wtorek, 21 kwietnia 2015

D. de Latour, M. Brykczyński "Opowiem ci mamo co robią pająki", czyli nie czytać przy kapturnicach

Nie lubię pająków.
Nie przepadam za ich długimi odnóżami, a szczególną odrazę żywię do tych owłosionych i tłustych. W domu straszą, wyłażąc znienacka zza wezgłowia łóżka; w lesie produkują kilometry pajęczyn, w które zaplątuję się w czasie moich wędrówek.
Doceniam tylko to, że dzięki nim nauczyłam się powściągać emocje. Odkąd mam w domu dwóch synów, przestałam na widok pająków krzyczeć. Zamiast tego bezgłośnie sięgam po odkurzacz, a niekiedy nawet odważnie gołą ręką chwytam za pajęcze kończyny (wyłącznie te nieowłosione).

Tegoroczna wiosna nastroiła mnie jednak pozytywnie do wszelkich przejawów życia. Dzięki niej zaczęłam życzliwszym okiem patrzeć nawet i na pająki. W przypływie ciepłych uczuć zażądałam, by dzieci ostrożnie chwytały je do specjalnego pojemnika, po czym wynosiły na ogród (najlepiej za płot, do sąsiadów).
Znalazłam również specjalną pozycję książkową, prezentującą pająki w chwytający za serce sposób.


Pająki – dziadkowie czytający książki i wycierający pajączkom-wnukom zasmarkane noski.
Pajęcze oseski, z kokardami na malutkich główkach.
Pająki – podróżnicy, nieustraszenie wędrujący po najciemniejszych nawet zakamarkach.
Wydawało mi się, że - wyrysowane przez Daniela de Latoura - na zawsze odmieniły nasze serca (no, może moje to nie, ale ja już stara i niereformowalna jestem).


Przez kilka dni po lekturze radowałam się za każdym razem, gdy widziałam Młodszego, który w skupieniu czekał aż pająk wejdzie do pojemnika, po czym ostrożnie go wynosił, cicho przy tym nucąc. „Cóż za wrażliwe dziecko!” – myślałam. „Moja krew” – dorzucałam pod nosem, patrząc krzywo w stronę własnego męża.

Wczoraj jednak sprawa się rypła. Przyłapałam Młodszego gdy przemykał z zamkniętym w pojemniku pająkiem na piętro. Cichaczem podążyłam za nim.
Nie zdążyłam.
Napisałabym, że dobiegło mnie tylko mlaskanie, ale kapturnice nie mlaszczą.


W zasadzie nie powinnam się dziwić. Człowiek, który ma w domu rośliny owadożerne (oprócz kapturnicy jest i rosiczka) nie powinien zapominać o konieczności zamontowania tabliczki z napisem: „Nie dokarmiać roślinek!”

Zastanawiam się tylko, co nie zadziałało.



Czy to Daniel de Latour użył za mało wzruszającej kreski?

Czy może za bardzo się rozproszył i niepotrzebnie tak wiele miejsca poświęcił innym owadom? Jak na książkę o pająkach, pająków tu bowiem stanowczo za mało. Na kolejnych stronach znacznie więcej niż pająków znaleźć można muszek, much, komarów, trzmieli, żuczków i innego obrzydlistwa. Trudno powściągnąć odrazę i mordercze instynkty!


Prawdopodobnym winowajcą wydaje się też autor tekstu, Marcin Brykczyński. Napisane przez niego słowa (dumnie nazwane przez wydawcę „wierszami”) są w tym przypadku raczej zbędne, a do tego niekoniecznie sensowne. Niby na temat i do rymu (szkoda tylko, że to rymy raczej częstochowskie), ale wydaje się, że mali odbiorcy znakomicie poradziliby sobie i bez tych łopatologicznych podpowiedzi. Z nimi natomiast, zirytowani, nie dziwota, że próbują odreagować!

Bardzo polecam książkę o pająkach – zwłaszcza jeśli dziecko panicznie się ich boi albo ma zwyczaj rozdeptywać wszystko, co jest małe i się rusza. Dzięki tej lekturze, zamiast uciekać albo atakować, może się zastanowi, jak napotkanemu stworzeniu na imię oraz ile ma braci i sióstr.” – napisała na okładce dr Alicja Zagrodzka z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej.

Faktycznie, coś w tym jest. Młodszy zaniósł dziś kapturnicy Stasia, Krysię i Agatkę. Przekazał potem, że Agatka powiedziała mu przed śmiercią, że ma jeszcze dwudziestu braci i osiemnaście sióstr, które kryją się gdzieś po kątach.

Daniel de Latour i Marcin Brykczyński „Opowiem ci mamo co robią pająki”. Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2014.

21 komentarzy:

  1. Ale co miało nie zadziałać?! Twój syn, wygląda na to, ma jak najbardziej prawidłowe, atawistyczne, męskie odruchy! A Ty tylko kręcisz nosem, co za matka! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę tu na mnie od rana nie krzyczeć, bo zamknę się w sobie niczym rosiczka!:P
      I myślisz, że twórcy tej książki chcieli wyzwolić w dzieciach atawistyczne męskie odruchy? Spójrz na tego pajączka na okładce, któremu dziadek wyciera nosek chusteczką;)

      Usuń
    2. Ja tam nie wiem co oni chcieli, w każdym razie Twój syn wykazuje prawidłowe, męskie odruchy, w dodatku świadczące o jego dobrym serduszku - w końcu troszczy się o roślinkę, wrażliwiec :-)

      Usuń
    3. Istotnie, gdy spojrzeć od strony roślinek rzecz przedstawia się całkiem inaczej:) Aż boję się pomyśleć jaki efekt w takim razie wywołałaby książka "Opowiem Ci mamo co robią rosiczki"...

      Usuń
  2. Ja w kwestii towarzyskiej: a te długie co siedzą z ćmikami, zgryzają kiełbasą i śmigają w karciochy to kto to?
    Rosiczka, o której piszesz to pewnie muchołówka. Mieliśmy jesienią egzemplarz, ale przeszedł na dietę i już go nie ma...
    Tu jego/jej przygody z muchą w tle:
    http://karolki.blogspot.com/2014/09/czy-mozna-przekramic-rosiczke.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć karaluchy, fuj (każdy zresztą oszukuje, spójrz na to co chowają w odnóżach!).
      A nasza rosiczka jest na pewno klasyczną rosiczką, taką, o (klik) Wasza muchołówka wygląda dużo bardziej atrakcyjnie, ale uznałam że skoro bierzemy kapturnicę, to starczy tych mocnych wrażeń:) Chociaż taka mucha, za którą zamyka się wieko to naprawdę coś, nawet jeśli jest wyssana:P

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Strzał w dziesiątkę!:D Młodszy twierdzi zresztą, że on to jest po Ciemnej Stronie Mocy i jak będzie duży, zostanie Imperatorem. Czyżby to taka mała wprawka?

      Usuń
    2. Pomijając kwestię padawaństwa i takie tam, to czy te mięsożery sprawdzają się w upalne lato, które obrodziło w bzykacze? :)

      Usuń
    3. Podobno tak. U nas na razie bzykają tylko pszczoły sąsiada, ale latem liczę na pogrom wśród muchek owocówek:)

      Usuń
  4. Jesteś bohaterką! Co prawda odkąd mam syna, też staram się powściągać swoje reakcje na widok tych cudnych stworzeń, jednak wciąganie odkurzaczem mnie przeraża - zawsze miałam wizję, że wypełzają z rury, i ilekroć w dzieciństwie zdarzyło mi się przez przypadek wessać jakiegoś pająka, rzucałam włączony odkurzacz i uciekałam z dzikim wrzaskiem. A roślinki chyba muszę sobie sprawić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam nie tylko wizję: ja to widziałam na własne oczy we własnym domu, brr! Co więcej, minionego lata razem z moją koleżanką walczyłyśmy z obrzydliwym tłustym pająkiem-gigantem, który ulokował się w naszym brodziku. Nie pamiętam już teraz ile razy wyłaził z odpływu (chciałyśmy go spłukać, bo odkurzacza, jak to na wakacjach, nie było pod ręką), ale na tyle dużo, że obie zdążyłyśmy posiwieć.
      Roślinki bardzo pożyteczne. Nasza rosiczka była dziś na gościnnych występach u kolegi Starszego, gdzie podobno zjadła kilkanaście komarów:)

      Usuń
    2. O fuuu, dzięki, właśnie pogłębiłaś moją fobię :P

      Usuń
    3. Niczego nie pogłębiałam, a tylko przedstawiłam obiektywną i szczerą relację ze zdarzeń, których byłam świadkiem:P
      A tak poza tym, to problem (fobia) zazwyczaj znika po tygodniu spędzonym pod namiotem. Najwyższy czas zaplanować wakacje!

      Usuń
    4. O nie, namiot już przerabiałam, raz w dzieciństwie i dwa razy w młodzieńczych (haha) czasach. Nieprędko mnie ktoś namówi na powtórkę :P

      Usuń
    5. Ach, ta dzisiejsza wydelikacona młodzież!:P

      Usuń
    6. Do takich akcji nie używa się odkurzacza! Męża trzeba! Mąż skutecznie wyprowadza pająki.
      Wiem, wiem, czasami go nie ma. Nauczyłam się łapać wtedy takie wielonogie osobniki w chusteczkę higieniczną i (niech mi bóg pająków wybaczy) spuszczać z wodą w toalecie.
      Książkę mamy, dzieci przeczytały, do pająków mają stosunek dwoisty, te narysowane są ok, te żywe tata ma wynieść z pokoju.

      Usuń
    7. Mojego męża nie da rady używać, gdyż on straszy pająkami. Wyobraź sobie, że goni Cię z pająkiem zawiniętym w papier toaletowy (lub chusteczkę higieniczną), usiłując wsadzić Ci go za bluzkę! Dziękuję bardzo, wolę odkurzacz.

      Usuń
  5. Hahahah! Twój Młodszy mnie rozwalił na łopatki :) A takie rośliny to sama chciałabym w domu mieć - też bym je dokarmiała ;)

    A przy okazji:
    http://mojeprzemiany.blox.pl/2015/04/Liebster-Blog-Award.html
    mam nadzieję, że potraktujesz jako miły przerywnik, zwłaszcza, gdy 'zapadniesz' na jakiś brak weny czy coś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rośliny są też i u Was - u nas były tylko na gościnnych weekendowych występach. O, proszę: http://roraima.pl/

      Zaglądałam do Ciebie już wcześniej, ba! nawet wydrukowałam sobie Twój post, gdyż ostatnio nie przyswajam ani trochę tego, co widzę tylko na ekranie (ale być może chodzi o to, że czas na wizytę kontrolną u okulisty), jednak na razie nie bardzo mam kiedy przeczytać go ze zrozumieniem. Gdy tylko zdołam, coś napiszę:) A na brak weny nie narzekam, gorzej z czasem. Pomysłów na posty tysiące, tyle że nijak nie wiem kiedy je napisać. A od drugiej połowy maja będzie tylko gorzej:( Tak czy siak, postaram się tym razem coś (kiedyś) wymyślić w odpowiedzi na Twoje okrutnie trudne pytania:)

      Usuń