie:P

      Usuń
    48. To i tak w żadnym wypadku nie doczekasz się, że bezbłędnie wymówi "soczewica" :D

      Usuń
    49. Nie znasz żadnego przystojnego i pełnego temperamentu Polaka? Biedaku:P

      Usuń
    50. A na co mnie Polak z temperamentem?

      Usuń
    51. Do wzorowania się i spoglądania z podziwem?

      Usuń
    52. Po "se" poznaję, że Ty wolisz spoglądać na Sebę. Biedaku po dwakroć:P

      Usuń
    53. O patrzajta. Najpierw soczewica, a teraz się se nie podoba. W głowie się przewraca od tego bycia Śpiącą Królewną :P

      Usuń
    54. Jeszcze się nie ukłułam, przypominam. Na razie rozważam, czy mi się to kalkuluje i wychodzi, że nijak nie. Nie dość, że gwarancji brak, to jeszcze trzeba znosić impertynencje!

      Usuń
    55. No poziomem marudności to już bijesz dowolną królewnę :P

      Usuń
    56. Rozumiem. Ktoś, kto dotychczas zadawał się tylko z dowolnymi królewnami, może poczuć się nieswojo, gdy spotka prawdziwą i jedyną w swoim rodzaju królewnę, nie przejmuj się.

      Usuń
    57. Masz obdukcję po nocy przespanej na ziarnku grochu? Bo jak nie, to pozwolę sobie wątpić w autentyczność.

      Usuń
    58. A wątp sobie, wątp. Ja jestem królewną 3.0, nie bawię się w żadne analogowe ziarnka grochu.

      Usuń
    59. 3.0 to średnia na świadectwie z akademii księżniczek? :P

      Usuń
    60. [nie zaszczyca go nawet przypadkowym spojrzeniem]

      Usuń
    61. No dobra, z fochów i min była szóstka :P

      Usuń
    62. Boję się, że jak napiszę, że z bukszpanu, to po pierwsze zaburzę tok narracji, a po drugie, nikt już nie będzie pamiętał o co mi chodziło :P

      Usuń
    63. Bez obaw, sfochowane księżniczki nigdy nie zapominają o powodach focha. Bukszpan lepszy niż cyprysiki, ale wolno rośnie i śmierdzi(powybrzydzałam, aby nie zaburzyć toku narracji:P)

      Usuń
    64. Koleżanki dementują wolnorośność i śmierdzielstwo bukszpanu. Zobaczymy. Do jesieni mam jeszcze trochę czasu, więc poczytam jeszcze o innych opcjach :)

      Usuń
    65. Mam kawałek bukszpanowego żywopłotu we własnym ogrodzie (po poprzednich właścicielach). Mój wolno rośnie i śmierdzi. A do tego nie sposób wyciągnąć z niego kota, jak już się tam wepcha:(

      Usuń
    66. Zaryzykuję. Posadzę od frontu, a że zazwyczaj przesiaduję od zaplecza, to może mi nie będzie bardzo ten smród przeszkadzał. A że wolno rośnie? Ależ ja się nigdzie nie śpieszę :D

      Usuń
    67. Też mam od frontu:) Jeśli nie zależy Ci na szybkim efekcie zielonej ściany, która odgrodzi Cię od spojrzeń ciekawskich, to faktycznie - wrzuć na luz.

      Usuń
  5. Uwielbiam cytrynowe; soki, lody, sorbety ... itp., ale literatury w polewie lukrowej niezależnie od dodanej esencji to już nie.. W biografiach gustuję i owszem, ale po przeczytaniu Beksińscy. Portret podwójny moje poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko, więc obawiam się, że takie pitu, pitu, choć jak piszesz całkiem sympatyczne mogłoby mnie zanudzić, aczkolwiek stan wiedzy na temat noblistki u mnie katastrofalnie niski, więc może choć coś z biografii by mi się utrwaliło, choć może wystarczyłoby poczytać w Wiki :) Jak się trafi przez przypadek to sięgnę, ale kupować to raczej nie koniecznie. Owocnej pod łóżkiem ze Skorpion PandeMonia walki życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć lubię co kwaśne, to za lodami cytrynowymi nie przepadam. A już babka cytrynowa to w ogóle brr!
      Przypomniałaś mi, że mam Beksińskich na półce, ciągle nietkniętych. Poprzeczka wysoko, powiadasz? W takim razie przesunę w górę listy:)
      Wracając zaś do książki Rusinka: nie dowiedziałam się z niej o Szymborskiej niczego, czego nie wiedziałabym wcześniej (a moja wiedza jest przypadkowa). Ale miło było poczytać.

      Usuń
  6. Ps. może anonimowo to niekoniecznie, ale żadne naj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic zupełnie? Ani malutkiego tańca z gwiazdami?:P

      Usuń
  7. Przeczytałam książkę p. Szczęsnej i Bikont, i z tego co do tej pory przeczytałam, to wydaje mi się, że książka p. Michała Rusinka jest uaktualnieniem. Nie wiem, czy teraz zdecyduję się sięgnąć. Przeczytam, ale nie wiem, czy kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam "Pamiątkowych rupieci", ale sadząc po dostępnych w internecie informacjach wydaje mi się jednak, że obie książki są napisane w całkiem inny sposób.

      Usuń