niedziela, 15 maja 2016

J.Hugo-Bader "Skucha", czyli o rzeczywistości, która dogoniła historię

Nie ma powodu, aby dobrze opowiedziana historia przypominała rzeczywistość. [To] rzeczywistość ze wszystkich sił stara się przypominać dobrze opowiedzianą historię.
Takim mottem z opowiadania Izaaka Babla opatrzył „Skuchę” jej autor, Jacek Hugo-Bader; lepszego wybrać nie mógł. Że jest ono genialnie dobrane, okazało się krótko po tym, jak ulokowałam się w przedziale pociągu jadącego z Warszawy do Szczecina. Rzeczywistość postanowiła nadążyć za historią. Czy dobrze opowiedzianą? To się okaże.

„Skucha” jest dla Hugo-Badera książką osobistą, o której mówił już od dawna. To historie jego dawnych kolegów i koleżanek z solidarnościowego Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego „Wola” z Warszawy, z którymi konspirował w latach 80-tych ubiegłego wieku. Nazywa ich Kolumbami rocznik 50, zwycięskimi konspiratorami, o których nikt dotąd nie napisał, nie sprawdził jak wiedzie im się w Polsce, którą sobie wywalczyli. Bader postanowił wypełnić tę lukę.
Snuta przez niego opowieść jest chaotyczna, mimo że starannie zaplanowana. Brak w niej happy endów, a po lekturze w ustach pozostaje wyłącznie gorycz. Wydaje się, że przegrani są wszyscy jej bohaterowie (poza jednym), także ci, którym pozornie się udało, bo w wolnej Polsce zostali ministrami lub osiągnęli to, co powszechnie uznaje się za sukces.
Część z nich pogubiła się w świecie, w którym nie trzeba już było z nikim walczyć, bo nie umieli po prostu żyć.
Inni utopili się w alkoholu. Jeszcze inni we własnej frustracji i poczuciu krzywdy.
Bader próbuje każdego z nich zrozumieć, z lepszym lub gorszym rezultatem. W przypadku wielu przywołuje opowieści o ich dzieciństwie, zazwyczaj niezbyt kolorowym. Sam pozostaje – zupełnie jak na siebie wyjątkowo – w cieniu. 
Wydawało się, że nie jest to dobra lektura do pociągu. Okazało się, że lepszej wybrać nie mogłam.
Razem ze mną (w tym samym i sąsiadujących przedziałach) jechało bowiem kilkunastu działaczy jednego ze związków zawodowych, wracających z (co ustaliłam już później) krajowego zjazdu delegatów. Nie wiedzieli, że przypadkiem wiem na temat ich działalności bardzo dużo, że z racji wykonywanego zawodu zetknęłam się z wieloma z nich, także tymi nieżyjącymi i zasłużonymi. Po dwóch kliknięciach w komórkę wyposażoną w dostęp do internetu znałam nazwiska prawie wszystkich. Oni mojego na szczęście nie.
Jedna flaszka, druga flaszka („a może się pani z nami napije?”). Poziom agresji coraz wyższy, frustracja wypełza z przedziałów na korytarz. Pretensje, wyrzuty, opowieści coraz bardziej kombatanckie.
Gdybym to ja się tym zajmował, to bym tak tego, kurwa, jak ty nie spierdolił”
Co ty, kurwa, wiesz. To ja wszcząłem strajk w Stoczni. To ja jestem w encyklopedii „Solidarności” (Sprawdziłam. Faktycznie jest. 10 lat temu został też odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, ale o tym nie wspomniał). 
Ty, ty, ty, ty chuju, ty!
Banda przegranych. Grupa żyjących we własnym, istniejących w ich głowach świecie, w którym opowieści sprzed ponad trzydziestu lat stają się coraz bardziej fantastyczne.
I w tym właśnie momencie czytam na stronie 197 książki Hugo-Badera taki oto fragment:
Nie trzeba wcale ryć na froncie w okopach, kluczyć po kartoflisku pomiędzy minami, unikać kul, odłamków, żeby potrzebować terapii, leczenia ze stresu pourazowego, z syndromu pola walki. Bo nawet po bezkrwawej mało zabójczej wojnie weterana ogarnia ciężkie uczucie pustki, smutku, jakby wrócił ze wspaniałej, bardzo długiej podróży, jakby dopadła go normalna powakacyjna chandra, jesienny smutek, depresja – tyle że dziesięć razy mocniej. Nic więc teraz nie smakuje, a w zasadzie prawie nic nie czujesz, boś swój posiłek, swoje życie rozpoczął od najostrzejszej potrawy, po której wszystko smakuje jak zimne kluski leniwe z cukrem. Rzecz więc w tym, żeby to nowe życie także miało moc, żar, smak, żeby co jakiś czas coś szarpnęło człowiekiem od środka, żebyś przeżył wielką miłość, zdobył władzę, pieniądze, sławę, cokolwiek, od czego zakręci się w głowie, od czego ciśnienie tętnicze skoczy, a serce rozhuśta niebotycznie jak podczas sprintu.
Moimi współtowarzyszami podróży, podobnie jak częścią spośród bohaterów Badera, huśtają tymczasem wyłącznie wspomnienia. O latach, w których o coś walczyli. W których byli bohaterami. W których życie miało sens.
A dziś? Dziś niektórym się udało, innym niekoniecznie. Jedni chcieliby walczyć, inni organizować rodzinne festyny („może przyjdzie pani z dziećmi? Wymienimy się telefonami, to dam cynk, kiedy będzie”). Pozostali chcą się po prostu tylko napić.
Mniej więcej w połowie trzeciej flaszki jeden wreszcie zadaje mi pytanie: „A co właściwie pani tak tam czyta?”
Pokazuję okładkę.
Skucha” – czyta na głos. – „O kurwa, a o czym to w zasadzie?” – pyta. Zanim odpowiem: „O was, panowie”, odzywa się rechot jego towarzyszy.
- I widzisz, kurwa, Andrzej, skucha! I tak nic z tego nie zrozumiesz!”

Hugo-Bader w jednym z ostatnich rozdziałów swojej książki pisze tak:
„(…) reporter tym się różni od autora powieści, że nie wymyśla ani nie zmyśla, ale kombinuje zaobserwowane, a najczęściej usłyszane historie, fakty i postaci, bo nie wszystko przecież można znać z autopsji. Wielki Melchior Wańkowicz, król polskich reporterów, nazywał to prawdą zmyśloną.
Więc nie ma nawet co gadać o obiektywnym reportażu. Jeśli potrzebujesz czegoś takiego, zabierz się do lektury książki telefonicznej. Tam żaden z tysięcy bohaterów nie powie czegoś takiego, od czego nawet twardym facetom chce się ryczeć.

Nie jestem reporterem ani twardym facetem. Moja opowieść nie jest zmyślona.
Ale po lekturze „Skuchy”, identycznie jak po tej podróży, jest mi raczej smutno.
Bo, tak samo jak Andrzej, nie jestem w stanie tego wszystkiego zrozumieć, mimo że bardzo się staram.

Jacek Hugo-Bader „Skucha”. Agora S.A. i Wydawnictwo Czarne, 2016.

51 komentarzy:

  1. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam twój post. Książka nad wyraz ciekawa.
    Części mężczyznom odpowiadałby stan ciągłej "walki"...trudniej z normalnym życiem. Dotyka to również bywa emerytów, którzy z powodu spowolnienia życia często szybko odchodzą w zaświaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo; trochę obawiałam się, że po tak długiej blogowej przerwie wyszłam z wprawy.
      Sądzę jednak, że sprowadzanie tego do podziału na mężczyzn i kobiety jest nadmiernym uproszczeniem (choć w większości przypadków wszystko się zgadza). Bohaterkami książki Hugo-Badera są też kobiety, które nie są bynajmniej beneficjentkami tego wszystkiego co się wydarzyło i którym równie trudno co mężczyznom odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
      Trafne wydaje mi się natomiast porównanie do emerytów. Ciągle jest wśród nich zbyt mało takich, którzy umieją odnaleźć się w nowej sytuacji. I nie chodzi tu tylko o finanse, raczej o mentalność.

      Usuń
    2. Tak myślałam, że uproszczę zbytnio, ale zawsze jakoś mam na uwadze, że kobiety są bardziej czynne poza zawodowo.
      Ale niestety są i takie, które nie bardzo wiedzą co ze swym czasem zrobić.....choćby syndrom pustego gniazda.
      Piszesz ciekawie zawsze, ale bywa tak obszernie, że ja nie zawsze mam czas czytać. Dlatego wolę gdy posty są mniej obszerne. Ten akurat był w sam raz objętościowo na moje mozliwości percepcyjne również.

      Usuń
    3. Chyba wszystko zależy jednak od człowieka, nie od płci. Chociaż moja perspektywa, osoby w kwiecie wieku, dobrze wykształconej, przyzwoicie zarabiającej, czynnej zawodowo i spełnionej rodzinnie, nie musi być jedynie słuszną.
      Uwagę na temat długości postów przyjmuję z pełnym zrozumieniem. Ostatnio też nie mam czasu czytać niczego, a już zwłaszcza niczego długiego. Czasem jednak chciałoby się na jakiś temat napisać tyyyle... Cieszę się jednak, że tym razem utrafiłam w sam raz w Twoje potrzeby:)

      Usuń
    4. Chociaż moja perspektywa, osoby w kwiecie wieku, dobrze wykształconej, przyzwoicie zarabiającej, czynnej zawodowo i spełnionej rodzinnie, nie musi być jedynie słuszną....Jak to się dobrze czyta.....szczególnie to "spełnionej rodzinnie".

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. No tak, w dzisiejszych czasach człowiek zadowolony z własnego życia wydaje się rzadkością, prawda?:)
      Zasyłam pozdrowienia wzajemne!

      Usuń
    6. A ja jestem w stanie wygenerować czas na tekstową obszerność momarty, najwyżej sobie dzielę na porcje. Droga pani mm, proszę się nie ograniczać.

      Usuń
    7. Droga Inwentaryzacjo, lejesz miód na me serce!:) Ale zarazem sprawiasz, że płonę rumieńcem na myśl, ileż to Twoich tekstów pominęłam (każdego bardzo żałuję i postanawiam poprawę).
      Moje ograniczenia są ostatnio wyłącznie natury życiowo-czasowej, bo gdyby to tylko ode mnie zależało, to popłynęłabym, że ahoj!

      Usuń
    8. (...oraz w systemie zmianowym: do pociągu, do biblioteki i do fisharmonii ;)

      Usuń
    9. Jeszcze parę innych miejsc by się znalazło, ale Twą uwagę odnajduję jako nader celną:P

      Usuń
    10. Droga mm, nie płoń mi tu, bo ja raz na dwa, trzy miesiące piszę coś naprawdę wartego uwagi i wzruszu, reszta to blogowe pakuły w celu utrzymania ciągłości przedsięwzięcia.
      Ty masz chyba lepsze statystyki w tej materii. Tylko że człowiek chciałby żeby jego inteligentny elektorat trafiał na odpowiedni moment wyprzenia talentu, eheh.

      Usuń
    11. Przyj, inwentaryzacjo, przyj!
      A moje statystyki, biorąc pod uwagę ostatnią częstotliwość wpisów, są w najlepszym wypadku podobne (zna się te chwyty retoryczne, nie?).

      Usuń
    12. Prę, prę, aż się drę ;)
      Lepiej niezbyt często się objawiać, a za to chlasnąć publikę czymś niebanalnym. Wolę to niż blogerów codziennych a pierniczących. Chociaż ilość trwogi i smutku jaki POWYŻEJ zaserwowałaś to mi lodowatym strumieniem aż w skarpety poszedł. I teraz muszę chyba przeczytać jakąś bajkę dla dzieci czy coś. Zatem dobranoc :)

      Usuń
    13. Mogę trzymać Cię za rączkę i obcierać pot z czoła, w zamian oczekując wyłącznie propozycji zostania matką chrzestną nowego posta.
      Jednym z moich ulubionych filozofów zawsze był Kierkegaard. Od bojaźni i drżenia bardzo blisko do smutku i trwogi, niestety.
      Z bajkami też trzeba ostrożnie; od Grimmów trzymaj się lepiej z daleka! Może "Kołysanki rybki Mini-Mini"? Dobranoc:)

      Usuń
  2. Wiesz, jakoś się tej frustracji nie dziwię. Powiedziałbym, że to bardzo ludzkie. Widzieć na przykład, że członkowie "związku przestępczego o charakterze zbrojnym" mają się bardzo dobrze, za których sprawą lądowało się w więzieniu, traciło pracę i mieć świadomość, że tamto poświęcenie dzisiaj już się nie liczy. Było - minęło. To może być frustrujące. Piją w pociągu - faktycznie, nieelegancko. Ale to przecież nie elity, gdyby się panowie załapali na stołki piliby pewnie u "Sowy" a różnica oprócz ceny polegała by na tym, że rozmowy słuchałabyś nie tylko Ty ale i cała Polska :-).
    PS.
    Po sprawie "Długiego filmu o miłości" jakoś nie mogę nabrać zaufania do JHB a i z wydawnictwem Czarne po zachwycie "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" jakoś nie mam szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla ścisłości: jechaliśmy pierwszą klasą, więc pewna "elytarność" w tym była:P
      A cała reszta się zgadza. Wykonuję taki zawód, że mam bezpośredni wgląd i w życie działaczy solidarnościowych, i esbeków. Wniosek jest taki, że tym drugim wiedzie się zdecydowanie lepiej. Mnie to tylko wkurza, ale ja młoda jestem. Rozumiem, że starszych może także frustrować.
      O rzekomym plagiacie popełnionym jakoby przez Jacka Hugo-Badera pisałam tutaj. Każdy ma prawo mieć własne zdanie, ale myślę, że warto nie kierować się uprzedzeniami.

      Usuń
    2. Gdyby to były elity to panowie nie częstowali by Ciebie. W tym geście dostrzegam raczej egalitarność niż elitarność :-)
      Sprawy plagiatu JH-B jakoś specjalnie nie drążyłem a i do samego autora też nic nie mam. Zachwalano mi jego książkę, już nie pamiętam jaką a tu akurat "wybuchła" ta sprawa i tak "z ostrożności procesowej" dałem sobie spokój.

      Usuń
    3. Częstowanie odbierałam raczej jako element tzw. podrywu, ale niech będzie, że to egalitarność:P
      JHB budzi kontrowersje, jednak ja niezmiennie go lubię. Proponuję przy najbliższej okazji spróbować i wyrobić sobie własne zdanie. Cudze opinie nader często okazują się chybione.

      Usuń
    4. Ach, ta kobieca próżność... :-)

      Usuń
    5. To nie próżność, to doświadczenie życiowe:P

      Usuń
  3. Dlatego jeżdżę drugą :P I rzadko czytuję kombatanckie wspominki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej klasie jest znacznie wygodniej. A w drodze "tam" - gdy jechałam IC, a nie jak "z powrotem" TLK - to już w ogóle odbywał się szał ciał i rozpasanie wszelakie (mimo że bez udziału panów związkowców).
      "Skucha" to nie są kombatanckie wspominki, nic z tych rzeczy.

      Usuń
    2. W sumie, to nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem pociągiem, więc trudno tu mówić o jakichś świeżych doświadczeniach w tym względzie :) A co do Badera, to może bym i sięgnął po powieść, ale skoro upiera się przy NF, a przydomek Bajer nie wziął się znikąd, to jednak na razie podziękuję. Chyba, że po prostu uznam, że jednak czytam powieść osnutą jeno na faktach, to może tak. Zobaczymy. Szansę dam, bo jednak opis zbierania pyłku z konopi wciąż żywo mam w pamięci, mimo że od lektury "W rajskiej ..." minęło już trochę czasu :P

      Usuń
    3. Mam wrażenie, że już kiedyś prowadziliśmy tę dyskusję... O tym, czym powinien być reportaż, na ile można w nim przestawiać fakty, osoby i zdarzenia. I - oczywiście - o tym, czy Bader łże, czy nie łże.
      Stąd już nader blisko do dyskusji o naturze prawdy, brr!:P
      A Ciebie powinno chociaż tło historyczne pociągnąć, o!

      Usuń
    4. Racja, prowadziliśmy. Zobaczymy co będzie. Na razie chłopaki narobili mi smaka na Hena, a ja sam w międzyczasie straszę się polskim hydraulikiem. Bader musi poczekać :)

      Usuń
    5. Masz na myśli młodego Hena? Pamiętam tylko post ZWL; też nastawił mnie pozytywnie. Na razie jednak czytam z doskoku i bardzo nieprzewidywalnie. Ostatnio głównie orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego:(
      "Polski hydraulik" bardzo mi się podobał, ale czytałam pierwsze wydanie. Potem obraziłam się na tę książkę, gdy okazało się, że w wydaniu kolejnym pojawiły się nowe teksty. Tego nie robi się czytelnikom!

      Usuń
    6. Ha! Po napisaniu tego komentarza przypomniałam sobie, że właśnie "Polskiego hydraulika" dotyczy jedyna recenzja, jaką kiedykolwiek umieściłam w BiblioNetce, o tutaj. Bez fałszywej skromności, ale pisałam lepsze. Na BiblioNetkę też się wtedy zresztą obraziłam, bo kazali mi się formatować według ich oczekiwań, niedoczekanie! (pewnie dlatego ten tekst jest taki sobie, o!)

      Usuń
    7. Tak, młodego. A dokładnie "Solfatarę". Trochę przeraża mnie objętość, ale jeśli czyta się tak dobrze jak panowie zachwalają, to z przyjemnością się zagłębię. "Polskiego ..." czytam właśnie z doskoku i to, żeby Cię pognębić, najnowsze wydanie. A na NETkę też się obraziłem (stąd wziął się Śmieciuszek), a teraz to już w ogóle widzę, że zmierza w stronę, która zupełnie mi nie odpowiada :P

      Usuń
    8. Może kiedyś też sięgnę po Hena Młodszego. Chociaż jeśli dzieło grube, to jego szanse gwałtownie maleją:(
      Biblionetka ma, jak widać, spore zasługi na blogowym polu. U mnie było podobnie, choć chodziło przede wszystkim o Stosikowe losowanie (z którego zresztą teraz też się wypisałam, nie dając rady) i potrzebę umieszczania gdzieś wrażeń z wylosowanych tam lektur. Myślisz, że powinniśmy im podziękować?:P

      Usuń
    9. Gruba, ale na jej obronę napiszę, że widziałem grubsze :) A co do dziękowania, to nie wiem. Poznałem fajnych ludzi. Części z nich podoba się moja grafomania. Ale ostatnio musiałem wysłuchać kąśliwych uwag na temat swojego lenistwa :P Summa summarum - podziękuję, bo lubię swój kawałek sieci :D

      Usuń
    10. Grubych książek ostatnio nie brakuje. Każda przeraża mnie tak samo. Do tej pory zachodzę w głowę jakim cudem zobaczyłam "Mr Pebble i Grudę" i nie uciekłam. Może na emeryturze mi się zmieni, bo na razie szans na to nie widzę.
      U mnie bilans podziękowaniowy wypada lepiej. Pewnie dlatego, że nikt mnie w sposób kąśliwy nie napastuje:P

      Usuń
    11. Tylko czekaj :P A grubas jak dobry, to lepszy niż cienias :D

      Usuń
    12. E, ja za bardzo się izoluję od grupy, żeby grupa (trzymająca myszki) chciała mnie napastować:P
      U mnie z grubasami ten problem, że na sam ich widok włącza mi się "kiedy ja zdążę to przeczytać?!", a do tego jeszcze "a przecież w tym czasie mogłabym przeczytać ze 3 inne książki!" Ale w robocie też nie przepadam za opasłymi tomami, może stąd te lęki?:P

      Usuń
  4. A ja po przeczytaniu mam taką refleksję: MoMarto - musisz częściej jeździć w delegacje! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się okadzona ze wszystkich stron, aż oczy mi łzawią.
      Następna delegacja na początku września - zdążycie się stęsknić;)

      Usuń
  5. Zupełnym zbiegiem okoliczności trafiłem na ten WYWIAD, więc podrzucam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam, choć pobieżnie (gdzie mój wolny czas, ach gdzie?) i mam wrażenie, że Ciebie mógł on nie zachęcić do lektury "Skuchy" (patrz: wątek z orderem).
      Dzisiaj zdaje się, że jest coś w DF, ale nie miałam czasu nawet pobieżnie rzucić okiem.

      Usuń
    2. Jeżeli brak rzetelności w sprawach, które dotyczą samego autora, to raczej nie nastraja to optymistycznie do reszty materiałów.

      Usuń
    3. No i właśnie - czy to świadczy o braku rzetelności? Moim zdaniem nie, ale ja naprawdę nie wierzę w istnienie prawdy jako takiej. Kiedyś wierzyłam, ale mi przeszło. Chyba bezpowrotnie.

      Usuń
    4. Zatem pozostajemy na swoich stanowiskach :D

      Usuń
    5. Mam wrażenie, że to też już było:)

      Usuń
  6. Droga Momarto, ja zupełnie nie na temat - czy może jakimś zbiegiem okoliczności wybierasz się na weekend do Warszawy??? Odpisz mi proszę na maila, wiem, że chyba nie zaglądasz regularnie na momartablog, dlatego pukam tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpukałam gdzie trzeba:)

      Usuń
    2. Szkoda, że nie przyjechałaś :(
      Ale teraz już znam Was obie naocznie :)

      Usuń
    3. Tak jakby ostatecznie nie było takiej opcji. Ale zapewniam, że od czasu gdy mnie widziałaś nic a nic się nie zmieniłam!:P

      Usuń
    4. A ja dalej naocznie Momarty nie znam.. :(
      Ale z biegiem czasu (lat?) zamierzam to zmienić! O! ;-)

      Usuń
    5. Grunt to dobry plan i jeszcze lepsze chęci! Reszta jakoś pójdzie:) W sumie gorzej byłoby, gdybym ja mieszkała w Świnoujściu a Ty w Ustrzykach Dolnych, prawda?:P

      Usuń
  7. Chciałam polecić wagon w strefie ciszy, gdzie obowiązuje zakaz rozmów komórkowych i innych - tych bogato przeplatanych słowem kurwa także, ale gdybyś wybrała takowy- nie byłoby wpisu - więc można powiedzieć, że nie ma tego złego, co by ... A co do walki i rozgoryczenia, no cóż - wydaje mi się, że mądry człowiek będzie od początku zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli robi to co uważa za właściwe to nie może liczyć na to, że będzie kiedyś z tego powodu doceniony, prędzej zostanie odsądzony od czci i wiary. Dzisiejszy bohater jutro zostanie okrzyknięty zdrajcą. A zadowolony z życia człowiek to rzadki okaz, więc cieszę się, że zaliczasz się do tego grona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wagon w strefie ciszy to zdecydowanie wagon nie dla mnie: ) Ja pasjami uwielbiam jeździć koleją! Gdybym mogła, jeździłabym nią codziennie, bo zawsze, naprawdę zawsze, przytrafiają mi się tam niesamowite historie.
      Wiesz co, ja mam wrażenie, że jeśli robi się to, co uważa się za słuszne, to nie ma sensu oglądać się na innych. Nie mam przy tym na myśli nieliczenia się z innymi, bo tu zawsze trzeba być uważnym i zwracać uwagę na to, czy aby kogoś się nie krzywdzi. Chodzi raczej o to, że jeśli motywacją do zrobienia czegoś jest chęć zdobycia uznania, to jest to motywacja - proszę mi wybaczyć - do dupy.
      Moje życie z całą pewnością mogłoby być lepsze i doskonalsze (mogłabym na przykład mieć czyściej w domu, bo na razie jestem bliska wyhodowania nieznanej dotychczas ludzkości kolonii bakterii), ale lubię je takim, jakie jest. Czego wszystkim innym także życzę.

      Usuń
  8. Ja w ogóle się nie odniosę do wpisu, tylko napiszę, że cieszę się, że znowu piszesz, bo już się martwić zaczynałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bo ze wzruszenia zacznę płakać jak bóbr!:P Nie chwal jednak dnia przed zachodem słońca - znów mnie ogłuszyło nadmiarem życiowo-pracowych atrakcji i koniecznością pisania (niczym oszalała grafomanka) setek stronic na całkiem inne tematy:(

      Usuń